A+ A A-

The Faust Tapes

Oceń ten artykuł
(5 głosów)
(1973, album studyjny)
1. Exercise (0:52)
2. Exercise (0:21)
3. Flashback Caruso (4:01)
4. Exercise (1:48)
5. J'ai Mal Aux Dents (7:14)
6. Untitled (1:03)
7. Untitled (1:42)
8. Dr Schwitters #1 (0:25)
9. Exercise (1:11)
10. Untitled (1:18)
11. Untitled (0:50)
12. Dr Schwitters #2 (0:49)
13. Untitled (1:03)
14. Untitled (0:47)
15. Untitled (1:33)
16. Untitled (2:18)
17. Untitled (0:34)
18. Untitled (0:51)
19. Untitled (1:15)
20. Untitled (2:28)
21. Untitled (0:20)
22. Untitled (1:13)
23. Untitled (0:59)
24. Stretch Out Time (1:35)
25. Der Baum (3:49)
26. Chère Chambre (3:07)

Czas całkowity: 43:26
- Arnulf Meifert ( drums )
- Werner Dermeier ( drums )
- Hans-Joachim Irmler ( organ )
- Gunter Wusthoff ( synthesizer, saxophone )
- Rudolf Sosna ( guitar, keyboards )
- Jean-Herve Peron ( bass )
Więcej w tej kategorii: « Faust Faust IV »

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Jak już wcześniej wzmiankowano, Faust stanowi grupę stosunkowo nietypową jak na świat krautrocka. To trochę jak przybysz z czasów nieco późniejszych. Faust bowiem mocno osadzony jest w nowojorskiej scenie rocka psychodelicznego oraz antycypuje post-punk. Nie inaczej jest na krążku Faust Tape.

    Pierwsze dwa "Exercise" to taka zabawa taśmami mogąca przywołać eksperymenty Vanilla Fudge z albumu Beat Goes One (w gruncie rzeczy konstrukcyjnie Faust Tapes tą płytę nieco przypomina). Mniej to rozbudowane niż "Voices in time", bardziej chaotyczne i krótsze. Z kolei Flashbuck Carruso to taki utwór-śpiewanka jak z płyty Loaded The Velvet Underground. Przywołać też może jedyny album nowojorskiej grupy Morgen, też z nieco sentymentalnymi utworami jak "Love". "J' ai mal aux dents" to taki bardziej połamany utwór - przypominać to może The Godz z albumu Third Testament, potem ta partia z saksofonem jak wczesny Lounge Lizard, trochę punk jazzowa. Rozwiązanie w postaci melorecytacji przypomina eksperymentalny album The Velvet Underground - White Light/White Heat - z 1968 roku, lecz kwestie są bardziej chaotyczne niż w przypadku chociażby "Sister Ray". Po tym utworze pojawiają się znowu taśmy, kolejne "Exercise", a potem ciężki przester organów z nałożoną jednostajną sekcją rytmiczną, a to w tle taśm. Znowu nawiązanie do Vanilla Fudge. Pod względem strukturalnym i nieco pod brzmieniowym przypominać to może wczesny Throbbing Gristle, zwłaszcza z albumu 20 Jazz Funk Hits. Później następuje szereg krótkich instrumentalnych utworów, które mogą przypominać również nieco eksperymentalny post-punkowy zespół This Heat, również ostro manipulujący taśmami. Przypominać to może zabawy z loopami taśmowymi w wykonaniu Silver Apples. Te jednak nie osiągnęły tak surowego, organicznego poziomu. Można mieć tutaj wrażenie swoistego patch-worku i braku głębszego zamysłu nad samą strukturą. Raz tak, raz inaczej... koniec końców nie wiadomo co. Mnie ta sałatka dźwiękowa zaczęła się w pewnym momencie kojarzyć z Fantomas czy zbliżoną doń pokraczną hybrydą nowoorleańskiej speluny z kiepskim cross-over thrashem nazwaną Naked City. Taka na siłę podróż przez różne nastroje muzyczne, jaka może co wrażliwszych przyprawić o mdłości. Tylko nieliczne te urywki mogą wydać się interesujące. Następnym dobrym numerem jest dopiero "Stretch Out Time" - trochę to przypomina Lou Reeda, trochę Steve'a Morgena. "Der Baum" - to taki The Godz z kolei, jak "Ruby Red", tylko bardziej sentymentalny, w pewnym momencie na siłę przeciągany. (Naprawdę, dronowej muzyki słuchałem, taki kawałek można krótszy nagrać!). Ostatni utwór to taka melorecytacja w stylu Lou Reeda, coś w stylu "The Gift" The Velvet Underground.

    Uff... Faust można zrozumieć i wiedzieć, czego się słucha. Powyższy akapit przykładem. Ale, drodzy słuchacze - na miłość boską! - nie należy zaczynać od tej płyty. Panowie nie mieli pomysłu, co zrobić ze znaczną częścią krążka, więc włożyli tam istny dźwiękowy patchwork. Pozbawiony głębszej koncepcji... ani to nie ma specyficznego turpistycznego uroku, artyzm to nie jest ("Brainticket" zespołu o tej samej nazwie też jest chaotyczny, ale to naprawdę dzieło sztuki!). Tylko dłuższe utwory udane. Powinienem dać 3,5. Z sentymentu do Faust daję 4, już nie chcę tak ranić Diermeiera, Irrmlera i spółki...

    Edwin Sieredziński niedziela, 28, wrzesień 2014 23:59 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.