A+ A A-

 

Zastanawialiście się kiedyś, jak to jest wejść za kulisy swojego ulubionego zespołu? Nikt, jak do tej pory, nie był tak blisko Dream Theater jak Rich Wilson. Ten – gustujący w progresywnych brzmieniach – dziennikarz muzyczny postanowił napisać książkę o jednym z czołowych reprezentantów współczesnego prog metalu. Wydawałoby się, że zespół takiego formatu, poświęcający się – w głównej mierze – tworzeniu muzyki, nie jest w stanie nas niczym zaskoczyć… Czyżby? „Lifting Shadows”, czyli pierwsza, autoryzowana biografia Dream Theater, właśnie trafiła do polskich sklepów, a Rich na łamach naszego serwisu postanowił – co nieco – opowiedzieć o pracy nad swoją debiutancką książką.              

Witaj, Rich! Jak się czujesz ze statusem: „tego pierwszego, który odsłonił kulisy Teatru Marzeń”?

To dla mnie wielki zaszczyt i wielkie szczęście, że mogłem opisać ich historię. Zespół naprawdę bardzo mi w tym pomógł, gdyż wszyscy byli bardzo otwarci i szczerzy podczas wywiadów, za co bardzo mocno im dziękuję. Ta książka nie powstałaby bez ich pomocy.

Na polski rynek właśnie wchodzi biografia Dream Theater Twojego autorstwa , zatytułowana „Lifting Shadows”. Jak dostrzegłeś ich historyczny potencjał? Skąd wziął się pomysł na taką publikację?

Cóż, zawsze byłem wielkim fanem Dream Theater i miałem to szczęście, że mogłem śledzić ich karierę od samego początku w 1989 roku.  Moje artykuły ukazują się w wielu czasopismach, lecz zawsze chciałem stworzyć coś większego, zgłębić temat tak, aby powstała z niego książka. Brałem pod uwagę wiele zespołów, ale stwierdziłem, że to właśnie historia Dream Theater jest najbardziej interesująca. Około 10 lat temu przeprowadzałem wywiad z Mikem Portnoy’em dla magazynu Classic Rock i wspomniałem mu o swoim pomyśle. Podszedł do niego bardzo entuzjastycznie i tak się to wszystko zaczęło.

Wiemy też, że książka obejmuje okres działalności zespołu od wczesnych lat 80tych, aż do wydania „A Dramatic Turn Of Events”. W jaki sposób zbierałeś materiały do książki?

Tak naprawdę gromadzenie materiałów to najtrudniejszy element tej pracy.  Musiałem przewertować setki archiwalnych numerów różnych czasopism, kupić stare fanklubowe gazetki i fanziny, a potem powybierać z tego co trzeba. Następnie zaś odbyłem rozmowy z członkami zespołu i na podstawie tego wszystkiego podjąłem próbę opracowania ich prawdziwej historii.  Dlatego też zawsze będę wdzięczny zespołowi za cały poświęcony mi czas i pomoc. Muszę też przyznać, że niesamowicie pomógł mi w tym wszystkim Mike Portnoy.  Przegadałem z nim chyba ponad 20 godzin, on także skontaktował mnie z wieloma osobami, które w przeszłości były związane z zespołem w taki czy inny sposób. Jestem mu za to ogromnie wdzięczny. Z chęcią czytał to, co napisałem i sprawdzał, czy wszystko jest tak, jak powinno. 

W Twojej publikacji znalazło się 19 rozdziałów, które opisują najważniejsze etapy grupy, zarówno w ich życiu muzycznym, jak i osobistym. Który z poruszanych przez Ciebie problemów sprawił Ci największe wyzwanie?

Chyba najtrudniejsze były dwa ostatnie rozdziały - te, które opisują odejście Mike’a Portnoya i pojawienie się w zespole Mike’a Manginiego. Będąc w bliskich relacjach zarówno z Mikem Portnoy’em, jak i pozostałymi członkami zespołu, trudno mi było je napisać, bo musiałem przedstawić całą tą sprawę z obydwu punktów widzenia w wyważony sposób.

A jak było z samymi muzykami? Czy jakiś temat okazał się dla nich szczególnie trudny?

Myślę, że chyba było to odkrycie, iż zespół na pewnym etapie kariery rozważał zwolnienie Jamesa LaBrie. Tak, to z pewnością był dla nich niezręczny temat, szczególnie zaś dla Jamesa. Ale wszyscy muzycy byli ze mną naprawdę szczerzy i uczciwi. Pozwolili mi wyciągnąć moje własne wnioski odnośnie wielu spraw. Nigdy też nie sugerowali, abym usunął jakiś fragment tekstu, co w przypadku autoryzowanej biografii jest ewenementem.

Który z wywiadów szczególnie zapadł Ci w pamięć?

Było dużo takich wywiadów.  Miałem naprawdę szczęście, gdyż pozwolono mi być blisko zespołu w wielu sytuacjach. Na przykład byłem w studiu w Nowym Jorku, kiedy nagrywali „Octavarium”, co pozwoliło mi poznać sposób, w jaki tak naprawdę pracują ze sobą podczas tworzenia płyty.  Byłem też za kulisami w Radio City Music Hall oraz gdy grali na Download Festival  - to były bardzo wyjątkowe chwile, które już nigdy się nie powtórzą. Jestem też dozgonnie wdzięczny Johnowi Myungowi, który – tak naprawdę – nie lubi udzielać wywiadów, lecz zawsze był dla mnie niesamowicie uprzejmy i świetnie mi się z nim rozmawiało, chociaż przecież nie jest tajemnicą, że nie przepada on za takimi sytuacjami i wywiady nieszczególnie go kręcą.

Nikt do tej pory nie wniknął tak głęboko w świat Dream Theater. Zarówno mnie, jak i naszych czytelników na pewno zainteresuje Twoja opinia na temat osobowości zespołu. Jacy oni są?

Cóż, pewnie wielu ich fanów dobrze o tym wie – stąd też moja odpowiedź na to pytanie nie będzie zbytnio interesująca  – ale oni wszyscy naprawdę są wspaniałymi, przyjaznymi i miłymi ludźmi. W tej branży to naprawdę rzadkość! Gdybyś spotkał ich kiedyś przypadkowo na ulicy, z pewnością poświęciliby chwilę czasu na rozmowę z Tobą.

W każdym rozdziale co najmniej raz pada nazwa Queensrÿche. Nie od dziś wiemy, że obydwa zespoły za sobą nie przepadają. Czy mógłbyś opowiedzieć  –  co nieco – o tym konflikcie?

