01. Debris - 6:26
02. Invisible - 5:57
03. The Longest Minute - 1:09
04. Square One - 6:58
05. Grains of Sand - 6:04
06. Paperstrips - 6:11
07. 43% - 6:38
08. A Welcome Memory Loss - 4:39
09. Suspension of Disbelief - 13:30
Czas całkowity - 57:32
- Łukasz Dumara - wokal
- Michał Jabłoński - gitara
- Marcin Pęczkowski - gitara
- Jacek Książek - gitara basowa
- Łukasz Wszołek - perkusja
01. Sto lat to za mało by zapomnieć - 4:40
02. Iskry w popiele - 4:58
03. Budzi się Śląsk - 4:57
04. Strajk sierpniowy `19 - 5:34
05. Iskier żar - 3:04
06. Sygnał tuż, tuż - 3:42
07. Zaczynomy! - 2:39
08. To już koniec Powstańcy! - 4:36
09. Czas siniaków, czas blizn - 4:45
10. To nie koniec, to początek! - 5:28
Czas całkowity - 44:23
- Wojciech Ciuraj – wokal, gitara
- Paweł Kukla – instrumenty klawiszowe
- Klaudia Wachtarczyk – gitara basowa
- Dawid Klimuszko – perkusja
- Józef Skrzek – minimoog (2,3,5)
- Jan Mitoraj – gitara, gitara akustyczna
- Piotr Rachwał – skrzypce
- Elżbieta Szczyrba – wiolonczela
- Marian Dziędziel – słowo mówione
Zespół THE FLOWER KINGS ma przyjemność ogłosić, że 8 listopada 2019 roku wydany zostanie ich nowy studyjny album "Waiting For Miracles". Składa się on z 15 nowych utworów, nagranych latem w studiu RMV w Sztokholmie w Szwecji - zabytkowej przestrzeni studyjnej należącej do gwiazdy ABBA Benny'ego Anderssona.
Lider zespołu Roine Stolt tak komentuje tą płytę: "Wróciliśmy do radosnego i zabawnego stylu, który sprawił, że zespół stał się sławny pod koniec lat 90-tych. Teksty wówczas miały w sobie odrobinę poważnego zaniepokojenia stanem naszego świata jednak w dalszym ciągu miały w sobie dużo radości i koloru.”
Zespół, w którego skład wchodzą obecnie Roine Stolt, Jonas Reingold, Hasse Fröberg, Zach Kamins & Mirko DeMaio (najnowszy skład na żywo), stworzył odważną kolekcję czystego prog-rocka. Spodziewajcie się mnóstwa klasycznych klawiszy, dziwnych sygnatur czasowych i długich solówek gitarowych - z elementami muzyki pop, symfonicznej i filmowej.
Album zostanie wydany jako podwójne CD zawierający piękną oprawę graficzną amerykańskiego artysty Kevina Sloana.
Poniżej znajduje się pełna lista utworów:
Płyta 1:
House Of Cards
Black Flag
Miracles For America
Vertigo
The Bridge
Ascending To The Stars
Wicked Old Symphony
The Rebel Circus
Sleep With The Enemy
The Crowning Of Greed
Płyta 2:
Spirals
Steampunk
We Were Always Here
Busking At Brobank Busking At Brobank
THE FLOWER KINGS ogłosili niedawno, że w grudniu tego roku wyruszą w trasę koncertową z kolegami z wytwórn, zespołem KAYAK. Roine Stolt: "Cieszymy się, że w grudniu znów wyruszymy w trasę po Europie – zaprezentujemy wówczas materiał z początkowych czasów zespołu, koncertowe klasyki, oraz utwory z nowego albumu. Zespół zagra na dwóch koncertach w Polsce:
03.12.2019 – OS Andaluzja, Piekary Śląskie, Poland
03.12.2019 – Klub U Bazyla, Poznań, Poland
Widząc znaczek Lynx Music na okładce płyty, od razu zastanawiamy się z jaką odmianą rocka progresywnego będziemy mieć do czynienia tym razem. Otóż w przypadku „Virus”, żadną. Szok i niedowierzanie? Bez przesady, każdy ma czasem prawo do jakiejś odskoczni. Dla Ryszarda Kramarskiego może to być London Silence. Młoda, polsko-brytyjska ekipa nigdy nawet nie stała obok prog rocka, ale nie ma to żadnego znaczenia. Powiedzmy, że ja też czasem lubię mieć odskocznię, choć nie jestem pewien czy akurat taką.
