01. Bunt - 3:51
02. Animal - 4:43
03. Zdrajcy - 5:04
04. Przebudzenie - 4:08
05. Kiedyś - 5:12
06. No Forgiveness - 3:20
07. The Head - 4:10
08. How Many Times - 4:57
09. To co ważne - 5:26
10. Mrok - 3:29
11. Bitwa - 3:48
12. Sztorm - 3:57
13. Ostatnia z kart - 4:11
Czas całkowity - 56:16
- Andrzej Kwiatkowski - wokal, gitara akustyczna
- Adam Wosz - gitara, gitara akustyczna
- Piotr Nowak - fortrpian, syntezator, organy Hammonda
- Władyslaw Kołodziejczyk - gitara basowa, skrzypce, ukulele, saz,
- Karol Nowak - perkusja
Kilka ciekawych informacji z obozu wydawnictwa Lynx Music.
13 października nakładem wydawnictwa Lynx Music ukaże się płyta zespołu THE GATE " Faceless "
Debiutancki album zespołu The Gate „ Faceless „ przynosi 6 utworów przesiąkniętych muzyką lat 70 -tych między innymi takich zespołów jak : YES czy RUSH .
Utwór promujący album " Androd's Lovesong " z gościnnym udziałem Anji Ortodox ( wokalizy) można zobaczyć
na kanale Youtube tutaj :https://www.youtube.com/watch?v=CmJxFF8znvE&noredirect=1
1. Andorid’s Lovesong
2. My Way Or The Highway
3. Faceless
4. Mirror Dream
5. Open Your Eyes
6. More Than Everything
Maciej Dąbrowski • vocal, bass guitar
Maciej Hanusek • guitars, keyboards
Jakub Dąbrowski • drums and percussion
Gość na Android’s Lovesong - Anja Orthodox ( wokalizy)
Już 29 wrzesnia nakładem wydawnictwa Lynx Music ukaże się album : EGO, GEORGIUS -solowa płyta Jerzego Antczaka - gitarzysty zespołu ALBION.
Materiał muzyczny zawarty na płycie EGO , GEORGIUS to mikstura egzotycznych dźwięków, kosmicznych klimatów, efektów oraz solówek gitarowych spiętych w trwającą ponad 55 minut suitę. Autor mówi: Pierwsze nuty z tej płyty narodziły się w mojej głowie dwa lata temu. Moim zamysłem było skomponowanie muzyki filmowej jednak im dłużej nad nią pracowałem tym bardziej przybierała ona układ "songów" łączących się w jeden spójny tematycznie projekt, który dojrzewał do formy krążka CD. "Ego, Georgius" to bardzo osobista płyta. Wyraz mojego eskapizmu. Uciekam przez ludźmi, religią, polityką, ideologią, zakłamaniem i "hejtem". Uciekam w siebie i w świat dźwięków grających w mojej duszy.
Muzyk jest jedynym kompozytorem muzyki i autorem wszystkich tekstów umieszczonych na płycie. Gra na gitarach, instrumentach klawiszowych, programuje sekwencery, a także śpiewa. W jego pracy wspomagali go wykonawcy z krakowskiej sceny muzycznej: Rafał Paszcz – perkusja, Krzysztof Wyrwa – gitara basowa, Karolina Leszko – chórki, Anna Batko – wokalizy, Waldemar Nowak – gitara.
Realizacja i produkcja nagrań -Ryszard Kramarski ( Millenium ) i Jerzy Antczak.. Miks- Kamil Konieczniak (Moonrise)
Album dostępny w dwóch wersjach : digipak lub jawel case.
Youtube:
https://www.youtube.com/watch?v=O0bfqbf7T9M
https://www.youtube.com/watch?v=XGxxxxeebs8
1.Naive 5:58
2.Bloody George 3:03
3.Escape from... 1:10
4.Heaven 4:04
5.Nebayilhaye 5:38
6.Don't need you 6:38
7.Bottom of my soul 0:38
8.The Gods of our planet 9:40
9.Mermaids' song 7:09
10.Big deal 1:52
11.Humid tube 2:56
12.Waltz 7:10
Ważna informacja dla wszystkich , którzy mieli problem z zakupem albumu zespołu HELLHAVEN .
Debiutancki album myślenickiej formacji " Beyond the frontier " dostępny jest już w sklepie Lynx Music www.lynxmusic.pl
Nowy album formacji SPLEEN ARCANA “The light beyond the shades” w dystrybucji Lynx Music.