Różnice między tymi zespołami pojawiły się po tym, jak Geoff Tate wyraził się niepochlebnie o Dream Theater. Mike Portnoy zawsze chętnie bronił honoru zespołu, więc i tym razem zabrał głos. Ale jakby się teraz przyjrzeć temu, jak przebiega kariera obydwu zespołów, można by wysnuć wnioski, że Mike Portnoy miał rację, bo to co się stało z Queensrÿche to jakiś żart!

Co prawda, to prawda! (śmiech) Dzięki wydawnictwu Kagra i Annie Cichosz (która zajęła się tłumaczeniem książki) „Lifting Shadows” trafił na polski rynek. Jak wyglądała współpraca między Wami?

Polskie wydanie nie jest w ogóle moją zasługą. Jakiś czas temu skontaktowała się ze mną Anna Cichosz i wspomniała, że polscy fani byliby zainteresowani polską wersją tej książki i może ją przetłumaczyć. Pamiętam, że powiedziałem jej wtedy, iż jeśli znajdzie w Polsce wydawcę, który zechce się tego podjąć, będę jak najbardziej za. Jakiś czas później Anna odezwała się ponownie mówiąc, że znalazła wydawnictwo Kagra i że tak naprawdę już zaczęła pracę nad tłumaczeniem! Więc tak, z wyjątkiem skontaktowania ze sobą wydawnictwa z Wielkiej Brytanii z wydawnictwem Kagra, nie miałem w całym tym przedsięwzięciu żadnego udziału. Jestem zachwycony, że powstała polska wersja tej książki i już zawsze będę wdzięczny Annie za jej pomoc, oddanie i wspaniałe umiejętności translatorskie!

Czy w przyszłości zamierzasz napisać podobną biografię innej, równie popularnej formacji z progresywnych kręgów?

Tak, prawie już skończyłem pisanie mojej kolejnej biografii zespołu. Jest to kolejny wielki zespół progresywny, który od zawsze był bardzo dobrze znany w Polsce, tak więc – być może – powstanie też polska wersja tej książki. Jeszcze nie mogę ujawnić kto to jest, ale tym razem będzie to książka nieautoryzowana. Ale jeśli zapiszesz się do mojej listy mailingowej na  www.rich-wilson.com dowiesz się wszystkiego zaraz jak tylko będę mógł ujawnić szczegóły.

Na pewno skorzystam z propozycji.  Chciałbym trochę nawiązać do  poprzedniego pytania… Jakie zespoły cenisz sobie oprócz Dream Theater? Może o nich też chciałbyś napisać kolejną książkę?

Tak, jestem wielkim fanem prog rocka, jest więc wiele zespołów, które śledzę i kocham od ponad 30 lat. I zaraz jak tylko skończę pisanie obecnej biografii najprawdopodobniej zacznę pisać kolejną.  Wymaga to dużo ciężkiej pracy, zaś nad tą książką, którą właśnie kończę, pracuję już od czterech lat. Naprawdę muszę ją już skończyć!

Odbiegnijmy nieco od tematu. W Polsce muzyka progresywna staje się coraz bardziej popularna. Jak jest obecnie z prog rockiem w Wielkiej Brytanii?

Przez wiele lat muzyka progresywna była BARDZO niemodna w Wielkiej Brytanii. Myślę, że gdzieś tak od około roku 1980 ludzie zaczęli odchodzić od prog rocka. Dopiero jakieś 5 lat temu zaczęli na nowo fascynować się tym gatunkiem.  Czasopismo Prog bardzo dobrze sobie radzi w Wielkiej Brytanii i pojawia się wiele coraz to młodszych zespołów, które tworzą wspaniałą muzykę i oby to trwało dalej. Myślę, że w dzisiejszych czasach ludzie już tak nie „osądzają” muzycznych gustów innych osób, ale kiedy byłem młodszy wyglądało to zupełnie inaczej.

Jak już jesteśmy przy czasopismach… Jesteś muzycznym dziennikarzem i współpracowałeś z takimi magazynami jak: „Classic Rock”, „Prog”. czy „Metal Hammer”. Jak w Twoim kraju wygląda rzeczywistość dziennikarza specjalizującego się w muzyce progresywnej? U nas, w niektórych kręgach, utarł się stereotyp, że ten, który słucha prog rocka/metalu to mądrala i bufon (śmiech).

Myślę, że i tutaj do pewnego stopnia jest podobnie, ale coraz mniej daje się to odczuć, gdyż pojawiają się coraz to młodsi fani prog rocka. Oni nie myślą takimi samymi kategoriami jak ci, którzy dawniej drwili z muzyki progresywnej. Po prostu doceniają i szanują dobrą muzykę bez względu na to, z jakich kręgów ona pochodzi. To miła odmiana!

Opowiesz nam o jakimś pamiętnym wydarzeniu związanym z Twoją pracą? Nie licząc rzecz jasna wydania „Lifting Shadows”.

W ciągu ostatnich lat miałem wielkie szczęście spotkać, rozmawiać i spędzać czas z wieloma osobami, które są moimi muzycznymi bohaterami z lat mojej młodości. Wiem, że jestem niesamowitym szczęściarzem. Mógłbym Ci opowiedzieć naprawdę wiele historii. Jedna z najnowszych dotyczy Fisha, z którym, w zeszłym roku, miałem przeprowadzić wywiad dla magazynu Prog. Jestem wielkim fanem Marillion od zawsze, więc sam fakt, iż zostałem zaproszony przez Fisha do jego domu w Szkocji i spędziłem z nim 9 godzin przeprowadzając wywiad był dla mnie niesamowitym przeżyciem. Czułem się nieco dziwnie, kiedy Fish gotował dla mnie kolację, a potem spędziliśmy wspólnie czas jedząc ją w jego kuchni!!!

Mówi się, że polska scena progresywna ma duży wpływ na kreowanie gatunku. Co sądzisz o tej opinii? Wierzysz w nasz rynek?

Oczywiście.  Z Polski pochodzi wiele wspaniałych zespołów. Myślę też, że prog rock był bardzo popularny w Polsce w latach ‘90 i wczesnych ‘00, kiedy na Wyspach stał się naprawdę niemodny.  Nawet stosunkowo mało znane u nas zespoły odnosiły wtedy sukcesy w Polsce i myślę, że to właśnie zachęciło grupy takie jak: Riverside, Believe i inne, do tego, by tworzyć tak wspaniałą muzykę.

Masz jakieś ulubione zespoły z naszego „podwórka”?

Tak, bardzo podobał mi się ostatni album Believe, więc to na pewno będą oni.

W swojej pracy najczęściej to Ty wcielasz się w rolę pytającego. Jak to jest być po tej „drugiej stronie”?

