Grégoire Fray opowiada o nowym albumie Thot i polskiej trasie
czwartek, 23 sierpień 2018 21:39 Dział: WywiadyW związku ze zbliżającą się wielkimi krokami kolejną trasą belgijskiej formacji Thot w Polsce udało nam się porozmawiać z mózgiem i głównodowodzącym formacji - Grégoire Fray'em. Muzyk opowiedział nam o nowym albumie "Fleuve", o rzekach oraz o tym z kim, gdzie i jak zagrają koncerty. Przypomnijmy, grupa zagra w Polsce cztery koncerty:
- 29. sierpnia w Poznaniu (klub BaRock, wraz z zespołem Outbred),
- 30. sierpnia w Gdańsku w ramach festiwalu Soundrive Festival,
- 31. sierpnia w Warszawie (klub Chmury, wraz z Michałem Turowskim),
- 1. września we Wrocławiu (klub DK Luksus, wraz z Aviaries).
Zapis naszej rozmowy poniżej, zapraszamy do lektury!
Bartłomiej Musielak: Cześć Grégoire! Mam nadzieję, że u Ciebie wszystko w porządku. Kolejny album Thot oznacza kolejną wizytę w Polsce. Lubicie tu wracać, prawda?
Grégoire Fray: Cześć! U mnie wszystko w porządku, dzięki! Mam nadzieję, że u Ciebie też. Zgadza się - występy w Polsce zawsze wiążą się dla nas z mile spędzonym czasem i świetnymi koncertami. Ale o tym Ty już się chyba przekonałeś, prawda?
O tak, w kwestii koncertów oczywiście! Czy uważasz, że jest coś wyjątkowego w koncertach granych w Polsce?
Hm... Pewne zagubienie w podliczaniu wszystkich tych polskich monet na merchu kiedy trasa się kończy (śmiech)!
Przejdźmy do Waszego najnowszego albumu - jej tytuł to "Fleuve", co oznacza po francusku rzekę, zgadza się?
Tak jest, sir!
Nie trudno się domyślić, że rzeki są motywem przewodnim tego albumu. Pisałeś już o mieście, wieżach ciśnień, a tym razem padło na rzeki. Możesz nam powiedzieć coś więcej? Dlaczego rzeki, co jest w nich takiego specjalnego i jak Cię zainspirowały?
Właściwie pomysł pojawił się kiedy byłem w Polsce, po rozmowie jaką miałem z moim przyjacielem z Wrocławia. Przechodziłem ciężki etap w życiu i miałem sporo problemów (zdrowotne, personalne), a to co powiedział mi wtedy ten znajomy sprawiło, że zacząłem patrzeć na rzeki jako inspirację do pójścia naprzód. Zarówno do poradzenia sobie z problemami, jak i z moją karierą jako artysty. Ponadto album jest głównie o europejskich rzekach i dzięki temu można go odbierać jako hołd dla europejskiej kultury, której wszyscy jesteśmy częścią.
Na "Fleuve" znalazło się też miejsce dla polskiej rzeki w piosence "Odra", zakładam, że ma to pewne powiązania z Twoim pobytem we Wrocławiu. Był to też pierwszy singiel z płyty.
Zgadza się. Jest to w ogóle pierwszy utwór jaki na ten album napisałem. Oczywiście ma to powiązanie z Wrocławiem - to tam wpadłem na pomysł z rzekami, więc Odra była naturalnym pierwszym wyborem.
Do tego utworu pojawił się też teledysk, na którym możemy zobaczyć... tonących ludzi? Wizualnie obraz jest znakomity, ale o czym właściwie on opowiada? Mógłbyś nam trochę przybliżyć jak interpretować ten teledysk?
Najprościej mówiąc pomysł był taki, żeby pokazać, że człowiek powininem zagłębiać się w swoje problemy głębiej i głębiej, tak by znaleźć ich rozwiązanie, odbić się od nich i zostawić za sobą. Dziewczyna w tym teledysku wie, że musi popłynąć aż do samego dna otchłani, poradzić sobie z własnymi problemami, które przedstawiliśmy jako tonących ludzi wokół niej, odbić się od dna i powrócić na powierzchnię. Przez utonięcie i odbicie od dna chcieliśmy pokazać, że można wrócić do życia, być może nawet silniejszym.
Mamy też utwór "Bosphore" - z tego co wiem nie jest to rzeka, ale również ściśle związane z wodą. Co możesz powiedzieć o tym utworze?
Bosfor to naturalna ciśniena, coś jak króciutka rzeka, międzynarodowa droga wodna zlokalizowana w Turcji. Tworzy ona kontynentalną granicę pomiędzy Europą i Azją. A w związku z europejskim wydźwiękiem albumu jest też granicą Europy, oraz ostatnim utworem na płycie.
