Protokultura - Klub Sztuki Alternatywnej zaprasza na koncert.
czwartek, 23 luty 2017 16:58 Dział: NewsProtokultura - Klub Sztuki Alternatywnej zaprasza na koncert legendarnej, szwedzkiej grupy rockowej - Siena Root. Jako support wystąpią: Rah Pita oraz Strange Clouds.
Siena Root
To grupa eksperymentalna posiadająca swoje korzenie w analogowej old schoolowej rockowej muzyce. Klasyczne dźwięki, ale wciąż zachowujące oryginalny wymiar, ciężkie organy, klimatyczny bas, dobre riffy i duże bębny. Siena Root także zawiera bluesowy wokal z etnicznymi klasycznymi instrumentami i psychodeliczną wibracją. Gdański koncert będzie pierwszym występem Szwedów w Polsce.
www.sienaroot.com
www.sienaroot.bandcamp.com
RAH PITIA
Zespół powstał w październiku 2014 roku. Nasze inspiracje to m.in. Led Zeppelin, Tool, Samsara, Blues Experiment, The Doors. Rah Pitię tworzy sześć osób: Karolina Kwiatkowski (wokal), Kajetan Zwolak (gitara basowa), Czarek Baka (perkusja), Tomek Widerkiewicz (gitara), Sebastian Straburzyński (gitara)Jerzy Jarczyński (klawisze)
Ra - egipski bóg słońca, a Pytia? "W podziemnej sali zwanej adytonem, na trójnogu postawionym nad szczeliną, z której wydobywały się halucynogenne opary, zasiadała delficka wyrocznia zwana Pytią, której rady zasięgali nie tylko pielgrzymi, ale i wielcy antycznego świata. Gdzie tkwił sekret wieszczek, które posiadły sekret tego, jak komunikować się z niebianami? Czy oprócz gazów wydobywających się ze skał używały one do przepowiadania przyszłości innych stymulantów?"
Wydana płyta EP „Adyton” we wrześniu 2015 roku, miała patronat i recenzję (jako pierwsza w historii) Red Smoke Festival. Płyta ma już ponad 6 tysięcy wyświetleń na portalu Youtube i zbiera same pozytywne oceny za granicą. Przez ponad dwa miesiące byliśmy na liście przebojów Radia Merkury Poznań. Epka została nagrana „domowo”, co słychać (zauważył to Oscar Cadermalm – wokalista Truckfighters „Like the vocals but the overall sounds is too thin”). Jesteśmy finalistami przeglądu Emergenza (3 miejsce w okręgu wielkopolskim). W 2016 roku nakręciliśmy 13minutową etiudę filmową/teledysk do naszych utworów Woods/Waking of the sun, która przedstawia rytualne podejście do lęków i żywiołów natury. Zagraliśmy już między innymi przed: Get Your Gun(Dania),Ephedera(Szwajcaria),Estoner, Kannabinoid(Estonia),
Sunnata(Polska). Pod koniec 2017 roku planujemy wydać drugą EPkę.
www.rahpitia.bandcamp.com
Strange Clouds
grają strange rock. Łączymy elektryczny powiew lat 70 z rozedrganą wichurą rocka psychodelicznego , gdzie na całość spada post-grunge'owy deszcz. Nasza muzyka jest sublimacją świata nierzeczywistego, krajobrazem sennym, peryferiami stanu medytacji i fantazji. W ciągu roku istnienia, zdążyliśmy zadebiutować u boku finlandzkiego giganta rocka psychodelicznego Death Hawks, ukraińskiego Somali Yacht Club, londyńskiego Electric Pyramid czy poznańskiego RusT. Jesteśmy samozwańczymi piewcami vintage'owej rewolucji, którą chcemy rozpętać. Inspirujemy się między innymi: Pink Floyd, The Doors, Tool oraz Portishead. Strange Clouds to po prostu cisza przed burzą. Prognoza pogody na dziś: dziwnie, pochmurnie i rewolucyjnie. Skład zespołu to: Lucky (wokal, gitara), Żożo (wokal, gitara), Czarek (perkusja), Kajo (gitara basowa).