Przejdźmy do rzeczy. London Silence gra ultra-melodyjnego pop rocka na modłę a jakże, brytyjską. Wyjątkiem jest chyba tylko, nomen omen amerykańsko brzmiący, „American Roads”. Poza tym, przeważa nienachalna melodyjność i nieco nostalgiczny nastrój, tak charakterystyczny dla naszych przyjaciół z Wysp. Część utworów jest pociesznie skoczna, jak otwierający album „Sounds From Space” czy „I Wanna Give It All To You”. W „Mystic Girl” pobrzmiewają mroczne nuty, ale punkowa siła tej piosenki powoduje, że całość brzmi, jakby Danzig nigdy nie opuścił Misfits. Inne kompozycje są bardziej refleksyjne i mają korzennie brytyjski klimat, jak „Run With Me” czy wyróżniające się bogatszą aranżacją, wyjątkowo udane „Keep Them Closer” i „It’s High Time” z gitarą akustyczną w zwrotkach i hammondami w tle. Całkiem zgrabnie wychodzą chłopakom kawałki, w których spokojne zwrotki zostały skontrastowane wybuchowymi refrenami, które aż proszą się, by zaśpiewać je na koncertach razem z publicznością („Stuntman”, „London Club’s Waiting”). Większość utworów da się zanucić już po kilku przesłuchaniach, bo są dość prosto skonstruowane i brzmią bardzo przejrzyście. Nie ma jednak mowy o prostactwie, już wspomniałem o zdarzających się okazjonalnie bogatszych aranżacjach. Wokalnie jest różnie, ponieważ w zespole funkcjonuje dwóch wokalistów – Kenny L. oraz Darek Misiak. Do akcentu Kennego, z oczywistych względów, nie mam zastrzeżeń, ale Darek powinien jeszcze popracować nad swoim angielskim, tym bardziej, że pisze teksty w tym języku.
I tak zleciała mi ta recenzja. Trudno odnieść mi się do muzyki, z którą rzadko obcuję. Oczywiście słyszę czasem takie kawałki w rockowych radiach i zdaje się, że tam najlepiej pasowałby London Silence. Tak to już jest, że niektóre zespoły są stworzone by stanowić tło lub umilać jazdę samochodem. W tym przypadku, zdecydowanie wolę zawartość „Virus” niż ambientowe szumy lub popowe przynudzanie.
Gabriel ”Gonzo” Koleński
01. Sounds From Space - 4:09
02. American Roads - 4:19
03. I Wanna Give It All To You - 3:37
04. Run with Me - 3:12
05. Stuntman - 4:22
06. Keep Them Closer - 4:25
07. London Club’s Waiting - 4:03
08. It’s High Time - 4:42
09. Virus - 3:56
10. Mystic Girl - 3:59
Czas całkowity - 40:40
- Kenny L. - wokal
- Dariusz Misiak – wokal, gitara, gitara basowa, dodatkowy wokal
- Bogdan Zasępa - instrumenty klawiszowe
- Wojiech Królikowski - instrumenty klawiszowe
- Darko V - gitara basowa
- Mark Prentice - gitara basowa
- Eryk Banasiak - gitara basowa
- Roger Smith - perkusja
- Chuck Sabo - perkusja
- Krystian Hutny - perkusja
01. Fear Inoculum - 10:20
02. Pneuma - 11:53
03. Litanie Contre La Peur - 2:14
04. Invincible - 12:44
05. Legion Inoculant - 3:10
06. Descending - 13:38
07. Culling Voices - 10:05
08. Chocolate Chip Trip - 4:48
09. 7empest - 15:44
10. Mockingbeat - 2:06
Czas całkowity - 1:25:00
- Maynard James Keenan - wokal
- Adam Jones - gitara, sitar
- Justin Chancellor - gitara basowa
- Danny Carey - perkusja
LEPROUS powraca z szóstym studyjnym albumem zatytułowanym "Pitfalls", który ukaże się 25 października 2019 roku.