Trochę dziwnie, ale już się chyba do tego przyzwyczaiłem! (śmiech)

Na zakończenie…  Czego czytelnik – zarówno zagorzały fan, jaki osoba niezagłębiająca się w historię Dream Theater – może spodziewać się po „Lifting Shadows”?

Mam takie dziwne uczucie, że jest to najlepsza książka, jaką kiedykolwiek napisałem i napiszę. Bliski dostęp do zespołu pozwolił mi dokładnie zrozumieć to, dlaczego Dream Theater odnieśli sukces i wiem, że bez tego o wiele trudniej pisałoby mi się tą książkę. Jest to opowieść o zespole, który dał z siebie wszystko i na przekór wszystkim problemom i przeciwnościom, jakim musiał sprostać, udało mu się odnieść sukces. To opowieść, która może być dla ludzi inspiracją. Myślę też, że nawet niektórzy zagorzali fani nie wiedzieli wcześniej o wielu sprawach, które w niej poruszyłem, więc każdy znajdzie w niej coś dla siebie!

Życzę Ci jak największych sukcesów. Dzięki za rozmowę!

Dzięki!

Rozmawiał:
Łukasz ‘Geralt’ Jakubiak

Konsultacja i tłumaczenie: Anna Cichosz

 

 

 

 

 

"Dajemy radę cały czas" - wywiad z Thesis

środa, 19 marzec 2014 19:25 Dział: Wywiady

Kiedy pisałem relację z koncertu Thesis, wspomniałem, że w obozie zespołu dużo się dzieje. Cóż, teraz też mogę tak napisać. Panowie są tuż po nagraniu nowej płyty (pierwszej z nowym wokalistą Kacprem Gugałą) "Z dnia na dzień na gorsze", po intensywnym odcinku trasy promującej ten krążek i jeszcze przed kilkoma koncertami. O tym wszystkim, a także o niezależności na polskim rynku muzycznych, żonglowaniu różnymi sferami życia i kondycji akustyków w polskich klubach rozmawiałem z Pawłem Stanikowskim (perkusja) i Kacprem Gugałą (wokal i teksty) z zespołu Thesis.

 


- W tej chwili cały czas jesteście w trakcie trasy koncertowej, jak ona do tej pory przebiegała, jakie macie wrażenia?

KG: Wrażenia mamy jak najbardziej pozytywne, graliśmy w kilku fajnych miejscach. Nie zawsze cudownie wychodziła frekwencja, szczególnie w tygodniu, ale ta trasa miała też sprawdzić czy nabraliśmy pewnej masy by móc grać jako headliner w trasie. Okazało się, że w weekendy tak, w tygodniu jeszcze nie, także był to pewien eksperyment.
PS: Rzeczywiście był to pewnego rodzaju eksperyment, chcieliśmy sprawdzić jak to będzie działało, jeśli chodzi o dosyć długi rzut koncertowy, po raz pierwszy zagraliśmy w takiej ilości. Chcieliśmy też przetestować pewne rozwiązania, pierwszy raz jeździliśmy z samplami, chcieliśmy zobaczyć czy nasze rozwiązania sprawdzają się również pod względem czysto technologicznym. Dzięki tej trasie już wiemy co potencjalnie może pójść nie tak, mamy już opracowany "plan B" w razie czego, dzięki czemu bardziej dopieścimy nasze show, które przygotowaliśmy.

- Mieliście jakieś spektakularne wpadki?

KG: Licząc to że sample przestały grać w połowie, to myślę że nigdy nie mieliśmy i nie będziemy mieć takiej sytuacji żeby trzeba było przerwać kawałek. Ale zmiana gitary w trakcie gry czy zmiana struny między utworami to standardowe działanie.
PS: Tak, typowe problemy techniczne rzeczywiście czasami się pojawiają, natomiast nasze dosyć spore doświadczenie sceniczne sprawia, że nawet takie drobne niedogodności nie wpływają znacząco na całe show. Myślę, że spokojnie poradziliśmy sobie z tym wszystkim.

- Jak oceniacie sytuację w polskich klubach, jeśli chodzi o akustyków, o ich prace i kompetencje?

PS: To jest grząski temat, mówiąc oględnie, bywa z tym bardzo różnie. Generalnie, czasem klub nie dysponuje żadną osobą, która nie tyle mogłaby coś sensownego ukręcić co nawet byłaby w stanie w ogóle pomóc czy zdalnie w jakiś sposób poustawiać poziomy. Jest z tym kiepsko, kilkukrotnie mieliśmy obsuwy czasowe związane z tym, że tzw. akustyk nie bardzo znał sprzęt na którym pracuje i nie wiedział gdzie co wpiąć. Takie sytuacje zdarzają się, natomiast my również jesteśmy na takie rzeczy przygotowani, sami jesteśmy w stanie nagłośnić się i zrobić to dobrze, co też kilka koncertów na tej trasie pokazało. Nawet jeśli sami się tym zajmujemy to też wychodzi dobrze.
KG: Najgorsze jest to, że kluby często twierdzą, że mają akustyka, a potem okazuje się, że jest nim właściciel lokalu lub ktoś kto nie ma o tym zielonego pojęcia. Liczą kelnera za akustyka, kogoś kto cokolwiek podłączy. Myślę, że ta trasa dużo nas nauczyła jeśli chodzi o takie poleganie tylko na sobie. Koncert w Chełmie był dosyć ciekawy, gdy akustyk w pewnym momencie uciekł tudzież zrezygnował, stwierdził, że obraził się na nas i musieliśmy nagłośnić się sami. W sumie była to zabawna sytuacja i w końcu zagraliśmy jeden z lepszych koncertów.
PS: Akustyk po trzech godzinach wpinania kabli i męczenia się ze sprzętem zrezygnował. Pozdrawiamy pana serdecznie!
KG: Wielki szacunek dla klubu, bo załatwił kogoś na zastępstwo, kto sobie poradził.

- Pewnie już w każdym wywiadzie słyszeliście pytanie, jak to się stało, że Kacper trafił do zespołu, więc może zapytam jakie były reakcje odbiorców Waszej muzyki na tą zmianę, z jakimi reakcjami fanów, krytyków, dziennikarzy spotykaliście się?