www.strangenation.bandcamp.com
BILETY:
Przedsprzedaż - 30zł
W dniu koncertu - 40zł
Dostepne na:
http://protokultura.interticket.pl/program/siena-root-swe-rah-pitia-pl-strange-clouds-pl-2618
Zapraszamy !! - Protokultura - Klub Sztuki Alternatywnej Ul. Niterów 29B, 80-864 Gdańsk
01. The Bedlam Overture - 14:40
02. Machina - 5:17
03. Pile of Ash - 4:18
04. Our Last Goodbye - 7:44
05. Pledge - 7:51
06. When the Night Comes - 7:46
07. Nemesis - 9:21
08. Sheds - 6:50
Czas całkowity - 1:03:47
- Stefan Zell - wokal
- Jonas Jonsson - gitara
- Per Henriksson - instrumenty klawiszowe
- Thomas Jansson - gitara basowa
- Marcus Losbjer - perkusja
01. Fantasy - 6:12
02. Expect the Unexpected - 3:23
03. High Kite Ride - 9:08
04. Moonlight Bride - 4:40
05. Venus - 11:13
06. The Collective Unconscious - 3:32
07. Secret's Safe - 7:15
08. Starbreeze - 3:24
09. I - 10:41
10. Dream State of Mind - 7:09
11. Down Will Come Baby - 12:01
12. You (bonus track) - 4:22
Czas całkowity - 1:23:00
- Douglas Skene - wokal, gitara, instrumenty klawiszowe
- Mitch Coull - gitara, dodatkowy wokal
- Jessica Martin - gitara basowa, dodatkowy wokal
- Nathan McMahon - perkusja, dodatkowy wokal
oraz:
- Bugsy S.S. Edwards - efekty dźwiękowe
- Jimmy Garden - saksofon(2,4,10)
- John Webster - trąbka (4,9)
- Sarah Cathleen Henderson - flet (5)
- Edwin Saute - instrumenty perkusyjne (11)
Lonely Robot zapowiada nowy studyjny album - "The Big Dream".
poniedziałek, 20 luty 2017 16:47 Dział: NewsLonely Robot, projekt dowodzony przez producenta, gitarzystę, wokalistę oraz kompozytora Johna Mitchella (It Bites, Frost*, Arena) właśnie ogłosił, że jego długo oczekiwana druga płyta studyjna „The Big Dream” ukaże się 28 kwietnia 2017 roku.
Następca dobrze przyjętego „Please Come Home” z 2015 roku, "The Big Dream" przywołuje motyw przewodni znany z debiutu. Na okładce nowej płyty ponownie widzimy Astronautę, centralną postać świata Lonely Robot, który przebudza się po długim okresie stagnacji.
Mitchell wyjaśnia: “Astronauta budzi się z kriogenicznego snu, ale orientuje się, że już nie znajduje się w kosmosie, lecz w lesie, otoczony przez dziwne postacie z głowami zwierząt! Jest to trochę surrealistyczna sytuacja, w pewnym sensie zaczerpnięta ze „Snu nocy letniej”. To taka solipsystyczna mgła, jeśli ktoś potrzebuje lepszego wyjaśnienia (no właśnie, solipsyzm to pogląd filozoficzny głoszący, że istnieje tylko jednostkowy podmiot poznający, cała zaś rzeczywistość jest jedynie zbiorem jego subiektywnych wrażeń – wszystkie obiekty, ludzie, etc., których doświadcza jednostka, są tylko częściami jej umysłu – przyp. red).”
Mitchell zdradza więcej na temat całego konceptu stojącego za Lonely Robot: „Od początku przewidywałem, że historia podróży Astronauty będzie rozwijać się na przestrzeni 3 albumów. Od zawsze wiedziałem też co będzie działo się na drugiej płycie, że zabiorę Astronautę z kosmosu i umieszczę go w obcym i nieprzyjaznym środowisku. Obecnie jeszcze nie wiem co wydarzy się na kolejnym albumie, ale powinienem zacząć myśleć o tym już teraz!”
„Lonely Robot został zainspirowany przede wszystkim moim zamiłowaniem do filmów science fiction oraz klimatycznych ścieżek dźwiękowych, które zwykle im towarzyszą, takie jak kompozycje Alana Silvestri do filmu „Kontakt” (z 1997 roku, w reżyserii Roberta Zemeckisa, z Jodie Foster w roli głównej – przyp. red.) czy to co stworzył Clint Mansell do “Moon” (brytyjski dramat science fiction z 2009 roku w reżyserii Duncana Jonesa – przyp. red.).”
Na nowej płycie, na perkusji ponownie zagrał Craig Blundell, znany m.in. ze współpracy ze Stevenem Wilsonem, z kolei na wszystkich pozostałych instrumentach gra wyłącznie John Mitchell.
"The Big Dream" będzie dostępny w specjalnej wersji jako digipak CD (z dodatkowymi 3 utworami), ale też jako zestaw dwóch płyt winylowych i jednej CD (2LP + CD) oraz do ściągnięcia w formie elektronicznej.