Zapytałem o ten utwór nieprzypadkowo również z powodów muzycznych. To najdłuższa kompozycja na albumie, wydaje mi się również, że najdłuższa jaką Thot kiedykolwiek stworzył, bardzo rozbudowana. Czy można ją więc nazwać w pewien sposób "progresywną"?
Jako artysta i twórca nie jestem chyba najlepszą osobą do przyklejania łatek, w szczególności do swojej twórczości. Nigdy też nie piszę muzyki mając w głowie jakiś sprecyzowany gatunek muzyczny. Pomysły i emocje przychodzą do głowy, a ja staram się je jakoś przekuć w muzykę, zamiast w trzymać się ram gatunkowych. Ale mógłbym powiedzieć, że niektóre moje emocje, również zawarte w tym utworze, są na swój sposób "progresywne", więc może dlatego ten utwór brzmi tak jak brzmi?
Ładnie powiedziane! A czy w ogóle słuchasz progresywnej muzyki, masz jakiś ulubionych artystów wywodzących się lub tworzących w tym gatunku? Ostatnio łatka "progresywna" przyklejana jest hurtowo do niemal każdego rodzaju muzyki...
Właściwie słucham głównie muzyki, która przemawia do mnie i trafia do serca. Niezależnie od gatunków.
Wróćmy do "Fleuve" - ponownie współpracowałeś z Magnusem Lindbergiem z Cult Of Luna. Jak Wam się wspólnie pracowało i jak Wasza współpraca zaczęła się w przeszłości?
Jak wiesz Magnus pracował ze mną również przy poprzednim albumie "The City That Disappears" w 2014 roku. Byłem bardzo zadowolony z rezultatów tej pracy, a współpraca z nim była dla mnie świetnym doświadczeniem, znakomicie się dogadywaliśmy. Więc kiedy pisałem materiał na "Fleuve" zadzwoniłem do Magnusa, opowiedziałem i wyjaśniłem mu co mam w głowie i jakie są moje pomysły na ten album, a potem zapytałem go czy chciałby ponownie ze mną pracować. Potwierdził niemal błyskawicznie.
Magnus Lindberg prowadzi studio Redmount Studio. Czy wybraliście się tam żeby nagrywać album? Jak przebiegał proces nagrań i ostatecznych szlifów kiedy album był już nagrany?
Tak, to jego studio. Zrobiliśmy tam miks i mastering całości. Nagrań natomiast dokonaliśmy w The Apiary Recording Studio w Laval, Francja. Jest to wspaniałe miejsce prowadzone przez Amaury Sauvé, gościa który odpowiada za każdy album zespołu Birds in Row.
Ty i Gil Chevigné jesteście wieloletnimi członkami Thot, ale również kilku innych muzyków pracowało nad nowym albumem. Proszę opowiedz nam trochę o osobach odpowiedzialnych za "Fleuve" oraz jaki był wkład tych osób we wspomniany krążek.
Na tym albumie zaśpiewała również Arielle Moens, która również jest wieloletnim członkiem zespołu. Dimitri, który jest w zespole od 2014 roku nagrał bas na klawiszach. Pojawił się również Samuel These, który nagrał dla nas kilka niesamowitych partii na klarnecie. Mój przyjaciel i nauczyciel śpiewu Frédéric Rochette gościnnie zaśpiwał w utworze "Volga". Ponadto w utworze "Bosphore" pojawiła się moja wieloletnia przyjaciółka Claudia Chiaramonté (którą można usłyszeć już w utworze "The Shy Summer" pochodzącym z albumu "Obscured By The Wind" z 2011 roku) oraz Catherine Graindorge, która zagrała w nim na skrzypcach.
Jesteś jednym z głównych kompozytorów muzyki Thot. Czy tworząc i nagrywając nową muzykę słuchasz podpowiedzi swoich kolegów z zespołu, bierzesz pod uwagę ich pomysły i sugestie, czy jest to wyłącznie Twoje podwórko?
Oczywiście, że słucham co mają do powiedzenia. Właściwie "Fleuve" jest najbardziej "kolektywnym" albumem w dyskografii Thot dotychczas.
Koncertowy skład Thot zmieniał się wielokrotnie. Jak wygląda aktualnie i jak go oceniasz?
Największe zmiany w składzie koncertowym Thot miały miejsce kilka miesięcy temu. Gil wciąż jest częścią zespołu jako perkusista, ale od kiedy ma nową pracę, dostał trochę więcej wolnego. Mamy więc nowego perkusistę (Lukas), dodatkowo wokalistkę i klawiszowca (Alice Thiel), oraz nową wokalistkę, grającą również na instrumentach perkusyjnych (Juliette Mauduit). Wszyscy oni są bardzo utalentowanymi muzykami, a to sprawia, że aktualny skład Thot jest chyba najlepszym jaki miałem dotychczas. Zdarzyło nam się już też grać koncerty z dwoma perkusistami.