KG: Może po kolei. Ja dotarłem do zespołu w grudniu zeszłego roku (myślę, że Kacprowi chodziło jednak o rok 2012- przyp. GK), po tym jak chłopaki rozstali się z Łukaszem. Już wcześniej współpracowaliśmy ze sobą, graliśmy w "konkurencyjnych" kapelach, dzieliliśmy sale, jeździliśmy razem na koncerty, więc już mnie znali. Odezwali się do mnie, zagrało na próbach i stwierdziliśmy, że idziemy dalej. Jeśli chodzi o reakcje ludzi, to szczerze mówiąc nie spotkałem się z negatywnymi opiniami. Są głosy, że jest to inny wokal, inna barwa, inny poziom ekspresji i to widać. Z tego co widziałem w recenzjach płyty to odzew jest pozytywny.
PS: Jeśli chodzi o przyjście Kacpra to w momencie gdy Łukasz odszedł, Kacper był pierwszą osobą do której się odezwaliśmy, jako że znaliśmy go już wcześniej. Nie chodziło o zastąpienie Łukasza, wejście w jego buty, tylko o wakat, który mieliśmy w zespole. Kacpra przetestowaliśmy wtedy bardzo mocno, to była długa i bardzo intensywna droga, natomiast na każdym etapie Kacper udowadniał, że świetnie sprawdzi się w tej roli. Nasza decyzja była jednomyślna i jednoznaczna. Jeśli chodzi o odbiór, ja też nie spotkałem się ze słowami krytyki. To rzeczywiście był szok dla wielu osób, bo ta stylistyka wokalna jest zdecydowanie różna. Nie mniej odbiór był generalnie pozytywny, o czym też świadczą bardzo pozytywne recenzje naszej nowej płyty, które cały czas dostajemy. Większość osób zwraca uwagę na to, że jest odczuwalna różnica, natomiast wszyscy potwierdzają, że Kacper świetnie wpisał się w materiał. Myślę, że przebiegło to bardzo sprawnie.

- W jakich okolicznościach powstawała Wasza najnowsza płyta? Ile to trwało czasu?

PS: Płyta powstawała bardzo długo, ze względu na to, że może trochę naiwnie daliśmy sobie bardzo dużo czasu na to żeby ją nagrać, dopieścić, potem nad nią posiedzieć. Miksy zajęły też bardzo dużo czasu, bo chcieliśmy wszystko bardzo elegancko zrobić. W międzyczasie zmienił nam się wokalista, co też spowodowało zatrzymanie prac. Łukasz zdążył nagrać wszystkie ścieżki wokalne na nową płytę, czego Kacper do tej pory nie usłyszał i nie usłyszy (Paweł z uśmiechem zerknął na Kacpra - przyp. GK). To wszystko zostało schowane do szuflady. Musieliśmy wszystkie wokale nagrać od nowa, co przedłużyło naszą pracę o kilka miesięcy. Płytę nagrywaliśmy głównie w weekendy, ze względu na to, że wszyscy pracujemy, mamy też inne obowiązki poza zespołem. To wszystko przeciągało się bardzo długo, ale chyba było warto mimo wszystko poświęcić tyle czasu by tą płytę dopieścić tak jak chcieliśmy.
KG: To pierwsza płyta przy której Thesis przeprowadził etap przedprodukcji, to znaczy chłopaki nagrali wszystkie instrumenty, wokale i zobaczyli jak to siedzi, czy nie ma fałszów, czy coś można jeszcze udoskonalić. To na pewno nie przyśpieszyło całego procesu, ale dużo dało, bo w momencie gdy ja przyszedłem i usłyszałem te numery, nie było nic do poprawienia.

- Z jakimi reakcjami na płytę spotkaliście się w recenzjach oraz w rozmowach z ludźmi po koncertach?

KG: Może być taka sytuacja, że Janek (Rajkow-Krzywicki, gitarzysta i menadżer grupy - przyp. GK) gdzieś ukrył jakieś recenzje (śmiech), ale na razie widziałem same pozytywne. Najniższa ocena była chyba 7/10 a najwyższa 10/10, raczej oceny oscylują wokół 9/10 lub 4/5. Odbiór jest jak najbardziej pozytywny. Ewentualny zarzut jest taki, że jest tylko 5 numerów, ale z drugiej strony one trwają 40-parę minut.
PS: Generalnie recenzje pokazują, że jest to dobry materiał i tak samo jak rozmawiamy z ludźmi wszyscy twierdzą, że jest to prawdziwa petarda. My też trochę nieskromnie uważamy, że nagraliśmy naprawdę dobry materiał. Recenzje z jednej strony zwracają uwagę na kontynuację drogi wyznaczonej przez nasze wcześniejsze dokonania, z drugiej na pewną ewolucję. Jest też zdziwienie związane ze zmianą wokalu, natomiast wszystkie głosy są jak najbardziej pozytywne, do tej pory nie słyszeliśmy żadnego negatywnego komentarza, który coś by nam wytykał. Jak na razie jesteśmy bardzo zadowoleni z odbioru.

- Chciałem właśnie zapytać czy jesteście zadowoleni z efektu końcowego, z zawartości muzycznej Waszej najnowszej płyty, ale rozumiem, że tak? Czy jednak coś byście zmienili?

KG: Myślę, że jak na ten etap zespołu, naprawdę niewiele więcej bylibyśmy w stanie wyciągnąć. Materiał jest dopracowany pod względem muzycznym, przemyślany, poddany pewnej analizie, nazwijmy to okołomuzycznej. Uważam, że jest to produkt kompletny. Pytanie co pokaże następny materiał i jak na niego wpłynie ta płyta, bo mamy już pewne pomysły i wnioski, które z niej wyciągnęliśmy.
PS: Kacper ma świeższe spojrzenie, ponieważ gdy on przyszedł cały materiał tak naprawdę był już gotowy, nagrany w określony sposób i Kacper musiał wpasować się w to. Ja i reszta zespołu gramy te utwory mniej więcej od 2009 roku, gdy zaczęły się one powoli wykluwać. Z mojej perspektywy jest tak, że my graliśmy te utwory już tyle czasu, że dla mnie to jest naturalne, że te piosenki są jakie są, nie mógłbym już ich zmienić. Dla mnie to już jest wręcz organiczne, że w tym momencie jest to i to, nie widzę możliwości, żeby tam cokolwiek zmieniać. Czasami przygotowując się na koncert, grając próby, pojawia się jakiś pomysł, żeby coś zmienić, coś ulepszyć. Mi osobiście strasznie to przeszkadza, ponieważ ja tak już zżyłem się z tymi numerami, że one w takiej postaci muszą dla mnie zostać. Nie wyobrażam sobie grania ich w inny sposób, więc nie, zdecydowanie nie zmieniłbym nic.

- Jest taki bardzo znany polski artysta, który śpiewa, że gdy ktoś zapyta go jak powstają jego teksty to "zakurwi z laczka". Mam nadzieję, że w naszym przypadku tak nie będzie. Kacprze, jak powstają Twoje teksty?