Poniżej lista utworów, które znajdą się na "The Big Dream":
1. Prologue (Deep Sleep)
2. Awakenings
3. Sigma
4. In Floral Green
5. Everglow
6. False Lights
7. Symbolic
8. The Divine Art Of Being
9. The Big Dream
10. Hello World Goodbye
11. Epilogue (Sea Beams)
Utwory bonusowe:
1. In Floral Green (Acoustic Version)
2. The Divine Art Of Being (Acoustic Version)
3. Why Do We Stay? (feat. Kim Seviour)
Pod koniec 2015 roku, Lonely Robot zagrał udany koncert w The Scala w Londynie, w związku z czym, Mitchell planuje kolejne występy na żywo w 2017, z czego niektóre już zostały potwierdzone. „Jedynym warunkiem jest to, że każdy z nich musi być wyjątkowy, a obecnie mamy dwa albumy z materiałem, z którego możemy ułożyć koncertową setlistę.” Lonely Robot na scenie zasilą perkusista Craig Blundell, basista Steve Vantsis oraz klawiszowiec Liam Holmes. Póki co, zostały potwierdzone poniższe koncerty:
05.03.17 – Progdreams VI, Boerderij, Zoetermeer, Holandia
27.04.17 – Sub89, Reading, Wielka Brytania
28.04.17 – Marillion Convention, Leicester, Wielka Brytania
27.05.17 – Trinity Live, Assembly Rooms, Leamington Spa, Wielka Brytania
Więcej informacji znajdziecie w ciągu nadchodzących tygodni na nowej stronie internetowej Johna Mitchella:
www.johnmitchellhq.com
LONELY ROBOT online:
www.facebook.com/johnchristianmitchell
INSIDEOUTMUSIC online:
www.insideoutmusic.com
www.youtube.com/InsideOutMusicTV
www.facebook.com/InsideOutMusic
www.twitter.com/insideouteu
www.myspace.com/insideoutlabel
Clark Hutchinson - historia i dyskografia
niedziela, 19 luty 2017 11:37 Dział: Felietony, eseje, referaty,...Inicjacja i historia
Kiedy zespół Clark Hutchinson nagrywał swoje płyty do Polski nieoficjalnymi kanałami docierały z zachodu niemal wyłącznie wydawnictwa absolutnej rockowej ekstraklasy. Tylko nieliczni mieli dostęp do płyt nieco mniej popularnych wykonawców. Pierwszy raz z ich muzyką zetknąłem się w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku . Kolega pokazał mi rosyjskie, kompaktowe wydanie płyty „Retribution”. Już po kilku taktach zorientowałem się że słucham czegoś wyjątkowego. Ich muzyka mieści się w rockowym kanonie przełomu lat 60/70, ale równocześnie nie przypomina niczego co znałem do tej pory. W osłupienie wprawił mnie psychodeliczny duch tej płyty. Potem okazało się że zaskakiwanie odbiorców było ich specjalnością..
Właścicielami marki Clark Hutchinson są gitarzysta Mick Hutchinson i klawiszowiec Andy Clark. W 1967 r. Hutchinson grał muzykę indyjską z tablistą Samem Gopalem (po zakończeniu tej współpracy zastąpił go późniejszy założyciel grupy Motörhead Lemmy Kilmister). Już wtedy Mike Hutchinson był uznawany za bardzo zdolnego i obiecującego gitarzystę. Clark w latach siedemdziesiątych grał z Jeffem Beckiem w zaspole Upp. Ma również na koncie współpracę z Dawidem Bowie. Jednym z jej owoców jest album Scary Monsters.
Razem grali w duecie bądź z zaproszoną sekcją rytmiczną. Nagrali cztery albumy. Każdy z nich jest nieco inny. Często również utwory zapisane na poszczególnych płytach różnią się nastrojem i stylistyką. W latach hippisowskiej kontrkultury rockowi twórcy szukali inspiracji u wielu źródeł. Popularny był blues i folk z różnych stron świata. Wtedy też narodził się jazz-rock i rock progresywny. Te wszystkie elementy są obecne w muzyce duetu.
Trudno dzisiaj dociec dlaczego zespól nie osiągnął takiej popularności jak inne współczesne im brytyjskie grupy. Kiedy Led Zeppelin i Pink Floryd grali dla wielotysięcznej publiczności po obu stronach Atlantyku Clark Hutchinson cieszyli się daleko mniejszym zainteresowaniem rockowej publiczności. Powodem na pewno nie była niska jakość "produktu". Ważnym elementem powodzenia w show-biznesie jest zwykłe szczęście którego mogło w tym wypadku zabraknąć. Nie jest wykluczone że potencjalni odbiorcy nie byli przygotowani na przyswojenie tak wyrafinowanej i różnorodnej muzyki.
