01. Calabi-Yau - 5:03
02. Fermion - 7:41
03. Orbifold - 6:19
04. Open String - 1:25
05. Torus - 6:03
06. Closed String - 2:16
07. Dual Resonance - 4:46
08. Heavy Ion - 6:58
09. Brane - 0:51
Czas całkowity - 40:59
– Hanjoo Lee - gitara
– Haejin Kang - skrzypce
– Sangman Kim - gitara basowa
– Yuntae Kim - perkusja
Dream Theater | Arion - Warszawa | COS Torwar | 29.01.2023
poniedziałek, 06 luty 2023 18:19 Dział: Relacje z koncertówDream Theater widziałem tylko raz w życiu na żywo, podczas ostatniej jak do tej pory (mam nadzieję, że wróci!) edycji festiwalu Prog In Park w 2019 roku. Przyznam, że tamten występ nie zrobił na mnie większego wrażenia, dlatego w stronę Torwaru szedłem z nadzieją w sercu, że ten koncert to zmieni.
Tego wieczoru, główną gwiazdę supportował pochodzący z Finlandii zespół Arion. Nie miałem wcześniej przyjemności z tą kapelą, ale trzeba przyznać, że wypadli bardzo korzystnie. Nie jestem szczególnym fanem power metalu, ale jego klasyczna wersja uprawiana przez Finów jest naprawdę przekonująca. Zespół brzmiał bardzo dobrze, nawet nie za głośno, co bywa zmorą Torwaru. Muzycy poruszali się po scenie swobodnie i z odwagą. Szczególnie charyzmatyczny był wyrzeźbiony jak Herkules wokalista, który dwoił się i troił, by choć trochę porwać publiczność. Na tym etapie, ludzie wciąż wchodzili na Torwar, a koncert rozpoczął się punktualnie, więc publika nie była zbyt liczna, a szkoda, bo zespół zasługiwał na to.
Dream Theater również wyszedł na scenę punktualnie. Generalnie, organizacja całości była bez zarzutów. Podobnie jak oprawa. Tło zespołu stanowiły imponujące rozmiarem wizualizacje, choć ich jakość momentami pozostawiała trochę do życzenia. Występ otworzył, jak można było przewidzieć, singlowy "The Alien" z ostatniej płyty "A View From the Top of the World". Nowy album miał generalnie sporą reprezentację, ale nie zabrakło kilku standardowych szlagierów. Niestety, w pewnym sensie, motywem przewodnim nie tylko tej trasy Dream Theater, stała się kondycja wokalna Jamesa LaBrie. Różne opinie można było przeczytać w internecie, ale wszystko trzeba sprawdzać samemu. Moim zdaniem, nie było źle, ale wokaliście zdarzały się gorsze momenty, jak w "Caught in a Web", w którym po prostu nie wyrabiał z głosem. Trochę się bałem o "Pull Me Under", ale tu było czysto i pięknie. Niezwykle wzruszająco zabrzmiał "Solitary Shell", wspomagany odpowiednimi wizualizacjami w tle, takich emocji powinno być na koncertach DT zdecydowanie więcej! Nie rozczarował również zagrany już na bis "The Count of Tuscany". Przechodząc do kwestii technicznych, jeśli chodzi o głośność, była na wysokim poziomie. Osobiście, spędziłem koncert w stoperach, ale raczej dla własnego komfortu, bo dało się wytrzymać i bez nich. Ogólnie, byłem pod wrażeniem selektywności i dobrych ustawień akustycznych Torwaru. A było czego słuchać, bo instrumentalnie zespół wciąż utrzymuje się na najwyższej półce na światowej scenie prog metalowej. Nie da się opisać wszystkich niuansów techniki muzyków, to trzeba usłyszeć samemu. Miłym zaskoczeniem była dla mnie też atmosfera całego koncertu. Występ na Prog In Park pamiętam jako bardzo chłodny i trochę bezduszny. Tym razem, zespół zdecydowanie bardziej starał się utrzymywać kontakt z publicznością, LaBrie sporo mówił, z szacunkiem i sympatią. Miłym akcentem było również świętowanie urodzin asystentki produkcji, uroczej April, którą zespół zaprosił na scenę, by wszyscy mogli jej zaśpiewać "Happy Birthday" (co akurat wyszło trochę koślawo, ale szczerze).