Wystąpicie na Soundrive Festival w Gdańsku. Jak doszło do tego zaproszenia? Czy to festiwal zaprosił Was na koncert, czy Wy staraliście się o występ na nim?
Byłem w kontakcie z jednym z organizatorów (Jarkiem) od kilku lat przy okazji kilku innych tematów, ale jakoś się nie udawało. Kiedy dostali naszą ofertę na koncert w ramach Soundedit zgodzili się natychmiast. Czasami potrzeba trochę czasu na to, żeby dogadać się i zgrać z promotorem, który chce załatwić Wam koncert. Nieraz jak widać nawet trwa to latami, ale zawsze warto być cierpliwym i dążyć do celu!
Wspomniany festiwal odbywa się w historycznym miejscu, na terenie Stoczni Gdańskiej. Miejsce jest specjalne i tak samo sama impreza, której line-up jest zróżnicowany, mocno alternatywny, ale interesujący. Na czyje występy tam czekasz i czy myślisz, że Thot tam pasuje?
Organizatorzy ogłosili nas jako najgłośniejszy zespół tegorocznej edycji, więc chyba pasujemy (śmiech). Ale na poważnie - nie kategoryzuję muzyki Thot w żaden sposób, więc odnajdziemy się tam z pewnością i uważam, że pasujemy do tego festiwalu. A na czyj występ czekam? Chociażby na Japanese Breakfast, którzy wystąpią tego samego dnia co my.
Na polskiej części trasy znalazło się też kilka innych miast: Poznań, Warszawa i Wrocław. Większość z nich to Wasze samodzielne koncerty wraz z zespołami lokalnymi, czy te koncerty będą się różniły od występu na festiwalu?
Zagramy taką samą setlistę każdego dnia, bo mamy to przygotowane. Ale nigdy nie wiadomo co stanie się pomiędzy utworami. Może zaprosimy Cię na scenę i będziesz musiał sam coś zaśpiewać? (śmiech)
Oj, to by było niedobre dla Waszej publiczności! Zagracie za to z lokalnymi kapelami. Jakie to są zespoły, jak się poznaliście i co myślisz o wspomnianym zespołach?
Podkreślić w tym miejscu mogę zespół Aviaries, którzy zagrają z nami we Wrocławiu. Znamy się od kilku lat i bardzo lubię ich muzykę. Podsunąłem ten zespół promotorowi żeby uwzględnił ich na naszej trasie, a skoro to nasi przyjaciele to sprawa była prosta. Jestem bardzo ciekaw co pokażą na scenie pozostali wykonawcy - Outbred, z którymi zagramy w Poznaniu, oraz Michał Turowski, z którym dzielić scenę będziemy w Warszawie.
Nasza rozmowa zbliża się już do końca, więc już ostatnie pytanie. Jak zachęciłbyś czytelników ProgRock.org.pl (i nie tylko) do przyjścia na koncert Thot? Wielu z nich pewnie nie zna Waszego zespołu, a myślę, że części może on bardzo przypaść do gustu. No więc, jak by Twoje zaproszenie brzmiało?
Zawsze dajemy z siebie wszystko na scenie i chcemy sprawić, żeby Twoja głowa się bujała w rytm muzyki, a dusza poczuła się wolna. Koncerty z potem, miłością i pasją - to Thot.
Super! Dziękuję za rozmowę i do zobaczenia na koncertach!
Dzięki wielkie za przygotowanie tego wywiadu! Do zobaczenia na trasie i wszystkiego najlepszego dla ProgRock.org.pl - dzięki za wsparcie!
fot. pochodzą ze strony Thot na Facebooku: https://www.facebook.com/Thotmusic/
Relacja z koncertu Chelsea Wolfe w Poznaniu
poniedziałek, 20 sierpień 2018 21:02 Dział: Relacje z koncertów
Sierpniowy koncert Chelsea Wolfe w poznańskiej Tamie był moją pierwszą wizytą w tym stosunkowo młodym klubie, ale nie pierwszym koncertowym kontaktem z charyzmatyczną Panią w Czerni. Pierwszą moją styczność z nią miałem w 2015 roku na festiwalu Brutal Assault. Tak się ładnie złożyło, że jej poznański koncert odbywał się niedługo po tegorocznym "Brutalu", więc koncert amerykańskiej wokalistki potraktowałem jak swoiste pofestiwalowe after party.