Blues
Nabycie płyt zespołu do dzisiaj bywa przedsięwzięciem niełatwym,. Oczywiście stopień trudności i cena rośnie przy zakupie wydawnictw winylowych.. Najtrudniejszym do zdobycia krążkiem jest, czy był przez wiele lat „Blues”. Jest to pierwszy nagrany przez grupę materiał. Leaderów w studiu wspierali basista Walt Monahan i perkusista Franco Franco. Nagrania powstały w 1968 roku, a wydane zostały w 1994. Jeszcze nic nie wskazywało na to że panowie mają szczególne ambicje eksperymentatorskie. Bardziej wyrafinowana muzyka powstała nieco później. „Blues” jest bardzo przyzwoitą, ale niewyróżniającą się specjalnie z pośród podobnych wydawnictw z tamtego okresu blues-rockową pytą. Znalazło się na niej osiem utworów podpisanych przez sam zespół.. Album kończy, prawie dziesięciominutowy wolny blues „The Sumer Seems Longer”. W utworze tym Mick Hutchinson popisuje się pięknym gitarowym solem. Płyta ta gdyby została wydana od razu pewnie dawałaby jej nabywcom nadzieję że oto otwiera się nowy rozdział w historii muzyki psychodelicznej. Już kolejny krążek pokazał że Andy Clark i Mike Hutchinson nie są artystami których satysfakcjonuje powielanie nawet bardzo udanych własnych pomysłów.
A=MH2
W tym samym 1968 r. John Peel zaproponował zespołowi sesję nagraniową. Peel był dziennikarzem, radiowym prezenterem, producentem muzycznym. i animatorem kultury muzycznej. Odcisnął piętno na karierze wielu debiutujących wtedy wykonawców. Owocem tej sesji był materiał wydany w 1969 r. na albumie „A=MH2”. Sesja trwała zaledwie dwa dni. Rzecz jest tym bardzie godna uznania że nagranie powstało w duecie. Wszystkie ścieżki nagrali Clark i Hutchinson. Powstała bardzo interesująca instrumentalna płyta, wymagająca od słuchacza zdecydowanie więcej uwagi niż krążek „Blues”. Tymi nagraniami Mike Hutchinson przypomina o swoim zainteresowaniu muzyką indyjską. Ujawniają się też ich fascynacje hiszpańską muzyką gitarową i jazzem. Oprócz instrumentów na których na co dzień do tej pory obaj muzycy grali sięgnęli po saksofon, flet, akustyczny fortepian, i gitarę basową. Chociaż nie mogli nagrywać „na setkę” nagranie ma charakter jam session i chyba niewiele ma wspólnego z muzyką która znalazła się na albumie „Blues”.
Retribution
Płyta „Retribution” była kolejnym zwrotem w artystycznych poszukiwaniach grupy. Tak jak w przypadku „Bluesa” została nagrana w kwartecie. W sekcji rytmicznej grali basista Stephen Amazing i perkusista Del Coverly. Tym razem powstał zdecydowanie rockowy krążek. Otwiera go utwór "Free to Be Stoned” Ciężka gitarowa muzyka opatrzona jest tekstem który dzisiaj pewnie budziłby wątpliwości potencjalnych wydawców i prezenterów radiowych. Andy Clark śpiewa o odmiennych stanach świadomości nie wspominając jednoznacznie że mogą to być groźne dla zdrowia eksperymenty. No cóż, takie były czasy. Młodzież jako generatora stanów psychodelicznych nie używała wyłącznie muzyki. Tragiczne skutki tego szaleństwa znane są miłośnikom rocka przełomu lat 60/70, skupię się więc na muzyce. Pod numerami 2, 3 i 4, zaindeksowane zostały stosunkowo „ciche”, ale utrzymane w takiej samej konwencji utwory „After Hours”, „In Another Way”, „Best Suit”. Płytę zamyka również potwornie hałaśliwy „Death, the Lover”.
Dla wielu fanów zespołu Clark Hutchinson „Retribution” jest pewnie ich szczytowym osiągnięciem. To dość trudna w odbiorze płyta zarówno w warstwie muzycznej jak i tekstowej. Momentami ma więcej wspólnego z mrocznym klimatem punk-rocka i new wave z końca siódmej dekady niż naiwnością hippisowskich protest songów.
Gestalt
„Metoda psychoterapii Gestalt oparta na założeniach teorii Gestalt. Zgodnie z nią, proces terapeutycznych zmian polega na pomaganiu pacjentowi w ponownym odkryciu mechanizmów, których używał do kontroli swojej świadomości, a poprzez to osiągnięcie stopnia integracji, który ułatwi własny rozwój” (źródło Wikipedia).
Album „Gestalt” jest ostatnim wydawnictwem grupy. W nagraniach wzięli udział Hutchinson, Clark i Coverly. Płyta została nagrana właściwie bez udziału basisty. Na Gitarze basowej tylko w jednym utworze zagrał Mick Hutchinson. Krążek jest próbą powrotu do pomysłów realizowanych przy okazji pracy nad wszystkimi poprzednimi albumami. Znajdziemy tutaj również fragmenty improwizowane, podobne do tych które powstały w czasie sesji zainicjowanych przez Johna Peela. Poszczególne utwory są jednak zdecydowanie krótsze. W nagranym materiale brakuje spontaniczności z „A=MH2” i „Retribution”. Trudno dzisiaj wyrokować czy był to objaw kryzysu w zespole, czy celowy zbieg. Pojawiają się za to wyraźniejsze jazzowe elementy. Andy Clark ponownie sięga po saksofon, a Mike Hutchinson zasiada przy fortepianie. Nie ulega wątpliwości że nadal jest to bardzo oryginalna, zasługująca na uznanie muzyka. Szkoda że już więcej, a przynajmniej przez najbliższe czterdzieści lat, niczego nie nagrali.
