Embryo

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Entering 2010 (2:05)      
2. Embryo (11:38)      
3. The Time Traveler (10:51)      
4. Steady Moments (9:51)      
5. New Soundscapes (6:55)     
6. Virtual (9:08)      
 
   Czas całkowity: 50:31
Dani Papp: drums
Nora Neukum: electric viloin
Rita Kardos: soprano/ alto saxophone, keyboards
Istvan Puskas: keyboards, guitar, steel guitar
TamasRupaszov: bass, digital noise, keyboards

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Trottel Stereodream Experience ma długą i zawiłą historię. Zespół rozpoczął działalność w Budapeszcie ponad 20 lat temu pod nazwą Trottel, stając się filarem węgierskiej sceny hardcore punk. Od tego czasu parokrotnie zmieniali nazwę i styl. Embryo jest trzecim albumem nagranym pod obecnym szyldem i z punkiem wspólne ma co najwyżej grafiki z okładki, będące ewidentnym nawiązaniem do uprawiania ludzi przez maszyny w Matriksie. Co bynajmniej nie oznacza, że zespół odżegnuje się od punkowego etosu. Są wręcz modelowym przykładem idei 'do it yourself' - mają własna wytwórnię, w której wydają co bardziej odjechane węgierskie etno i psychodelię, reklamując się hasłem: Interesting music for curious people. Czapki z głów za operatywność!

    Za muzykę zresztą też! To jedna z najoryginalniejszych rzeczy, z jakimi ostatnio się zetknąłem. Aktualny styl kapeli to instrumentalna fuzja sekwencyjnej elektroniki w starym berlińskim stylu, psychodelicznych gitar i muzyki świata. O brzmieniu, oprócz tradycyjnego rockowego instrumentarium, decydują także elektryczne skrzypce i saksofony: altowy i sopranowy. Te nietypowe instrumenty nie są bynajmniej wisienką na torcie. Skrzypce lawirują między orientalizmami (w tym akurat wspomagają je miejscami sitaropodobne sample) i folklorem cygańskim (najwyraźniej słychać to w Time Traveler), a saksofon dodaje lekko jazzujące wstawki (Steady Moments). Kompozycje mają dokładnie zaplanowaną dramaturgię, Węgrom udało się uniknąć głównego grzechu elektronicznego rocka - pustego grania na czas, mimo, że długość utworów w większości oscyluje wokół dziesięciu minut! Każdy kawałek to psychodeliczna podróż między folkową przeszłością a elektronicznym futuryzmem. Co istotne - dzięki swoim korzeniom Trottel nie gubi dynamiki. Mocna, choć oszczędna praca sekcji rytmicznej nie pozwala im zatracić rockowej tożsamości. Chwilami pojawiają się wtopione w drugi plan recytacje wypowiadane niepokojącym, gardłowym głosem. Nad całością unosi się dyskretna aura Tangerine Dream i etnicznych wycieczek Petera Gabriela, ale TSE to nie epigoni. Wymyślili własny język, a na podobne rozwiązania co Wielcy równie dobrze mogli wpaść przypadkiem.

    Pamiętacie jak na naszej rodzimej scenie z przykrótkich punkowych spodenek wyrośli Something Like Elvis, zamieniając się w pełnoletnich postrockowców? Trottel wyewoluował o jeden szczebelek wyżej. Cieszmy się tym ich obliczem póki nie przyjdzie im ochota na kolejną artystyczną voltę! Moja ocena: 4/5

    Paweł Tryba piątek, 17, grudzień 2010 20:40 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.