A+ A A-

K.A (Kohntarkosz Anteria)

Oceń ten artykuł
(23 głosów)
(2004, album studyjny)

1. K.A I (11:12)
2. K.A II (15:53)
3. K.A III (21:43)

Całkowity czas trwania: 48:49

- Stella Vander               wokal, perkusjonalia
- Isabelle Feuillebois      wokal
- Himiko Paganotti          wokal
- Antoine Paganotti         wokal
- James Mac Gaw            gitara elektryczna
- Emmanuel Borghi         piano, organy Fender Rhodes
- Frédéric d'Oelsnitz         organy Fender Rhodes
- Philippe Bussonnet        gitara basowa
- Christian Vander            perkusja, wokal

2 komentarzy

  • Edwin Sieredziński

    Magma jest niewątpliwie jednym z najlepszych współczesnych zespołów rockowych. W moim osobistym rankingu Christian Vander jest największym żyjącym geniuszem muzyki rockowej obok Roberta Frippa. Magma niewątpliwie zasługuje na uwagę. Jest to dzieło człowieka konsekwentnie realizującego swoją wizję od ponad 40 lat, dokładającego kolejne cegiełki do tejże wizji, kombinującego elementy rocka symfonicznego, psychodelicznego, jazz-rocka oraz muzyki klasycznej; na różnych albumach znajdziemy to w różnych proporcjach. To też jest uwaga dla tych, którzy uważają, że Magma jest straszna, gryzie i kopie jak jakaś wyrodna kobyła. A na pewno należy im podsunąć ten album.

    Kohntarkosz Anteria to kontynuacja pomysłu Vandera sięgającego początku lat siedemdziesiątych. Opowieści o faraonie Emehnehtt-Re i przemierzającym jego grobowiec archeologu nazwiskiem Kohntarkosz doznającego objawienia przedstawiającego życie tego władcy. Sam mit został przedstawiony w recenzji płyty Kohntarkosz. Tutaj mamy drugą część trylogii. Jest ona odmienna niż pierwsza. Kohntarkosz miał dużo psychodelicznego posmaku, te partie na organach, wokaliza, budowanie nierozwiązanego niepokoju, trochę mroku i grozy. Wspomnieć należy pewną konwergencję z King Crimson (utwór "Ork Alarm", w którym Jannick Top grał na wiolonczeli). K. A. - posłużę się często stosowanym akronimem - to płyta kompletnie inna. Patrząc na datę jej nagrania - rok 2004 - można by odnieść wrażenie, że stanowi ona kolejny wygłup rockowego dziadka. Widząc ostatnie wybryki niektórych dinozaurów rocka, nie sposób nie pragnąć wysłać ich na (zasłużoną) emeryturę, ewentualnie wykrzyczeć "kończ waść, wstydu oszczędź". To nie jest przypadek Vandera. K. A. to płyta jakby żywcem wyjęta z lat siedemdziesiątych. Tak, ten sam poziom... mało komu udało się utrzymać taki fason przez tak wiele lat.

    Album jest prostszy i delikatniejszy niż szereg klasycznych pozycji z lat siedemdziesiątych takich jak M. D. K. czy wzmiankowany już wcześniej Kohntarkosz. Pod względem trudności odbioru można go ustawić na podobnym szczeblu jak Udu Wudu. Tylko znowu, jest to album stosunkowo jednolity stylistycznie. Równocześnie dostajemy tutaj bardzo energiczną i żywą muzykę wciągającą od początku do samego końca. Tak samo nie ma tu nic mrocznego ani psychodelicznego. Pod tym względem K. A. można ustawić blisko Attahk, nie ma tutaj jednak takich funkowych groove'ów na basie. Tak jakbyśmy dostali nieco łagodniejszą wersję M. D. K. Tak to wszystkie elementy Magmy - chóralne zaśpiewy, współpraca fortepianu i perkusji, potężny bas - są tutaj obecne. Od biedy można by uznać album za rzecz zbliżającą się do hybrydy rocka symfonicznego z jazz-rockiem - zdarzało się to niektórym francuskim grupom prog rocka w latach 70. Taki też jest odbiór tego albumu, jakby uchwycić coś pomiędzy tymi dwoma.