Na początku jednak słów kilka o klubie. Tama mieści się w samym centrum Poznania, blisko jest tak do Starego Miasta jak i na dworzec (czy to PKP czy autobusowy). Klub mieści się w budynku poznańskiej Izby Rzemieślniczej. Tama robi bardzo dobre wrażenie, choć zdaje się, że prace nad klubem wciąż trwają - czynna była tylko jedna, koedukacyjna toaleta, a zdaje się druga była w remoncie. W każdym razie przybywających już na schodach wita siedzący manekin z głową kozła, a tuż za nim klimatyczne witraże w oknach. Na piętrze mieści się sporo miejsc do siedzenia, pokaźny hall i sala dla palących. A tuż za wielkimi drzwiami spora sala, na oko mieszcząca około 700-800 osób (a może i więcej, nigdy nie byłem dobry w takie szacowania). Jeśli ktoś z Poznaniaków był kiedyś w ś.p. Eskulapie to Tama jest myślę przynajmniej 1,5-raza większa. Sala ma klimat, nie da się ukryć, że mury Izby swoje zrobiły, choć minimalistyczny wystrój też dodaje uroku. Ale jest też dobrze przystosowana akustycznie, o czym przekonać się można było choćby 14 sierpnia.
Pierwsi na scenie zameldowali się jednak muzycy lokalnego Izzy And The Black Trees. Poznaniacy prezentują urokliwy indie rock z mocnymi zapędami ku muzyce psychodelicznej lat 70-tych. Zespół ten jest kwartetem składającym się z gitarzysty Mariusza Dojsa, basisty Bartosza Wrzoska, perkusisty Dawida Niedźwiedzińskiego i charyzmatycznej wokalistki Izabeli Rekowskiej, która również gra na gitarze. Grupa zdecydowanie podkochuje się w stylistyce hipisowskiej i psychodelicznej, fajnie prezentuje się na scenie, a mógłbym się założyć, że na koncerty jeżdżą jakimś starym "Ogórkiem". W każdym razie nigdy wcześniej nie miałem z nimi styczności i koncert ten był w moich uszach ich debiutem. Jak wypadł? Całkiem przyzwoicie, choć żadnego z zagranych utworów, prócz singlowego "Winter's Coming Down" nie byłbym teraz w stanie wymienić. Ale takie retro-psychodeliczne, mocno zabarwione bluesem i rockiem lat 70-tych granie mogło się podobać. Pytanie tylko czy pasowało stylistycznie do gwiazdy wieczoru? I tak, i nie... jeśli chodzi o nastrój grupa była jak dla mnie trochę za wesoła, natomiast muzycznie wpasowali się raczej dobrze. Może trzeba było wybrać nieco smutniejsze piosenki na ten wieczór. Jeśli jednak miałbym oceniać ten występ, to w skali szkolnej Izzy And The Black Trees zasłużyło na mocne 4 z plusem. Chętnie przy okazji zobaczę jeszcze ten zespół na żywo, może w trochę innym otoczeniu będzie mi się jeszcze bardziej podobał - kto wie.
Wiem natomiast, że występ Chelsea Wolfe nie zawiódł mnie w najmniejszym stopniu. Z delikatnym poślizgiem czasowym grupa zameldowała się na scenie przy akompaniamencie odwtorzonego z taśmy "Welt", które na koncertach służy jako intro. Najpierw na scenie pojawił się zespół - gitarzysta Bryan Tulao, basista i klawiszowiec Ben Chisholm oraz perkusistka Jess Gowrie. Dopiero chwilę później na scenę weszła Czarna Dama - Chelsea Wolfe. Koncert, czego można było się domyśleć, zdominowały utwory z ostatniego albumu Amerykanki, tj. "Hiss Spun". Drugim najgęściej reprezentowanym albumem był z kolei "Abyss", ale to też było raczej do przewidzenia, tym bardziej, że to pierwszy z albumów, ktore odniosły spory komercyjny sukces i jeśli można tak w kontekście Chelsea Wolfe powiedzieć - zawierają kilka "hitów". Pierwszy z nich, czyli "Carrion Flowers" poznańska publiczność usłyszała już na początku koncertu. Zabrzmiał potężnie, z odpowiednią głębią i mocą, a wokal samej głównej bohaterki zabrzmiał bezbłędnie. Grupa zaczęła z wysokiego C, ale udało jej się ten wysoki poziom utrzymać przez cały koncert, również w nieco starszych utworach. Najgłębiej w swojej dyskografii zespół poszperał przy okazji "Demons" z albumu "Apokalypsis" z 2011 roku. Co ciekawe kompozycja ta doskonale sprawdziła się w towarzystwie tych nowszych, a to dowód na to, że Artystka rozwija się pozostając wierną swojej charakterystycznej stylistyce.
