Live Adventures

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(2010, album koncertowy)
1. Has Riff (8:31)
2. Grapehound (8:38)
3. Nodder (7:04)
4. In The Back Room (9:41)
5. Song Of Aeolus (6:58)
6. Relegation Of Pluto / Transit (3:02)
7. Gesolreut (5:52)
8. Facelift (3:28)
9. Last Day (5:01)
- John Etherbridge (electric guitar )
- Theo Travis ( tenor & soprano sax, flute )
- Roy Babbington ( bass guitar )
- John Marshall (drums )

1 komentarz

  • Krzysztof Michalczewski

    Dawno, dawno temu, ale nie za siedmioma górami i nie za siedmioma rzekami, tylko w niezbyt odległym od Polski Canterbury był sobie zespół Soft Machine. Częste waśnie między muzykami sprawiały, że skład grupy wielokrotnie się zmieniał. Spierali się przede wszystkim o kwestie artystyczne - grać pop czy psychodelię, rocka czy jazz, z wokalem czy bez. W latach 1966 - 78 w szeregach Soft Machine zagrało co najmniej dwudziestu znakomitych instrumentalistów, a wśród nich był jeden, również znamienity, który dodatkowo miał zacięcie do śpiewania. Kilkunastu innych artystów wystąpiło gościnnie na różnych płytach zespołu, towarzyszyło mu w czasie licznych tras koncertowych i przy okazji rozmaitych występów okolicznościowych. Przynależność do Soft Machine po prostu nobilitowała. Albumy zespołu sprzedawały się różnie i rzadko trafiały one na listę stu najlepiej sprzedających się w Wielkiej Brytanii. Najkorzystniej pod tym względem wypadły albumy 'Third' (18 miejsce) i 'Fourth' (32 miejsce). Grupa niewątpliwie odniosła sukces artystyczny i należy żałować, że nie wiązała się z nim pomyślność finansowa muzyków.

    Wśród wielu znakomitości jakie przewinęły się przez Soft Machine byli: Hugh Hopper (bas), Elton Dean (saksofon altowy i tenorowy) i John Marshall (perkusja). Tak się zdarzyło, że przez kilka miesięcy 1972 roku muzycy ci występowali wspólnie pod sztandarem Soft Machine (towarzyszył im wtedy Mike Ratledge, instrumenty klawiszowe). W 1999 roku wspomniana wyżej trójka postanowiła raz jeszcze wspólnie pomuzykować. Do współpracy zaprosili swojego starego druha Keitha Tippetta (fortepian), a temu projektowi nadali nazwę Soft Ware. Wspólne granie nie trwało jedna zbyt długo i panowie rozeszli się każdy w swoją stronę. Najprawdopodobniej po Soft Ware nie pozostały żadne oficjalne nagrania. I to mógłby być prawdziwy koniec zespołów ze słowem soft w nazwie, gdyby nie Leonardo Pavkovic - Bośniak obecnie mieszkający w Nowym Jorku, organizator koncertów, promotor i producent muzyczny, szef wytwórni MoonJune Records, wielki entuzjasta brzmienia kanterberyjskiego. Z jego inicjatywy w 2002 roku powstała grupa Soft Works. W jej skład weszli: Hugh Hopper, John Marshall, Elton Dean i Allan Holdsworth (gitara, w latach 1974-75 członek Soft Machine). Tej formacji współpraca układała się lepiej, a jej ukoronowaniem była pochodząca z 2003 roku płyta 'Abracadabra'. Wkrótce po jej wydaniu z zespołu odszedł Allan Holdsworth, a jego miejsce zajął inny świetny gitarzysta John Etheridge. Zmiana personalna pociągnęła za sobą zmianę nazwy - od tego momentu grupa nazywa się Soft Machine Legacy. Debiutem fonograficznym tego składu jest pochodzący z 2005 roku album koncertowy 'Live In Zaandam'. Później były jeszcze płyty studyjne 'Soft Machine Legacy' (2006), 'Steam' (2007) i kolejna koncertowa 'Live at the New Morning' (2006).
    W 2006 roku odszedł na zawsze Elton Dean, a po nim w 2009 roku Hugh Hopper. Soft Machine Legacy trwało jednak dalej i zmarłych muzyków zastąpili: Roy Babbington (bas, grał w Soft Machine w latach 1973-76) i Theo Travis (saksofon tenorowy i flet, wystąpił już na płycie 'Steam').