"Pitfalls" został po raz kolejny nagrany z Davidem Castillo w Ghostward Studios (Opeth, Katatonia), jednak tym razem zmiksowany został przez Adama Noble (Placebo, Biffy Clyro, Nothing But Thieves, Deaf Havana). Okładka to obraz indonezyjskiej artystki Elicii Edijanto.
Pierwszy singiel i teledysk z albumu ukażą się w najbliższy piątek, 30 sierpnia, w tym samym czasie rozpocznie się przedsprzedaży albumu wydanego przez InsideOutMusic.
Album będzie dostępny jako limitowane CD z dwoma bonusowymi utworami. Poniżej znajduje się lista utworów:
LEPROUS - "Pitfalls"
1. Below
2. I Lose Hope
3. Observe The Train
4. By My Throne
5. Alleviate
6. At The Bottom
7. Distant Bells
8. Foreigner
9. The Sky Is Red
Wokalista i klawiszowiec LEPROUS Einar Solberg tak określa nadchodzący album: "Jesteśmy niezwykle dumni wydając 'Pitfalls'! Jest to album, którego nikt nie spodziewa się po Leprous. Kiedy myślisz, że wiesz dokąd zmierza, zdajesz sobie sprawę, że się mylisz. Jest to nie tylko zdecydowanie największa produkcja muzyczna jaką zrobiliśmy, ale także najbardziej osobisty i uczciwy album. Płyta powstał w jednym z moich najtrudniejszych lat, kiedy to zmagałem się z depresją i niepokojami. Brak filtrów, brak metafor, tylko prawda. Mówią, że pisanie muzyki jest terapeutyczne, ale powiedziałbym, że to niedomówienie. Dla mnie 'Pitfalls' jest wynikiem 1,5-letniej nauki jak przebić się przez mroczny tunel. Muzyka była moją pochodnią".
01. Perfume River - 10:58
02. All Loved Up - 5:07
03. Blind To The Beautiful - 5:12
04. A Feast Of Consequences - 4:29
05. High Wood - 5:26
06. Crucifix Corner - 7:25
07. The Gathering - 4:30
08. Thistle Alley - 6:08
09. The Leaving - 4:59
10. The Other Side Of Me - 6:09
11. The Great Unravelling - 6:32
Czas całkowity - 1:06:55
- Fish - wokal
oraz:
- Robin Boult - gitara
- Foster Paterson - instrumenty klawiszowe
- Steve Vantsis - gitara basowa
- Gavin Griffiths - perkusja
- Elisabeth Troy Antwi - dodatkowy wokal
- Tanja Derwahl - wiolonczela (5,9,11)
- Linda Slakhorst-Custers - altówka (5,9,11)
- Gosia Loboda - skrzypce (5,9,11)
- Alina-Lin Merx-Jong - skrzypce (5,9,11)
- Aidan O'Rourke - skrzypce (3,10)
- Finlay Hetherington - flugelhorn (7)
- Fiona Lund - puzon (7)
- John Sampson / trąbka (7)
- Stuart Watson / tuba (7)
Jest 25 sierpnia. Mamy wyjątkowo ciepły, przyjemny i spokojny wieczór, a ja właśnie spisuję, a przynajmniej zaczynam, moje wspomnienia z dwunastej edycji festiwalu Ino Rock, który wczoraj odbył się w Inowrocławiu. Początek imprezy przebiegał bardzo spokojnie. Frekwencja była umiarkowana, dlatego zastanawiałem się gdzie ten słynny rekord. Jak się później okazało, rekord przyszedł dopiero w drugiej połowie dnia. Czyli standardowo.