SPLEEN ARCANA to projekt multiinstrumentalisty (wokal, bas, gitary, inst. klawiszowe) Juliena Gaulliera , którego na bębnach wspiera David Parron oraz w chórkach Marie Guillaumet. Dźwięki z płyty to dawka muzyki w stylu : Pink Floyd , Radiohead ,Mike Oldfield , Anathema i Marillion.
1.Erin Shores 12:00
2.Fading Away 10:16
3.Memento Mori 24:08
Bartek "Dino" Musielak
Zastępca Redaktora Naczelnego
Recenzent
Rocznik: 1989
Skąd : Leszno
Co lubię w muzyce? Moc metalu, myśl progresywną, szorstkość industrialu, zaczepność elektroniki, nieprzewidywalność alternatywy. I to w skrócie opisuje jakiej muzyki słucham.
Wśród moich ulubionych zespołów wymieniam zawsze Tool oraz Nine Inch Nails, które wielbię wręcz maniakalnie. Przez moje niedługie życie, a jeszcze krótszy okres zamiłowania do muzyki, przebrnąłem przez fascynację wieloma gatunkami rocka i metalu. Zaczęło się od młodzieżowego nu metalu, później był czas poszukiwania czegoś mocniejszego - thrash i death metal. Nie obce są mi również nagrania formacji black metalowych. Ale już gdzieś pod koniec gimnazjum poznałem i zakochałem się w Tool, w liceum natomiast odkryłem Nine Inch Nails. Od tego czasu moje horyzonty muzyczne znacząco się poszerzyły, skierowałem swoje uszy na różne gatunki muzyczne, spuściłem z tonu choć mocna muzyka nadal stanowi ważny obszar moich upodobań. Również wtedy rozpoczęła się moja przygoda z rockiem i metalem progresywnym.
Ulubione albumy? Oczywiście Lateralus i Ænima Tool, The Downward Spiral, The Fragile i Year Zero Nine Inch Nails, ale również pierwszy album Rage Against The Machine, Eidolon Rishloo, Wavering Radiant ISIS, Damnation, Blackwater Park czy Deliverance Opeth, dyptyk Lunatic Soul, Remedy Lane Pain Of Salvation, Rapid Eye Movement Riverside, The Octopus Amplifier... i wiele, wiele innych. Mógłbym wymieniać i wymieniać!
A ukochany utwór? Zdecydowanie Third Eye Tool.
Recenzje, które piszę dla ProgRock.org.pl możecie też znaleźć na moim blogu: www.pandino.pl - na którym zamieszczam też wpisy z nieco innych rejonów muzycznych. Zapraszam!
Gabriel"Gonzo"Koleński
Zastępca Redaktora Naczelnego
Recenzent
Rocznik:
Skąd:
Najtrudniej chyba jest pisać o sobie.
Muzyką zainteresowałem się jak miałem jakieś 10 lat. Wówczas The Offspring wydało "Americanę" a ja zwariowałem na punkcie tego albumu i tego zespołu. Nie wstydzę się tego bo i nie ma czego. Nie wstydzę się również faktu, że jak miałem 12 lat zacząłem słuchać rapu (skończyłem w wieku lat 16), wtedy wszyscy słuchali takiej muzyki, co zresztą nie wyszło jej na zdrowie, ale to inna kwestia. W liceum zainteresowałem się muzyką z okolic punk/hardcore, która towarzyszyła mi przez kilka kolejnych lat. Również w liceum kupiłem swoją pierwszą płytę z muzyką progresywną, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Był to "Lateralus" Tool. Wtedy nie doceniłem kunsztu tej muzyki, zrozumiałem ją trochę później. Mniej więcej w czasie zakupu kolejnych płyt z progrockiem. Pamiętam jak ponad 6 lat temu wróciłem ze sklepu z "Rapid eye movement" Riverside i "The Wall" Pink Floyd. Ale był czad, to była dla mnie kompletna nowość, nie miałem pojęcia, że gdzieś ktoś grał taką muzykę (choć oczywiście nazwę Pink Floyd i utwór "Another brick in the wall" znałem, bez przesady). W tym czasie świadomie zacząłem interesować się rockiem progresywnym (oraz metalem, tak na marginesie) i trwa to oczywiście do dziś. Cały czas poznaję nowe rzeczy, nadrabiam klasykę, co jest trudne, bo istnieją setki (jeśli nie tysiące) płyt, które chciałbym poznać, a doba jakoś nie chce się rozciągnąć (wiem, próbowałem). Pomijam już fakt, że muzyki staram się słuchać z zakupionych płyt, a nie z internetu (choć z tym niestety bywa różnie). Ale to eksplorowanie i poznawanie co rusz nowych, kolejnych rzeczy to jeden z fajniejszych aspektów tego zainteresowania. Dlatego staram się podkreślać, że nie jestem nieomylny, a moje recenzje to głównie moje zdanie na dany temat. A propo recenzji, czy tekstów w ogóle. Moja przygoda z pisaniem o muzyce zaczęła się od wysyłania do Antyradia relacji z koncertów metalowych. Anz(hell)mo był na tyle uprzejmy by czytać je w swojej audycji "Rzeźnia". Podobnie zaczęła się moja przygoda z ProgRockiem. Chciałem umieścić gdzieś swoją relację z koncertu Opeth. Marcin zgodził się a potem to już jakoś poszło. I dziś (09.01.14), prawie 2 lata później, nadal idzie.
