A+ A A-

Suspended Animation

Oceń ten artykuł
(8 głosów)
(2005, album studyjny)
04/01/05 Friday (0:34)
04/02/05 Saturday (2:10)
04/03/05 Sunday (1:45)
04/04/05 Monday (1: 32
04/05/05 Tuesday (0:33)
04/06/05 Wednesday (2:25)
04/07/05 Thursday (1:08)
04/08/05 Friday (1:09)
04/09/05 Saturday (1:17)
04/10/05 Sunday (2:19)
04/11/05 Monday (2:17)
04/12/05 Tuesday (1:15)
04/13/05 Wednesday (1:31)
04/14/05 Thursday (2:20)
04/15/05 Friday (0:39)
04/16/05 Saturday (0:49)
04/17/05 Sunday (0:45)
04/18/05 Monday (0:47)
04/19/05 Tuesday (0:40)
04/20/05 Wednesday (1:49)
04/21/05 Thursday (1:39)
04/22/05 Friday (2:05)
04/23/05 Saturday (0:58)
04/24/05 Sunday (1:48)
04/25/05 Monday (0:31)
04/26/05 Tuesday (1:31)
04/27/05 Wednesday (1:12)
04/28/05 Thursday (1:30)
04/29/05 Friday (1:28)
04/30/05 Saturday (3:08)
- Mike Patton / wokal i tym podobne
- Buzz / gitara elektryczna
- Trevor Dunn / gitara basowa
- Dave Lombardo / perkusja
Więcej w tej kategorii: « Director's Cut Fantomas »

2 komentarzy

  • Krzysztof Pabis

    Fantomas to generalnie rzecz ujmując bardzo interesujący projekt muzyczny. Co ciekawe jednak opnie o albumach grupy Mike'a Pattona należą najczęściej do dwóch możliwie najbardziej skrajnych grup. Jedne są niezwykle entuzjastyczne inne przynoszą miażdżącą krytykę. Przyczyna tego stanu leży również w tym, że Fantomas produkował albumy bardzo nierówne. Jedne tak jak np. Director's Cut to bardzo fajne, ciekawie zaaranżowane wersje utworów ze starych filmów inne jak np. Delirium Cordia to zbiór interesujących dźwięków, które trudno jest jednak określić jako muzykę. Suspended Animation należy według mnie do trzeciej kategorii, która grupuje wszystkie pozostałe dokonania Fantomasa. Tę kategorię można określić jak hałas. Album składa się z 30 bardzo krótkich (zwykle nie dłuższych niż 1,5 minuty)'utworów'. Jest to mieszanka krzyków, szybkich szaleństw na bębnach, gitarowego hałasu i dźwięków z kreskówek dla dzieci. Myślę że nawet dla osób lubiących eksperymenty w muzyce (krautrock, free jazz, zeuhl czy różne odmiany szeroko pojętej awangardy) to co prezentuje Fantomas w Suspended Animation to zdecydowania zbyt dużo. W mojej opinii ten album zasługuje najwyżej na jedną gwiazdkę

    Krzysztof Pabis poniedziałek, 16, maj 2011 21:24 Link do komentarza
  • Mikołaj Gołembiowski

    Nie potrafię się zgodzić właściwie z niczym, co p. Krzysztofem Pabisem o tej płycie napisał. Dla mnie Suspended animation nie jest płytą szczególnie trudną, ani specjalnie hałaśliwą. Nie wydaje mi się też żadnym curiosum na tle reszty avant-rocka.

    Hałas jest obecny, owszem, jakieś tam elementy noise, okrzyki, odgłosy itd. Ale naprawdę jak dla mnie nic ponad awangardowy standard. Warto podkreślić, że w dużej mierze odgłosy te łączą się w sekwencje rytmiczne. A to powoduje, że ktoś po tych wszystkich zeuhlach powinien mieć dużo łatwiej. W każdym razie ja nie zaliczyłbym tej płyty do szalenie trudnej awangardy. Poza tym w miarę normalnej muzyki - metalowych riffów, melodii jakby rodem z filmów, nieco psychodelicznych, ale pozostających w granicach tolerancji zwykłego słuchacza śpiewów jest tu całkiem sporo. Naprawdę nie widzę powodu, dla którego płyta ta mogłaby stanowić problem dla miłośnika avant-proga. No chyba, żeby przyjąć, iż wyznacznikiem awangardowości jest Gong, Van der Graaf Generator, czy Magma, pomijając na przykład takie The Residents.