Zanim zapędzę się aż tak daleko, wspomnę o artystce, która miała przykry (albo i nie) obowiązek otworzyć festiwal. JOANNA VORBRODT podeszła do tej kwestii bez kompleksów, co świadczy o wielkiej klasie wokalistki. Ba, nie tylko wokalistki. Joanna grała również na thereminie i bębnach. Towarzyszył jej mąż, który między innymi grał na gitarze (tak, były solówki i to nie byle jakie!) i śpiewał głosem przetworzonym przez efekty. Mimo kojarzących się jednoznacznie tytułów „Obudź się Warszawa” i „O północy nad Wisłą”, kompozycje Joanny są uniwersalne. Żeby zachwycić się „Jedyną taką jesienią” czy „Całkowitym zaćmieniem”, nie trzeba znać stolicy naszego kraju. Tajemnicza atmosfera, ciekawe aranżacje i transowość mogą przemówić do każdego, choć łatwiej byłoby o efekt w małym, ciemnym klubie. Nie mniej, fajnie, że organizatorzy dali szansę Joannie Vorbrodt, a my mogliśmy usłyszeć dwa nowe utwory – „Będę tęsknić” i „Zeszły rok pod chińskim psem”.
Następny wykonawca, który pojawił się na scenie podczas tegorocznej edycji Ino Rock Festival również pochodzi z Warszawy. Ciekawe, że w tym roku organizatorzy postawili praktycznie na dwa miasta – naszą stolicę i Liverpool, w którym założone zostały Anathema i Antimatter (choć Mick Moss urodził się w Londynie). Crippled Black Phoenix ciężko przypisać jakiekolwiek pochodzenie, ponieważ tam prawie każdy muzyk jest z innego zakątka świata. Wróćmy jednak do LION SHEPHERD, na który czekała spora część festiwalowej publiczności. Zespół Kamila Haidara i Mateusza Owczarka zdobywa coraz większe uznanie, zwłaszcza po dołączeniu do składu perkusisty Macieja Gołyźniaka i wydaniu płyty „III”. Obecnie grupa występuje w poszerzonym składzie, dzięki czemu muzycy korzystają z rozbudowanego instrumentarium. Jeśli mnie pamięć i wzrok nie mylą, to zespołowi towarzyszyła na scenie Karolina Skrzyńska, która swego czasu występowała ze swoim kwartetem przed Lion Shepherd. W Inowrocławiu zespół zaprezentował się ze swojej najlepszej strony, dając profesjonalny występ na wysokim poziomie. Zagadkowy był tylko brak kontaktu z publicznością, który później został wyjaśniony przez Kamila. Wokalista zdradził, że dwa dni wcześniej zmarł jego przyjaciel, któremu zadedykowany został utwór „Infidel Act Of Love”.
Z podekscytowaniem, ale też i lekkim niepokojem oczekiwałem na koncert CRIPPLED BLACK PHOENIX. Ten zespół był moim wielkim odkryciem 10 lat temu, ale bałem się, że te ponuraki mogą przestraszyć się otwartej przestrzeni. Niepotrzebnie. Panie i Panowie wyszli na scenę i dali z siebie wszystko. Zespół był bardzo dobrze przygotowany i jak zwykle grał z pełnym zaangażowaniem, ale w trakcie ich występu nie zabrakło luzu i humoru (piwo i wino na scenie, przybijanie piątek po dobrze odegranym „Great Escape”). Ukoronowaniem tego aspektu występu grupy Justina Greavesa było zaśpiewanie po angielsku (przez muzyków) i po polsku (przez publiczność) „Sto lat” dla perkusisty Bena Wilskera, który miał tego dnia urodziny. Zeszłoroczny album, „Great Escape”, miał swoją reprezentację w setliście (oprócz intro i pierwszej części utworu tytułowego, również „To You I Give” i „Nebulas”), ale zespół grał przekrojowo, sięgając m.in. do albumów „Bronze” („No Fun”, „Champions Of Disturbance” i „We Are The Darkeners”) oraz „I, Vigilante” („We Forgotten Who We Are” i „Fantastic Justice”). Jedyne czego mi brakowało, to czegokolwiek z płyty „White Light Generator”, którą z jakiegoś powodu zespół od dawna konsekwentnie omija na koncertach. Poza tym, połączenie magicznej, choć nieco mrocznej atmosfery z ciężarem i wciągającym transem sprawdziło się po raz kolejny.
