Roqueforte

Oceń ten artykuł
(7 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Roque (5:54)
2. Ade I (1:03)
3. Past (5:31)
4. Ade II (1:33)
5. Noise (11:46)
6. Ade III (1:17)
7. Naise (10:54)
8. Ade IV (2:31)
9. Tissim (5:40)
10. Aila (8:12)
11. Forte (3:08)
12. PS (0:56)

Czas całkowity: 58:22
- Jana Arns (flute)
- Liesbeth Lambrecht (violin)
- Marjolein Cools (accordion)
- Stijn Denys (guitar)
- Joris Vanvinckenroye (double bass)
oraz:
- Ward De Vleesschouwer (piano)
- Stefan Wellens (viola)
- Pierre Chevalier (piano)
- Dave Kerman (drums, percussions)

1 komentarz

  • Bartosz Michalewski

    Po raz kolejny przyjdzie mi napisać kilka zdań o płycie nader odległej od tego, co wiele osób rozumie pod pojęciem progres. I z jednej strony to dobrze, bo wielu ludziom wartałoby uświadomić, że prog nie kończy się na tych czterech, pięciu nurtach, które jako tako radzą sobie w świecie komercji. Ale z drugiej strony zaczynam chyba wychodzić na cudaka, który siedzi zawsze z kraja i chce inaczej niż wszyscy wokół. Zdaje się, że będę musiał napisać w najbliższym czasie recenzję jakiejś zwyczajnej płyty - Genesis albo Wielbłąda.

    Jednak na razie jesteśmy przy Aranis, a więc na totalnych obrzeżach progresu. Chociaż nie... W drugą stronę - to jest progresywne tylko, że w żadnym wypadku nie jest to rock. Sytuacja ma się tutaj podobnie jak w wypadku grupy Popol Vuh. Florian Fricke w swojej muzyce ewidentnie nawiązywał do krautrocka, który to gatunek jest skrajną przecież manifestacją rocka. A Popol Vuh od krautu zaledwie wychodził. I z Aranis jest podobnie. Punktem oparcia jest dla nich avant prog, czyli nurt raczej rockowy, ale nie zawsze i nie do końca. A oni idą jeszcze dalej.

    W Belgii i okolicach kapel avat progresywnych nigdy nie brakowało, muzycy Aranis mieli więc na kim się wzorować. Najmocniej słychać tutaj wpływy Univers Zero i Art Zoyd. Tyle że Aranis gra nieco weselej, a przynajmniej nie aż tak depresyjnie. Roqueforte to nie jest mroczna, psychotyczna płyta, do której wydawca powinien dołączać żyletkę w zestawie. Może na balach karnawałowych takie coś by nie przeszło, ale ścieżka dźwiękowa do horroru to też nie jest.

    A co to jest w takim razie? Muzyka kameralna. Z bardzo mocnymi wpływami avant proga, nieco bardziej dynamiczna niż to, co usłyszeć można w filharmonii, ale jak już wspomniałem rocka tutaj w zasadzie nie ma. Treść tej muzyki stanowią skrzypce, akordeon i kontrabas. Często z pomocą przychodzi im pianino, czasem wiolonczela. Instrumenty perkusyjne są schowane tak, że stanowią raczej element zdobniczy, ich rola w muzyce Aranis jest chyba głównym elementem jej anty-rockowości. Podobnie gitara - jeżeli w ogóle jest to, jako nieznaczna dekoracja. Całości dopełniają partie fletu, niezwykle barwne, ale nie na modłę rozmarzonych progresywnych pasaży na pięciu dźwiękach. Bo Roqueforte to jak już napisałem progres. I jak już napisałem jest to progres mający korzenie rockowe. Ale rock symfoniczny to za cholerę nie jest, raczej muzyka klasyczna, toteż dla większości fanów rocka jest to kompletnie inny świat i bez przyjęcia do wiadomości i zaakceptowania tego faktu za muzykę Aranis w ogóle nie ma po co się zabierać.

    To, co sprawia, że o Roqueforte piszę ja, nie zaś jakiś znawca muzyki klasycznej jest - poza rzecz jasna sferą inspiracji - rytm, któremu najbliżej jest chyba do tanga. Najpiękniejsze dla mnie w tej muzyce jest napięcie pomiędzy tanecznym rytmem i awangardowym zgiełkiem. I mimo że rytm jest w skali całości zbyt pokomplikowany żeby zachęcał kogokolwiek do wyjścia na parkiet, a zgiełk wyjątkowo powściągliwy, to nadal elementów tych jest wystarczająco dużo, żeby tworzyć twórczy dysonans. Uważam, że jest w tym jakaś metafizyka, odnajduję tu mityczny pierwotny chaos, w którym złączone ze sobą były idee całkowicie sprzeczne. Oczywiście rozumiem, że to nie jest argument, który mógłby zachęcić do Aranis fana AC/DC i Guns'n'Roses, tylko, że z pozycji oczekiwania na rozrywkę do muzyki poważnej nie ma sensu podchodzić. Więc jeżeli ktoś szuka czegoś, co mógłby pogwizdywać przy goleniu, to trafił pod zły adres.

    Kiedy tylko dostałem płytę do ręki wyciągnąłem z koperty taką białą kartkę z opisem, co to za album, co to za zespół i w ogóle po co to wszystko. I przyznam, że o ile przed zapoznaniem się z zawartością tej kartki wydawało mi się, że będę miał do czynienia z zespołem tyleż dobrym co podrzędnym, to kiedy przeczytałem kogo na ten album Aranis zaprosił, momentalnie zmieniłem zdanie. Perkusista Dave Kerman to jest jeden z najważniejszych muzyków w całej historii rockowej awangardy. 5uu's, Thinking Plague, Present i jeszcze kilka innych zespołów, w których grał to prawdziwe rekiny avant proga! Pierre Chevalier (Univers Zero, Present) też sroce spod ogona nie wypadł. Nawet pamiętając, że muzyka niszowa rządzi się nieco innymi niż mainstream prawami takie nazwiska robią wrażenie. Ale słuchając Roqueforte nie dziwię się że tej klasy muzycy co Kerman zechcieli tutaj zagrać.

    Nie napisałem zbyt wiele o tym, czy płyta mi się podoba czy nie, bo ci którzy są taką muzyką zainteresowani złapali przynętę na początku trzeciego akapitu (przynętą ową jest porównanie do Univers Zero i Art Zoyd), zaś ci, którzy mają w nosie awangardę podziękowali mi po przeczytaniu pierwszego zdania. Nie pisałem więc czy Roqueforte mi leży czy nie, bo i nie miałem po co. Ale teraz, pod sam koniec napiszę - bardzo mi się podoba. Żadne arcydzieło, żadna płyta dekady, znam lepsze. Ale znam też bardzo wiele gorszych, które sprawiaj, że rzeczony album oceniam na mocną, solidną czwórkę.

    Bartosz Michalewski niedziela, 21, listopad 2010 12:48 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.