Gabriel "Gonzo" Koleński
Rozwiązanie konkursu - 3 pytania, 3 płyty, 3 zwycięzców!
czwartek, 18 wrzesień 2014 09:20 Dział: KonkursyRozwiązanie konkursu - 3 pytania, 3 płyty, 3 zwycięzców!
Prawidłowe odpowiedzi na zadane w konkursie pytania brzmią:
1. Jak się nazywa obecny manager zespołu POST PROFESSION?
- Krzysztof Hacik
2. Jaki zatytułowana był pierwsza długogrająca płyta POST PROFESSION?
- „…A Few Minute Before”
3. Gdzie i kiedy zespół POST PROFESSION będzie obchodził swoje 10-cio lecie?
- 17.10.2014 w studenckim klubie Remedium w Sosnowcu o godzinie 20:30
Spośród zgłoszonych odpowiedzi wylosowano następujących szczęśliwców i to do nich pocztą trafią nagrody:
Mariusz Śliwa – Sosnowiec
Marek Marczyk – Świątniki Górne
Maciej Gawryś – Kraków
Do wygrania 3 płyty „Frozen Feelings” thrashowego zespołu POST PROFESSION.
Warunkiem udziału w konkursie jest wysłanie za pomocą e-mail prawidłowych odpowiedzi na następujące trzy pytania:
- Jak się nazywa obecny manager zespołu POST PROFESSION?
- Jaki zatytułowana był pierwsza długogrająca płyta POST PROFESSION?
- Gdzie i kiedy zespół POST PROFESSION będzie obchodził swoje 10-cio lecie?
E-mail z tematem: POST PROFESSION „Frozen Feelings” oraz z trzema prawidłowymi odpowiedziami na zadane pytania a także imieniem i nazwiskiem oraz dokładnym adresem korespondencyjnym należy wysłać do 30.09.2014 na adres: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript. .
Spośród przysłanych prawidłowo zatytułowanych odpowiedzi zostaną rozlosowane 3 płyty i wysłane na wskazany w e-mailu adres.
Przedstawiamy Państwu ranking płyt portalu ProgRock.org.pl. Toplista sporządzona została na podstawie głosów oddanych przez użytkowników portalu. Z oczywistych względów* ranking nie może uwzględniać jedynie średniej, jaką płyta otrzymała na podstawie oddanych głosów, więc na pozycję rankingu ma wpływ, oprócz średniej, również jej popularność, czyli liczba oddanych na nią głosów.
* dlaczego średnia ocen nie jest wystarczająca w topliście? Uzasadnienie jest proste: średnia płyty na którą oddano jeden pięciogwiazdkowy głos jest 5.0 - średnia płyty na którą oceniona 99 razy na pięć gwiazdek i raz na cztery gwiazdki jest równa 4.99, czyli jest niższa. Jest to oczywiście niepożądane. Przyjęcie zwykłej średniej w praktyce oznaczałoby, że płyta z jedną oceną 5.0 byłaby wyżej od wszystkich płyt z kanonu rocka. W poniższym zestawieniu zastosowano średnią ważoną.
Klikając na nagłówek kolumny sortujemy tabelę wg danej kolumny.