Z tych starszych utworów warto wspomnieć też "Feral Love", bodaj najbardziej charakterystyczny i pewnie wciąż jeden z najbardziej rozpoznawalnych utworów Chelsea. Pulsujący, powolny klawisz tworzący duszny i mroczny klimat, napędzający całość elektroniczny beat, później przeistoczył się w perkusyjny podkład - zrobiło się nawet bardziej klimatycznie niż dotychczas. A to dopiero połowa koncertu była! W drugiej jego części jednak dominowały już utwory z "Hiss Spun" - kolejno "Particle Flux", "16 Psyche", "The Culling" oraz kończący zasadniczą część występu "Twin Fawn". A potem przyszedł czas na bis, zabrakło bowiem kilku ważnych utworów. Jednym z takich był "Survive" z pięknym, metalowo-industrialnym finałem. Ten usłyszeliśmy i zabrzmiał równie pięknie co w wersji studyjnej. Zabrakło natomiast choćby "We Hit a Wall" albo "Mer"... niestety, nie można mieć wszystkiego. Chociaż czasu z pewnością by jeszcze starczyło, bo koncert trwający nieco ponad godzinę mógł pozostawić - i pozostawił sporą dawkę niedosytu.
To był piękny, mroczny i klimatyczny wieczór w Tamie. Supportujący gwiazdę Izzy And The Black Trees pokazali się zapewne z najlepszej strony, zagrali krótki, ale konkretny i przyzwoity koncert. Natomiast główna gwiazda tego dnia zaprezentowała się w pełnym blasku... tzn, w pełnej czerni. Koncert brzmiał świetnie, bardzo ładnie wyglądał wizualnie (światła tylko z tył - pewnie utrapienie dla fotografów, ale uczta dla widzów!) i miał niezłą setlistę. Poza wspomnianymi wyżej dwoma utworami usłyszałem wszystko co chciałem - a to przecież bardzo dużo. Szkoda tylko, że koncert był tak krótki, można było jeszcze o te 15 minut całość przedłużyć i pewnie wszyscy byliby usatysfakcjonowali w stu procentach. Ale niedosyt po występie też nie jest taki zły... w końcu zachęca do tego, by Chelsea Wolfe zobaczyć ponownie. I ja tak pewnie zrobię przy najbliższej dogodnej okazji!
The Australian Pink Floyd Show na jedynym koncercie w Polsce!
środa, 15 sierpień 2018 18:38 Dział: NewsThe Australian Pink Floyd Show ponownie w Polsce! Po uczczeniu trzydziestolecia z twórczością Pink Floyd, formacja powróci z nową trasą koncertową w 2019, którą grupa otworzy nowy rozdział w swojej historii. Podczas trasy All That You Love World Tour 2019 formacja zaprezentuje wszystkie te kompozycje Pink Floyd, które tak wiele znaczą zarówno dla samego zespołu jak i dla fanów Floydów na całym świecie. Bilety w sprzedaży od poniedziałku, 6 sierpnia, zapraszamy!
THE AUSTRALIAN PINK FLOYD SHOW 2019 WORLD TOUR ALL THAT YOU LOVE
The biggest and most spectacular Pink Floyd tribute of all time!
28.02.2019 – Warszawa, Torwar
Rozpoczęcie koncertu: godz. 20.00
Otwarcie bram: godz. 18.30
Ceny biletów w przedsprzedaży:
Płyta I kat. (siedzące) - 195 PLN
Płyta II kat. (siedzące) – 180 PLN
Sektory I kat. – 185 PLN
Sektory II kat. - 165 PLN
Loża – 260 PLN
Bilety do nabycia od 6 sierpnia na stronach:
www.shop.metalmind.com.pl, www.eventim.pl, www.ebilet.pl, www.biletin.pl,
W 2019 roku The Australian Pink Floyd Show powróci z trasą All That You Love World Tour, podczas której zespół zaprezentuje kompozycje z każdego etapu twórczości Pink Floyd. The Australian Pink Floyd Show z jeszcze większym oddaniem zaangażuje się w dziedzictwo Barretta, Watersa, Gilmoura, Wrighta & Masona i zapowiada niesamowite i spektakularne widowisko, które poziomem zbliży się do legendarnych produkcji oryginalnego Pink Floyd. Najnowocześniejsze efekty świetlne, lasery, olbrzymie, nadmuchiwane postacie i niesamowite brzmienie na żywo, które charakteryzowało koncert Pink Floyd, wszystko to gwarantuje, że występ The Australian Pink Floyd Show będzie niesamowitym przeżyciem.
The Australian Pink Floyd Show to koncertowa sensacja, już ponad 4 mln widzów w 35 krajach na całym świecie miało okazję zapoznać się z magią Pink Floyd w wykonaniu tego zespołu, a The Times opisuje show TAPFS jako “the gold standard”. Formacja w doskonały sposób potrafi uchwycić i przekazać ducha muzyki Floydów oraz samo jej brzmienie, przyciągając uwagę niesamowitymi wizualizacjami i efektami specjalnymi. Będzie to już dziesiąta wizyta The Australian Pink Floyd Show w naszym kraju. Po raz pierwszy grupa zagrała w 2008 r. w katowickim Spodku, z roku na rok zbierając coraz bardziej entuzjastyczne recenzje i aplauz fanów. Po raz ostatni formacja wystąpiła u nas w kwietniu tego roku, dając 2 niezapomniane koncerty (Katowice/Spodek, Poznań/Arena). Zarówno fani jak i media zgodnie podkreślają, że było to prawdziwe święto dla zwolenników Pink Floyd, majstersztyk w każdym calu i doświadczenie, które trzeba przeżyć samemu, aby zrozumieć fenomen tego zespołu. The Australian Pink Floyd Show to niepowtarzalna okazja aby na własnej skórze przekonać się, lub też po prostu dowiedzieć, na czym polega ponadczasowy fenomen Pink Floyd!
