A+ A A-

Crawling To Lhasa

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(1972, album studyjny)
1. Naerby shiras (9:16)
2. Jaceline (6:15)
3. Raga No 11 (5:34)
4. September fullmoon (9:35)
5. Arapaho's circle dance (2:28)
6. Tante Olga (7:31)
Bonus tracks on cd release:
7. Vamos (6:48)
8. Deja vu (5:38)

Czas całkowity: 53:35
- Heinz Martin ( electric guitar, keyboards, flute, vibraphone, Shawm, cello, violin )
- Claus Rauschenbach ( guitars, vocals, congas, percussion, harmonica )

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Zgłębiając nowojorską scenę rocka psychodelicznego, doszedłem w końcu do Theater of Eternal Music. Zespół dronowo-mikrotonalny nagrywający medytacyjną muzykę wzorowaną na orientalnej, zaczynał tam zarówno John Cale jak i Le Mounte Young. Korzenie całego nowojorskiego minimalizmu... Szukałem grupy grającej mniej więcej w podobnym stylu i o zbliżonym klimacie. Natrafiłem w późniejszym już okresie na Kalacakra.

    Nazwa znaczy tyle co wieczne koło w buddyzmie wajrajany. Zespół nagrał tylko jedną płytę... a szkoda, bo muzyka zawarta na niej jest bardzo ciekawa. Niestety, taki był los wielu podziemnych grup. Nic dziwnego, że później ciężko odnaleźć tego typu twórczość. Choć warto - dla spotkania ze zjawiskiem niezwykłym.

    Kalacakra to kombinacja rocka psychodelicznego i medytacyjnej muzyki orientalnej. Siłą rzeczy tego typu utwory będą dronowe i minimalistyczne; mamy tam dużo powtarzalnych instrumentalnych pasaży. Z rzadka pojawiają melorecytacje wymawiane z reguły zmodulowanym wokalem, szeptem, zachrypniętym. Tylko w "Tante Olga" jest wrażenie toczenia rozmowy. Utwory w znacznej części są nagrane akustycznie, gitara elektryczna pojawia się rzadko. Jeśli chodzi o samo instrumentarium, porównać można z dojrzałym Popol Vuh.

    Album jest niezwykle przyjemny... i medytacyjny. Nawet ochrypnięta wokaliza w "Naerby shiraz" nie jest w stanie zmącić tego nastroju oderwania się od rzeczywistości. "Tante Olga"... trochę staje się w pewnym momencie blues-rockowy. Ustna harmonijka oraz akustyczna gitara dodają takiego klimatu jakby barowego. Lecz nawet to nie może zmącić sielskiego nastroju.

    W żadnym razie nie jest to płyta trudna. Stosunkowo prosta w odbiorze. Dronowy i minimalistyczny charakter, także niewielka ilość instrumentalistów, sprawia, że nie jesteśmy zasypywani wielką lawiną dźwięków. Muzyka też jest dosyć regularna. Z bardziej psychodelicznych smaczków czasem pojawiają się przestery i sprzężenia gitarowe, ale to raczej dodaje uroku, a nie zaburza odbiór. Dziwne wręcz, że Crawling to Lhasa jest tak mało znany.

    Wielka szkoda, że zamknęło się tylko na jednym albumie. Warto się z nim zapoznać. Krautrock ma wiele twarzy, lecz ta jest naprawdę oryginalna. Solidne 5/5.

    Edwin Sieredziński wtorek, 08, kwiecień 2014 19:09 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.