Feeling

Oceń ten artykuł
(23 głosów)
(1976, album studyjny)

1. Sword in the Sky (4:50)
2. Lory (5:31)
3. Nightmare (10:33)
4. King and Queen (13:44)
5. Feeling (7:37)

Total Time: 42:15

- Joe / guitar, vocals
- Ulli / guitar, flute, vocals
- Olli / synthesizer
- Wolfgang / bass
- Egon / drums

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Pisałem kiedyś w którejś recenzji o jednym łotrze z Lublina, który podsuwa mi co jakiś czas różnego rodzaju diamenty głównie z Ameryki Południowej (ale nie tylko). Pisałem, że łupi mnie straszliwie, drenuje kieszeń i udowadnia co jakiś czas że nic nie znam i nic nie wiem o muzyce. Nie pisałem tylko że kocham go za to jak brata i czekam na przesyłki z Lublina jak mój kot na michę... No a teraz widzę że 'mamy go' w serwisie - pisze świetne artykuły w naszym Biuletynie (Jarek S).. Wspominam o Nim, bo w ostatniej przesyłce dostałem między innymi LIGHTSHINE.... Wiedziałem tylko że krautrock... Włączyłem. I umarłem ! TEJ płyty szukałem od dobrych trzydziestu lat!!! Mniej więcej w roku 1980, może rok lub dwa wcześniej, przyszedł do mnie znajomy z kasetą i puścił jakąś muzę z nadzieją że może znam lub pomogę zidentyfikować. Nie znałem, nie pomogłem, ale kilkanaście nocy spędziliśmy słuchając tych fenomenalnych dźwięków. Kasetę oczywiście przegrałem na inną kasetę (takie czasy były....) i szukałem, szukałem i szukałem... Bezskutecznie. Nikt nie znał, nikt nie słyszał...Co mnie tak zafascynowało w tej płycie? Dosłownie wszystko! Począwszy od fenomenalnej gitary (a właściwie dwóch gitar..), przez świetnego basistę, doskonałego bębniarza, kapitalny flet i klawisze do wokalisty... No i nie sposób nie wymienić doskonałych kompozycji... Ale spójrzmy na to od początku - gitary - powalające solówki, nie prędkością, ale melodyką, brzmieniem i fellingiem. Właśnie takie gitary stawiają mi sierść na karku, każdy dźwięk jest 'na miejscu'... Niewielu jest na świecie takich gitarzystów, pozostał Gilmour, Latimer, Mario Millo, Eddie Mulder, Radim Hladik i jeszcze kilku innych, a świat niestety poszedł w stronę grania technicznego typu Malmstein lub Bellas, co może i jest fajne, ale na dłuższą metę po prostu nudne...(to oczywiście jedynie moje, bardzo subiektywne odczucie..) Bas. Obsługuje go Wolfgang. Klasyczna szkoła basu lat 70-tych. Tu ten instrument żyje, pulsuje, improwizuje i po prostu GRA. Nie jest tłem, jest miejscami pierwszoplanowym narzędziem w rękach wyjątkowego muzyka. Rolę tła spełniają tu klawisze mrucząc cichutko właściwie przez cały czas lub robiąc 'efekty specjalne'... A perkusja - to następna gwiazda. Uwielbiam tak grających perkusistów. Tak grał np. Michael Giles na pierwszych dwóch płytach King Crimson. Dla mnie potęga. Wokal po angielsku. I to jest powodem że nie mogłem tej płyty zlokalizować przez tyle lat - szukałem w kręgach anglojęzycznych a to przecież Niemcy... Muzycznie - połączenie wczesnego Eloy, Pink Floyd, Jane i... Led Zeppelin. 5 utworów, ponad 42 minuty muzyki. Bajecznie pięknej i melodyjnej (za sprawą gitar), a miejscami drapieżnej... Wysłuchałem tej płyty z ogromnym wzruszeniem (pamiętałem prawie każdy dźwięk...) i z dziką frajdą umieściłem na półce. Dzięki Jarku! Polecam wszystkim, a fani wczesnego Eloy i Jane oszaleją z zachwytu...

    Aleksander Król wtorek, 07, czerwiec 2011 21:21 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.