A+ A A-

Different Realities

Oceń ten artykuł
(11 głosów)
(2009, album studyjny)

- We:
01. We Are Them - 10:36
02. In The Desert - 3:12
03. Over The Mountains - 7:42
04. As We Return - 4:0
-The Road To Agartha (Raagmala):
05. Bairagi - 4:04
06. Bhairavi - 3:28
07. Ahir Bhairav 3:44
08. Bhimpalasi - 1:24
09. Shree - 2:27
10. Jog - 10:17

Czas całkowity - 50:54

- Janet Jones Simmonds - wokal
- KG West - gitara, sitar, instrumenty klawiszowe
- Tängman - hurdy gurdy
- Sam Riffer - gitara basowa
- Love H Forsberg - perkusja
- Anna Sandberg - dodatkowy wokal

 

Więcej w tej kategorii: Far From The Sun »

2 komentarzy

  • Dariusz Maciuga

    Wreszcie nadszedł moment, kiedy biorę oddech od „dark-independetowo-prog-folkowo-hardcore'owo-gothic-ambientowo-metalowo-jakiś-tam jeszcze” klimatów i biorę się za recenzję czegoś przejmująco klasycznego. W sensie gatunkowym „Different Realities” szwedzkiej grupy Siena Root prezentuje brzmienia silnie zakorzenione w muzyce lat sześćdziesiątych. Odniesienia do muzyki tamtych lat są wręcz namacalne, jednak nie jest to ani bezsensowne kopiowanie, ani też pusty sentymentalizm. Tego zespołowi nie można zarzucić*. Z technicznego punktu widzenia jest to album nagrany w całości analogowo, bez udziału jakiegokolwiek sprzętu cyfrowego. Cóż, zabieg nie jest być może zbyt odkrywczy, ale jego efekt – wyśmienity. Nagranej w ten sposób płyty słucha się z wielką przyjemnością. Brzmienie jest naturalne, a co za tym idzie - bardzo „miękkie”. Skutek jest taki, że słuchając go nie ma się żadnego odczucia dyskomfortu, nic w brzmieniu nie przeszkadza, nie razi w uszy. Dodać też trzeba, że wysoki poziom produkcji powoduje, że wszystkie obecne instrumenty są bardzo czytelne, zaś brzmienie jest wyjątkowo selektywne. Co jednak najważniejsze, nie powoduje to najmniejszej utraty jego naturalności.

    Co do samej muzyki, trzeba zaznaczyć, że album składa się z dwóch części. Pierwsza to rock sensu stricto. Osadzony na rdzeniu rocka lat sześćdziesiątych wykazuje silne wpływy rocka progresywnego i (co oczywiste) psychodelii. Zatem utwory są dość rozbudowane, przeplatają się w nich ze sobą różne nastroje kreowane przez standardowe dla tego stylu instrumenty, a podkreślane przez dodatkowe tj. flet, mandolina, organy. Druga część jest zdecydowanie inna, bo eksploruje rejony folk-rockowe. Zaczyna się mocnym, wręcz crimsonowskim wejściem, by po paru minutach przenieść słuchacza w świat orientu, a konkretnie – Indii. Od tego momentu muzyka opiera się już niemal w całości na indyjskich ragach, więc dominującym instrumentem jest sitar, wspomagany przez flet i różnego rodzaju instrumenty perkusyjne. Utwór zamykający tą część (i jednocześnie całą płytę) to powrót do rasowego folk – rocka z dużą rolą, a jakże by inaczej, sitaru. Ogólnie rzecz ujmując muzyka prezentuje naprawdę wysoki poziom kompozycyjno – aranżacyjny ale nade wszystko artystyczny. Tenże poziom jest mocno podniesiony przez wokal Janet Jones Simmonds. Od razu trzeba podkreślić, że jest go niewiele. Mimo tego, śpiew Simmonds jest, mówiąc kolokwialnie, niesamowity. Po pierwsze bardzo czysty. Po wtóre, wokalistka dobrze wie, jak wykorzystać głos w budowaniu różnych emocji i nastrojów. Z reguły jest natchniony i psychodeliczny („We (We Are Them)” i „We (As We Return)”), choć zdarza się, że pełni tylko funkcję chórku („We (Over The Mountains)”).

    Wyjątkowo mocną stroną albumu jest jego oprawa graficzna. Mocną do tego stopnia, że wypada mi się nad nią na chwilę zatrzymać. Od razu też muszę zaznaczyć, że jest to pewien paradoks, bo w żaden sposób nie koreluje ona z zawartością muzyczną. Przedstawia bardzo intrygujący obraz, na którym widzimy Słońce, które posiada... twarz. Jego zamknięte oczy i położenie tuż nad samym horyzontem sugeruje jego zachód. Poza tym po prawej stronie widać skały i trochę roślin, zaś po lewej coś, co przypomina płomienie. Niebo to ciemne, gęste chmury. Całość utrzymana w mocno pożółkłych odcieniach sepii. Pierwszy rzut oka na okładkę od razu wprowadza w nastrój swego rodzaju psychodelii. Nie jest to jednak psychodelia spod znaku „flower power”. Tutaj nastrój przywołuje na myśl bardzo wyraźnie klimat skandynawskiego chłodu, półmroku i czegoś w rodzaju „północnej melancholii”. To właśnie ten paradoks, ponieważ po samej muzyce można by się spodziewać kolorowych barw i motywów chociażby luźno nawiązujących do klimatów etno. Mimo takiego charakteru, w żaden sposób nie zakłóca odbioru muzyki.