KG: (po chwili namysłu) Gdy ja przyszedłem, miałem gotowy podkład. Normalnie, gdy na próbach teraz tworzyliśmy jakieś akustyczne numery to wyglądało to trochę inaczej, ponieważ częściowo pomysły na teksty rodziły mi się na próbach. Na tą płytę dostałem gotowy materiał jeśli chodzi o muzykę. Najpierw siedziałem nad melodią do wokalu, w momencie gdy miałem jakiś zarys przychodziłem na próbę, sprawdzałem czy w ten sposób może być, ewentualnie u Jurka w studiu (chodzi o Pinesound Studio, należące do Jerzego Rajkow-Krzywickiego, gitarzysty Thesis - przyp. GK) bezpośrednio sprawdzaliśmy czy dany pomysł się sprawdzi. Jeżeli chodzi o same teksty to wygląda to tak, że zazwyczaj przez kilka dni szukam tematu, nie może być on dowolny, w jakiś sposób musi mnie dotyczyć i być na tyle mocny, żeby wyzwolić we mnie jakieś emocje. W momencie gdy już wybiorę temat, a to jest najdłuższy proces, to siadam na kilka godzin, czasami kilka dni i dopracowuję frazy tak by wszystko zgadzało się pod względem przekazu, który chce uzyskać.

- A co inspiruje Cię do pisania tekstów?

KG: Życie tak najwięcej (śmiech). Jakieś najświeższe doświadczenia, które miałem, pewne sytuacje z grona moich znajomych, problemy z którymi się spotkałem albo z którymi spotkali się ludzie dla mnie bliscy.

- Miałem ostatnio takie przemyślenie, również związane z Waszą nową płytą, czy Waszym zdaniem polskie teksty będą teraz wyróżniać polskie zespoły na polskim rynku? Czy to "zangielszczenie" postąpiło aż tak daleko?

KG: Ja myślę, że w tej chwili jest odwrót od angielskich tekstów. Nie wiem czy jest to spowodowane polityką radia, że muszą puszczać określoną ilość tekstów po polsku czy z jakiegoś innego powodu, ale zauważyłem, że coraz mniej osób wstydzi się śpiewać po polsku i zaczynają doceniać to, że mogą przekazać coś prostym językiem zrozumiałym dla każdego, a nie oczekiwać na wielką karierę za granicą, bo z dużą dozą prawdopodobieństwa to się nie uda.
PS: Generalnie rzecz biorąc, nawet specjalnie nie zastanawialiśmy się nad tą kwestią, czy to jest modne teraz żeby zrobić płytę po polsku. Przyświęcało nam bardziej, że skoro już gramy w Polsce, gramy dla polskiej publiczności, więc śpiewamy po polsku, żeby ten przekaz był bardziej kompletny, żeby ludzie lepiej zrozumieli o czym są te piosenki, żeby to lepiej do nich trafiło. Druga rzecz jest taka, że rzeczywiście dużo prościej jest pisać po angielsku, ten język jest dużo łatwiejszy do budowania tekstów. Jest to pewne wyzwanie jeśli chodzi o tworzenie tekstów po polsku, natomiast my nie boimy się wyzwań i po kilku próbach okazało się, że to ma sens, ma ręce i nogi, Kacper pisze całkiem niezłe teksty. Stwierdziliśmy "dlaczego nie?" i ułożyło się to w jedną całość.

- Jak nagrywało Wam się w należącym do Jerzego studiu Pinesound, bo rozumiem, że wszyscy tam nagrywaliście?

PS: Powiem szczerze, że tak jak miałem wczesniej doświadczenia studyjne, tak studio Jerzego jest bardzo fajne, bo jest bardzo dobrze wyposażone. Jerzy jest totalnym dźwiękowym purystą, on ma chyba wszystko czego potrzeba do wykręcenia super krystalicznego brzmienia, pod tym względem mieliśmy pełen komfort jeśli chodzi o środki, które mogliśmy zastosować. Generalnie było fajnie, jest tam miejsce, żeby się przenocować, nie mieliśmy presji czasowej. Z Jerzym też współpracowało się bardzo fajnie jako z realizatorem, jest otwarty na nowe pomysły. Bardzo dobrze wspominam studio, wszystko odbyło się w bardzo fajnej atmosferze. Ja nie mam żadnych zastrzeżeń jeśli o to chodzi.
KG: To że Jerzy jest purystą, może nie audiofilem, bo chyba by się na mnie obraził i że rzeczywiście bardzo ceni sobie jakość dźwięku i vintage'owe sprzęty, powoduje, że w sumie ma niesamowicie wyposażone studio jak na polskie warunki. Ma tam bardzo dobre przetworniki różnego rodzaju, topowe mikrofony i ProToolsa, którego ma mało które studio w Polsce. Jednocześnie to, że Jerzy ma swoje studio pozwoliło nam nagrać płytę w warunkach, do których normalnie nie mielibyśmy dostępu bez wytwórni, bo wynajęcie takiego przybytku to są naprawdę duże pieniądze. Jedna rzecz o którą miałem obawy to czy Jerzy poradzi sobie z podziałem ról, jako że jest jednocześnie gitarzystą i producentem tej płyty. W pewnym momencie zaświtał mi w głowie pomysł, że może będzie promował swoje gitary względem całej reszty, na szczęście bardzo dobrze poradził sobie z tą rolą. Jest w pełni profesjonalistą jeśli chodzi o nagrywanie.

- Chciałem poruszyć kwestię wizualizacji, które są w tej chwili właściwie nieodłącznym elementem Waszej twórczości. Skąd wziął się pomysł na włączenie ich do działalności Thesis?

PS: Jeśli chodzi o Thesis chcemy stworzyć pewnego rodzaju wielowymiarowe show na scenie. Jest muzyka, na pewnym etapie pojawił się pomysł stworzenia obrazu do tego. Na samym początku zajmowałem się tym również ja, ale nie jestem wielkim mistrzem jeśli chodzi o kwestie wideo, dlatego to co powstało na początku jest trochę karykaturalne, szczerze mówiąc. Na początku jako tako nam służyło. Później na horyzoncie pojawił się Mariusz, którego poznaliśmy dawno temu. Odnowiliśmy kontakt i okazało się, że jest zainteresowany. Dla nas to była bardzo fajna sprawa, postanowiliśmy szerzej z nim współpracować. Strasznie podobały nam się prace Mariusza, lubimy to co robi, sposób w jaki miksuje te obrazy, jest bardzo kreatywny pod tym względem. Przede wszystkim fajnie wspisuje się w klimat tego co robi Thesis. Z Mariuszem zaczęliśmy współpracować jeszcze za czasów Łukasza, wtedy tworzył coś zupełnie innego, wpisującego się bardziej pod wokal Łukasza. W tej chwili dostosował to pod wokal Kacpra, wszystko siedzi fenomenalnie. Generalnie, nie wyobrażamy sobie koncertów bez tych wizualizacji.