The Australian Pink Floyd Show to zespół, który przez wiele lat pracował na swój ogromny sukces doprowadzając swój występ do perfekcji. Zespół tworzą znakomici muzycy, którzy zdecydowali się poświęcić ogromną część swojego życia, aby stworzyć fantastyczne widowisko, które zdoła sprostać legendzie. Dbałość o każdy najmniejszy szczegół, zatrudnienie techników oświetleniowych, jak również akustyka Colina Norfielda, którzy współpracowali z zespołem Pink Floyd powoduje, że ich koncerty to idealna rekonstrukcja występów Floydów. Muzycy z niebywałym pietyzmem podchodzą do kwestii brzmienia, używając dokładnie tych samych instrumentów na których grali słynni Brytyjczycy. Kunszt, jak i profesjonalizm całego przedsięwzięcia docenił sam zespół Pink Floyd, który niejednokrotnie pojawiał się na koncertach TAPFS. W 1996 roku formację spotkał niezwykły zaszczyt, grupa The Australian Pink Floyd Show została poproszona o występ na 50 urodzinach samego Davida Gilmoura, gdzie do muzyków na scenie dołączyli Richard Wright i Guy Pratt, aby wspólnie wykonać utwór "Comfortably Numb"! W rezultacie The Australian Pink Floyd Show jako jedyny ‘tribute band’ zespołu Pink Floyd zyskał oficjalne uznanie formacji oraz specjalną rekomendację samego Davida Gilmoura.
TAPFS zaczynał w 1988 roku, grając w lokalnych australijskich pubach, obecnie zarówno w Stanach Zjednoczonych, jak i Kanadzie osiągnął status mega gwiazdy, szczelnie wypełniając stadiony oraz ogromne hale koncertowe. Takiego sukcesu nie można określić inaczej niż fenomenalny. Zespół występował już w prawie wszystkich zakątkach świata poczynając od Sydney, poprzez największe hale Europy, a kończąc na tak egzotycznych miejscach jak Chile czy Panama, wszędzie spotykając się z niesamowicie entuzjastycznym przyjęciem zarówno ze strony fanów, jak i krytyków. W 1993 roku muzycy pojawili się na pierwszym Międzynarodowym Konwencie Fanów Pink Floyd, gdzie zyskali przychylność jednej z najbardziej wymagających publiczności, która kiedykolwiek mogłaby pojawić się na ich koncercie. Doskonale dopracowany dwugodzinny show, niesamowita gra świateł, projekcje wideo oraz charakterystyczne wizualizacje sprawiają, że ich koncerty są wiernym odzwierciedleniem wydarzenia, jakim był każdy koncert Floydów.
01. Curse - 5:14
02. Complete The Circle - 4:07
03. The End Of The Book - 7:06
04. Sun Always Comes Down - 5:43
05. Empty House - 5:41
06. Turn I Used To Take - 5:09
07. Silent Sacrifice - 6:08
08. Avoid At All Costs - 3:49
09. Just A Mere Shadow - 8:28
10. No One Here - 4:44
11. Stray Dog - 5:30
12. Darkdrive 6:08
Czas całkowity - 1:07:47
- Maciej Sochoń – wokal, gitara, instrumenty klawiszowe, gitara basowa
01. Unremovable Stain - 3:25
02. Lifeweight - 5:49
03. Bloodstained - 11:14
04. When Your Best Is Not Good Enough - 4:54
05. Off The Track - 4:27
06. I Want To Get Wasted With You - 3:35
07. Spring Rain - 4:36
08. Higher Altitude - 7:38
09. Still On The Road - 4:31
Czas całkowity - 50:09
- Maciej Sochoń – wokal, gitara, instrumenty klawiszowe, gitara basowa
01. Collapse - 4:26
02. Years Of Shared Life - 8:16
03. Exiter - 5:09
04. Rise To Fall - 7:38
05. Sad Lady - 4:05
06. They Say - 5:20
07. When You Left Sandbox For The Last Time (acoustic) - 3:35
08. Last Song - 5:18
09. Burried Memories - 9:07
Czas całkowity - 52:54
- Maciej Sochoń - instrumenty klawiszowe, gitara, wokal
01. At The River Bank - 9:19
02. Ghosts - 5:21
03. Hardly Felt Pulse - 6:25
