Album ten miałem okazję poznać bezpośrednio po Heresie. Siłą rzeczy nie mógł zrobić takiego wrażenia, ponieważ wyżej wzmiankowany to doprowadzony do perfekcji styl, jaki w debiucie pojawia się w formie zaczątkowej. Mam również - być może kłopotliwą - tendencję do pojmowania debiutu Wszechświata Zero przez pryzmat Heresie. Jedno przyznam dla słuchacza nie obeznanego z avant-progiem czy RiO - na pewno jest zdecydowanie strawniejszy. Nie jest co prawda tak łagodny i przyjemny jak całkowicie współczesny i również belgijski zespół Aranis, ale też nie wywoła u wrażliwszej osoby gęsiej skórki.
Kompozycje są zdecydowanie regularniejsze. Wyczuwalne są tutaj klasyczne inspiracje Univers Zero takie jak kompozycje Igora Stawinskiego, Beli Bartoka. Bardzo mocno osadzony w modernistycznej muzyce klasycznej, ale nie tak ekstremalnej, dysonansowej jak w przypadku Heresie. Układ rytmiczny jest również mniej skomplikowany, przybiera to nawet pewne regularne kształty, przywołujące wręcz kanoniczne schematy kompozycyjne. Utwory zdecydowanie krótsze, nie ma tutaj 3 rozbudowanych, tylko raptem jeden dłuższy ("Ronde"), jeden średniej długości ("Docteur Petiot"), a inne - można rzec- rozmiar formatu radiowego.
Zdecydowanie mniej niepokojący... wszak trochę suspensu jest, lecz jak się już z tym albumem obędzie, nadaje się nawet pod klawiaturę i ciężko się z nim rozstać. Solidne 5/5.