    Jest grindcore. Łączenie awangardy z grindcorem to nie nowość, czyniły to już swego czasu Naked City i Painkiller, łącząc ten gatunek z free-jazzem. Tu mamy prawdziwą jazdę po bandzie, bo Patton łączy to właściwie ze wszystkim, co ma pod ręką. Można uważać to za, jak się wyraził kol. Bartosz, rzeźbienie w g..., ale u licha, dla kogoś kto lubi awangardę grindcore to nie hałas, co najwyżej bardzo prymitywna muzyka. Poza tym sekwencje grindcore'owe są raczej krótkie i stanowią tylko jeden z elementów składających się na dany utwór.

    Przejdę teraz do tego, co stanowić może rzeczywisty problem dla słuchacza. Jak wspominałem, nie jest to noise ani grindcore, jeżeli tylko założymy, że słuchaczowi temu nie jest obca awangarda. Tym problemem może być budowa utworów. Słuchając np. płyt Magmy, drogi czytelniku, podróżujesz. Muzyka się rozwija, każdy kolejny element jest konsekwencją poprzedniego. Podobnie można powiedzieć o naprawdę wielu przedstawicielach innych awangardowych nurtów - Sceny Canterbury, krautrocka, a nawet R.I.O. Takie Heresie Univers Zero jest przecież jakąś tam w miarę uporządkowaną sekwencją dźwięków mimo iż z osobna, te dźwięki mogą wydawać się dziwaczne, a całość trudna w odbiorze. Natomiast Fantomas składa na swojej płycie muzyczne kolaże. To też nic specjalnego, wydawałoby się, robi to także na innych swoich płytach. Problem w tym, że te kolaże zajmują często ledwie minutę, a jest w nich wszystko. Fragmenty, z których są zlepione trwają od sekundy do kilku, góra, kilkanastu sekund. Są dowodem na to, jak niesamowicie wiele rzeczy można upchać w bardzo krótkim czasie.

    Nie każdy musi poza tym lubić ten rodzaj avant-rocka, w którym muzycy robią sobie jaja. Gdy się słucha Zorna ma się wrażenie, że ten człowiek na poważnie próbuje zobrazować myśl Sade'a i Masocha w dźwiękach. Natomiast Patton ewidentnie stroi sobie żarty. Łączy wszystko ze wszystkim im bardziej bez sensu, tym lepiej. Niektórych będzie to irytowało, ale zaprawdę nie wyobrażam sobie jak miłośnik awangardy mógłby odbierać efekty tej zabawy jako 'jedynie hałas'. W tym szaleństwie jest metoda, a sam Patton jadąc po bandzie, zdaje sobie ewidentnie sprawę, że jego publiczność to są słuchacze rocka, a nie miłośnicy Warszawskiej jesieni. I jego muzyczne poczucie humoru z tym faktem pozostaje w zgodzie.

    Kolejny problem, to ilość tych żartobliwych, eksperymentalnych utworów. Są bardzo krótkie, ale jest ich aż 30, gdyż składają się na pewien ogólny koncept: Mają stanowić muzyczne ilustracje do kalendarza. Trudno też powiedzieć o nich, że każdy z nich jest zupełnie inny. Motywy są różne, ale pomysły podobne. Trochę grindcore'u, trochę awangardy, trochę muzyki konkretnej, trochę elementów przypadkowych... To się może znudzić. Gdybyśmy jednak w ciągu miesiąca wysłuchiwali po jednym utworze z tej płyty, może inaczej byśmy tę muzykę odbierali.

    Suspended animation to płyta-eksperyment. Trudno ją ocenić tak, jak się ocenia płyty, które chcielibyśmy słuchać na co dzień. Lepiej zadać pytanie na ile jest udany? Niektóre fragmenty można uznać za nużące, niepotrzebne. Ale z drugiej strony wiele z tych zaskakujących zestawień się nieźle broni. Patton pokazuje w niektórych momentach, że jest prawdziwym mistrzem improwizacji, że dowolną bzdurę umie przerobić na coś fajnego. To naprawdę bardzo pouczająca lekcja. Dlatego polecałbym tę płytę wszystkim poszukującym muzykom, jako źródło niewyczerpanej inspiracji. Tak, inspirujcie się Pattonem, a nie super-wirtuozami, którzy niczym poza techniką gry nie zachwycają i właściwie niewiele mają do powiedzenia. Im więcej inspiracji taką muzyką wśród wykonawców rocka, tym większa nadzieja, że muzyka rockowa wyjdzie z dołka, w którym tkwi przynajmniej od 10-ciu lat.

    Mikołaj Gołembiowski poniedziałek, 16, maj 2011 21:24 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.