Second Nature

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(2014, album studyjny)

1. Open Up Your Eyes - 12:25
02. Mask Machine - 6:03
03. Bombs Away - 5:02
04. The Fury Of My Love - 5:12
05. A Place In Your World - 6:32
06. Lost Without You - 4:40
07. One Lost Forever - 7:22
08. Peaceful Harbor - 7:15
09. Cosmic Symphony - 11:54
- Still Life Of The World
- Searching For The Air
- Pound For Pound

Czas całkowity - 1:06:25

- Casey McPherson - wokal, gitara
- Steve Morse - gitara
- Neal Morse - instrumenty klawiszowe, wokal
- Dave LaRue - gitara basowa
- Mike Portnoy - perkusja, wokal
oraz:
- The McCrary Sisters - dodatkowy wokal (8,9)
- Shane Borth - skrzypce (3)
- Chris Carmichael - skrzypce (4,8)
- Eric Darken - instrumenty perkusyjne (7)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Live in Europe

1 komentarz

  • Marcin Szojda

    Flying Colors możemy zaliczyć do tzw. „supergrup”, jako że w jej skład wchodzą muzycy uznani w muzycznym świecie. Neil Morse to firmowy produkt amerykańskiego progresywnego rocka, udzielający się niegdyś w Spock’s Beard, Transatlantic oraz wielu innych projektach grupowych i solowych. Mike Portnoy, od momentu odejścia z Dream Theater, zyskuje w moich oczach coraz bardziej. Od „nowszej” wersji Neila Perta do pełnoprawnego muzyka, angażującego się w dziesiątki inicjatyw muzycznych w różnych stylach. Steve Morse i Dave LaRue to koledzy z czasów Dixie Dregs oraz Steve Morse Band. Steve to na co dzień „etatowiec” w Deep Purple. O wokaliście, Casey’u McPhersonie wiem najmniej, jednak jego głos pasuje do muzyki popowej lub do lżejszej odmiany rocka. Z takich składników powstała mikstura pt. Flying Colors, której druga odsłona jest tematem tej recenzji. Da się to wypić?

    Muzyka prezentowana przez panów to progresywny rock czerpiący garściami z doświadczenia jego członków, jak i z klasyków gatunku. Dużo tu brzmień w stylu Transatlantic, Kansas, Spock’s Beard. Co istotne, w ich muzyce na pierwszym planie uwypuklona jest melodia. Utwory, nawet te bardziej skomplikowane i zaaranżowane, krążą wokół głównych tematów, czasem zapuszczając się nieco dalej (w końcu „prog” pozwala na więcej wolności), ale mimo wszystko muzyka nie nuży, jest zwarta, konkretna i bardzo dobrze wykonana. Kunszt wykonawczy muzyków jest niepodważalny, bębny Portnoya nadają odpowiedni rytm muzyce, nie narzucają się tak bardzo, jak w Dream Theater, raczej elegancko osadzają utwory na rytmicznych fundamentach. Morse każdą gitarową partię właściwie podpisuje swoim nazwiskiem, jego gra jest bardzo charakterystyczna pod kątem doboru dźwięków, techniki gry oraz brzmienia. Już w pierwszym utworze prowadząca melodia mogłaby niejako wypłynąć z zakończenia poprzedniej płyty. Wokalizy są bardzo ciepłe i przyjemne, chórki miło dopełniają główny głos. Na wyróżnienie zasługuje piosenka „Peaceful Harbour”, piękny utwór rozpoczynający się delikatnym wstępem, gitarami akustycznymi, następnie temat powoli rozwija się aż do późniejszego finału na „pełnej mocy” zespołu przy wsparciu damskich głosów w stylu gospel. To jeden z obowiązkowych przystanków na tej płycie.

    Można panom zarzucić, że to wszystko już było i nie wprowadzają zbyt wielu nowości. Jednak czy warto? Z albumu wręcz kipi energią zespołu, czuć, że czerpali dużą przyjemność z tworzenia tej muzyki. Ja czuję to samo wsłuchując się w ich ostatnie dzieło. Myślę więc, że nie warto.

    Marcin Szojda niedziela, 09, listopad 2014 10:24 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.