W stopce tabeli jest paginacja. W niej można sobie wybrać ile rekordów naraz chcemy zobaczyć a także przyciski do kolejnych podstron zestawienia.
2. Indygo 2:55
3. Złoty 3:17
4. Fioletowy 4:20
5. Zielony 2:57
6. Amarantowy 1:54
7. Ciemny 5:13
8. Żółty 3:11
9. Różowy 7:02
10. Granatowy 9:52
Czas całkowity: 45:25
- Waldemar Knade (altówka, EVIOLA)
- Bogusław Raatz (gitary, oud, fusion sitar, shruti box)
Zagrali również:
- Eurazja Srzednicka (vocal, głosy)
- Sławomir Ciesielski (instrumenty perkusyjne)
- Marek Matuszewski (instrumenty perkusyjne)
Jan"Yano"Włodarski
Redaktor Naczelny
Rocznik: 1962
Skąd: Inowrocław / Łódź
Wiek mam już trochę zaawansowany, ale muzyka w dalszym ciągu jest bardzo ważna w moim życiu. Gusta muzyczne wykształcone na przełomie lat 70/80 przez Piotra Kaczkowskiego w środowe tonacje trójki i czwartkowe mini-maksy. Oczywiście lubię klasyczne zespoły hard-rockowe (Led Zeppelin, Deep Purple, Black Sabbath, Budgie), ale staram sie być otwarty na nowości i trzymać cały czas rękę na pulsie. Lista chętnie słuchanych wykonawców to: Arena, Pendragon, Dream Theater, Pain Of Salvation, Marillion, i wiele innych. Od jakiegoś czasu, szczególnie lubię wyszukiwać polskich wykonawców progresywnych.
Kontakt email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
Obchodzimy urodziny Lema. Jak umiemy
piątek, 12 wrzesień 2014 12:18 Dział: Felietony, eseje, referaty,...Stanisław Lem skończyłby dziś 93 lata. Jak ważną postacią był dla polskiej literatury, ale też nauki – jako wizjoner i sceptyk konfrontujący postęp technologii z niezmiennością ludzkiej natury – pisać chyba nie muszę. Ale mało kto zdaje sobie sprawę, że Lem zainspirował też sporo ciekawych muzycznych przedsięwzięć. A to już jak najbardziej moja działka. Uczczę więc urodziny autora „Powrotu z gwiazd” po swojemu – przybliżając Wam płyty i utwory powstałe w hołdzie Lemowi
Jest początek trzeciego tysiąclecia. Opromieniony sukcesem albumu „Karaibi” Robert Kanaan ma już markę jednego z najlepszych krajowych elektroników. Ale to niestety nie oznacza, że z miejsca może nagrywać kolejne krążki, nadal zdarza mu się szukać wydawcy, a czasem po prostu tworzyć do szuflady. Elektronika jest stosunkowo niewielkim segmentem rynku. Nawet elektronika w wydaniu Kanaana – nieortodoksyjna, podparta rozwiązaniami, jakie stosowali spece od kasowych produkcji New Age w rodzaju Michaela Cretu czy Erica Mouqueta, a ze starszego pokolenia – Vollenweider czy Kitaro. Taki też jest „Robotage” – cykl utworów inspirowany „Bajkami robotów” – przystępny. Jak na muzykę „robotyczną” – zaskakująco ludzki. Choć tematyka wymusza niekiedy sięgnięcie po inne, bardziej industrialne środki wyrazu (choćby w utworze „Night Club”). Z drugiej strony mamy snujące się, oparte skrzypcopodobnych dźwiękach i damskiej wokalizie „Lotnie”. Album ciekawy i zróżnicowany – niestety od momentu powstania (2002) aż do dziś nie miał premiery na CD, dostępny jest jedynie na profilu Bandcamp artysty.
