Deep Sea

Oceń ten artykuł
(5 głosów)
(2014, album studyjny)

1. The Harbour of Poseidon (4:52)
2. Deep Sea (5:36)
3. The Escape of Cyclops (2:44)
4. Transbalticus (4:15)
5. The Dunes of Memories (2:50)
6. The First Dance of Neptune (2:24)
7. Beyond the Horizon (4:15)
8. On the Island of Antis (4:35)
9. An Underwater Connection (4:10)
10. The Last Dance of Neptune (2:29)
11. The Sea Explorer (3:25)
12. Analog Waves (3:15)
13. Wedding Riders (3:35)

- Krzysztof Duda: keyboards & synthesizers

Więcej w tej kategorii: « Altus

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Ale sypnęło w tym roku elektroniką od Trzech Muszkieterów z Wybrzeża! O ile Przemysław Rudź nie miał do tej pory problemów z wydawaniem kolejnych dzieł (Rudź nagrywa -Generator wydaje, wszystko na bieżąco), o tyle przerwy pomiędzy kolejnymi wydawnictwami Roberta Kanaana i Krzysztofa Dudy szły w lata. Ale to już zdaje się koniec wędrówek obu Panów od wydawcy do wydawcy – bo jeden i drugi rozpoczął współpracę z prężnym Solitonem (pierwszym jej akordem był złożony Niemenowi „Hołd” tria Duda/ Kanaan/ Rudź) i wydają na potęgę. Kanaan zdążył już opublikować dwa albumy – w pełni premierowe „Continuum” i premierowo-wspominkowy „Zimowy chillout”. Nakładem Solitonu wyszła też reedycja zeszłorocznego wspólnego dzieła Dudy i Rudzia – „Four Incarnations”, a teraz pan Krzysztof wypuszcza autorski koncept album „Deep Sea” – pierwszy od kilku ładnych lat, jeśli nie liczyć zbioru archiwaliów, który w zeszłym roku ukazał się pod auspicjami GAD Records. Ale mniejsza o wyliczanki co kto wydał, ile i gdzie. Bo pytanie zasadnicze brzmi: czy „Deep Sea” to płyta warta grzechu?

    Odpowiem pytaniem na pytanie. A kiedy ostatnio Jean Michel Jarre wydał coś w swoim klasycznym, rozpoznawalnym stylu? Wielki Francuz od lat już mniej więcej piętnastu (czyli od piosenkowej – bardzo przeze mnie zresztą lubianej – płyty „Metamorphoses”) odszedł od melodyjnej, ciepłej elektroniki, za którą pokochały go miliony fanów. Zresztą obecnie skupia się na odcinaniu kuponów od dawnych dokonań i koncertuje na potęgę, a premierowy album wyda z rzadka. To może łzy otrze nam Marek Biliński, nawet nie ukrywający swojej atencji dla Jarre’a? Ano, może. Ale nieprędko. Od czasu wydania „Fire” (2008) Biliński wydawniczo prowadzi działania cokolwiek pozorowane – bo nad kompozycjami z „Małego Księcia” (2010) pracował od końca lat 80tych, a potem wypuścił już tylko składankę największych, ponownie nagranych przebojów. A Krzysztofowi Dudzie, prezentującemu podobną twórczą wrażliwość, nadal się chce. Co więcej – „Deep Sea” jest dowodem, że pan Duda ma jeszcze sporo do zaprezentowania.

    Koncept narzuca się wręcz sam – Duda jest przez całe swoje życie związany z Trójmiastem, aż dziw że taki „marynistyczny” krążek nagrał dopiero teraz. Ale też są to raczej opowieści z mórz południowych, co zwiastują tytuły – tu Neptun, tam Posejdon ( w sumie to to samo, prawda?), ówdzie Cyklop – to basen Morza Śródziemnego, u nas byłoby coś o królowej Juracie i stolemach. Ale żarty na bok . Zasadnicza część albumu to trzynaście nie za długich, zwartych kompozycji, w których najważniejszy jest główny temat – nie ma tu rozpływania się elektronicznej przestrzeni po bokach, ambientalnych pejzaży – pan Duda wydaje się takiego „niemieckiego” myślenia unikać. Jest konkret – jak u Jarre’a czy Space Art. Chwilami mam wrażenie powrotu do wczesnego dzieciństwa – należałem do pokolenia, które chłonęło edukacyjne programy TVP – była „Sonda”, było „Laboratorium”, był „Kwant” (a po „Kwancie” leciało francuskie „Było sobie życie”…) – ciekawe to było, nawet młodziak nie zauważał, kiedy się uczy. A bardzo przyszłościowo, „do przodu” wówczas brzmiąca elektroniczna muzyka dopełniała całości. Duda był współautorem tych dźwiękowych ilustracji, więc moje deja vu jest jak najbardziej na miejscu. Muzyk zadbał o odpowiednie zróżnicowanie materiału. Bywa dość refleksyjnie (utwór tytułowy, „Beyond The Horizon”), zdarzają się tematy „po Bilińsku” przebojowe („The Escape Of Cyclops”), w „Sea Explorer” mamy mgiełkę tajemnicy, a obie częśći „Dance Of Neptune” naprawdę mają taneczną rytmikę. A wszystko to jest jasne, radosne, napawa optymizmem. Epatować słuchacza mrokiem za pomocą klawiszy nietrudno – ale to nie u pana Krzysztofa. Czy czegoś mi tu brakuje? Może ciut bardziej przestrzennego brzmienia, ale pod kątem kompozycji i atmosfery nie mam prawa „Deep Sea” nic zarzucić. A jego lekki stylistyczny konserwatyzm to dla mnie wręcz zaleta. IDM-owe elektroniczne cudactwa wbrew pozorom starzeją się szybciej niż klasyczne granie na klawiszach. Po programie zasadniczym dostajemy jeszcze bonus – zgrabną kompozycję „Wedding Riders”, nagraną z okazji ślubu syna Artysty. Piękny gest! I jeszcze jeden powód, by Krzysztofa Dudę polubić.

    Płyta z gatunku „niby nic – a jednak coś”. Często do takich kameralnych, ale naznaczonych pasją wydawnictw wraca się chętniej niż do napompowanych superprodukcji.

    Punktowo: 3,5/5

    Paweł Tryba piątek, 19, grudzień 2014 19:12 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.