A+ A A-

Rzeka dam - śpiewogra

Oceń ten artykuł
(53 głosów)
(2011, album studyjny)

1.Świt (1:05)
2.Łan (8:56)
3.Wiklina (2:21)
4.Bosa w deszczu (5:12)
5.Damy radę dojść w tym stanie? (1:42)
6.Taki jest świat (3:55)
7.Sen (5:30)
8.Pamiętnik  (3:42)
9.Rzeka dam (3:50)
10.Kamienie solne (3:55)
11.Demon (2:50)

   Czas całkowity: 42:56

Błażej Kubica: guitars, vocal
Łukasz Jura: bass, vocal

guest musicians:
Sławomir Berny: drums, percussion
Piotr Rupik: keyboards
Leszek Szczerba: saxophones

2 komentarzy

  • Paweł Tryba

    Ale sypnęło fajnymi płytami pod koniec roku! Nie będę wymieniał, bo szkoda czasu. Skupmy się na tej jednej konkretnej. Apple Bells są drugą inkarnacją zespołu, który powstał na początku lat 90tych w Kobiernicach na okres wakacji, stworzył coś, co muzycy określają jako zarysy własnych kompozycji i nawet dał jeden koncert& na dachu. Zauważmy zaś, że na dachach koncertowali ci najwięksi - Beatlesi, U2, Red Hoci& Reaktywacja dokonała się w 2004 roku, tyle że z dawnego składu ostał się już jeno duet: Błażej Kubica (gitary, śpiew) i Łukasz Jura (bas, śpiew). Panowie w domowym zaciszu, with a little help from their friends, najpierw stworzyli kompozycje, potem dopisali słowa łączące się w dłuższe słuchowisko, wreszcie całość zarejestrowali i wydali. Rozłożony na malutkie raty proces twórczy opisany jest w zabawnej notce we wnętrzu okładki. Kto ją przeczyta - ten z miejsca Apple Bells polubi, jeszcze przed odpaleniem krążka. A potem już tylko się upewni, że słusznie polubił sympatyczny duet.

    Krótkie te utwory, suity wśród nich nie uświadczysz. Słuszną długość ma tylko Łan. Nie szkodzi, wszystkie kompozycje spojone są - także dzięki użyciu efektów ilustracyjnych (deszcz, rechot żab, odgłosy Jabłkowego Dzwonu - wszystko jakby ze wsi znad tytułowej Rzeki) tworzą nostalgiczną opowieść człowieka wspominającego rozliczne damsko-męskie relacje. Czyżby odpowiedź na Misplaced Childhood? No, powiedzmy że od strony tekstowej znalazłyby się jakieś paralele, choć Apple Bells wygrywają z Fishem poczuciem humoru. Powiedzcie, na której poważnej art rockowej płycie usłyszelibyście rdzennie polskie wezwanie: 'Polej!' I pijackie 'Lalalala!' wśród odgłosów zatłoczonej knajpy (Taki jest świat). Z drugiej strony sporo tu także liryzmu. Takiego naiwnego, chłopięcego, jakby dojrzali faceci (a Apple Bells takimi są) wspominali pierwsze młodzieńcze zauroczenia. Żeby nie było nudno pojawiają się mówione przerywniki (Damy radę dojść w tym stanie?) czy nawet coś na kształt rapu (Pamiętnik). Podział na role (opisane jako A i B) tylko służy płycie, zwłaszcza, że w kilku miejscach dochodzi jeszcze damski wokal (nieszczęśliwa miłość głównego bohatera).

