W poprzedniej recenzji wspominałem, że Harmonia to zespół nieco nietypowy. Spotkały tutaj się pomysły wywodzące się z Cluster oraz Neu!, czym to mogło zatem poskutkować. Otóż, dostajemy projekt, który w gruncie za dużo progresywnej duchowości nie ma. Antycypuje on rozwiązania, które wystąpiły później w nurcie coldwave czy eksperymentalnych formach post-punka.
Takie też wrażenie odnosi się, słuchając drugiej płyty zespołu De Luxe. Dla mnie momentami przypomina Sowiesoso i późniejsze albumy Cluster; być może tutaj wyklarowała się droga do płyty spokojniejszej i regularniejszej jaką jest wzmiankowany Sowiesoso z 1976 roku. Album zachowuje sporo rockowej ekspresji - dobra wiadomość dla tych, którzy nie chcą słyszeć o kolejnym niemieckim "elektro". Można nawet częś utworów z tego albumu nazwać proto-punkowymi. Jeśli wobec mocno elektronicznego - używającego początkowo organów Farfisy, później Mooga, a do tego automatu perkusyjnego - zespołu Suicide przypina się taką etykietkę, to dlaczego nie można wobec Harmonia?
Pierwszy utwór "De Luxe" to przypomina nieco rozwiązania z Sowiesoso, bardzo spokojny, niemalże pastorałkowy. Pojawia się trochę gitary elektronicznej i trochę wokalizy, bardziej punkującej (twórcy Harmonia byli wybitnymi instrumentalistami, a nie wokalistami). "Walky Talky" to z kolei przypomina stary, dobry Neu! - tylko że więcej się niż w wyżej wymienionym dzieje. Dalej to minimalistyczne, niemalże dronowe, ale za to o wiele większe bogactwo dźwięków. Przestery gitary i klawisze nadają temu utworowi również bardzo przestrzennego charakteru. "Monza" to znowu taki utwór zbliżony do Neu! - nie tak jednolity, po powolnym intro, staje się bardzo żywiołowy, też zdecydowanie bardziej gitarowy kawałek. "Notre Dam" z kolei to taka przyjemniejsza pioseneczka zrealizowana głównie z użyciem instrumentów klawiszowych. "Gollum" przywołuje rozwiązanie rodem z Zuckerzeit zespołu Cluster - bardzo regularny, jednostajny rytm, lecz ma zdecydowanie mniej spokojny klimat. Znowu mamy utwór, który również zbliża się do klimatów coldwave. "Kekse" to już niemalże jak Cluster sensu Zuckerzeit - pod względem rozwiązań (prosta struktura utworu), klimatycznie (no wręcz słodko - dobrze się kojarzy), nieco rozmarzony również ten utworek. Do tego ten rechot żab - znowu skojarzenie z idyllicznym klimatem z "Im Gluck" Neu!. Bardzo miły akcent na zakończenie albumu.
Podróż przez różne pejzaże muzyczne, różne rozwiązania w poszczególnych utworach. Czego miłośnik muzyki progresywnej może chcieć więcej? Problem w tym, że Harmonia jest pozbawiona typowej progresywnej duchowości. Jest w tym dużo żyłki eksperymentatorskiej, tworzenia nowych brzmień, lecz bardziej antycypuje to szereg form rozwiniętych już po rewolucji punkowej. W każdym razie gorąco album polecam - nawet nie wchodząc w podziały systematyczne, to jest po prostu bardzo przyjemna i ciekawa płyta. A muzyka - jak skądinąd wiadomo - jest tylko dobra albo zła . Z mojej strony pięć gwiazdek.