2. Places Of Light (4:06)
3. Brainticket Part I (8:21)
4. Brainticket Part I [Conclusion] (4:36)
5. Brainticket Part II (13:14)
Czas całkowity: 34:22
- Werner Fröhlich ( bass )
- Helmuth Kolbe ( keyboards )
- Cosimo Lampis ( drums )
- Dawn Muir ( vocals )
- Wolfgang Paap ( percussion )
- Werni Prahlach ( bass )
- Joel Vandroogenbroeck ( keyboards, flute, vocals )
2 komentarzy
-
(Na wszystkich bogów olimpijskich, znowu recenzja pana Gołembiewskiego i znowu trzeba pisać wieloczęściowe sprostowanie. Po raz kolejny zaobserwowałem zjawisko zohydzenia ciekawej płyty. Poza tym, szanowny panie Gołembiewski, miłośnicy prog rocka są naprawdę świadomymi słuchaczami, więc ataki ad personam zamieszczone w pierwszym akapicie są jak najbardziej nie na miejscu).
Edwin Sieredziński czwartek, 25, wrzesień 2014 00:17 Link do komentarza
Krautrock w swoim oddziaływaniu wyszedł poza granice RFN. Inspirował się nim brytyjski Hawkwind, serbska Igra Staklenih Perli. W Szwajcarii powstał Brainticket. I cóż nam oferuje pierwszy album?
Gdy pierwszy raz słuchałem skojarzył mnie się z Guru Guru, bardzo hard rockowa ekspresja z początku, a potem coraz bardziej eksperymentalnie; coraz ciekawiej. Czy takie rzeczy to novum w tamtych czasach? Każdy kto słyszał wczesny Pink Floyd czy późnych Beatlesów powie, że nie. Trzeba mieć naprawdę braki w wiedzy muzycznej, aby uważać środki zastosowane przez Brainticket za coś nadzwyczajnego czy specjalnie radykalnego. Czy ktoś nazywa taki White Album jakimś skrajnym z racji umieszczenia na nim "Revolution #9"? Narazi się tylko na śmieszność. Manipulacje taśmowe występowały też w twórczości Pink Floyd - końcówka "Bike" będąca świetnym dziełem musique concrete, szybkie przewinięcie taśmy w "Up the Khyber", nawet taki "Grand Visieur's Garden Party", gdzie część efektów uzyskano przez manipulację taśmową. Poza tym mówienie, że brzydota... Turpizm też ma swój urok, weźmy chociażby Captaina Beefhearta, ten też ma zwolenników. Poza tym zakwestionowanie pewnych schematów harmonicznych... a instrumentalne utwory starego Pink Floyd inspirowane symfoniczną muzyką atonalną jak "Interstellar Overdrive", "A Saucerful of Secrets", "Quicksilver". A słynny "Several Species..." ze studyjnej części Ummagumma. Daleko nie trzeba sięgać, takie rzeczy się zdarzało. A debiut Tangerine Dream, Electronic Meditation, składający się z utworów atonalnych w konwencji instrumentalnych utworów Pink Floyd takich jak wyżej wzmiankowane? "Brainticket" jako utwór jest ciekawy, ale tutaj stoi na barkach gigantów - jak późni Beatlesi czy wczesny Pink Floyd, a jeszcze wcześniej na pewno Pierre Schaeffer. Poza tym takie kolaże dźwiękowe dokonywane też były wcześniej w ramach krautrocka jak solowy projekt Holgera Czukaya - Technical Space Composer's Crew. Choć nie ma co ukrywać, ten powtarzalny ciężki Hammond i gitara elektryczna jest ciekawym rozwiązaniem, pośród budujących rzekomo nieznośny nastrój efektów taśmowych. Nie jest to też nic mocno radykalnego - to nie debiut Cluster czy album George Harrisona - Electronic Sound. Osoba lubiąca wczesny Pink Floyd czy późnych Beatlesów powinna to przełknąć; tam też dochodziło do dźwiękowych dewiacji, ale jakże ciekawych...
"Places of Light" to taki w stylu Black Widow, ładny melodyjny flet, partie na gitarze i organach. Wokaliza bardzo mocno ograniczona, trochę ciekawych przesterów gitary elektrycznej.
"Black Sand" - porządna dawka hard rocka. Trochę to przypomina Uriah Heep, bez rozbudowanych partii klawiszowych. Porządna gitarowa robota. Trochę przesterowanego wokalu.
Dla miłośników krautrocka czy psychodelicznego rocka będzie to niezwykle ciekawa przygoda. Pierwsze dwa utwory nie mają hermetycznego charakteru i mogą zainteresować znacznie szersze grono, włączając to słuchaczy rocka bardziej standardowego (nie prog rocka). Z mojej strony 5/5. -
Jakoś mnie tak dzisiaj naszło, aby zrecenzować jedną z najbardziej kontrkulturowych płyt zamieszczonych w serwisie Progrock.org.pl. Cottonwoodhill w żadnym razie nie jest płytą rozrywkową. Jeżeli drogi czytelniku trafiłeś tu poszukując czegoś podobnego do Marillion, Dream Theater, albo nawet i Jethro Tull, możesz sobie spokojnie darować czytanie tej recenzji i przyjąć dobrą radę, aby się trzymać od tej płyty z daleka. Jeżeli jesteś natomiast z tych, dla których muzyka King Crimson brzmi momentami zbyt zachowawczo, trafiłeś we właściwe miejsce.