04. People Like You - 4:33
05. Superior/Inferior - 7:34
06. Hanging Around - 4:31
07. You, Or Someone Else - 6:17
08. To Care About Somebody - 5:28
09. Voice Which Is Never To Be Heard - 7:00
10. End Of Internal Conflict - 4:00
Czas całkowity - 1:00:28
- Maciej Sochoń - instrumenty klawiszowe, gitara, wokal
01. Closure - 6:09
02. Spare Part - 5:18
03. Boiling Point - 5:15
04. Don't Think About The Future - 7:20
05. Checklist - 4:22
06. Halfway Through - 2:21
07. No Longer Valid - 6:18
08. Fresh Start - 4:46
09. Favourite Places - 4:04
10. Not Everything Will Be Fine - 6:02
11. When You Left Sandbox For The Last Time - 7:11
12. To Disappear - 5:07
Czas całkowity - 1:04:13
- Maciej Sochoń - instrumenty klawiszowe, gitara, wokal
01. Insomnia - 5:01
02. Midnight Blue - 2:31
03. Silent Sky - 3:33
04. Fields Of Fear - 3:50
05. Voices Of The Night - 3:01
06. The Heat - 3:54
07. Melancholy - 3:54
08. Words Are Not Needed - 2:28
09. Secret Path - 3:02
10. Penelope - 3:05
11. You’d Better Run - 2:20
12. Sleeping Child - 4:26
13. Just Play - 2:25
14. Waves - 3:41
15. Going Home - 3:50
Czas całkowity - 51:01
- Marek Sikora – instrumenty klawiszowe, gitara
STEVEN WILSON WRAZ Z ZESPOŁEM NA DWÓCH KONCERTACH W LUTYM 2019
poniedziałek, 06 sierpień 2018 10:05 Dział: NewsNOWA TRASA - NOWA, ZMIENIONA, FASCYNUJĄCA OPRAWA KONCERTÓW - NOWY ZESTAW UTWORÓW TEN SAM ZNAKOMITY STEVEN WILSON!
STEVEN WILSON with band - "To The Bone Tour 2019"
7.02.2019, Łódź, Wytwórnia, godz. 20:00
8.02.2019, Kraków, Klub Studio, godz. 20:00
Bilety w sprzedaży na WWW.ROCKSERWIS.PL oraz w punktach i na stronach EVENTIM.PL i TICKETMASTER.PL
Bilety w sprzedaży od 6.08.2018
CENY BILETÓW: 179,00 (stojące) i 279,00zł (siedzące)
Nowy rok rozpocznie się bardzo mocnym akordem. Steven Wilson na ten czas zaplanował drugą część trasy "To The Bone" podczas której che nas zafascynować nowymi technologiami, zapierająca dech w piersiach oprawą wizualną koncertów i zmienionym, doskonałym zestawem nagrań.
Steven Wilson to obecnie jedna z najważniejszych postaci na scenie muzycznej. Człowiek-instytucja, rozpoznawalny nie tylko przez fanów rocka progresywnego. Kompozytor, multiinstrumentalista, wokalista i producent, od ponad ćwierćwiecza czaruje słuchaczy swoimi pomysłami. Lider Porcupine Tree, filar takich projektów, jak No-Man, Blackfield, Bass Communion, Storm Corrosion. Muzyk solowy, artysta poszukujący, nie spoczywający na laurach. Zawsze zapracowany, ciągle w biegu, muzyczny innowator i dla wielu odnowiciel formuły rocka progresywnego. Ikona współczesnego rocka, szczery i konsekwentny w działaniu, poruszający się z taką samą swobodą po obszarze space rocka, muzyki elektronicznej, jazzu, popu, psychodelii, rave'u, muzyki filmowej, metalu i ambientu. Tworzący muzykę wysoce oryginalną, pełną głębi i pobudzającą wyobraźnię słuchacza. Wrażliwy artysta, który często daje się poznać jako czujny obserwator współczesnej kultury oraz zjawisk popkulturowych. Zainteresowany innymi dziedzinami sztuki (film, literatura, sztuki wizualne, teatr). Pomimo, że nie udało mu się zrealizować filmu opartego na scenariuszu Deadwing, Steven Wilson nie zrezygnował z odciśnięcia swego piętna na niwie X Muzy. Dokument Insurgentes, który według zapowiedzi artysty miał być "surrealistycznym kinem drogi", tak naprawdę stał się istotnym głosem w dyskusji o roli muzyka, kreatora we współczesnym świecie zdominowanym przez social media i kulturę cyfrową.