http://robertkanaan.bandcamp.com/album/robotageŚmierć autora „Niezwyciężonego” w 2006. roku odbiła się w środowiskach kulturalnych szerokim echem. Na tyle szerokim, że swój żal wyraził nawet Maciej Maleńczuk, mający akurat fazę eksperymentalną – po odejściu z Pudelsów nagrał inspirowane pieśniami króla Kastylii, Alfonsa X „Cantigas de Santa Maria” i jakby dla równowagi, żeby się zanadto nie uświęcić, reaktywował Homo Twist, gdzie dał wyraz swojemu niepogodzeniu z Bogiem, zwłaszcza na albumie „Matematyk” (2008), o którym mówił wprost, że jest manifestem satanizmu intelektualnego. Nawet, jeśli wziąć poprawkę na to, że pan Maciej nigdy do końca poważny nie był – muszę zdecydowanie odciąć się od propagowanych przezeń wówczas treści. Ale kronikarski obowiązek każe wspomnieć o hołdzie, jaki na „Matematyku” Maleńczuk złożył Lemowi. Że Maciek lubi stary polski rock – to wiadomo było od dawna. W zamierzchłych latach 90tych na płycie „Moniti Revan” przerobił z Homo Twistem „Bema pamięci żałobny rapsod” Niemena, a po reaktywacji zespołu chętnie sięgał po utwory Tadeusza Nalepy. „Lema pamięci kosmiczny pogrzeb” to bardzo czytelne nawiązanie do Niemenowskiego „Rapsodu”. Kompozycja najeżona riffami w stylu Blue Cheer czy Black Sabbath przetacza się po słuchaczu powoli i majestatycznie a „Maleńki” na moment wchodzi w skórę Norwida. Przyjmując jego starodawną poetycką manierę opiewa zasługi wielkiego pisarza. „Dzięki też losowi – życia twardej skale, żem cię, Stanisławie, czytał w oryginale.”.
W roku 2009tym z hukiem (jak na dość hermetyczne środowisko polskiej muzyki elektronicznej) zadebiutował Przemysław Rudź. Artysta powiedział mi nie tak dawno: „Lem jest pisarzem mi najbliższym. Z wiekiem coraz bardziej dostrzegam filozoficzną stronę jego twórczości. To nie tylko przygody Ijona Tichego, ale takie dzieła jak właśnie "Summa Technologiae", która jest książką absolutnie fenomenalną. Czasem odnoszę wrażenie, że pisząc ją Lem miał jakiś kontakt z boskim demiurgiem, który mu dyktował kolejne rozdziały. Wizjonerstwo najwyższych lotów!” Nie ma więc nic dziwnego w fakcie, że swój pierwszy krążek Rudź zatytułował właśnie „Summa Technologiae”. To hołd złożony bodaj najambitniejszej pozycji w dorobku pisarza, esejowi o stanie techniki i jej perspektywach na przyszłość. Poszczególne utwory zatytułowane są jak kolejne rozdziały dzieła. Muzycznie – czyste syntezatory bez żadnych zmiękczeń i wypolerowanych kantów jak to miało miejsce u Kanaana. Rudź nie boi się subtelnie modyfikowanych, powoli rozwijających się sekwencji, które składają się na kilkunastominutowe nawet suity. Jest chłodno, wręcz kosmicznie. Granie skierowane zdecydowanie do miłośników gatunku, ale też będące tego gatunku perłą. Nic dziwnego, że po pięciu latach od debiutu Przemysław Rudź jest najmocniejszą marką na scenie polskiej el-muzyki.
Jakub Pokorski vel Krojc ma za sobą chlubną przeszłość jako gitarzysta Lao Che, z którym to zespołem pożegnał się po nagraniu płyty „Prąd stały/ prąd zmienny”. Od tego czasu wzmógł działalność na niwie współczesnej elektroniki produkując złożone z bitów i sampli kolaże, którym mogliby patronować Aphex Twin czy Orbital. Tak też brzmi jego trzeci solowy album „Pirx” (2012). Jak nietrudno się domyślić – stanowi on muzyczną ilustrację do „Opowieści o pilocie Pirxie”, a poszczególne kompozycje noszą tytuły kolejnych opowiadań cyklu. Osobiście uważam, że przybrudzona, produkowana bardziej przez automaty niż grana „z ręki” muzyka Krojca doskonale oddaje ducha nowel Lema o czasach pionierskiej eksploracji kosmosu. Ludzkość już sięgnęła gwiazd dzięki swoim maszynom, ale maszyny czasem ją zawodzą (że przez „zawód” rozumiemy czasem osiągnięcie samoświadomości, ba!, nawet uczuć – to już inna sprawa). Coś tam temu Pirxowi cały czas nad głową miga, brzęczy, pika, tu i tam pojawia się sprzężenie (oj, oby to nie była awaria!). Krojc odkrywa przed nami przyszłość nieodległą. Ciekawostka pierwsza – „Pirx” oprócz wydania CD w efektownym metalowym pudełku ukazał się także na… kasecie (co w 2012tym roku nie było zjawiskiem powszechnym). Ciekawostka druga – album doczekał się zbioru remiksów pod mało odkrywczym tytułem „Pirx Remixed”.