Chichot losu
Kilkadziesiąt lat od ostatniego spotkania członków zespołu nagle jego popularność zaczęła rosnąć właściwie na całym świecie. W głównej mierze dzięki Internetowi. Co jakiś czas ukazują się reedycje płyt (podobno bez wiedzy muzyków i wymiernych dla nich korzyści). Zdarza się również że ich muzyka bywa nadawana prze rozgłośnie. Skąd ten wzrost zainteresowania? Może jest to jeden z objawów renesansu na muzykę przełomu lat 60/70 który obserwujemy od jakiegoś czasu. Młodzież zaczyna grać muzykę jakiej słuchali jej ojcowie i poszukuje wzorców. Może po prostu mamy już dość miernoty wszechobecnej we współczesnym show-biznesie. Może rock-fani dorastający za żelazną kurtyną nadal nadrabiają zaległości które powstały w latach kiedy ta muzyka była niemal zakazana w ich socjalistycznych ojczyznach.
Andy Clark i Mike Hutchinson spotykają się od czasu do czasu. Ślady tych spotkań można znaleźć w Internecie w postaci nieoficjalnych materiałów video. Obaj panowie grają nadal i wydają czasem solowe płyty.
Tomek Mały Kotyla
Tomek "Mały" Kotyla - prezenter Akademickiego Radia Centrum nadającego na falach 89.0 FM w Rzeszowie i okolicach. Tomek prowadzi co tydzień min. audycję 'Jazz-rockowa Płytoteka" którą usłyszycie w każdą niedzielę od 20.00 do 22.00. Audycję możecie także słuchać w internecie: http://radiocentrum.pl/player/radio.html
Radio Centrum na Facebooku: https://www.facebook.com/radiocentrum/
Radio Centrum w sieci: http://radiocentrum.pl/
Tomek jest także pomysłodawcą i głównym Szefem bardzo ważnej dla Radiowców grupy na Facebooku: 'Audycje Radiowe - Informator - przyzwoita muzyka i publicystyka' za pośrednictwem której możecie sprawdzić kiedy i gdzie w radiowym eterze można znaleźć ciekawe audycje radiowe z dobrą muzyką - zarówno na falach FM jak i na "falach" radia internetowego.
01. Mars Zero - 3:33
02. Lew - 5:22
03. Squeelhorn - 3:42
04. Kontekstualna niepewność - 5:29
05. Indiansky - 5:42
Czas całkowity - 23:48
- Łukasz Prokop - gitara elektryczna, sample
- Michał Walas - gitara basowa
- Daniel Furtak - perkusja
- Tadeusz Cieślak - saksofon altowy
- Marcin Kowalczuk - puzon
- Magdalena Jakubowska - flet poprzeczny
- Wojciech Tryksza - gitara elektryczna, elektronika
oraz:
- Jan Michalec - trąbka
Nowy rok niezwykle dobrze rozpoczął się dla zawierciańskiego zespołu, który już przed świętami informował na swoim Facebooku o kolejnym występie u boku zespołu ze Skandynawii.
Po zagraniu w roku 2012 jako gość Karmakanic, grupy Jonasa Reingolda, z którą na stałe związany jest Göran Edman - były wokalista słynnego wirtuoza gitary Yngwie Malmsteena oraz późniejszym występie z The Flower Kings Roine Stolta z 11 wówczas studyjnymi albumami w dyskografii, przychodzi czas na wspólne koncertowanie z wywodzącym się ze Sztokholmu zespołem Siena Root, który zawita do Polski po raz pierwszy w swojej karierze!
Brain Connect wspólnie z Siena Root zobaczyć będzie można 12 marca w klubie Leśniczówka Rock'n'Roll Cafe w Chorzowie. Koncert dzięki potężnej dawce hard rocka, rocka psychodelicznego prog rocka jak i muzyki o innym zabarwieniu zapowiada się niezwykle klimatycznie i zjawiskowo.
Bilety w przedsprzedaży w cenie 49 zł. oraz w dniu koncertu 59 zł.
Więcej szczegółów na stronie wydarzenia oraz profilu organizatora HG ART.