Dream Theater zakończył występ po niemal równo dwóch godzinach. Z Torwaru wyszedłem zdecydowanie bardziej zadowolony niż poprzednio z terenu wokół Progresji (oczywiście, jak już wydostaliśmy z parkingu, co wymagało cierpliwości). Było mi trochę przykro, że Torwar nie był bardziej zapełniony. Może to już nie te czasy dla zespołu, może przyjeżdżają trochę za często, choć sam tak nie sądzę. Niemniej, uważam, że giganci metalu progresywnego pokazali klasę. Zespół wciąż ma dużo do powiedzenia, nie przypadkiem porównuje się do nich prawie każdą kapelę prog metalową. Mam nadzieję, że jeszcze będzie mi dane zobaczyć Dream Theater na żywo, choć chętniej na osobnym koncercie niż w ramach festiwalu.
Gabriel Koleński
Zdjęcia: Jan"Yano"Włodarski
Więcej zdjęć ARION TU
01. Save Me Tonight - 3:31
02. Silver Sunlight - 4:32
03. Hail The Sunrise - 4:24
04. Age Of Changes - 5:50
05. Hurricane - 4:50
06. One Nation, One Sun - 7:36
07. Golden Light - 5:09
08. You'll Never Be Alone - 7:58
09. Fly Like An Eagle - 3:49
10. Freedom To Be Free - 8:12
11. Closer To Your Dreams - 3:38
Czas całkowity - 59:29
- Bernie Shaw - wokal
- Mick Box - gitara, dodatkowy wokal
- Phil Lanzon - instrumenty klawiszowe, dodatkowy wokal
- Dave Rimmer - gitara basowa, dodatkowy wokal
- Russel Gilbrook - perkusja
01. Grazed By Heaven - 4:32
02. Living The Dream - 5:34
03. Take Away My Soul - 6:13
04. Knocking At My Door - 4:59
05. Rocks In The Road - 8:19
06. Waters Flowin' - 4:28
07. It's All Been Said - 6:01
08. Goodbye To Innocence - 3:34
09. Falling Under Your Spell - 3:25
10. Dreams Of Yesteryear - 5:25
Czas całkowity - 52:30
- Bernie Shaw - wokal
- Mick Box - gitara, dodatkowy wokal
- Phil Lanzon - instrumenty klawiszowe, dodatkowy wokal
- Dave Rimmer - gitara basowa, dodatkowy wokal
- Russel Gilbrook - perkusja
01. Speed Of Sound - 4:55
02. One Minute - 4:54
03. The Law - 5:24
04. The Outsider - 3:22
05. Rock The Foundation - 4:07
06. Is Anybody Gonna Help Me? - 5:07
07. Looking At You - 3:35
08. Can't Take That Away - 4:54
09. Jessie - 3:59
10. Kiss The Rainbow - 5:12
11. Say Goodbye - 3:34
Czas całkowity - 49:13
- Bernie Shaw - wokal
- Mick Box - gitara, dodatkowy wokal
- Phil Lanzon - instrumenty klawiszowe, dodatkowy wokal
- Dave Rimmer - gitara basowa, dodatkowy wokal
- Russell Gilbrook - perkusja, dodatkowy wokal
01. Wake The Sleeper - 3:33
02. Owerload - 5:58
03. Tears Of The World - 4:45
04. Light Of A Thousand Stars - 3:57
05. Heaven's Rain - 4:16
06. Book Of Lies - 4:05
07. What Kind Of God - 6:37
08. Ghost Of The Ocean - 3:22
09. Angels Walk With You - 5:24
10. Shadow - 3:35
11. War Child - 5:07
Czas całkowity - 50:46
- Bernie Shaw - wokal
- Mick Box - gitara, dodatkowy wokal
- Phil Lanzon - instrumenty klawiszowe, dodatkowy wokal
- Trevor Bolder - gitara basowa, dodatkowy wokal
- Russell Gilbrook - perkusja, dodatkowy wokal
Distant Dream | Metafox | Walk Among Statues - Warszawa | Potok | 28.01.2023
piątek, 03 luty 2023 17:34 Dział: Relacje z koncertówMiejsca, w których są organizowane koncerty, dzielą się na co najmniej kilka klas i kategorii. Mogą to być wielkie hale, stadiony, częściej jednak kluby, mniejsze i większe. Zdarzają się też lokalizacje tak specyficzne i na swój sposób wyjatkowe, jak warszawski Potok. Znajdujący się na Żoliborzu klub po pierwsze ciężko jest znaleźć, a po drugie początkowo nie zachęca do głębszej eksploracji. Samozwańczy "Drugi Dom Ludzi Rocka" przypomina bardziej rockowy pub, niż klub muzyczny. Sala koncertowa znajduje się dość głęboko i jest raczej skromna, ale wystarczająca na mniejsze koncerty. Co nie zmienia faktu, że frekwencja była bardzo budująca!