Mikołaj Gołembiowski wtorek, 11, styczeń 2011 16:51 Link do komentarza
Na swojej debiutanckiej płycie Brainticket postawił swoim słuchaczom nie lada wyzwanie. Zaproponował im bowiem udział w dyskusji na temat granic estetyki. Uczynił to stawiając dotychczasową estetykę charakterystyczną dla muzyki rockowej, zwłaszcza zaś rocka progresywnego na głowie. Płytę rozpoczynają dwa, niewinne, biorąc pod uwagę co ma nastąpić za chwilę, utwory. Oba zdają się być utrzymane w charakterystycznej dla krautrocka konwencji. Typowy dla gatunku pulsujący rytm, sekcja rytmiczna na pierwszym planie, delikatne i oszczędne aranżacje instrumentalne. Delikatne partie fletu i stosunkowo stonowanej gitary kontrastują z niezwykle ostrym brzmieniem organów (zjawisko tak rzadko spotykane we współczesnym progu) i nieco przesterowanym głosem Dawn Muir, która nie śpiewa, lecz zwyczajnie recytuje swoje teksty. Całość robi dość przyjemne wrażenie i bez względu na upodobania nikomu nie powinno sprawić przesłuchanie tych dwóch utworów większej trudności.
Po tych miłych chwilach następuje długi trzyczęściowy utwór Brainticket. Utwór ten jest zaprzeczeniem wszystkiego, co prawie każdy miłośnik proga ceni sobie najbardziej u swoich ulubionych zespołów. Jest to utwór psychodeliczny i to potencjalnie może łączyć go z innymi odmianami proga, na przykład z różnymi eksperymentami Pink Floyd, ale w tym wypadku mamy do czynienia z psychodelią absolutnie radykalną. Z zapętlonej taśmy utworu leci sobie przez cały czas trwania jeden i ten sam motyw - funkopodobna gitara plus niezwykle ostry, a wręcz drażniący ucho dźwięk organów. Na pierwszy plan wychodzą elementy konkretne - odgłosy tłuczonego szkła, pędzącej na sygnale karetki, szczotkowania zębów i innych, niekiedy trudnych do zidentyfikowania urządzeń. Do tego wokalistka czyta wiersz wydobywając z siebie orgastyczne dźwięki. Ponieważ utwór jest niezwykle długi - łącznie trzy części trwają ponad 25 minut, im dłużej go słuchamy, tym bardziej wydaje się irytujący. W dodatku większość odgłosów i brzmień wydaje się specjalnie tak dobrana, by wywoływać u słuchacza ból w uszach. Początkowo znośny jeszcze psychodeliczny trans zamienia się w prawdziwy horror. Jest to niewątpliwie świadomy zamysł artystyczny, gdyż utwór ma w zamierzeniu opowiadać historię dziewczyny, która leżąc w śpiączce po przedawkowaniu narkotyku, dokonuje podróży w głąb własnego umysłu. Kłujące w uczy dźwięki zaś są ilustracją obsesyjnych myśli i nielicznych docierających do niej bodźców zewnętrznych. Całość jest zwieńczona nieco zaskakującym i absurdalnym finałem - nie będę zdradzał jakim, licząc na domyślność tych słuchaczy, którzy dotrwają do końca.
Cottonwood hill to eksperyment, zaprzeczenie obowiązującej estetyki. Zadacie zapewne pytanie, czy można coś takiego w ogóle uznać za udany album? W moim przekonaniu - tak. W tej okropnej, sadystycznej muzyce jest coś, co nie pozwala zapomnieć o tej płycie, coś co powoduje, że mam ochotę do niej wracać. Znaczy to, że w tej jakże radykalnej wypowiedzi artystycznej, jest coś na rzeczy. Udało się tu zakwestionować dwa dogmaty: po pierwsze, że to kompozycyjna złożoność i harmonie są odpowiedzialne za to, że uznajemy muzykę za interesującą, po drugie, że ludzi ciągnie przede wszystkim do muzyki przyjemnej, która dostarcza rozrywki. Brainticket pokazał nam w sposób przekonujący, że dźwięki nieznośne dla ucha mogą być równie fascynujące i wciągające, kładąc tym samym podwaliny pod industrial i inne radykalne nurty awangardowej muzyki.
Albumy wg lat
Recenzje Krautrock
- Wiele grup z kręgu krautrocka poznałem na fali maniakalnego wręcz… Skomentowane przez Edwin Sieredziński D (Deuter)
- O Faust już kiedyś wspominałem... zęby można sobie połamać. Wynika… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Faust IV (Faust)
- Brainticket stanowi ciekawą propozycję z tak unikanego przez naszych rodzimych… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Celestial Ocean (Brainticket)
- Źródła krautrocka można wskazać w poszczególnych anglosaskich scenach rocka psychodelicznego… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Psychonaut (Brainticket)
- Podróży sentymentalnej ciąg dalszy... We wczesnym Pink Floyd jest coś… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Ash Ra Tempel (Ash Ra Tempel)
- Taniec lemingów... kolejny album niemieckiej formacji Amon Duul. Grupy nawiązującej… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Tanz Der Lemminge (Amon Düül II)
- Zespół ten pierwotnie miał się nazywać Blitzkrieg, z nazwy zrezygnowano… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Blitzkrieg (Wallenstein)
- Zespół ten pierwotnie miał się nazywać Blitzkrieg, z nazwy zrezygnowano… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Blitzkrieg (Wallenstein)
- Poprzednie płyty Mythos były bardziej kontemplacyjne, dużo wpływów etnicznej muzyki,… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Strange Guys (Mythos)
- Kiedyś zastanawiałem się, czy nie należałoby wydzielić odrębnej kategorii w… Skomentowane przez Edwin Sieredziński Dreamlab (Mythos)