Na występ ANTIMATTER czekałem niecierpliwie z prostej przyczyny. To jedyny zespół z tegorocznego składu Ino Rocka, którego nigdy wcześniej nie widziałem na żywo. Standardowo, koncert rozpoczął się od pierwszego utworu z najnowszej płyty. „The Third Arm” zabrzmiało potężnie, zwłaszcza z oficjalnym teledyskiem wyświetlanym na wielkim ekranie za plecami muzyków (Joanna, LS i CBP też tak mieli, ale u pierwszych dwóch grafiki były mało wyszukane, a u ostatnich statyczne i wszystkie pochodziły z okładki „Great Escape”). „Black Market Enlightenment” miało oczywiście większą reprezentację w postaci „Partners In Crime”, „Sanctification” (na żywo bez saksofonu) i „Between The Atoms”. Widać, że Mick Moss nie lubi prostych rozwiązań i zamiast oczywistych „hitów” zaproponował utwory trudniejsze, bardziej wymagające. Trochę rekompensowały to mroczne przeboje z „The Judas Table” („Black Eyed Man”, „Stillborn Empires” i „Can Of Worms”) oraz „Fear Of A Unique Identity” („Paranova”, „Monochrome”, ale zamiast „Firewalking” czy „Uniformed & Black” - „Wide Awake In The Concrete Asylum”). Setlistę dopełniły starsze utwory - „The Last Laugh” z „Saviour” oraz „Redemption” i tytułowa z „Leaving Eden”. Występ Antimatter był niesamowicie klimatyczny, nastrojowy w lżejszych momentach i porywający w tych bardziej dynamicznych. Zespół Micka Mossa dwoi się i troił na scenie, a lidera rozpierała energia i radość. Pozytywne emocje, mimo mrocznej muzyki, było czuć obustronnie, ponieważ koncertów Brytyjczyków został bardzo dobrze przyjęty przez publiczność.
Główna gwiazda wieczoru, ANATHEMA, weszła na scenę w glorii i chwale. Niestety, od samego początku występ prześladowały różne problemy techniczne i tak było prawie do końca. Piękne wizualizacje, zapowiadające „Can’t Let Go”, nie rekompensowały szumów i trzasków, które dochodziły z głośników. Przez chwilę bałem się, że koncert zostanie przerwany. Później jakoś udało się to mniej więcej okiełznać, ale muzycy często robili krótkie przerwy i konsultowali się z technikami. Sam Daniel Cavanagh przyznał, że mają „ciężki wieczór”. Mimo to, zespół obronił się prezentując najpiękniejsze fragmenty swojej dyskografii. Nie było zaskoczeń, ale nie zabrakło emocji, a fani Anathemy dostali to, po co zawsze przychodzą na koncerty ulubionej grupy: „Endless Waves”, „The Optimist”, „Thin Air”, „Springfield”, „Storm Before The Calm” i „Closer” zagrane jedne po drugim. Podczas obowiązkowego wykonania „A Natural Disaster” zespół poprosił publiczność o włączenie latarek w telefonach, co dało fajny efekt w ciemności. O cudownym głosie Lee Douglas chyba nie muszę mówić, bo od dobrych kilku lat jest to jedna z najmocniejszych stron Anathemy. W „Distant Satellites” Vincent oczywiście grał na wielkich bębnach, czyli wszystkie sztuczki pozostały na swoich miejscach. Na szczęście bez zmian pozostało również doskonałe wykonanie obu części „Untouchable”. Pod koniec występu, wstęp do „Shine On You Crazy Diamond” zamienił się w „Fragile Dreams”, a na wyproszony bis usłyszeliśmy „Deep”. Tak jak napisałem wcześniej, bez zaskoczeń, ale z klasą i wyczuciem.