Nie sposób wymienić wszystkich projektów, do których powstania się przyczynił. Dokonaniami Stevena Wilsona można obdzielić co najmniej kilkadziesiąt różnych zespołów. Sam artysta żartuje, że stracił już rachubę w nagraniu ilu płyt uczestniczył jako muzyk, producent czy realizator dźwięku. Wilson nagrał łącznie w różnych składach, ponad setkę płyt długogrających i wyprodukował kilkadziesiąt albumów utrzymanych w rozmaitych konwencjach muzycznych. Od kilku lat z sukcesem specjalizuje się w miksach 5.1 klasycznych albumów rockowych (m.in.: King Crimson, Caravan, Jethro Tull, Emerson Lake And Palmer, XTC, Yes, Tears For Fears, Gentle Giant, Opeth, Marillion). Jego praca w studio nagraniowym zaowocowała czterema nominacjami do nagrody Grammy w kategorii "dźwięk przestrzenny". We wrześniu 2012 roku otrzymał nagrodę The Guiding Light brytyjskiego Prog Magazine. Steven Wilson jest, jak określiła kapituła nagrody "artystą przełamującym granice". Współpracował z Fishem, Jordanem Rudessem, Anją Garbarek, grupami Opeth, Anathema, a nie tak dawno temu razem z Mariuszem Dudą (Riverside, Lunatic Soul) nagrał utwór, z którego zyski obaj muzycy przekazali na cele charytatywne.
Pod koniec lat 80. ubiegłego stulecia założył z wokalistą Timem Bownessem zespół No-Man, równocześnie eksperymentując solowo w ramach własnego projektu Porcupine Tree. Ten ostatni z biegiem lat, z tworu "wirtualnego" przemienił się w czteroosobową (a na koncertach pięcioosobową) formację, darzoną wielkim szacunkiem przez fanów, krytyków oraz innych muzyków. W 2013 roku po wydaniu dziesięciu płyt studyjnych zawiesił jej działalność na czas nieokreślony ze względu na poświęcenie się karierze solowej. Z kolei w 2003 roku Wilson założył wraz z izraelskim muzykiem Avivem Geffenem grupę Blackfield, z którą odniósł spory sukces artystyczny i komercyjny.
W 2008 roku Wilson zadebiutował jako artysta solowy albumem Insurgentes, który sam opisał jako "połączenie poezji i melancholii". We wrześniu 2011 roku ukazało się drugie solowe wydawnictwo płytowe artysty (w dodatku podwójne!) zatytułowane Grace For Drowning. Odbiór płyty, jak i towarzyszącej mu solowej trasy koncertowej był wręcz entuzjastyczny. Pamiątką po wielce udanym tournée jest DVD/BD Get All You Deserve. Trzeci album sygnowany nazwiskiem Stevena Wilsona The Raven That Refused To Sing (And Other Stories) spotkał się z równie gorącym przyjęciem fanów i krytyków muzycznych, a towarzysząca wydaniu płyty trasa koncertowa przebiegała niemalże przez cały świat (muzycy odwiedzili m.in. Australię, Argentynę czy Brazylię). Świetnym materiałem dokumentującym rozmach i skalę tournée są wydane w formie książki Twice around the world notki z bloga Theo Travisa - flecisty zespołu Wilsona. Przygotowana wręcz z teatralnym rozmachem trasa koncertowa zgromadziła tysiące fanów, którzy nierzadko musieli obejść się smakiem i często odchodzili od kas biletowych z nosem opuszczonym na kwintę. Wyprzedane sale, brak biletów, entuzjastyczne recenzje oraz zachwyt nad warstwą wizualną spektakli - to wszystko zadziałało na korzyść angielskiego muzyka.
Czwarty solowy album Stevena "Hand.Cannot.Erase" wydany w 2015 roku okazał się jego wielkim sukcesem artystycznym i komercyjnym, a wydarzeniu towarzyszyła prawie dwuletnia trasa promocyjna, podczas której ekipa Wilsona aż czterokrotnie (!) zawitała do Polski.
Nie inaczej było w przypadku kolejnej płyty "To The Bone", która doczekała się jeszcze większej sprzedaży i znakomitych recenzji. Pierwsza część trasy promocyjnej liczyła ponad 80 koncertów (i oczywiście nie ominęła Polski), druga zaplanowana na rok 2019 będzie jeszcze bardziej imponująca.
Na specjalne życzenie artysty, tym razem polskie koncerty odbęda się w salach w których przeważają miejsca stojące. Ma to zapewnić tę niezwykłą na koncertach Wilsona interakcję z publicznością.
Znakomity skład muzyków pod jakże świetną opieką lidera gwarantuje najwyższą jakość muzycznych wzruszeń. Perfekcyjnie zgrany team, koncertowa hybryda o sześciu głowach i jednym wspólnym ciele po raz kolejny poprowadzi widzów i słuchaczy przez meandry muzycznych barw i krainę dźwięków. Koncerty, a raczej SPEKTAKLE Stevena Wilsona zadziałają na odbiorców w sposób wielopłaszczyznowy poprzez dźwięk, obraz, muzykę i emocje.
Zapraszamy w lutym 2019 do Łodzi i Krakowa.