Koncert rozpoczął się od występu pochodzącego z Wrocławia zespołu Walk Among Statues. To wciąż młoda ekipa, mająca na koncie raptem dwie epki, ale to utalentowani muzycy, doskonale zgrani i przygotowani do występów na żywo. Set wykonany perfekcyjnie i w skupieniu, panowie wytworzyli naprawdę świetny klimat. Początkowo, było trochę za głośno, ale generalnie problem ten czasem powracał przez cały wieczór, stanowiąc delikatny mankament. W Potoku Walk Among Statues zaprezentowali materiał z nadchodzącej, debiutanckiej, pełnej płyty, która ma się ukazać w tym roku. Jeśli będzie ona brzmiała tak jak na żywo, to szykuje się bardzo ciekawa pozycja na polskiej scenie post rockowej.
Drugi zespół tego wieczoru był z nieco innej bajki niż dwa pozostałe, ale stanowił ciekawe urozmaicenie. Siedlecka grupa Metafox wykonuje muzykę z pogranicza prog metalu i fusion, z naciskiem na to drugie, z uwagi na dużą ilość bardzo precyzyjnych, koronkowych partii solowych. Początkowo, muzycy mieli lekki problem z ustawieniem prawidłowego brzmienia, ale trochę pomogła publiczność, na co zespół zareagował zresztą z bardzo dużym dystansem i poczuciem humoru. Po pokonaniu drobnych przeszkód technicznych, zespół zmiótł publiczność z powierzchni sali. Panowie zagrali znakomity set, idealnie łączący ciężar z ekwilibrystycznie odgrywanymi szczegółami, nie zapominając o koncertowym spontanie. Poprzeczka została zawieszona wysoko.
Występ głównej gwiazdy wieczoru, czyli Distant Dream, przywrócił koncert na post rockowe tory. Co ciekawe, muzycy zaprezentowali zupełnie inne podejście niż ich koledzy z Walk Among Statues, choć teoretycznie to ten sam gatunek. Gdańszczanie zaczęli głośno, ciężko i intensywnie i tak było już praktycznie do końca, z krótkimi przerwami na złapanie oddechu. Reakcje publiczności pokazały, że dokładnie tego oczekiwano od zespołu, który odpłacił się z nawiązką. Widać było, że muzycy doskonale czują się z takim przyjęciem. To, co od razu rzuca się w oczy w przypadku Distant Dream, to duży profesjonalizm na każdym kroku. Zespół przyjechał z własnym, dodatkowym oświetleniem i generatorem dymu, które wspomagały wytworzenie wyjątkowej atmosfery. Tak się mozolnie buduje karierę zespołu grającego niszową muzykę w naszym kraju. Mam nadzieję, że to wszystko zaprocentuje w przyszłości, bo grupa ma duży potencjał.
Wychodząc z koncertu zastaliśmy w Potoku regularną "rockotekę", wówczas było widać gdzie leży serce klubu. Rockowe hity z lat 90-tych (akurat na takie się załapaliśmy), uśmiechnięci ludzie, pełny parkiet. Nie dziwię się, że to miejsce ma stałych bywalców. Koncert, na kórym miałem przyjemność być, nie do końca pasował do klimatu Potoku, ale to tym lepiej świadczy o właścicielach. Ten wieczór będę bardzo miło wspominał, bo lubię takie mniejsze koncerty, ale nie ukrywam, że już wypatruję kolejnych.
Gabriel Koleński
Zdjęcia: Michał Majewski / Maj Music
Haken oraz Between The Buried And Me zagrają wspólny koncert w Warszawie
czwartek, 02 luty 2023 17:43 Dział: NewsTo będzie święto progresywnego metalu! Gwiazdy gatunku zaprezentują się 24 lutego w warszawskim klubie Proxima, w ramach europejskiej trasy „Island in Limbo Tour”.