Kujawy progiem stoją!
Chyba każdy, kto choć odrobinę śledzi polską mapę wydarzeń koncertowych spod znaku rocka progresywnego, zwłaszcza tych organizowanych na wolnym powietrzu, zgodzi się ze mną w stu procentach. „Na start wakacji Gniewkowo - a na finał InoRock” – takie mniej więcej powiedzenie ostatnio krąży pośród zwolenników tej muzyki, dla której oba Festiwale powoli wpisują się w coroczny progresywny kalendarz. W kończący okres wakacji weekend, a dokładnie 30.08. w Inowrocławiu przy zupełnie przyjemnej aurze miała miejsce VII edycja Festiwalu Ino-Rock, organizowana przez Kujawskie Centrum Kultury oraz firmę Rock-Serwis kierowaną przez Pana Piotra Kosińskiego. Organizacja jak co roku wypadła wzorowo. Stali bywalcy dopisali. Zespoły stawiły się w komplecie (choć jeden omal się nie spóźnił na swój występ) i dały z siebie wszystko. Czegóż więcej chcieć?
Tegoroczny line-up przedstawiał się niezwykle ciekawie, choćby dlatego że już na pierwszy „rzut oka” nawet tylko odrobinę orientujący się słuchacz mógł zauważyć bardzo duży rozstrzał stylistyczny poszczególnych wykonawców. Tak też właśnie było, stąd zapewne bardzo różnorodne po koncertowe opinie i recenzje odbiorców, które przecież nie są niczym złym. Każdy mierzy muzykę i jej odbiór na swoją miarę. Nie każdy także jest muzyczną alfą i omegą. Zresztą przy takiej ilości bardzo urozmaiconych dźwięków właściwie zawsze wytknie się coś, co się po prostu nie podobało, czy bardziej nie trafiło do muzycznych dusz większości z nas
Soma White zaprezentowała się jako pierwsza. Na pierwszym planie Hania Żmuda, zjawiskowa frontmanka o wspaniałym głosie. Muzyka gdzieś z pogranicza nowoczesnej rockowej alternatywy z dużą dawką elektroniki oraz chwilami progrockowym powiewem. Podobał mi się zwłaszcza początek występu, który skojarzył mi się z twórczością Portishead oraz Massive Attack, które to bardzo cenię. Niestety pierwszy wykonawca zwykle ma pecha na Ino. Wyskakuje na scenę na ledwie pół godzinki z małym okładem i zwykle ustawiony jest na stole mikserskim za głośno.
Jako drudzy na scenę wyszli Ci, którzy w moim mniemaniu powinni wyjść znacznie później. Lizard legendą jest i basta. 40 minut na prezentację ich muzyki to zdecydowanie zbyt mało. Panowie nawet nie zdążyli się porządnie rozkręcić, a już musieli kończyć. Brzmienie zespołu oczywiście jak zwykle nienaganne. Damian Bydliński górujący nad muzyką swym niezwykłym głosem i równie nieprzeciętnymi tekstami. Finał zacny, bo odważny cover King Crimson – 21 Century Schizoid Man (szkoda że zabrakło saxów!). Ale wszystko... zbyt krótko... Niedosyt ogromny! Na szczęście zespół zapowiada koncerty jesienią (min w mojej rodzinnej Łodzi) zatem spodziewam się ten niedosyt wypełnić.
Nino Katamadze i jej formacja Insight była największą „egzotyką” tegorocznej edycji Ino Rock Festival. Przy okazji występu sympatycznych Gruzinów jedno trzeba zaznaczyć – nikt nie miał w tym roku takiej interakcji z publicznością jak charyzmatyczna wokalistka Nino. Głos posiada niezwykły, na scenie szaleje, a pod nią porywa widzów do wspólnej zabawy stając się jej głównym ogniwem. Zespół zagrał bardzo starannie, a muzyka będąca wypadkową bardzo wielu wpływów była w moim odczuciu sporą ciekawostką. Werwy sympatycznym Gruzinom nie odebrały nawet drobne kłopoty techniczne. A opinie po tym koncercie bardzo rozmaite. Dla jednych ten koncert był totalnie wyrwany z kontekstu. Dla innych była to niezwykła, trochę egzotyczna ciekawostka. Jeszcze inni zostali porwani przez Nino Katamadze i jej zespół bez reszty i właśnie głównie dla tej części publiczności warto było tego wykonawcę sprowadzić na Festiwal.
