Błażej Kubica: guitars, vocal
Łukasz Jura: bass, vocal
guest musicians:
Sławomir Berny: drums, percussion
Piotr Rupik: keyboards
Leszek Szczerba: saxophones
1.Świt (1:05)
2.Łan (8:56)
3.Wiklina (2:21)
4.Bosa w deszczu (5:12)
5.Damy radę dojść w tym stanie? (1:42)
6.Taki jest świat (3:55)
7.Sen (5:30)
8.Pamiętnik (3:42)
9.Rzeka dam (3:50)
10.Kamienie solne (3:55)
11.Demon (2:50)
Czas całkowity: 42:56
Błażej Kubica: guitars, vocal
Łukasz Jura: bass, vocal
guest musicians:
Sławomir Berny: drums, percussion
Piotr Rupik: keyboards
Leszek Szczerba: saxophones
Apple Bells: rzeka dam śpiewogra
Powrót do przeszłości
Mam coś napisać. O muzyce jabłkowych dzwonów (jabłecznych dzwonników?).
Hmm... bez ściemniania… sytuacja nieszczególna, bo – po pierwsze – dawno już nie pisałem (a o muzyce to już, ho ho, bardzo, bardzo dawno) i – po drugie – leniwy jakiś się ostatnio zrobiłem... i to nie tylko w temacie pisania.
Nooo, ale skoro się Łukaszowi słowo rzekło...
"Rzeka dam" zaskoczyła mnie i to mocno! Szczerze powiedziawszy spodziewałem się usłyszeć coś innego. Co? Hmm..Tak do końca sam nie wiem..trudno mi to sprecyzować... trudno określić.. ale na pewno miało to być coś innego... Coś może bardziej osadzonego w tradycyjnym, rockowym graniu?
Na temat muzyki Apple Bells popełniono już w mediach kilka tekstów. Ciekawych. Solidnych.
Myślę sobie: po kiego wyważać otwarte drzwi? Roztrząsać.. analizować.. rozkładać na elementy pierwsze... utwór po utworze? (mniemam, że Łukaszowi nie chodzi o to, bym popełnił kolejną recenzję jego płyty dla tych wszystkich, którzy jej nie znają; mniemam, że chodzi mu raczej o wyciągnięcie ze mnie odczuć, refleksji, spostrzeżeń i tego wszystkiego, co nasunęło mi się podczas słuchania i po wysłuchaniu krążka – i bym mu takowe, tu, na piśmie przedłożył...)
Więc co? Więc do dzieła!
Zacznę od plusów:
- idea albumów koncepcyjnych była memu sercu zawsze bardzo bliska (mało, oj! mało jest już takich ludzi, którzy potrafią i chcą to robić, bo dzisiaj to rzecz nie w cenie - nie dość, że mało popularna to jeszcze taka, na której łatwo można się sparzyć (zrobienie kilkudziesięciu minut muzyki poukładanej, sensownej, nie "przedobrzonej", z odpowiednią dramaturgią, gdzie każdy element ma swoje miejsce i logiczne umocowania tonie lada wyzwanie i wysiłek).
Łukaszowi i Błażejowi udało się..w związku z tym...świetnie słucha się tego całościowego dziełka.. całościowo;
- śpiewogra... już samo to hasło mówi wszystko; jest muzyka.. jest śpiew... (i jest tekst), a wszystkie te elementy pełnią równie ważne role...i tu, idąc od razu za ciosem, muszę powiedzieć, że Łukasz i Błażej nie są jakimiś specjalnie wielkimi wokalistami, ale znając swoje możliwości i... ograniczenia trafnie je rozdysponowali i wykorzystali; w efekcie trudnemu zadaniu podołali i wyszli z niego z tarczą ( Łukasz, dysponujący łagodniejszą barwą głosu, opanował te bardziej poetyckie, rzekłbym "balladowe" (?) ostępy; Błażej - bardziej dynamiczny i agresywny – te twardsze, rockowe (szczególnie przypadły mi do gustu*, ale o tym poniżej...
*do gustu przypadło mi "schizoidalne" rapowanie pod koniec płyty ( bodaj w "pamiętniku"); to... wyznanie wiary? win? i ten piękny kobiecy głos w kontrapunkcie..(czyżby swoisty wyrzut sumienia?)
- zasadniczo podobają mi się teksty wyśpiewywane wyłącznie w mandrahanie, a we wschodnim szczególnie.. tu jednak czynie wyjątek, bo słowa w "rzece dam", odgrywające dużą rolę i w wielu jej zakolach są po prostu znakomite (szacunek dla całej spółki autorskiej: Kubica-Jura-Rybarski);
- muzycznie?.. też jest dobrze; bas stanowi solidną podstawę (choć przydałyby się raz za czas jakieś odautorskie ornamenciki) dla harcującej w karmazynowych klimatach gitary (ona wskazujące jednoznacznie muzyczne preferencje liderów - dla jednych to będzie plus, dla innych ..niekoniecznie; akcja rzeczywiście toczy się "po bandzie", ale ja osobiście nigdy nie nazwałbym tego działaniem epigońskim!);
- ładnie gra tam na tym drugim palnie ten klawiszowiec Rudek (znany mi nieco z Golema, Jerzy Górka Artkiestra, ale najbardziej chyba z Tonka Pull..
- saksofony są znakomite!! dodają błysku, szlifu, kompozycjom w których zaistniały.
Jakieś minusy... (a muszą być?..)
- troszeczkę czuję niedosyt w temacie bębnienia. Perkusista (perkusjonista), którego udało się jabłkowym dzwonnikom zwerbować do projektu to przecież profi całą gębą i to nie byle jaki - zatem od kogo jak nie od niego wymagać szczególnej inwencji? (w kilku przypadkach mógł zdecydowanie ciekawiej, zdecydowanie soczyściej i z większym wykopem pobębnić... bo miał miejsca ku temu... oj! miał)
- i z takich mini..mini minusików, bodaj w utworze "łan" to wykończenie wokalne na krótkim "refrenie" też można było zrobić troszkę inaczej (hmm.. może w dwugłosie?).
Ta piękna, muzyczna opowieść ma jeszcze dla mnie inny osobisty..sentymentalny wymiar..
W pewnym sensie przenosi mnie w czas – nie tak jeszcze odległy czas – nieustannych "wędrówek solańskich" z moją wierną kompanką, foksterierką Sagą. W czas szwendania się po wałach, wiklinach, kamienistych plażach, taplania w rwącym nurcie "rzeczki zdradliwej" i - przytulonych do nabrzeża – oczkach wodnych...przedzierania się leśnymi ścieżkami... i ostępami Czańca, Bukowca, Trzonki. W deszczu, słońcu, śniegu.. W upale i na mrozie. W utracony, ale nie stracony czas. W piękny czas...
Gratuluję debiutu i życzę dalszych owocnych i satysfakcjonujących działań muzycznych!
Pozdrawiam!
paweł tonka pull kłaput