Przedsprzedaż biletów na wydarzenie rozpocznie się tutaj już 29 sierpnia o 10:00 (druki kolekcjonerskie)
HAKEN (Wielka Brytania) prog metal:
Haken już od lat ma ugruntowaną pozycję w progmetalowym panteonie. Szerszy poklask zdobyli już przy premierze "The Mountain" z 2013 roku i na pewno pomogły w tym liczne pochlebstwa z ust takich tuzów jak Jordan Rudess lub Mike Portnoy, ale Brytyjczycy nie zasypują gruszek w popiele i wciąż zaskakują słuchaczy. Ich ostatnie dwie płyt to wyraźny zwrot w stronę metalowej gałęzi muzyki progresywnej i wyszedł on tak dobrze jak wszystkie poprzednie wolty. Czy tych kolesi w ogóle da się zatrzymać?
BETWEEN THE BURIED AND ME (USA) prog metal:
Mówi się, że metal progresywny wpada w pułapkę własnych trików, a pierwiastek "progresywny" dodaje się do niego tylko z przyzwyczajenia, ale Between the Buried and Me przeczą tej zasadzie. To kapela, która bez problemu stawia sobie poprzeczki na niebotyczne wysokości, a potem z lekkością je przeskakuje. Tylko u nich znajdziecie luźne nawiązania do współczesnych wcieleń amerykańskiej ekstremy połączone z opcją fusion czy bardziej współczesnym progmetalowym transem. W tych utworach nie ma chwili na oddech i dobrze - podczas koncertu będziecie stać z opuszczonymi szczękami.
CRYPTODIRA (USA) prog metal:
Cryptodira to jedna z tych grup, które pompują i stale odświeżają pojęcie metalu progresywnego. Bez większych zahamowań wrzucają słuchaczy w wir blastów i innych składowych death metalu, ale do tego oferują jazzowe przebiegi, refreny z arenowym potencjałem i post-metalowe snuje. Tak kreatywnych ludzi ze świecą szukać!
Wystąpią:
HAKEN (Wielka Brytania) prog metal
BETWEEN THE BURIED AND ME (USA) prog metal
+
Cryptodira (USA) prog metal
Kiedy: 24 lutego (piątek) 2023
Gdzie: Warszawa @ Proxima, ul. Żwirki i Wigury 99a
Bilety: 109/119 zł – przedsprzedaż; 130 zł – w dniu koncertu;
Organizator: Knock Out Productions
Bilety na koncert będą dostępne od 29 sierpnia (10:00) na:
- SKLEP KNOCK OUT (bilety kolekcjonerskie)
Nazwa: PROG FEAST
Miejsce: VooDoo Club, Warszawa
Data: 11 marca 2023, start g. 18:30
11 marca w warszawskim VooDoo Club odbędzie się impreza, na której nie może zabraknąć fanów rocka. Prog Feast, czyli progresywna uczta, to festiwal, na którym zaprezentują się 4 kapele z rodzimego podwórka:
· Here on Earth (Katowice)
· Dispelled Reality (Warszawa)
· Pinn Dropp (Warszawa)
· Artyfiction (Wrocław)
Prog Feast to nie tylko kilka godzin hipnotyzującej muzyki, lecz także możliwość spotkania i poznania miłośników artystycznego i progresywnego rocka, również na After-party po koncercie. Line-up imprezy zapewni zarówno podróże przez klimatyczne kompozycje, jak i cięższe numery pełne energetycznych riffów.
Głównym celem imprezy jest promocja zarówno muzyki z pogranicza Art / Prog, jak i polskiej sceny reprezentującej te gatunki. Co więcej, Prog Feast się rozpędza, bo w planach są już kolejne edycje festiwalu.
Na imprezę zapraszają organizatorzy – Dispelled Reality, wykonawcy i patroni medialni!
A na koniec z przymrużeniem oka: „A niechaj narodowie wżdy postronni znają, iż Polacy nie gęsi, iż swój progrock mają.”
Katatonia | SÓLSTAFIR | SOM - Warszawa | Stodoła | 24.01.2023
poniedziałek, 30 styczeń 2023 16:25 Dział: Relacje z koncertówWchodząc we wtorkowy wieczór do Stodoły, pomyślałem, że już bardzo dawno nie byłem w tym klubie (ostatnio chyba na koncercie Johna Mayalla kilka lat temu). Jednak, tego zapachu nie da się zapomnieć, bo żaden klub nie pachnie tak jak stołeczna Stodoła (wszak, nazwa zobowiązuje). Żarty żartami, ale w Warszawie to miejsce już dawno obrosło legendą, nawet jeśli dziś już lekko przebrzmiałą. Dawno też już nie pamiętam aż tylu ludzi w Stodole. Zatwardziali metalowcy często śmieją się z takich kapel jak Katatonia czy Sólstafir, ale w naszym kraju te grupy od dawna mają duże, moim zdaniem uzasadnione powodzenie.