- Wokal ma wpływ na wizualizacje?

PS: Jak najbardziej. Wokal ma wpływ na brzmienie całości, barwa, ale też spośob w jaki Kacper śpiewa, charakterystyka jego wokalu jest zupełnie inna niż Łukasza. Atmosfera całości też jest zupełnie inna, gdybym miał porównać, bo ja mam też ten materiał, który nagrał Łukasz (śmiech). Jak raz na jakiś czas włączę sobie to, oczywiście to nie jest zmiksowane ani zmasterowane, więc nie brzmi najlepiej, to rzeczywiście cała atmosfera tych piosenek jest inna, te emocje są zupełnie inne, stąd też i wizualizacje są inne. To musi ze sobą korespondować niestety. Lub na szczęście.
KG: My tworzymy muzykę, która jest w pewnym sensie skomplikowana. Dużo osób przy pierwszym kontakcie może mieć problem ze zrozumieniem i docenieniem tego co tam się dzieje, tam jest wiele warstw muzycznych. Podejrzewam, że na koncercie ludzie, którzy przychodzą na świeżo mogliby mieć problem z ogarnięciem czy to do nich trafia. Wizualizacje dają pełen produkt, pozwalają przyswoić tą muzykę, te teksty. Na przykład po launch party (Thesis Listening Party odbyła się 21 lutego - przyp. GK) dostaliśmy bardzo ciekawą opinię od człowieka, który pisał recenzję i już wcześniej słuchał płyty i kojarzył teksty, dopiero wizualizacje nakierowały go dokładnie, w którą stronę ma podążyć jeśli chodzi o zrozumienie tego.

- Na płycie wykorzystaliście brzmienie saksofonu, na którym zagrał Tadeusz Cieślak. Skąd wziął się pomysł na użycie tego instrumentu i jak doszło do współpracy z tym muzykiem?

PS: Jeśli chodzi o pomysł saksofonu jako instrumentu dodanego do muzyki Thesis, to pojawiło się gdzieś na etapie powstawania tych numerów, bodajże około 2009-2010 roku. W pewnych fragmentach, gdy komponowaliśmy, tworzyliśmy coś co wydawało nam się fajne. Pierwszym pomysłem, żeby użyć saksofonu był utwór "Jedno słowo" i jego końcówka. W momencie gdy skomponowaliśmy ten utwór, końcówka bardzo nam się spodobała. Od razu pomyśleliśmy, że tam przydałoby się dodać jakiś fajny instrument, nietypowy dla tej muzyki. Saksofon to był wtedy taki strzał, pierwsze o czym pomyśleliśmy. Później na etapie produkcji płyty wróciliśmy do tego pomysłu. Jeśli chodzi o Tadeusza to my zagraliśmy jeden koncert z jego zespołem Sekta Denta, zresztą bardzo fajny zespół, polecam. Strasznie spodobało nam się to co oni robią, jak grają, spodobał nam sie Tadeusz, jeśli chodzi o jego grę i to jak on wpisuje się w tą muzykę. To jest strasznie uzdolniony facet. Na etapie produkcji płyty mieliśmy takie skojarzenia, że chcieliśmy fajny instrument, będzie to saksofon, znamy Tadeusza, jest dobry i poradzi sobie z tą robotą, więc zaprosiliśmy go do współpracy. On zgodził się i przyjechał do studia. Okazało się, że wyczarował coś totalnie magicznego na tej płycie. Pierwotnie gdy dowiedziałem się, że Tadeusz ma nagrywać i że te partie saksofonu będą prawie wszędzie na całej płycie to trochę złapałem się za głowę, bo nie za bardzo widziałem miejsca gdzie ten saksofon mógłby się znaleźć. Natomiast efekt finalny totalnie mnie powalił i w tej chwili nie wyobrażam sobie tego materiału bez saksofonu. Naprawdę genialna robota.

- Kim jest Piotr Fałkowski, który odpowiada za okładkę płyty?

KG: Jest to znajomy Krzywickich. Już jakiś czas temu stworzył dwa obrazy o wymiarach metr na metr, które stały się przodem i tyłem naszej okładki. Oprócz tego, że maluje, zajmuje się również grafiką i robi to bardzo dobrze. Docelowo zaprojektował nam jeszcze nie tylko wnętrze całej płyty, ale i koszulkę.

- Czy taka szata graficzna jest celowa, że na wierzchu jest tak kolorowo, bajecznie, radośnie, a w środku jest ciemno i ponuro? Czy to było ustalane czy dostaliście taki projekt?

KG: My daliśmy wolną rękę Fałkowskiemu, żeby zrobił jak uważa, że będzie dobrze. Na pewno celowy jest obraz, bo powstał on na podstawie tekstu i muzyki, które zostały do niego przesłane. To jest jego reprezentacja tego co dzieje się na tej płycie. Rzeczywiście trafił idealnie.
PS: Jeszcze przed nagrywaniem płyty, gdy już zbliżaliśmy się do fazy produkcyjnej, Piotr posłuchał naszych utworów i na ich podstawie stworzył pewną wizję. Później na etapie produkcyjnym dostał wolną rękę, jeśli chodzi o przygotowanie całego artworku płyt, zarówno winyla, jak i kompaktu. Cały ten artwork, łącznie z wnętrzem, to jest jego robota. To nie było tak, że my wzięliśmy obraz i pocieliśmy go sobie w photoshopie i wkleiliśmy. Cały koncept to jego robota, jego projekt, on jest za to odpowiedzialny.

- Wspomniałeś o winylu. Czy jesteście dumni z tego, ze "ZDNDNAG" udało się wydać również w tym formacie?

KG: Podobnie jak ta trasa, był to rodzaj eksperymentu. Dumni jesteśmy. Mimo wszystko uważam, że jest to bardzo fajny zabieg. Ja zawsze marzyłem, żeby swoją muzykę wydać na płycie winylowej. Ja jestem wielkim fanem winylu, tak samo jak Jerzy i Janek, nie wiem czy chłopaki też podzielają naszą pasję, ale z mojej perspektywy jest to pewne osiągnięcie w moim życiu, o którym nie sądziłem, że uda się kiedyś zrealizować.

- Dlaczego mimo wszystko?

