A+ A A-

In Blissful Company

Oceń ten artykuł
(13 głosów)
(1969, album studyjny)
1. Giants (4:37)
2. Manco Capac (5:17)
3. Body (3:34)
4. Gange Mai (4:00)
5. Chant (3:02)
6. Pearl and Bird (3:57)
7. Notting Hill Gate (4:38)
8. Midnight Mode (9:15)
9. Notting Hill Gate (2:31)
10. Move into the Light (3:26)

Czas całkowity: 44:15
- Sambhu Babaji ( bass, acoustic guitar, Jew's harp )
- Dave Codling ( rhythm guitar )
- Shiva Shankar Jones ( lead vocals, keyboards, hand drums )
- Mike ( sitar )
- Jake Milton ( drums, percussion )
- Alan Mostert ( acoustic & electric guitars, bass )
- Raja Ram ( flute, bells, chimes, percussion )
- Surya ( tamboura )
Więcej w tej kategorii: Quintessence »

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Wschodnie odloty były dosyć popularne w muzyce rockowej przełomu lat 60. i 70. - zarówno jeśli weźmie się pod uwagę linię melodyczną jak i stosowanie samych instrumentów. Sitar był dosyć często stosowany, najpierw przez Brytyjczyków, a potem przez szereg niektórych niemieckich wykonawców (jak Hans Deuter). Również brytyjskie grupy folkowe zaczęły zwracać uwagę na Orient - vide późniejsze albumy Incredible String Band. W tym wypadku mamy grupę, jaką można umieścić między rockiem a folkiem. Obecnie praktycznie nie znaną, acz będącą świadectwem tamtych czasów oraz inspiracji twórczych ówczesnego pokolenia.

    In Blissful Company jest debiutowym albumem tej grupy. Jak na grupę brytyjską kompletnie nie znany. Trafiłem na niego w czasie wgłębiania się we wschodnie odloty różnych niemieckich wykonawców jak Deuter, Popol Vuh czy Mythos. Bardzo mnie wtedy zdziwiło, że ten zespół wywodzi się z Albionu. Muzykę zawartą na tym krążku spokojnie można by określić mianem psycho-folku, zbliża się również do inspirowanych Orientem prób krautrocka. Bardzo często czułem się podczas słuchania In Blissful Company, jak podczas zetknięcia się z takimi efemerydami niemieckiego brzmienia psychodelicznego jak Yatha Sidthra czy Kalacakra. W dużej mierze to również muzyka instrumentalna - podobnie jak wyżej wzmiankowane grupy. Kto wie, być może wyżej wymienieni izolowani twórcy się nim inspirowali. W każdym razie dlaczego piszę tutaj psycho-folk. Brzmienie jest w bardzo dużej mierze budowane przez akustyczne instrumenty, elektryczne partie to tylko ozdobniki. Od biedy można by to wrzucić do taksonu-worka o nazwie rock psychodeliczny. Poza tym od początku do końca słucha się jednym tchem; coś jest w tej mocno orientalnej muzyce, że ona bardzo w ciąga i niemalże hipnotyzuje.

    Bardzo ciekawe świadectwo tamtych czasów - zarówno hipisowskich inklinacji dalekowschodnich jak i otwierania się europejskich twórców rockowych i folkowych na muzykę innych kręgów kulturowych. Z mojej strony pięć gwiazdek.

    Edwin Sieredziński sobota, 13, czerwiec 2015 14:12 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.