Wieczór rozpoczął się od występu amerykańskiej kapeli o tajemniczej nazwie SOM. Pod tymi trzema literami kryją się muzycy związani z Junius czy Caspian, zatem sroce spod ogona nie wypadli. Setlistę zdominował oczywiście ostatni, wydany w zeszłym roku album "The Shape of Everything", co kompletnie mi nie przeszkadzało, bo bardzo mi ta płyta przypasowała. Miło było posłuchać tych utworów na żywo. SOM jest trochę na siłę, choć nie do końca bezpodstawnie, wtłaczany do shoegaze'u, ale to nieco cięższe podejście do takich brzmień. Po korekcie głośności wokalu na początku, występ przebiegł bez większych zakłóceń i stanowił świetne wprowadzenie do całego koncertu.
O tę część tego wieczoru obawiałem się najbardziej. Sólstafir miałem okazję widzieć wcześniej trzy razy i niestety każdy kolejny był coraz słabszy. Tegoroczny występ grupy w Stodole przywrócił mi wiarę w tę kapelę. Przede wszystkim, wróciły energia i poczucie humoru lidera, Aðalbjörna "Addi" Tryggvasona. Już dawno nie widziałem go w tak dobrej formie i nastroju. Uśmiechał się (!), zagadywał publiczność, zachęcał do wspólnego śpiewania, chodził po barierkach. O takiego Addiego walczyliśmy! Może wcześniej kilka razy miałem pecha, ale to był naprawdę najlepszy koncert Sólstafir, jaki widziałem od lat i ogromnie się cieszę, bo to zespół z dużym potencjałem i oryginalnym pomysłem na swoje brzmienie. Z nimi jest tak, że nie ma większego znaczenia co grają, bo generalnie większość twórczości Islandczyków utrzymana jest w podobnym klimacie, więc dopóki grają równo, to jest dobrze i dokładnie tak było tego wieczoru. Oczywiście, "Fjara" i "Ótta", zagrane pod koniec występu, zrobiły największą furorę.
Wieczór zakończyła główna gwiazda, czyli Katatonia, która udowodniła, że wciąż zasługuje na to miano. Szwedzi rzadko wracają do najstarszych płyt, nie grają też już tyle swoich sztandarowych hitów, co kiedyś, ale wciąż wydają co najmniej przyzwoite i równe płyty, które promują podczas kolejnych tras. Tym razem, w koncertowej setliście dominowała jeszcze ciepła, tegoroczna "Sky Void of Stars", nieco lżejsza i bardziej przestrzenna niż kilka ostatnich dokonań Katatonii, co wniosło pewien powiew świeżości. Największego pecha miał, swoją drogą też bardzo udany, album "City Burials", którego zespół nie za bardzo miał okazję promować na koncertach, z uwagi na premierę podczas pandemii. Obecnie, panowie wykonują z niego tylko "Behind the Blood" i "Untrodden", który, ze względu na tekst, bardzo pasuje na koniec podstawowego setu. Z wcześniejszych płyt, największy udział ma wciąż ukochany przez fanów "Great Cold Distance", z którego usłyszeliśmy "Deliberation" (jednak szkoda, że nie "Soil's Song"), "My Twin" i już na bis "July". Występ zakończył, a jakże, obowiązkowy "Evidence" z mojego ulubionego "Viva Emptiness".
Nie ukrywam, że dla mnie to był wieczór zaskoczeń. Nie w przypadku SOM, bo z jakiegoś powodu czułem, że akurat oni poradzą sobie bez problemu. Absolutnie zaszokował mnie Sólstafir, ale bardzo cieszę się, że ten zespół nadal potrafi dawać tak dobre koncerty i na kolejny wybiorę się już bez obaw. Katatonia może mnie aż tak nie zaskoczyła, ale Szwedzi pokazali, że nie tylko chcą, ale przede wszystkim wciąż potrafią porwać publiczność. Tegoroczny sezon koncertowy zaczął się bardzo ekscytująco (kilka dni wcześniej widziałem w Hydrozagadce Sunnatę, Entropię i Mord'A'Stigmatę), a zapowiada się tylko ciekawiej.
Gabriel Koleński