A+ A A-

Into The Maelstrom

Oceń ten artykuł
(10 głosów)
(2014, album studyjny)

 

CD 1:   
1. Incredible Time Machine   
2. Hypersleep   
3. Already Gone   
4. Alien Frequency   
5. The Professor & The Madman   
6. Mr. Harry Mcquhae   
7. Vertigod   
8. Control Freak   
9. High   
10. Edge Of Oblivion   
11. Theater Of Dreams   
12. ITM: Detination Unknown / Harbinger Of Death / Memories    
 
 
CD 2:   
1. Control Freak (Freak Mix)   
2. Control Freak (Remix)   
3. Alien Frequency (Remix)   
4. Hypersleep (Demo)   
5. Mr. Harry McQuhae (Demo)   
6. Alien Frequency (Demo)   
7. Theater Of Dreams (Demo)

(2CD limited edition)

Damon Fox - vocals, keyboards
Luis Maldonado - guitar
Duffy Snowhill - bass
Mike Portnoy - drums

 

Więcej w tej kategorii: « (Another) Nervous Breakdown

1 komentarz

  • Konrad Niemiec

    To była jedna z moich najbardziej oczekiwanych płyt ostatnich miesięcy. Kiedy dowiedziałem się, że 4 marca pojawia się w sprzedaży nowa płyta zespołu Bigelf to po prostu zamarłem.
    Nie liczyłem na to, że usłyszę już cokolwiek nowego w ich wydaniu...
    Zacząłem szperać i szukać informacji i tak podbudowany medialnymi nowościami po prostu włączyłem system na czuwanie i oczekiwałem nadejścia. Dostałem ją dwa dni po premierze (czas nadejścia przesyłki), zasiadłem i odpłynąłem...
    Ale najpierw trochę historii, którą objawił nam Damon Fox, mózg zespołu.
    Był rok 2009, zespół u szczytu popularności uczestniczy w trasie Progressive Nation 2009 wraz z zespołem Dream Theater. To wtedy nawiązała się przyjaźń pomiędzy Damonem i Mikiem Portnoyem. Podczas tego tournée Mike kilkakrotnie zasiadał za zestawem aby wspomóc zespół Bigelf i został zapowiadany jako "Nasz przyjaciel". Przyjaźń kwitła, lecz potem nastąpiła seria dramatycznych wydarzeń - Mike w dość dramatycznych okolicznościach opuścił na zawsze swój macierzysty projekt Dream Theater, a w 2010 Demon Fox został sam, bo muzyczne drogi wszystkich członków Bigelf się rozeszły. Praktycznie zespół przestał istnieć - zaprzestali koncertowania i myślenia o jakichkolwiek nowych nagraniach.
    Kiedy Mike był w dołku pocieszał go przyjaciel Damon, ale kiedy Damon popadł w dołek związany z krachem jego projektu, wówczas to właśnie Mike pospieszył z pomocą. Zaczął namawiać Damona aby ten nie rezygnował z muzyki i dalej trwał w tym szalonym biznesie. Wlewał w niego nadzieję i entuzjazm, którego w tym okresie tak bardzo brakowało Damonowi. Przy jego boku z dawnego składu pozostał tylko basista, więc kiedy Damon uległ namowom Mike, aby nie przerywać dzieła swego życia, okazało się, że na basistę może dalej liczyć. Teraz sprawy potoczyły się szybciej. Damon nagrał kilka demówek, którymi zaraził Mike'a. Ten zgodził się wystąpić gościnnie na jego nowej płycie. Tak to Damon zwerbował do współpracy jednego z najlepszych perkusistów progrocka, którego nazwisko otwiera wiele drzwi. Namówił Mike'a na nagranie partii perkusji, które zrejestrowano w kwietniu 2012 roku. Damon wziął taśmy pod pachę i rozpoczął poszukiwanie potencjalnego wydawcy. Brak pieniędzy nie pozwolił mu na znalezienie silnego partnera biznesowego i przez rok tułał się po świecie. Osobiste problemy Damona spowodowały to, że nie był zbyt przebojowy w swych poszukiwaniach i przez rok jego nowy kiełkujący projekt zalegał w szufladzie z rzeczami DO WYKORZYSTANIA. I wówczas pojawił