Czas na Haken. Na szczęście zdążyli i dojechali, choć niemal w ostatniej chwili. Szybka próba i gramy. Niestety, „szybkie próby” mają to do siebie, że nie zawsze ich efekt jest dostateczny. Znów za głośno, choć na szczęście po kilkunastu minutach suwaczki poszły w dół i mogliśmy usłyszeć prawdziwy kunszt formacji Haken. Uwielbiam album „The Mountain”, jednak w przypadku występu na żywo mam pewien niedosyt. Chwilami za dużo tego „łupania” i technicznych, bardzo karkołomnych zwrotów akcji a przy tym wszystkim ciut za mało melodii. Ale fani pod sceną wniebowzięci i to jest najważniejsze. Sam zespół wyglądał dość zabawnie. Panowie instrumentaliści praktycznie zastygli w bezruchu odgrywali swoje karkołomne partie w pełnym skupieniu, a wokół nich niczym alpejski zjazdowiec szalał Ross Jennings. Wyglądało to tak, jakby frotmann ukradł całej ekipie Haken całą energię. Koncert w moim odczuciu po prostu niezły z kilkoma smakołykami. Szczerze mówiąc spodziewałem się czegoś ciut innego, ale to tylko moje osobiste odczucie. Najważniejsze były zadowolone miny samych muzyków i najwierniejszych fanów, którzy długo oblegali zespół po zakończeniu koncertu.
Finał VII Festiwalu Ino Rock czas było zacząć. Nie ukrywam, że zespół IQ (i nasz rodzimy Lizard oczywiście) był dla mnie największym smaczkiem tegorocznej edycji imprezy. To jeden z tych zespołów, które były, są i pewnie już na zawsze pozostaną najbliższymi dla mego muzycznego serducha. Zagrali niemal dwie godziny. Peter Nicholls jakby trochę przygaszony, choć kiedy było trzeba pokazywał pełnię swoich możliwości. Za to Mike Holmes znakomity w każdym calu, prawdziwy Mistrz Gitary, istny diament w tegorocznej stawce muzyków. Grał jak natchniony i niemal zahipnotyzowany, w idealnej symbiozie z muzyką swego zespołu, w którym przecież jest jedynym członkiem jaki przetrwał wszystkie karnacje personalne. Z pewnością w IQ brakuje Marina Orforda, to strata nie do powetowania, bo to przecież kawał serca i duszy tego zespołu, ale trzeba przyznać że Neil Durand jest jego godnym następcą. Maleńki zawód: nie zagrali żadnego ze swych największych klasyków. Nie było „The Last Human Gateway”, „ The Enemy Smacks” czy „Headlong”. Ale kręcić nosem nie zamierzam, bo mimo tego faktu zespół IQ zagrał udany koncert. A finał w postaci „Seventh House” wciąż jeszcze odbija się w moich małżowinach usznych.
Wiele osób z którymi rozmawiałem było nieco zdziwionych owym dość dużym rozstrzałem stylistycznym. Ja w pierwszej chwili, przyznaję że też, ale dziś patrzę na to z ciut innej strony. Przecież Ino Rock Festival nie jest typowem festiwalem rocka progresywnego! Jak czytamy na stronie internetowej „Do udziału w festiwalu zapraszani są wykonawcy niekoniecznie zbieżni stylistycznie, jednak trafiający swoją twórczością do wrażliwych słuchaczy o otwartych umysłach”. I tak też właśnie było. Jeśli każdy z nas odbiera muzyką po swojemu to bardzo dobrze, bo ma otwarty umysł. Myślę, że po tegorocznej edycji tak nawet powinno być, bo jakoś nie wyobrażam sobie faktu, że komuś wszystko przypadło do gustu w 100%.
Rozbieżny w swych opiniach, ale zadowolony z wycieczki do Inowrocławia
Krzysiek „Jester” Baran
Na łamach portalu ProgRock.org.pl niebawem pojawi się galeria Rafała Klęka.
Zdjęcia autorstwa Jana "Yano" Włodarskiego z Ino Rock 2014 znajdziecie także pod linkiem:
https://www.facebook.com/media/set/?set=a.805192036169380.1073741841.181513708537219&type=3