    Niedawno nakładem MoonJune Records ukazała się płyta 'Live Adventures', będąca zapisem występów Soft Machine Legacy w klubie Posthof w Linzu w Austrii (22.10.2009, 3,5,8,9) i w klubie The Village w Habach w Niemczech (23.10.2009, 1,2,4,6,7).
    Jak łatwo policzyć jest to piąty album w dyskografii Soft Machine Legacy i trzeci nagrany na żywo. Zaglądając do katalogu płyt Soft Machine nie sposób nie zauważyć, że wyraźnie przeważają w nim krążki z nagraniami zarejestrowanymi na żywo. Soft Machine Legacy zdaje się iść tą samą drogą.
    Na początku album może nieco rozczarować ze względu na to, że nie znalazła się na nim żadna nowa kompozycja - każdy z dziewięciu utworów można było usłyszeć już na wcześniejszych płytach Soft Machine ('Six', 'Backwards', 'Breda Reactor', 'Live in Paris', 'Softs', 'BBC Radio' i 'Alive and well'), Soft Machine Legacy ('Steam', 'Soft Machine Legacy') i Theo Travisa ('Double Talk'). I nie ma czemu się dziwić, skoro zespół ma w nazwie słowo legacy. Przecież o dziedzictwo Soft Machine tu chodzi, więc zaciągnięte nazwą zobowiązanie należy wypełnić. Pochodzące z zamierzchłych czasów nagrania sygnowane mianem Soft Machine są już dzisiaj prawdziwymi standardami, dlatego muzycy związani przed laty z tą formacją tak chętnie po nie sięgają.
    Różne składy Soft Machine i Soft Machine Legacy grały ten sam utwór na różnych płytach i za każdym razem brzmiał on zupełnie inaczej. Niekiedy tak bardzo inaczej, że można było odnieść wrażenie, że jest to zupełnie nowa kompozycja.
    Po pierwszym przesłuchaniu początkowe rozczarowanie płytą szybko mija i zmienia się w zdumienie. Zwykle chłodne i szorstkie kompozycje Jenkinsa, Ratledge'a, Hoppera, Etheridge'a i innych na 'Live Adventures' brzmią zadziwiająco lekko, łagodnie i miękko - prawdziwie soft. Ciepłe i aksamitne dźwięki saksofonów, fletu i gitary oraz delikatne perkusji zupełnie nie gryzą się z mocnymi i wyrazistymi dźwiękami basu, czyli pomiędzy instrumentami panuje pełna harmonia. I dzieje się tak za sprawą Travisa, bo na tym krążku Etheridge jest lekko wycofany i wyciszony. Obaj muzycy postawili na grę melodyjną i udało sie im to znakomicie. Na 'Live Adventures' jest więcej rocka niż jazzu, w czym największy udział mają Babbington i Marshall.

    Soft Machine Legacy jest obecnie jedynym aktywnym zespołem wywodzącym się z Cantenbury. Grupa w miarę regularnie występuje i od czasu do czasu wydaje nową płytę. Dobrze się stało, że ukazał się ten album i że zawiera on nagrania zarejestrowane podczas występów w klubach. Właśnie w takich niedużych salach i przy niewielkim audytorium muzyka zespołu błyszczy najjaśniejszym blaskiem. Sporym mankamentem omawianego albumu jest to, że realizatorzy nagrań (Peter Hartl, Fabian Gierscher, Andrew Tulloch) i producenci (Soft Machine Legacy, Leonardo Pavkovic) nie chcieli oddać na nim atmosfery takich występów. Nie słychać powitalnych i pożegnalnych braw, zapowiedzi poszczególnych utworów, prezentacji artystów itp. Z rzadka w tle rozbrzmiewają oklaski i słychać ciche angielskie thank you. I nie ma znaczenia fakt, że nagrania pochodzą z dwóch różnych koncertów - można je było zrealizować i zmontować staranniej. Jeśli ma to być płyta z oklaskami, to niech taką będzie.

    'Live Adventures' ucieszy przede wszystkim sympatyków brzmienia Canterbury, które powoli odchodzi w zapomnienie. Wielbiciele jazz-rocka też znajdą tutaj chwile radości. Nie zawiodą się na tym krążku również ci wszyscy, którzy na sam dźwięk słowa jazz-rock zmykają gdzie pieprz rośnie albo chowają się tam gdzie raki zimują.

    Ocena - 4,5/5

    P.S. Tą płytą dzisiejsi muzycy Soft Machine Legacy złożyli hołd pamięci Eltona Deana i Hugh Hoppera.

    Krzysztof Michalczewski niedziela, 28, listopad 2010 12:44 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.