KG: Winyl sprzedajemy bardzo tanio, tak naprawdę po kosztach produkcyjnych. Chcieliśmy to zrobić specjalnie, żeby zachęcić ludzi, żeby mieli możliwość kupienia winyla, za którego normalnie musieliby zapłacić stówkę, a u nas dostaną go za 50 złotych. Myśleliśmy, że to spowoduje większe zainteresowanie tą płytą. Tak nie jest, prawdopodobnie ze względu na to, że ludzie już wydają kasę na wejście, na piwo, itd. Jeśli chodzi o sprzedaż internetową to winyl cieszy się dużym powodzeniem. Chodzi chyba o to, że ludzie idąc na koncert nie spodziewają się, że wyjdą z dużą paczką.
PS: Ja generalnie nie jestem wielkim zwolennikiem winylu jako nośnika. Nie mniej, gdy zobaczyłem wydanie winylowe to ono naprawdę robi wielkie wrażenie. Na tyle, że wpadł mi pomysł do głowy, żeby może pójść tą drogą jednak. Naprawdę wrażenie jest piorunujące.

- Następną płytę też spróbujecie wydać na winylu? Czy jest to zbyt odległe?

KG: Bardzo odległe, ponieważ jeszcze nie zaczęliśmy tworzyć materiału na tą płytę. Na razie kończymy trasę, potem jeszcze w tym roku dalej będziemy promować tą płytę, która jest. Tak naprawdę nie mamy planów i koncepcji, jeśli chodzi o kolejne wydawnictwo, ale na pewno w tym roku weźmiemy się za to. Bo też już chcielibyśmy trochę nowego materiału stworzyć.

- Czyli raczej nie będzie takiej przerwy jak między "Channel 1" a "Z dnia na dzień na gorsze"?

KG: Chyba, że zmieni się wokalista (śmiech).
PS: Chcielibyśmy troszeczkę przyśpieszyć, ze względu na to, że długo przyszło nam czekać na tą płytę, myślę, że naszym fanom również. Gdyby to zależało od nas i jeśli nic nam nie wyskoczy po drodze to chcielibyśmy dużo szybciej nagrać następną płytę. Wstępne plany zakładają, że jak tylko skończymy promować tą płytę to weźmiemy się za nowy materiał i zaczniemy coś komponować. Chcielibyśmy w miarę szybko wydać nowy materiał, może być to kwestia bardzo względna, ale na pewno szybciej niż poprzedni. Chcielibyśmy zintensyfikować naszą działalność, bo to rzeczywiście trochę się rozwlekło przez ostatnie 5 lat (śmiech).

- Rozumiem, że oczywiście nie utrzymujecie się z grania?

KG: Jeszcze nie, to jeszcze nie ten etap, ale jest nadzieja (śmiech).

- A łatwo jest pogodzić to wszystko?

KG: Każdy z nas pracuje, Paweł ma własną firmę, którą musi prowadzić i która zamiera kiedy go nie ma (śmiech). Nie jest to łatwe, bo każdy z nas musi sobie na przykład na trasę wziąć odpowiednio długi urlop, musimy połączyć działania 6 osób, żeby coś zrobić, gdzieś pojechać. Nagrywamy w weekendy, a nie w tygodniowym rzucie. Jest to strasznie duże poświęcenie, szczególnie ze strony gitarzysty (Janka - przyp. GK), który jest jednocześnie naszym menadżerem, ale jedziemy z tym dalej i chyba warto.
PS: Jest to non stop żonglowanie wszystkimi sferami życia na okrągło, szukanie kompromisowych rozwiązań między 6 osobami. Każdy z nas ma rodzinę, pracę i parę innych rzeczy przy okazji na głowie, więc jest to ekstremalnie trudne. Rzeczywiście są takie momenty, kiedy przychodzi zwątpienie, momentami brakuje sił, żeby to ciągnąć. Natomiast wychodzimy z założenia, że trochę bez sensu byłoby na tym etapie poddać się. Dosyć dużo osiągnęliśmy i jest już za późno, żeby rezygnować, więc idziemy dalej. Każdy kolejny etap, tak jak teraz wydanie płyty, dodaje nam nowych sił. Na pewno przyjście Kacpra też wpłynęło mocno na morale zespołu, bo zawsze jest to świeża krew, nowe pomysły, ta motywacja zawsze wzrasta. Każdy taki kolejny etap jest dla nas ważny i motywujący, więc dajemy radę cały czas.
KG: My jesteśmy teraz świeżo po 12-todniowej trasie, 11 koncertach dzień po dniu, teraz mamy jeszcze niedobitki, w sumie 3 soboty. Taki wyjazd w tej grupie 6 osób, takiej naszej drugiej rodziny, moim zdaniem to strasznie dużo nam dało. Jeżeli nawet nie za każdym razem była pełna sala publiczności to i tak mam wrażenie, że wyszliśmy z tego silniejsi niż kiedykolwiek. Myślę, że teraz naprawdę ciężko byłoby to wykoleić, żeby miało się nie udać dalej. Jestem strasznym optymistą (śmiech).

- Czy w tej chwili w Polsce łatwo jest być zespołem niezależnym? Bo cały czas utrzymujecie taki status.

KG: Nam wytwórnia nie jest do niczego potrzebna tak naprawdę. Od dłuższego czasu nie szukamy wytwórni, bo płytę jesteśmy w stanie sami nagrać i wydać, nie potrzebujemy nikogo kto nam za to zapłaci. Jedyne co nam jest potrzebne to agencja koncertowa, ewentualnie menadżer, który odciąży Janka. To jest nam w tej chwili potrzebne, my radzimy sobie z resztą i robimy to coraz lepiej. Myślę, że jesteśmy na dobrej drodze, żeby to wszystko działo się coraz szybciej.
PS: Kanały dystrybucji oczywiście też by nam się przydały, żeby jeszcze szerzej móc promować naszą muzykę. Czy jest łatwo? Jest cholernie ciężko, ponieważ wszystko trzeba zrobić samemu. To daje oczywiście mnóstwo frajdy i jest mocno motywujące jak udaje się cokolwiek osiągnąć, cała nasza zasługa w tym. Natomiast jest ciężko, trzeba wszystko robić samemu, powoli wydreptywać ścieżki we wszystkich kierunkach, ale chyba to jest jedyna sensowna droga, bo nie szukamy wydawcy. Na tym etapie nie jest nam potrzebny do niczego.

- Powiedziałeś, że przydałyby Wam się kanały dystrybucji, to znaczy, że płyty sprzedajecie zupełnie sami?

KG: Płyty sprzedajemy na koncertach i przez naszą stronę internetową za pośrednictwem 8mercha. Mamy też dystrybucję cyfrową Fonografiki, to znaczy, że naszej płyty można posłuchać na itunes, na spotify i na milionie innych portali. Pawłowi chodziło o dystrybucję nośników fizycznych, o dostęp do sklepów typu empik, traffic, stacje benzynowe i kioski ruchu (śmiech). Mamy fajnie wydaną płytę i fajnie byłoby zobaczyć ją gdzieś w sklepie. My w tej chwili opieramy się na sprzedaży koncertowej i przez internet.

