The Void

Oceń ten artykuł
(11 głosów)
(2012, album studyjny)

1. Intro (0:30)
2. Voluntary Slavery (6:33)
3. Turn To Gravel (5:30)
4. They Whisper (6:06)
5. This Matter Of Mine (7:06)
6. Seventeen Again (7:44)
7. Ludvig & Sverker (8:06)
8. He Already Lives In You (6:38)
9. Note (15:50)
I. Note
II. Descending
III. The Void
IV. Note (reprise)
10. Where The Lights Are Low (5:41)
Bonus Track:
11. Ludvig & Sverker (Solo Piano Version) (6:34)

Czas całkowity 76:15

Rikard Sjöblom / vocals and keyboards
David Zackrinsson / guitars
Robert Hansen / bass
Magnus Östgren / drums

Więcej w tej kategorii: « Sleeping In Traffic: Part One

2 komentarzy

  • Konrad Niemiec

    Długo zwlekałem z recenzją tej płyty bo musiałem do niej dojrzeć. Sama płyta jest trudna w odbiorze (jak to Beardfish), a ta płytaw szczególności jest bardzo niejednoznaczna.
    W konsekwencji zrodziła się chęć zrecenzowania jej, ale wpadłem na reckę Jestera i w sumie to co napisze będzie kontrapunktem (sorry Krzyś:).
    Zacznę od tego, że przy pierwszym przesłuchaniu miałem bardzo mieszane uczucia. I przyznam, że po czasie te ambiwalentne uczucia pozostały. A wszystko za sprawą utworów 2 i 3. Nie rozpisuję się tutaj o utworze numer 1 bo to tylko mówiony tekst.
    Zatem utwory 2 i 3. Czyli MUSIMY wbrew temu co napisał Jester podzielić tę płytę na poszczególne utwory. A dlaczego??
    To co zrobili chłopaki w utworach 2 i 3 zupełnie mnie zniesmaczyło. Z kapitalnej progresywnej kapeli przeistoczyli się w słaby metalowy band. Band jakich pełno!!!! Myślę - co się dzieje??? Czy to nie ta płyta??? Co to kurcze jest za szajs....
    Podświadomie szukałem dawnego Beardfish i początek płyty mnie odrzucił. Po co oni to zrobili - nie wiem!!!! Żenada roku!!!!!
    Na szczęście dalej już było wspanialej. Kapitalny This Matter Of Mine, czy Seventeen Again potwierdziły, że jednak słucham Beardfish.
    Na nogi postawił mnie dopiero 15 minutowy Note.
    Płyta się obroniła., choć było blisko kompletnej kompromitacji.
    Sprawa druga - pan Rikard Sjöblom to nie jest tylko wokalista i klawiszowiec, ale to przede wszystkim główny gitarzysta, o czym Jester nie wspomina. To on jest leaderem zespołu i to on głównie komponuje. To jemu zawdzięczamy tą samą skomplikowaną linię melodyczną, która wyróżnia Beardfish i to on był inspiratorem tych marnych metalowych kawałków na początku The Void. Facet jest absolutnie genialny, jego znakomite solówki gitarowe powalają, a kiedy zasiada za Hammondem, to już czapki z głów. Przy tym wspaniale radzi sobie z atonalnym śpiewem i różnymi wymyślanymi przez siebie kombinacjami metrycznymi. Rewelacyjny gość.
    Ale wróćmy do płyty.
    Tak więc, moim skromnym zdaniem - gdyby wyrzucić dwa utwory album byłby genialny, a tak jest tylko dobry. Szkoda, bo metalowe kawałki nie współgrają z resztą płyty. Rozwalają ją i prowadzą na manowce nowego słuchacza, który myśli że mamy do czynienia z siedemdziesiątymi popłuczynami po Europe....
    Panie Rikard - więcej proga, mniej metalu. Tego Wam życzy stary fan.

