Gaja

Oceń ten artykuł
(29 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Południowy Wiatr (3:15)
2. Cienie Lasu (3:46)
3. Gaja (4:38)
4. Pierwszy Deszcz (4:07)
5. Rytm Drzewa (4:13)
6. Wspólnota (4:23)
7. Sen Wiewiórki (3:59)
8. Wieczorne Kwiaty (4:00)
9. Zapach Nocy (4:24)
10. Rytm Wody (3:05)
11. Cro-Magnon (13:28)
12. Północny Wiatr (3:32)

   Czas całkowity: 56:51
Robert Kanaan: all instruments
Więcej w tej kategorii: Karaibi »

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Mamy dopiero końcówkę maja, a już tyle się w tym roku wydarzyło w samej tylko Polsce. Acute Mind, Disperse, Ananke, Circle Of Bards, Inside Again, Andymian... Próbuję po tym natłoku wrażeń ochłonąć, ale gdzie tam! Oto kolejne miłe zaskoczenie, tym razem z el-podwórka. Robert Kanaan nie jest dla miłośników takich dźwięków postacią anonimową. Wydał już szereg płyt, skomponował muzykę do wielu przedstawień teatralnych. Ja, jako słuchacz raczej audycji Kosińskiego ( i Jestera oczywiście!) niż Kordowicza, poznałem jego muzykę dopiero teraz. I żałuję, bo jego wcześniejsze wydawnictwa są już trudno osiągalne. A Gaja zachęca do ich poszukiwań, oj zachęca! Dobre wrażenie robi już sama szata graficzna - rozkładane na trzy eleganckie digi to już standard... w wytwórniach niezależnych. Bo molochy nadal wierzą, że słuchacze dadzą się nabrać na brednie o książeczkach koszmarnie zawyżających ceny płyt.

    Robert Kanaan, podobnie jak opisywany kilkakrotnie na naszych łamach Andrzej Mierzyński lubuje się w koncept albumach. Miał już na koncie płytę przesyconą klimatem karaibskim, miał album biblijny. Tym razem oddaje hołd Matce-Ziemi. Zabiera słuchacza w podróż po miejscach, gdzie wciąż jeszcze króluje Natura. Gaja jawi mi się jako lot nad bezkresem zieleni - lasami, łąkami, stepami... Ten efekt zostaje osiągnięty dzięki szerokiemu wachlarzowi środków. Artysta wyrósł z elektroniki i to ona stanowi podstawę, ale do swojego ciasta dodaje całą masę bakalii. Przede wszystkim elementy muzyki etnicznej, ale też rockowe gitary czy brzmienia symfoniczne. Kanaan nie stroni od wyrazistych melodii, umiejętnie operuje dynamiką i tempem kompozycji. W efekcie dostajemy dzieło na światowym - bez żadnego cudzysłowu! - poziomie. Album, który ma szansę znaleźć szerokie grono odbiorców, jeśli tylko media dadzą mu szansę zaistnieć (więc się staram!). Fanów el-muzyki zachęcać nie trzeba, a innym dam kilka drogowskazów. Wyobraźcie sobie płytę, która łączy to najbardziej rozbuchane, pełne rozmachu wcielenie Vangelisa z umiłowaniem do ładnych melodii i uatrakcyjniającymi brzmienie patentami rodem z produkcji... Michaela Cretu! Tego, że poznaniak inspirował się słynnym Grekiem, jestem wręcz pewien. Podobieństwa do Cretu mogły mu wyjść przypadkiem.

    Dajmy sobie jednak spokój z analizą kto się w kim zasłuchiwał i skupmy się na samych kompozycjach. A raczej na ich świetnie skonstruowanym cyklu. Takim z wstępem, logicznie rozwijającą się mimo braku słów fabułą, punktem kulminacyjnym i wielkim finałem. Rozpoczynający album Południowy Wiatr zarysowuje nastrój, w jakim słuchacz spędzi najbliższą godzinę - lekko zadumany, ale jednocześnie radosny, pozbawiony zadęcia. A potem Robert Kanaan rozwiązuje worek z pomysłami. Każdy utwór ma charakterystyczny rys, każdy czymś się wyróżnia. Takie Cienie Lasu na przykład pachną z lekka New Age - dzięki subtelnym chórom. Rytm Drzewa oparty jest na motywie granym z początku delikatnie, a potem znacznie potężniej, przy użyciu brzmień które mi osobiście kojarzą się ze złotymi latami sceny synthpopowej. Utwór tytułowy i Wspólnota wiele zawdzięczają instrumentom smyczkowym. W Wieczornych Kwiatach całkiem zadziorna gitara współbrzmi z dźwiękami rodem z chińskiego (chyba) folkloru i saltarello. Najciekawiej jednak - przynajmniej według mnie - prezentuje się Sen Wiewiórki. Kapitalna, jakby arabska melodia odmalowuje przed moimi oczyma zwierzę, ale bynajmniej nie gryzonia z rudą kitą. Ja widzę raczej dostojnie kroczącego Wielbłąda, z okolic płyty Rajaz. To właśnie jest w muzyce piękne - nieskończona możliwość interpretacji! Kulminacją albumu jest kilkunastominutowa suita Cro-Magnon, która dowodzi, że Robert Kanaan sprawdza się i w większych formach. Spokojnie rodzi się przy dźwiękach fletni, by nabrać tempa dopiero po dwóch minutach i przerodzić się w gitarową etiudę a'la Steve Rothery. Potem subtelna partia fortepianu i odegranie głównego tematu tym razem na bardzo nowocześnie brzmiących klawiszach. Mogę do woli pisać, a tego po prostu trzeba posłuchać! Północny Wiatr jest od swojego południowego brata znacznie silniejszy. To dynamiczna, oparta na partiach orkiestrowych kompozycja - jak znalazł na soundtrack filmu o jakimś odkrywcy. Mocny akcent na zakończenie.

    Do tej pory w obfitującą w podobne wrażenia podróż zabierały mnie dwie płyty: Scarecrow Andymiana i Hymn To The Immortal Wind Mono. Teraz mam trzecią.
    Moja ocena: 4,5/5.

    Paweł Tryba sobota, 29, maj 2010 01:48 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.