się na horyzoncie szef największej stajni prog-rockowego szaleństwa czyli InsideOut. Jak głosi legenda rozpowszechniana przez Damona InsideOut od dłuższego czasu zabiegał o wzięcie pod swoje skrzydła grupy Bigelf. Czy to prawda czy tylko medialny trick nie dowiemy się nigdy, ale fakt jest taki, że InsideOut raczej nie ciągnął nigdy w stronę brzmień Sabbatowskich mając u siebie brzmienia The Flower Kings i im podobne. Niezależnie od spekulacji co do sposobu wzajemnego porozumienia, faktem stało się, że w marcu 2013 Bigelf podpisał kontrakt z firmą InsideOut i dostał dostęp do studia i pełną swobodę twórczą.
    Problem polegał tylko na tym, że zespół Bigelf wówczas nie istniał. Został tylko leader Damon Fox z kontaktem do gitarzysty basowego. I z tego całego zamieszania powstała płyta, która początkowo miała ukazać się jesienią 2013 roku, ale ostatecznie ujrzała światło dzienne w marcu 2014 roku.
    Płyta, która na niektórych portalach była sygnowana jako dzieło duetu - Fox-Potrnoy używającego nazwy Bigelf. Fakt jest taki, że 5 z 12 utworów na płycie jest wykonywanych przez duet Fox-Portnoy. Reszta to trio lub kwartet gdzie gościnnie występuje gitarzysta Luis Maldonado.
    No dobrze, ale czas odpowiedzieć na pytanie - jaka to płyta?
    Dobra. Nie najlepsza w karierze Foxa, ale po prostu dobra. Wszelkie Bigelfowe grepsy zostały zachowane - Sabbatowskie brzmienia połączone ze śpiewem w brzmieniu The Beatles i melotronem znów daje piorunującą mieszankę wybuchową.
    Jest kilka powalających na kolana kompozycji, ale tez i kila zwykłych wypełniaczy. Płyta nie jest równa i niestety nie dorównuje najlepszemu osiągnięciu Bigelf czyli płycie Hex. Lecz w zalewie wszędobylskiej tandety, ten album to znów perełka progrockowego mięcha z gatunku wymieszanego w mikserze zestawu składników obowiązkowych z różnych epok. Ale poza brzmieniem słychać, że miejscami Damonowi brakło pomysłów i niektóre rzeczy są wymuszone, bo mając nagrane kilkadziesiąt minut perkusyjnych podkładów musiał je po prostu wykorzystać.
    Moje perełki: Alien Frequency, The Professor & The Madman, Mr. Harry Mcquhae, Control Freak, ITM.
    Miłośnicy talentu i brzmienia Bigelf się nie zawiodą. Dzięki wszędobylskiej wytwórni InsideOut jest szansa, że tą muzykę poznają inni, więc jest i szansa na wznowienie staroci, więc może będzie dobrze.
    Dla mnie w ocenie tak 4 na 5 możliwych, ale i tak dalej to wspaniały zespół choć zredukowany do duetu plus nagranej rok wcześniej taśmy…. Swoją drogą, gdzie te czasy kiedy czwórka ludzi wchodziła do studia i nagrywała "live" całą płytę... Teraz Portnoy zamyka się sam, nagrywa swoje ślady, 14 miesięcy później inni do tego dogrywają swoje i tak powstaje płyta, sterylna, czysta, przemyślana i dobra...
    Tylko pytanie - jak to w tym składzie odtworzyć na koncertach???
    I na koniec kilka słów o wersji SPECIAL EDITION, której jestem szczęśliwym posiadaczem.
    Druga płyta z zestawu jak widać to remixy lub dema utworów z wersji podstawowej, czyli gratka tylko dla hardcorowych fanów. Ale dzięki temu mamy Work In Progress - inne wersje czy wersje demo bez perkusji czyli takie jakie zapewne poznał Portnoy wymyślając swoje partie. Miłe, poznawcze i dla wyciągnięcia kasy.
    Ale cóż....mieć trzeba.

    Konrad Niemiec czwartek, 20, marzec 2014 22:57 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.