    Pełnym kontrastów tekstom towarzyszy równie zróżnicowana muzyka. Czego tu nie ma! Bogate syntezatorowe tła przywodzą na myśl tradycję brytyjskiego neoprogresu, nadają fragmentom, w których grają główną rolę walor ilustracyjny (np. Świt, Pamiętnik), zresztą wszechobecna melodyjność też przywodzi na myśl tamtą szkołę. Ale jak na klasyczny neoprog za dużo tu ostrych przypraw jak choćby wszechobecne nawiązania do King Crimson w partiach gitary (bardzo stylowych - aż dziw bierze, że Kubica bez krępacji przyznaje się na płycie, że gra amatorsko) czy saksofon przypominający to Mela Collinsa to Davida Jacksona (Taki jest świat, Sen, Kamienie solne). W cokolwiek folkowym Bosa w deszczu pojawiają się też skrzypce. Z tej mieszanki o dziwo nie wyszedł groch z kapustą tylko intrygująca wielobarwna mozaika. Nie każdego fabularnego koncept albumu chce mi się słuchać od A do Z. Czasem używam klawisza skip przy płytach Ayreon czy Roswell Six. A tu z dziką rozkoszą słucham całej Rzeki dam, bo Apple Bells udała się wielka sztuka - nie przedobrzyli. Stworzyli dzieło bogate, ale nie kłócące się z zasadą decorum. Co więcej - jestem dziwnie spokojny, że przygotowany przez zespół film Rzeka dam. Epizod 2 też okaże się czymś nietuzinkowym. Po prostu wierzę w ich twórczą pasję!

    Apple Bells wydali swój debiut z wielkim pietyzmem, ale pozostają entuzjastami, rockowymi prawdziwkami, którym obce komercyjne wyrachowanie. Przynajmniej ja tak ich postrzegam. Nie obraziłbym się, gdyby kolejna płyta duetu zachowała tę dziecięcą naiwność, słyszalną radość z tworzenia. Za zawartość muzyczną dałbym czwórkę gdyby nie to, że zespół mimo atencji dla Crimsonów czy Generatorów pozostał sobą. Brzmi jak Apple Bells. Za to dodatkowe pół oczka. Tak trzymać!!!

    Paweł Tryba środa, 25, lipiec 2012 09:28 Link do komentarza
  • Paweł Kłaput

    Apple Bells: rzeka dam śpiewogra


    Powrót do przeszłości

    Mam coś napisać. O muzyce jabłkowych dzwonów (jabłecznych dzwonników?).
    Hmm... bez ściemniania… sytuacja nieszczególna, bo – po pierwsze – dawno już nie pisałem (a o muzyce to już, ho ho, bardzo, bardzo dawno) i – po drugie – leniwy jakiś się ostatnio zrobiłem... i to nie tylko w temacie pisania.
    Nooo, ale skoro się Łukaszowi słowo rzekło...

    "Rzeka dam" zaskoczyła mnie i to mocno! Szczerze powiedziawszy spodziewałem się usłyszeć coś innego. Co? Hmm..Tak do końca sam nie wiem..trudno mi to sprecyzować... trudno określić.. ale na pewno miało to być coś innego... Coś może bardziej osadzonego w tradycyjnym, rockowym graniu?

    Na temat muzyki Apple Bells popełniono już w mediach kilka tekstów. Ciekawych. Solidnych.
    Myślę sobie: po kiego wyważać otwarte drzwi? Roztrząsać.. analizować.. rozkładać na elementy pierwsze... utwór po utworze? (mniemam, że Łukaszowi nie chodzi o to, bym popełnił kolejną recenzję jego płyty dla tych wszystkich, którzy jej nie znają; mniemam, że chodzi mu raczej o wyciągnięcie ze mnie odczuć, refleksji, spostrzeżeń i tego wszystkiego, co nasunęło mi się podczas słuchania i po wysłuchaniu krążka – i bym mu takowe, tu, na piśmie przedłożył...)

    Więc co? Więc do dzieła!

