A+ A A-

Strange Guys

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(1977, album studyjny)
1. Aeronaut (5:08)
2. Strange Guys (6:17)
3. Mysterious Scene (8:25)
4. Powerslide (8:28)
5. Terra Incognita (4:33)
6. Backstage Fumble (9:08)

Czas całkowity: 46:59
- Thomas Hildebrand ( percussion, drums )
- Stephan Kaske ( synthesizer, guitar (acoustic), flute, guitar, drums, guitar (electric), sitar, keyboards, vocals )
- Harald Weisse ( bass, guitar )
Więcej w tej kategorii: « Concrete City Dreamlab »

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Poprzednie płyty Mythos były bardziej kontemplacyjne, dużo wpływów etnicznej muzyki, można rzec - taki stary, dobry rock psychodeliczny, można podciągnąć to też pod space rock, jakby ktoś bardzo chciał (w gruncie rzeczy dosyć płynne są granice tych nurtów w obrębie samego rocka psychodelicznego... ale nie miejsce, żeby w to wchodzić). Na Strange Guys mamy zjawisko jakie można nazwać... Rush na sterydach. Brzmienie zdecydowanie potężniejsze, choć myśl progresywna zachowana.

    "Aeronaut" to numer z potężną gitarą elektryczną i syntezatorami w tle, rzecz dająca się zarówno zakwalifikować do bardzo dobrego hard rocka jak i wysokiej jakości prog rocka. Tytułowy "Strange Guys" to ballada przypominająca nieco te z Caress of Steel wzmiankowanego wyżej Rush, zawierająca jednakże więcej elektrycznych i elektronicznych instrumentów, choć sentymentalny nastrój jak - w dajmy na to - "Necromancer". Do tego charakterystyczny barytonowy głos Stephana Kaske. "Mysterious Scene" znowu przywołuje skojarzenia z Rush, podobnie jak jego utwory od Farewell to the King jest bardziej wewnętrznie złożone, choć niektóre partie gitarowe przywołują momentami wręcz wczesnego Van Halena. "Powerslide" początek kojarzył mnie się z Hawkwind epoki Lemmy'ego Kilmistera, ta partia na klawiszach zwłaszcza, lecz później odnajdujemy już potężniejsze hard rockowe brzmienie, choć ze sporą dawką elektroniki. Porządny utwór instrumentalny. "Terra Incognita" zaś to kawałek bardziej elektroniczny, mniej tu do powiedzenia ma gitara elektryczna, rzecz zbliżająca się do space rocka i ambientu. "Backstage Fumble" - początek jak Mythos z pierwszej połowy lat 70., choć z mocniejszą gitarą elektryczną, potem staje się typowo gitarowym numerem z wokalem pojawiającym się mniej więcej po połowie utworu.

    Na zakończenie tej tyrady... tak dobre jak stary Rush. Biorąc pod uwagę mocne brzmienie gitary elektrycznej, można podciągnąć pod metal progresywny i wytrzymuje porównanie z takimi sławami nurtu jak Dream Theater czy Queensryche. Album godny polecenia każdemu miłośnikowi ciekawego brzmieniowo rocka. Słucha się niezwykle przyjemnie jak największych klasyków, pięć gwiazdek to za mało.

    Edwin Sieredziński środa, 22, październik 2014 22:59 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.