- Czy na zakończenie chcielibyście dodać coś jeszcze od siebie?

KG: Zapraszamy na dwa ostatnie koncerty naszej trasy 22 marca w Warszawie w Harendzie i 29 marca w Puławach w kawiarni Smok.

- Dziękuję bardzo!

KG i PS: Dziękujemy!

Rozmawiał:

Gabriel "Gonzo" Koleński

 

Missing

środa, 19 marzec 2014 16:18 Dział: White Kites, The

01. Arrival - 5:17
02. The Foreigner - 4:11
03. Stowaway Sylvie - 5:32
04. Percival Buck - 2:10
05. Beyond The Furthest Star - 6:44
06. Should You Wait For Me - 3:18
07. Turtle's Back - 6:08
08. When Will May Return? - 4:11
09. Clown King - 3:29
10. Pause For Thought - 0:58
11. The Missing - 2:14
12. Farewell - 6:13

Czas całkowity - 50:25

- Sean Palmer - wokal
- Bartek Woźniak - gitara
- Przemek Piłaciński - gitara, citole, instrumenty perkusyjne
- Jakub Lenarczyk - instrumenty klawiszowe
- Paweł Betley - flet
- Piotr Olszewski - gitara basowa
- Jakub Tolak - perkusja

 

Love Songs

środa, 19 marzec 2014 15:59 Dział: White Kites, The

01. Love Doctor - 3:22
02. Evening Walk - 4:19

Czas całkowity: 7:41

- Sean Palmer - wokal
- Ola Bilińska - wokal
- Bartek Woźniak - gitara
- Jakub Lenarczyk - instrumenty klawiszowe
- Paweł Betley - flet
- Jacek Kufirski - gitara akustyczna
- Piotr Olszewski - gitara basowa
- Jakub Tolak - perkusja

 

Horizons

środa, 19 marzec 2014 10:09 Dział: Anubis Gate

01. Destined To Remember
02. Never Like This (A Dream)
03. Hear My Call
04. Airways
05. Revolution Come Undone
06. Breach Of Faith
07. Mindlessness
08. Horizons
09. A Dream Within A Dream
10. Erasure

Czas całkowity -


- Henrik Fevre - wokal, gitara basowa
- Kim Olesen - gitara
- Michael Bodin - gitara
- Morten Gade Sørensen - perkusja

Inti

środa, 19 marzec 2014 09:03 Dział: Machine Mass Trio

1. Inti (7:27)
2. Centipede (4:41)
3. Lloyd (6:24)
4. In a Silent Way (6:29)
5. A Sight (6:37)
6. Utoma (6:09)
7. The Secret Place (4:33)
8. Elisabeth (12:46)
9. Voice (4:53)

MICHEL DELVILLE: guitar, Roland GR09, electronics
TONY BIANCO: drums, loops, percussion
DAVE LIEBMAN: soprano & tenor saxophone, wooden flute
oraz:
SABA TEWELDE: vocals (on Track 7)

Into The Maelstrom

środa, 19 marzec 2014 08:58 Dział: Bigelf

 

CD 1:   
1. Incredible Time Machine   
2. Hypersleep   
3. Already Gone   
4. Alien Frequency   
5. The Professor & The Madman   
6. Mr. Harry Mcquhae   
7. Vertigod   
8. Control Freak   
9. High   
10. Edge Of Oblivion   
11. Theater Of Dreams   
12. ITM: Detination Unknown / Harbinger Of Death / Memories    
 
 
CD 2:   
1. Control Freak (Freak Mix)   
2. Control Freak (Remix)   
3. Alien Frequency (Remix)   
4. Hypersleep (Demo)   
5. Mr. Harry McQuhae (Demo)   
6. Alien Frequency (Demo)   
7. Theater Of Dreams (Demo)

(2CD limited edition)

Damon Fox - vocals, keyboards
Luis Maldonado - guitar
Duffy Snowhill - bass
Mike Portnoy - drums

 

Anubis Gate

środa, 19 marzec 2014 08:55 Dział: Anubis Gate

01. Hold Back Tomorrow - 7:04
02. The Re-Formation Show - 6:19
03. Facing Dawn - 4:59
04. World in a Dome - 8:08
05. Desiderio Omnibus - 4:45
06. Oh My Precious Life - 5:01
07. Golden Days - 6:26
08. Telltale Eyes - 4:47
09. River - 3:47
10. Circumstanced - 9:08

Czas całkowity - 1:00:24

- Henrik Fevre - wokal, gitara basowa, instrumenty klawiszowe
- Jesper M. Jensen - gitara, instrumenty klawiszowe
- Kim Olesen - gitara, instrumenty klawiszowe
- Morten Sørensen - perkusja

Wanted

środa, 19 marzec 2014 08:23 Dział: RPWL

01. Revelation - 5:30
02. Swords And Guns - 9:02
03. A Short Cut Line - 3:02
04. Wanted - 4:39
05. Hide And Seek - 5:19
06. Disbelief - 6:24
07. Misguided Thought - 6:20
08. Perfect Day - 6:32
09. The Attack - 11:31
10. A New Dawn - 5:43

Czas całkowity - 1:04:02


- Yogi Lang – wokal, instrumenty klawiszowe
- Kalle Wallner - gitara
- Markus Jehle – instrumenty klawiszowe
- Werner Taus - gitara basowa
- Marc Turiaux - perkusja

Distant Days

wtorek, 18 marzec 2014 11:48 Dział: Abraham, Lee

01. Closing The Door - 6:16
02. Distant Days - 6:40
03. The Flame - 7:26
04. Misguided - 4:35
05. Corridors Of Power - 11:34
06. Walk Away - 8:14
07. Tomorrow Will Be Yesterday - 15:14

Czas całkowity - 59:59

- Lee Abraham - gitara, gitara akustyczna (1,2,6,7), instrumenty klawiszowe, wokal (2)
oraz:
- Dec Burke - wokal (1)
- John Young - wokal (3,6)
- Marc Atkinson - wokal (5)
- Steve Thorne - wokal (7)
- Dave Philips - dodatkowy wokal (3,6,7)
- Chris Harrison - gitara (1,2,4,5,7), dodatkowy wokal (3,6,7)
- Karl Groom - gitara solo (1)
- Jon Barry - gitara solo (3,6)
- Simon Nixon - gitara solo (5)
- Robin Armstrong - gitara akustyczna (5), dodatkowy wokal (3,6,7)
- Rob Arnold - instrumenty klawiszowe, dodatkowy wokal (3,6,7)
- Alistair Begg -  Chapman stick (1,4,5), fretted (3,6,7) fretless (2)
- Gerald Mulligan - perkusja

 

 

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.