    Konrad Niemiec środa, 13, luty 2013 19:26 Link do komentarza
  • Krzysztof Baran

    Kiedy nadchodzi schyłek lata w człowieku dzieją się rozmaite, często dziwaczne rzeczy. Choć jesień w naszym klimacie to okres posiadający niezaprzeczalne uroki, to jakoś tak większość z nas podupada na duszy i ciele rozpaczliwie poszukując moralnego kopniaka. A gdzie takiego energicznego ‘kopala na rozpęd’ szukać najlepiej? Według mnie w muzyce! To recepta wypróbowana przeze mnie od lat. Działa zawsze!

    W tym roku poszukując takiego muzycznego energizera natrafiłem na nową płytę Beardfish. „The Void”, bo o niej mowa przynosi ponad godzinę muzyki zamkniętą w dziesięciu utworach. Tradycyjnie mamy formy krótsze, o bardziej rockowym i hardrockowym posmaku, a obok nich utwory rozbudowane, wyraźnie zainspirowane twórczością King Crimson, Gentle Giant a także Queen i Deep Purple. To kolejny po „Mammouth”, udany album zespołu ze Szwecji. Powiem więcej! To płyta wobec której nie da się przejść obojętnie, bowiem rockowy eklektyzm, który zawiera powinien trafić do gustów wielu nawet bardzo wybrednych słuchaczy, lubujących się w wyrafinowanych formach rockowych. Mnie najbardziej w muzyce Beardfish zachwyca to, że muzycy szwedzkiego zespołu nie próbują na siłę podążać w kierunkach, jakie współcześnie „rządzą” rockiem progresywnym (marne te rządy czasami). Nie usłyszycie tu nowoczesnych samplerów i syntezatorów. Nie znajdziecie śladów komputerowego poprawiania i gładzenia muzyki do granic możliwości, tak by specjaliści od wyszukiwania dziur w całym mieli kolejne pole do popisu. Cyfryzacja na bok! Muzyka zawarta na ‘The Void’ podyktowana jest przede wszystkim do miłośników klasyki gatunku i jest jedną z coraz mniej licznych, prawdziwych i co ważne udanych prób kultywowania progresywnej tradycji.

    Nie będę wyróżniał tu żadnego z utworów, bowiem nowy album Beardfish to integralna całość, której nie powinno się rozdzielać na poszczególne tracki. Mamy tu całą mieszankę elementów charakterystycznych dla poczciwego Proga. Są przyjemne dla ucha melodie, ciepłe zwrotki, zapadające w pamięć refreny, a obok nich to, co w naszej ulubionej muzyce najpiękniejsze: liczne improwizacje, rozbudowane formy instrumentalne, zmiany tempa… Są zatem soczyste gitarowe solówki a także zgrzytliwe, niespokojne riffy. David Zackrisson robi to wszystko genialnie, jak gdyby żyjąc w symbiozie ze swoim instrumentem. Jest charyzmatyczny głos wokalisty Rikarda Sjöbloma, którego osoba może być spokojnie wykładnikiem jakości za mikrofonem oraz wzorem do naśladowania dla wielu młodych frontmanów, którzy nie zawsze chyba dziś wiedzą co jest najważniejsze w rockowym interpretowaniu tekstów. Rikard ponadto w zespole gra na instrumentach klawiszowych, przy czym syntezatorowa przystawka nie jest ulubioną częścią jego instrumentarium. Pan Sjöblom zdecydowanie bardziej woli stare klasyczne organy, Hammondy (chwilami wyraźny hołd w stronę Jona Lorda…) oraz Moogi i melotrony. Sekcja rytmiczna (Robert Hansen - gitara basowa, Magnus Östgren – perkusja) wyprawia chwilami cuda by poskładać całe to „zamieszanie”. Reasumując – genialna muzyka!

    Nie będę się zbytnio rozpisywał nad albumem ‘The Void’. Napiszę krótko – to z pewnością jedna z najciekawszych i najlepszych płyt roku 2012. Koniec i kropka!

    PS. Gdzie robią najlepsze mikstury ‘energetyzujące’? Jasne, że w Skandynawii ;)

    5/5 – wstyd nie poznać!

    Krzysiek ‘Jester’ Baran

    Krzysztof Baran środa, 19, wrzesień 2012 22:43 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.