---
The Dillinger Escape Plan |11.02.2017 | Stodoła
poniedziałek, 13 luty 2017 16:57 Dział: Relacje z koncertówNadchodzą mroczne czasy dla fanów ciężkich brzmień matematyczno-metalowych. Wszystko wskazuje na to, że historia jednego z najważniejszych przedstawicieli gatunku, amerykańskiego Dillinger Escape Plan, powoli dobiega końca. Tym bardziej obecność na koncertach odbywających się w ramach właśnie trwającej trasy jest nie tyle wskazana, co niemal obowiązkowa. 11 lutego zespół postanowił zawitać do Warszawy, wobec tego ja postanowiłem zawitać tego wieczoru do Stodoły.
Na początku trochę ponarzekam, potem będę wzorowo grzeczny. Nie do końca rozumiem pomysł rozpoczynania o 19 koncertu, na którym grają dwa zespoły. Ludzie, zacznijcie chociaż po dobranocce. A tak poważnie, jest to dość wcześnie, zwłaszcza jak na sobotni wieczór (w ciągu tzw. tygodnia roboczego byłoby to dla mnie bardziej zrozumiałe). Dodatkowo, okazało się, że pierwszy zespół rozpocznie występ 10 minut przed 19. Informacja znajdowała się na kartce w klubie, szczerze mówiąc nie wiem czy było to gdzieś oficjalnie ogłaszane wcześniej, ale na stronie klubu do ostatniej chwili widniała informacja, że koncert rozpocznie się zgodnie z planem (czyli o 19). Osobiście wydaje mi się to co najmniej kuriozalne, zwłaszcza, że wspierający tego wieczora Dillingerów Norwegowie z Shining mieli grać bardzo krótko. W związku z tym, gdy przybyłem na miejsce kilka minut po 19, Shining byli już mniej więcej w połowie swojego występu (żeby nie powiedzieć, że bardziej w drugiej połowie). Słysząc trzy utwory ciężko powiedzieć, czy zespół zrobił na mnie jakiekolwiek wrażenie. Nie jestem szczególnym fanem twórczości ekipy Jørgena Munkeby i przyznaję, że kontakt z nimi na żywo póki co tego nie zmienił. Może w przyszłości, gdy będzie mi dane zapoznać się z nimi nieco dłużej, zmienię zdanie, ale póki co jest to dla mnie industrialny hałas, nieszczególnie wykraczający poza ramy gatunku. Wiem, że czasem w ich muzyce przewija się saksofon, ale uważam, że akurat pasuje on jak kwiatek do kożucha.
Minęła godzina 20, przyszła pora na danie główne. Swoją drogą, szkoda, że przy tak wczesnym rozpoczęciu koncertu, nie wystąpił przynajmniej jeszcze jeden zespół, np. z Polski. Dillinger Escape Plan wchodzą na scenę w Polsce jako niekwestionowana gwiazda. Nie jest żadną tajemnicą, że Amerykanie mają w Polsce wielu fanów, grali tu nie raz i „wchodzą jak do siebie”. Gdyby istniało coś takiego jak ekstremalni celebryci, panowie z DEP spokojnie zmieściliby się w definicji tak przedziwnego zjawiska. Przy czym, celebryta zwykle znany jest z tego, że jest znany i nic więcej. Natomiast kapela Benjamina Weinmana jest znana z tego, że gra miażdżące koncerty, oni zasłużyli sobie na sławę, choć w przypadku tej odmiany muzyki nie ma chyba bardziej nietrafionego określenia. Muszę to bardzo wyraźnie podkreślić, pod względem technicznym koncert był przygotowany FE-NO-ME-NAL-NIE. Każdy szczegół dopięty na ostatni guzik, niby drobne rzeczy, ale decydowały o odbiorze całości. Oświetlenie było świetnie zgrane z muzyką. Nie były to mniej czy bardziej przypadkowo dobrane efekty, tylko naprawdę przemyślana sekwencja odpowiadająca na zmiany i zwroty akcji w poszczególnych utworach, a jak wiadomo, tych w muzyce Amerykanów nie brakuje, tym bardziej chylę czoło nisko, do ziemi. Gdyby była taka możliwość, ukłoniłbym się jeszcze niżej ludziom, którzy tego wieczoru odpowiadali za nagłośnienie. Bardzo obawiałem się jak to wszystko będzie brzmiało. Przecież to jest hałas, wrzaski, dzikie rytmy, częste zmiany nastroju, ściszenia, zgłośnienia, raz bulgot, a innym razem jazzowe pianinko. Mogę powiedzieć tylko tyle, akustycy dali radę i to w pięknym, najlepszym możliwym stylu. Nie mogłem uwierzyć w to co słyszę