    Zacznę od plusów:

    - idea albumów koncepcyjnych była memu sercu zawsze bardzo bliska (mało, oj! mało jest już takich ludzi, którzy potrafią i chcą to robić, bo dzisiaj to rzecz nie w cenie - nie dość, że mało popularna to jeszcze taka, na której łatwo można się sparzyć (zrobienie kilkudziesięciu minut muzyki poukładanej, sensownej, nie "przedobrzonej", z odpowiednią dramaturgią, gdzie każdy element ma swoje miejsce i logiczne umocowania tonie lada wyzwanie i wysiłek).
    Łukaszowi i Błażejowi udało się..w związku z tym...świetnie słucha się tego całościowego dziełka.. całościowo;

    - śpiewogra... już samo to hasło mówi wszystko; jest muzyka.. jest śpiew... (i jest tekst), a wszystkie te elementy pełnią równie ważne role...i tu, idąc od razu za ciosem, muszę powiedzieć, że Łukasz i Błażej nie są jakimiś specjalnie wielkimi wokalistami, ale znając swoje możliwości i... ograniczenia trafnie je rozdysponowali i wykorzystali; w efekcie trudnemu zadaniu podołali i wyszli z niego z tarczą ( Łukasz, dysponujący łagodniejszą barwą głosu, opanował te bardziej poetyckie, rzekłbym "balladowe" (?) ostępy; Błażej - bardziej dynamiczny i agresywny – te twardsze, rockowe (szczególnie przypadły mi do gustu*, ale o tym poniżej...

    *do gustu przypadło mi "schizoidalne" rapowanie pod koniec płyty ( bodaj w "pamiętniku"); to... wyznanie wiary? win? i ten piękny kobiecy głos w kontrapunkcie..(czyżby swoisty wyrzut sumienia?)

    - zasadniczo podobają mi się teksty wyśpiewywane wyłącznie w mandrahanie, a we wschodnim szczególnie.. tu jednak czynie wyjątek, bo słowa w "rzece dam", odgrywające dużą rolę i w wielu jej zakolach są po prostu znakomite (szacunek dla całej spółki autorskiej: Kubica-Jura-Rybarski);

    - muzycznie?.. też jest dobrze; bas stanowi solidną podstawę (choć przydałyby się raz za czas jakieś odautorskie ornamenciki) dla harcującej w karmazynowych klimatach gitary (ona wskazujące jednoznacznie muzyczne preferencje liderów - dla jednych to będzie plus, dla innych ..niekoniecznie; akcja rzeczywiście toczy się "po bandzie", ale ja osobiście nigdy nie nazwałbym tego działaniem epigońskim!);

    - ładnie gra tam na tym drugim palnie ten klawiszowiec Rudek (znany mi nieco z Golema, Jerzy Górka Artkiestra, ale najbardziej chyba z Tonka Pull..

    - saksofony są znakomite!! dodają błysku, szlifu, kompozycjom w których zaistniały.

    Jakieś minusy... (a muszą być?..)

    - troszeczkę czuję niedosyt w temacie bębnienia. Perkusista (perkusjonista), którego udało się jabłkowym dzwonnikom zwerbować do projektu to przecież profi całą gębą i to nie byle jaki - zatem od kogo jak nie od niego wymagać szczególnej inwencji? (w kilku przypadkach mógł zdecydowanie ciekawiej, zdecydowanie soczyściej i z większym wykopem pobębnić... bo miał miejsca ku temu... oj! miał)

    - i z takich mini..mini minusików, bodaj w utworze "łan" to wykończenie wokalne na krótkim "refrenie" też można było zrobić troszkę inaczej (hmm.. może w dwugłosie?).

    Ta piękna, muzyczna opowieść ma jeszcze dla mnie inny osobisty..sentymentalny wymiar..
    W pewnym sensie przenosi mnie w czas – nie tak jeszcze odległy czas – nieustannych "wędrówek solańskich" z moją wierną kompanką, foksterierką Sagą. W czas szwendania się po wałach, wiklinach, kamienistych plażach, taplania w rwącym nurcie "rzeczki zdradliwej" i - przytulonych do nabrzeża – oczkach wodnych...przedzierania się leśnymi ścieżkami... i ostępami Czańca, Bukowca, Trzonki. W deszczu, słońcu, śniegu.. W upale i na mrozie. W utracony, ale nie stracony czas. W piękny czas...
    Gratuluję debiutu i życzę dalszych owocnych i satysfakcjonujących działań muzycznych!
    Pozdrawiam!

    paweł tonka pull kłaput

    Paweł Kłaput środa, 25, lipiec 2012 09:28 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.