    Kohntarkosz Anteria niczym nie ustępuje płytom z lat siedemdziesiątych. Miłośnicy ciekawego brzmieniowo rocka często narzekają, że obecnie nie ma płyt tak fenomenalnych jak - dajmy na to - Foxtrot czy Close to the Edge. Czasem trzeba się dobrze przyjrzeć, a dzieła z tej ligi - prawdziwe majstersztyki - można dostrzec. Powrót Vandera w wielkim stylu. Pięć gwiazdek to za mało.

    Edwin Sieredziński niedziela, 12, kwiecień 2015 19:15 Link do komentarza
  • Bartosz Michalewski

    Kohntarkosz Anteria to powrót Magmy po ponad dwudziestu latach. A może nawet po dwudziestu sześciu, bo dyskotekowy Merci z 1984 to zdaniem większości fanów wyrodne dziecko, o którym najlepiej w ogóle zapomnieć. Ale mało tego! Pomysł na ten album jest jeszcze starszy. I to o kolejnych dziesięć lat. Cóż, słuchając tego wydawnictwa można dojść tylko do jednego wniosku - wielka muzyka nie ma wieku!

    KA jest drugą częścią trylogii Köhntarkösz. Część pierwsza (Köhntarkösz) wydana została w 1974 roku, ostatnia (Ëmëhntëhtt-Ré) w 2009. I chociaż muzyka Magmy jest na tyle abstrakcyjna, że trudno dostrzec jakąś łączności pomiędzy tymi trzema działami, to jednak chyba należy przyjrzeć się KA na tle całości. Wydaje mi się, że Kohntarkosz Anteria jest z całej trylogii albumem najprostszym i najbardziej przystępnym dla niezuhlowego słuchacza. Nie jest to muzyka tak przytłaczająca jak Köhntarkösz, dodatkowo znacznie więcej tutaj rocka niż na ER. Tym samym na KA brak tych elementów, które najbardziej oddalają pozostałe części trylogii od mniej awangardowego odbiorcy.

    Albumy Magmy są w większości dość jednolite stylistycznie i Kohntarkosz Anteria nie jest od tej reguły wyjątkiem, jednakże ma ona kilka cech szczególnych. Po pierwsze głównym jej elementem jest wokal. Chóralne wokale to w Magmie zawsze była rzecz istotna, ale nigdy na aż taką skalę, jak tu. KA zostało wyśpiewane niemal od pierwszej do ostatniej minuty. Należy również zauważyć, że wokalizy są na tej płycie znacznie mniej dziwaczne niż zazwyczaj u Magmy bywały. Niemalże wcale nie ma tutaj takich jazd jak na legendarnym MDK, w którym pełno było wrzasków, krzyków i naprawdę nieporównywalnych z niczym motywów wokalnych. Dodatkowo podkład instrumentalny, chociaż nadal absolutnie nietuzinkowy, zdaje mi się być bliższy progresywnemu mainstreamowi, niż na innych płytach zespołu. Nie brak tutaj relatywnie prostych motywów, są łatwo przyswajalne jak na awangardę melodie i chociaż trudno zestawiać KA z Pink Floyd, bo to nadal jest nieporównywalnie trudniejsza muzyka, to jednak nie wywoła ona u nikogo tak wielkiego szoku jak inne dokonania Christiana Vandera i jego grupy.

    Nie brak opinii, że Kohntarkosz Anteria jest jednym z najlepszych albumów Magmy. W moim prywatnym rankingu jest nieco inaczej, bo dla mnie jest ona dziełem chyba po prostu za wesołym, tym niemniej rozumiem wszystkich jej zwolenników. Bo naprawdę dużą sztuką jest nagrać coś łatwiejszego niż zazwyczaj, a przy tym nie spuścić z tonu, utrzymać się na artystycznym szczycie. Vanderowi bezapelacyjnie się ta sztuka udała.

    Przy okazji mej recenzji Ëmëhntëhtt-Ré kilkakrotnie podkreślałem, jak niezwykłym dokonaniem jest nagrywanie dzieł autentycznie wybitnych, zarówno w latach 70ych jak i dziś. Tamte uwagi należy odnieść także do KA. Album ten w niczym nie ustępuje arcydziełom Magmy z jej klasycznego okresu. I to zdanie jest chyba najpełniejszą recenzją dla tego wydawnictwa!

    Polecam wszystkim, ciekawym świata melomanom. 4,5/5

    Bartosz Michalewski czwartek, 05, maj 2011 22:53 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.