i że w ogóle słyszę! Byłem po prostu urzeczony i zachwycony tym jak wspaniale może brzmieć Stodoła. Było słychać dosłownie wszystko. Dźwięk był bardzo dobrze zbalansowany, nawet w tych ciężkich momentach gdy zespół ciął swój firmowy hardcore/grindcore bez opamiętania i nie brał jeńców. Co chwilę uśmiechałem się pod nosem, z lekkim niedowierzaniem. Jeśli chodzi o sam zespół i ich kondycję, to chyba poproszę o kontakt do ich dilera. Ze sceny wręcz kipiała potężna, zaraźliwie pozytywna energia, którą zespół roztaczał dookoła. Aż dziw, że ich muzyka, zazwyczaj tak skrajnie agresywna, może wywoływać tak dobre emocje. Zresztą samych muzyków też nosiło po scenie, właściwie nikt, poza perkusistą (co zasadniczo trzeba mu wybaczyć) nie był w stanie ustać w miejscu. Każdego telepało i prowadziło we wszystkich kierunkach po scenie, ale to co wyprawiał Greg Puciato przechodziło najśmielsze pojęcie. Niby nie powinno to nikogo dziwić, ponieważ zachowanie wokalisty DEP w czasie koncertów już dawno przeszło do legendy. Biegał, skakał, wspinał się na elementy oświetlenia i nagłośnienia, nawet na chwilę nie przestając przy tym śpiewać! Swój popisowy numer Puciato postanowił wykonać w czasie, fenomenalnie zresztą zagranego, „Farewell, Mona Lisa”. Wokalista wspiął się na metalową konstrukcję podtrzymującą światła i głośniki, przeszedł z niej na balkon i w kulminacyjnym momencie utworu (nawet to było idealnie zgrane z muzyką…) zeskoczył w publiczność. I choć widziałem już takie rzeczy w Stodole, nie ukrywam, że serce zamarło mi na chwilę. Na szczęście nasi dali radę, złapali i przenieśli cały czas śpiewającego wokalistę Dillinger Escape Plan w stronę sceny, gdzie pozostali muzycy zachowywali się jakby nic się nie stało. Ot, Greg poszedł, wyskakał się i wrócił. Cóż, oni pewnie już dawno się przyzwyczaili do takich widoków.
Amerykanie obecnie promują swój najnowszy album, co oznacza, że lista zagranych utworów była mocno zdominowana przez kawałki pochodzące z „Dissociation”. Z wyjątkiem 4 piosenek („Honeysuckle”, „Manufacturing discontent”, „Apologies not included” i tytułowej), usłyszeliśmy album w całości. Nowy materiał bardzo dobrze sprawdza się na żywo. Brzmienie jest nieco inne niż do tej pory, bardziej psychodeliczne (żeby nie powiedzieć schizofreniczne), ale panowie potrafią stworzyć na scenie odpowiedni klimat, który z jednej strony wciąga, z drugiej powala (mimo wszystko, w dalszym ciągu jest to Dillinger Escape Plan). Oczywiście nie zabrakło też hitów z poprzednich albumów, takich jak „Milk lizard”, „Black bubblegum”, tytułowego z „One of us is the killer” czy już wspomnianego „Farewell, Mona Lisa”.
W ramach podsumowania pozostaje mi jedynie przyznać, że bawiłem się wybornie, to jest właśnie rozrywka na poziomie. A mówiąc poważnie, jestem bardzo szczęśliwy, że zdecydowałem się wybrać na ten koncert i nie ukrywam, że gdzieś głęboko żywię nadzieję, że jeszcze kiedyś przydarzy się następna okazja. Koncert Dillinger Escape Plan został przygotowany i zrealizowany od początku do końca profesjonalnie, na bardzo wysokim poziomie. Jeśli tak było zawsze (ja niestety widziałem ich na żywo po raz pierwszy), to nie dziwię się, że mają tak gorące powitania. Oby to nie był ostatni raz. Panowie, jeśli już musicie, to zróbcie sobie przerwę, ale na litość, nie taką permanentną.
Smutną wiadomością, której nie mogę na końcu nie przytoczyć, jest to, że następnego dnia, w niedzielę, miał się odbyć drugi polski koncert w ramach trasy, w Krakowie. Niestety, w drodze na koncert miał miejsce wypadek samochodowy z udziałem autobusu zespołu, który spowodował, że koncert został odwołany. Na szczęście nikomu nic poważnego się nie stało, ale nie tak miało to wyglądać… Panowie, życzę dużo zdrowia, siły i chęci by jeszcze kiedyś do nas wrócić!