Ino Rock Festival ma to do siebie, że niestety bardzo szybko przebiega i nagle okazuje się, że to koniec, mimo że występy poszczególnych wykonawców, zwłaszcza tych zagranicznych, są całkiem długie. Organizacyjnie było bez zarzutów, bo koncerty rozpoczynały się i kończyły bardzo punktualnie. Niestety kolejki do jedzenia i piwa były z upływem czasu coraz dłuższe, nad czym można by popracować. Mogło to jednak wynikać z frekwencji, która naprawdę była rekordowa, na Anathemie bawiło się chyba jeszcze więcej osób niż dwa lata temu na Pain Of Salvation. To co mogło męczyć lub irytować, to kwestia nagłośnienia. Niestety dźwiękowcy często dochodzili do wniosku, że głośniej znaczy lepiej, co rzadko jest prawdą. Już podczas występu Joanny Vorbrodt dźwięk dudnił, podczas Antimatter huczało coraz bardziej, a Anathema rasowo siekała po uszach. Chyba pierwszy raz w życiu żałowałem, że nie mam stoperów w uszach w plenerze, do czego nie jestem przyzwyczajony. Poza tymi mankamentami, każdy sam oceni czy drobnymi czy nie, to był wspaniały dzień, wieczór, a w końcu noc. Dobrze dobrani, pasujący do siebie, ale bardziej urozmaiceni niż rok wcześniej wykonawcy, świetna atmosfera i muzyka nadrabiały wszelkie niedociągnięcia. Wiecie, że muszę trochę ponarzekać, ale spokojnie, za rok też przyjadę, trochę ponarzekam, a przede wszystkim będę się świetnie bawił i polecał każdemu.
Przybył, zobaczył, usłyszał, wrócił i spisał,
Gabriel „Gonzo” Koleński
Zdjęcia - Jan"Yano"Włodarski
Już 30 września ukaże się nowe wydawnictwo z okazji 40-lecia zespołu Pendragon - The First 40 Years!
Specjalna pamiątkowa książka w twardej oprawie zawierać będzie 32 strony zdjęć pełnych wspomnień z całego okresu działalności zespołu i aż 5 płyt CD. Przedsprzedaż rozpoczyna się 26 sierpnia, a zamówienia można składać pod następującymi adresami email:
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie obsługi JavaScript.
Cena pozycji to 399zł. Przy zamówieniach w przedsprzedaży wysyłka na terenie Polski za darmo!
Przypominamy także, że w marcu widzimy się na koncertach!
Pendragon - Poznań, 11.03.2020
Pendragon - Piekary Śląskie, 12.03.2020
Pendragon - Łódź, 13.03.2020 / Festiwal Prog on Days 13-14 marca 2020
Pierwsze trzy krążki to nagranie z rocznicowego koncertu w Londynie, na którym usłyszeć można utwory z całego przekroju działalności zespołu, także te od dawna nie wykonywane na żywo.
Pozostałe dwie płyty, to zremiksowane i zremasterowane wersje albumów "The World" oraz "Men Who Climb Mountains" z perkusją nagraną na nowo przez aktualnego perkusistę zespołu Jana-Vincenta Velazco.
Wysyłek pre-orderu można spodziewać się tuż przed 30 września.
Lista nagrań z koncertu:
CD 1
If I Were The Wind
The Voyager
Two Roads
Green Eyed Angel
Fly High Fall Far
Excalibur
Circus
CD 2
Dark Summer's Day
2am
I Walk The Rope
Queen Of Hearts: i Queen Of Hearts
Queen Of Hearts: ii A Man Could Die Out Here
Queen Of Hearts: iii the Last Waltz
It's Only Me
The Freakshow
Fallen Dreams And Angels
CD 3
Sister Bluebird
Masters Of Illusion
Faces Of Light
The Last Man On Earth
Indigo
Am I Really Losing You?
01. Own The Mystery - 6:22
02. Every Minute - 1:43
03. Start Again - 7:44
04. If It's True - 3:19
05. The Three Seers - 4:40
06. The Everlasting Instant - 5:16
07. Keep Away - 6:46
08. Can't Feel The Earth, Pt. IV - 5:35
09. Illuminata - 5:30
10. Sincerest Life - 6:59
11. Like A Straight Line - 5:21
Czas całkowity - 59:15
- Anmarie Byrnes - wokal
- Laura Meade - wokal
- Paul Bremner - gitara, gitara akustyczna
- Tom Galgano - instrumenty klawiszowe, gitara, wokal
- John Galgano - gitara basowa, gitara, gitara akustyczna, instrumenty klawiszowe, wokal
- Brian Coralian - perkusja, instrumenty perkusyjne
- Greg DiMiceli - perkusja
oraz
- Caty Galgano - wiolonczela (1)
- Madeline Galgano - flet (1)