UFO

Oceń ten artykuł
(18 głosów)
(1970, album studyjny)
1. Stone In (5:43)
2. Girl Call (6:21)
3. Next Time See You At The Dalai Lhama (5:59)
4. Ufo (10:25)
5. Der LSD / Marsch (8:28)

Czas całkowity: 36:56
- Mani Neumeier ( percussion, drums, voice, tapes )
- Uli Trepte ( bass, sounds )
- Ax Genrich ( guitars )
Więcej w tej kategorii: Hinten »

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Alfred Hitchcock zwykł mawiać, że w dobry thriller zaczyna się od trzęsienia ziemi, a potem napięcie ma tylko rosnąć. Tak samo na dobrej płycie rocka psychodelicznego... natężenie "kwasu" powinno rosnąć. W debiutowej płycie Guru Guru właśnie tak jest, natężenie eksperymentowania z dźwiękiem jest funkcją czasu.

    A zaczyna się tak niewinnie... "Stone In" to taki bardziej rozbudowany hard rockowy numer. Moc brzmienia taka jak u Led Zeppelin. Przypomina też niektóre hard rockowe utwory w obrębie krautrocka jak np. Sperrmull, Necronomicon czy Gila. Brzmienie czasem zbacza w stronę bardziej przestrzennego, czym może zbliżać się do pierwszej płyty Scorpions Lonesome Crow oraz osiągnięć UFO. Później... "Girl Call"... otwiera go gitarowy eksperyment przywodzący pierwsze utwory Sonic Youth, potem mamy zabawę gitarowymi sprzężeniami, dosyć nieregularny, wręcz organiczny. Przypomina w tym nieco Gratefull Dead. "Next Time See You At the Dalai Lama", tu się robi jeszcze dziwniej. Już sam tytuł sugeruje coś dziwnego, jednakże Orientu jest tutaj bardzo niewiele. Polifoniczny i politonalny, gitara pracuje w innym tempie niż sekcja rytmiczna, bardzo dużo dysonansów. Słuchając niektórych urywków można by rzec: a stąd chyba Caspar Broenzmann czerpał inspirację do albumu Tribe! Dużo manipulacji, przesterów, powielania brzmienia... takie sztuczki przywoływać mogą wczesny psychodeliczny Pink Floyd, część z nich również eksperymenty Hendrixa. Na koniec młynki modlitewne... bardzo skromny akcent orientalny jak na utwór o takiej nazwie. "Ufo" to dzieło jakie należałoby umieścić w kategorii musique concrete. Początek przypomina nieco "Quicksilver" Pink Floyd, potem robi się jeszcze ciekawiej, poziom manipulacji taśmami taki jak w "Revolution #9" The Beatles. Utwór praktycznie zbudowany z taśmowych loopów z rzadkimi, rozsianymi po utworze partiami gitar i perkusji. "Der LSD/Marsch" przywołuje z kolei niekończące się instrumentalne jamy takie jak w koncertowych wersjach Iron Butterfly. Jednak to bardziej nieregularne niż rozwijanie jak w wariacji Mozarta...

    Ufo to porządna płyta nawiązująca do różnych scen rocka psychodelicznego. Jeśli ktoś jest miłośnikiem White Album Beatlesów czy lubi płyty Pink Floyd nagrane przez Atom Heart Mother, powinno mu się spodobać. Zwłaszcza te bardzo floydowskie inklinacje w eksperymentowaniu z przesterami i powielaniem brzmienia gitary elektrycznej, które pojawiły się również na pierwszej płycie Tangerine Dream (Electronic Meditation) czy w debiucie Ash Ra Tempel z 1971 roku. Tutaj to jest podane jednak w sosie bardziej hard rockowym. Album ten stanowi kolejny dowód na to, że osoba w miarę osłuchana z anglosaskimi osiągnięciami rocka psychodelicznego jest w stanie spokojnie przemierzać krainę krautrocka. Bardzo ciekawa płyta, bardzo spójnie złączone inspiracje Zachodnim Wybrzeżem i sceną brytyjską. Z mojej strony 5/5.

    Edwin Sieredziński wtorek, 23, wrzesień 2014 22:09 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.