Przybył, zobaczył, usłyszał, wrócił i spisał,
Gabriel „Gonzo” Koleński
01. A Drop In The Ocean - 1:23
02. Family Man - 3:37
03. How Was Your Ride? - 3:58
04. We'll Never Be Apart - 2:54
05. Sorrys - 2:58
06. Life Is An Ocean - 3:26
07. Lately - 3:24
08. October - 3:31
09. The Jackal - 3:56
10. Salt Water - 2:39
11. Undercover Heart - 4:02
12. Lonely Soul - 3:42
13. From 44 To 48 - 4:31
- Aviv Geffen - wokal, gitara, instrumenty klawiszowe
- Steven Wilson - wokal, gitara, instrumenty klawiszowe
oraz:
- Eran Mitelman - instrumenty klawiszowe
- Tomer Z - perkusja
- London Session Orchestra
Muzyk, kryjący się pod tajemniczymi inicjałami JD, to Jakub Dwornicki – nasz rodak mieszkający w Monachium, który od jakiegoś czasu związany jest z tamtejszą sceną. W 2013 roku, pod pieczą Kuby Mańkowskiego z gdyńskiego studia Sounds Great Promotion*, wydał swój debiutancki krążek zatytułowany „Moloch’s Engines”. Choć był to kawałek porządnego rockowego grania, to album przeszedł bez większego echa (szczególnie w Polsce), a na kolejny trzeba było czekać trzy lata. JD wraz z Łukaszem Kumańskim za bębnami wypuścił – również we współpracy z SGP – „Northern Air”.
Album przy pierwszym kontakcie (wizualnym) nie robi dobrego wrażenia. Ot inicjały i tytuł umieszczone na szarym tle o skórzanej teksturze – bliżej mu do klasycznej demówki. Jednak po umieszczeniu w odtwarzaczu „brzydkie kaczątko” zamienia się w łabędzia i to nie byle jakiego, bowiem upierzonego w solidne heavy/rockowe tonacje. Rozpoczynający „Saved” może pochwalić się porządnym riffem, który porywa już po pierwszych sekundach. „Retribution” jest za to bardziej eklektyczny – rapowane frazy świetnie odnajdują się w miszmaszu rapu, funky, a nawet ekstremalnych form metalu (tak, są tu blasty!). Zarówno „Northern Air”, jak i „Hope” przeniosą słuchacza w grunge’owe nastroje pokroju Alice in Chains. „Psycho”, co wskazuje już sam tytuł, jest bardziej psychodeliczny – przesterowany wokal zgrabnie łączy się tu z gitarowym szaleństwem. Na „Refuse To Lose” JD powraca do hardrockowych brzmień, by na „Lullaby” nieco spuścić z tonu – ta akustyczna ballada doskonale sprawdza się jako wyciszenie przed finałową „trójcą”. „Outside My Window” zaczyna się niepozornie, ale potem zaskakuje doomowym riffem w klimacie Black Sabbath. Całość dopełnia popisowe solo Kuby. „Idols” to już metalowy taran – agresywne wokale uzupełnione industrialnymi wstawkami tworzą jeden z najlepszych utworów na płycie. Wisienką na torcie jest „Crown of Thorns”. Kompozycja stonowana, choć różnorodna pod kątem melodyki (subtelne partie klawiszy) na dodatek podparta nośnym refrenem i imponującymi solówkami.
Bardzo podoba mi się „brudna” produkcja „Northern Air”, która podkreśla rockowy charakter materiału. Tutaj brawa należą się Jakubowi Mańkowskiemu, który swoje umiejętności pokazał już przy współpracy z Eweliną Lisowską, Nergalem, Damianem Ukeje, Małgorzatą Ostrowską, czy Sylwią Grzeszczak. JD natomiast zręcznie operuje rozmaitymi inspiracjami, tworzy interesujące gatunkowe kolaże, ale w jego kompozycjach brakuje nieco porządku. Przy słuchaniu każdego utworu nasuwa się jakieś skojarzenie, co dało się już zapewne zauważyć przy czytaniu poprzedniego akapitu. Kuba nie jest też mistrzem mikrofonu. Chwilami brakuje mu dynamiki w głosie, a z czasem jego nosowe manieryzmy zaczynają nużyć – na tej płaszczyźnie przydałaby się jakaś zmiana. Pomimo tych potknięć po „Northern Air” warto sięgnąć, chociażby ze względów artystycznych. Z jednej strony nie brakuje tu rockowych szlagierów, a z drugiej imponujące instrumentarium – z nutką eklektyzmu – znacznie podbija wartość wydawnictwa. JD to muzyk szczery i pełen pasji, którego pracowitość może za jakiś czas popłacić.
Obecnie Kuba Dwornicki, wraz Bonifazem Prexlem (perkusja) oraz Mattem Grissinim (bas), koncertuje pod szyldem JD Power Trio i byłoby miło, gdyby w takim składzie zawitali również do Polski. Nie tylko w ramach kulturowej integracji, ale przede wszystkim dla solidnych rockowych wrażeń – niech to będzie taka mała sugestia dla rodzimych organizatorów.
3.5/5
Napisane przez Łukasz 'Geralt' Jakubiak
01. Saved
02. Retribution
03. Northern Air
04. Hope
05. Psycho
06. Refuse To Lose
07. Lullaby
08. Outside My Window
09. Idols
10. Crown Of Thorns