    Ostatecznie, w skali pięciopunktowej nie mogę dać piątki, bo brakuje jednak „tego czegoś”. Dlatego daję uczciwe 4,5 / 5.

    *Polecam pooglądać teledyski zespołu i trochę zastanowić się nad ich przesłaniem.

    Dariusz Maciuga środa, 27, lipiec 2022 21:15 Link do komentarza
  • jacek chudzik

    Najnowszy album w dorobku skandynawskiego zespołu Siena Root to łakomy kąsek dla wszystkich fanów klasycznego ciężkiego rocka i długich kompozycji popartych górnolotnym konceptem. Z perspektywy progmaniaka, którego kapliczką są lata 70. będzie do dzieło dobre, bardzo dobre, a nawet wybitne. Stopień zachwytu zależy tylko od tego, jak silnie jesteśmy uzależnieni od starych, dobrych brzmień.

    Jeśli na wstępie ustaliliśmy już, że mamy do czynienia z wydawnictwem przynajmniej dobrym, to dla przyzwoitości przyjrzyjmy się bliżej zawartości płyty. Different Realities zdobi bardzo ładna okładka, która z pewnością wspaniale prezentowałaby się na froncie płyty winylowej (istnieje możliwość zakupienia i takiej wersji tego albumu). Zresztą, epoka czarnych, żłobionych krążków odbijać nam się będzie czkawką jeszcze nie raz... Przede wszystkim utwory zamieszczone na płycie są podzielone na stronę A i B. Dla potrzeb komercyjnych są one pocięte na pomniejsze kawałki, niemniej na dobrą sprawę mamy do czynienia wyłącznie z dwoma dłuższymi kompozycjami. Wszelkie peany należą się zwłaszcza stronie A, czyli kompozycji We. Misterne budowane napięcie w tym powolnie rozwijającym się utworze nieuchronnie prowadzi do wybuchowego momentu kulminacyjnego. Klasyk, prawda? Na warsztatach kompozycji rockowej autorzy tego utworu dostaliby z pewnością ocenę celującą. A wykonanie? Bezbłędne! Świetne partie gitary, grzmiące organy i przejmujący śpiew pani Janet Jones Simmonds. W warstwie tekstowej suita ta sprowadza się do, naiwnej w gruncie rzeczy, opowieści o odrzuceniu złego świata, o tym, że wszyscy chadzamy swoimi ścieżkami, ale mimo to powinniśmy się zjednoczyć, bo - jak to się mawia bez oglądania się na poprawność polityczną - w kupie siła.

    We all got strange ways. We are not alone
    We share the same space. You're not on your own
    [...]Above all else, them and us are one
    Together on top is where we all stand strong


    Strona B, czyli utwór The Road To Agartha, może już niektórym sprawić trochę kłopotów, bowiem w nim muzycy Siena Root postanowili odtworzyć fascynację zespołów rockowych światem muzyki hinduskiej. Fakt, że w ramach rockowej kompozycji usłyszymy tu przeróżne ragi, wygrywane przez przedziwne instrumenty nie będzie zatem zaskakujący.

    Kompozycje zawarte na Different Realities muszą robić wrażenie. Są niezwykle dopracowane, dopieszczone, a jednocześnie zagrane bardzo lekko. Ta naturalność i żywiołowość zespołu udziela się oczywiście słuchaczowi. Album dodatkowo nagrany został w sposób antyczny, wykorzystujący jedynie techniki nagrań dostępne w latach 70., dzięki czemu brzmi jak autentyczne wydawnictwo z tamtego okresu. Gdybym nie wiedział, że to wydawnictwo z 2009 roku, to mógłbym dać się nabrać...

    Different Realities to dla fanów rocka pierwszej połowy lat 70. album cudowny, wspaniały i zachwycający. Kupcie go, słuchajcie i rozpływajcie się z zachwytu, bo jest nad czym. W czym więc tkwi haczyk? Prawdopodobnie grupie słuchaczy propozycja Siena Root w ogóle nie przypadnie do gustu. Owszem, samą muzykę zidentyfikują jako miłą i całkiem niezłą, ale koszmarnie wtórną, żerującą na sympatii fanów do dawnego rocka. Nie podzielam w pełni tych zarzutów, niemniej słuchając najnowszej płyty zespołu czuję pewien dyskomfort. Przez 40 lat w muzyce królestwa rosły w potęgę i upadały. Muzycy Siena Root uparcie udają jednak, że nic się nie stało, że nic nie uległo zmianie. Different Realities jest płytą nieskażoną współczesnością - wygląda i brzmi jak archeologiczne wykopalisko, jak żywa skamienielina. Jest to urocze i kupuję takie granie w 90% (zwłaszcza monumentalną stronę A), ale pozostałe 10% kłuje mnie w bok i uwiera. A w głowie kołacze myśl - blaga to, czy też po prostu stoner rock?

    jacek chudzik piątek, 30, lipiec 2010 00:56 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Heavy Prog

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.