A+ A A-

Live! In Prague - Praha Slavia Stadium, June 17, 1989

Oceń ten artykuł
(2 głosów)
(2011, DVD koncertowe)

1. The Authorities!
2. White from Black
3. Son Of A Bitch From The North
4. Oh, God!!!!!!!!!!!!!!!
5. In Terms of Money
6. Chichen-Itza Elvis
7. From Bacteria
8. Nagasaki
9. Blood
10. They Own Everything

Copernicus: lead vocals, lyrics
Larry Kirwan: keyboards, guitar, vocals
Mike Fazio: guitar
Thomas Hamlin: drums
Dave Conrad: bass

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Batman ma Jokera. James Bond - tego faceta głaszczącego kota. Człowiek-Pająk naparza się w kółko z Zielonym Goblinem. Nie jestem gorszy. Też mam swoje nemezis. Złośliwy los nieustannie krzyżuje ścieżki moje i Josepha Smalkowskiego, alias Copernicus. W ciągu ostatnich trzech lat miałem okazję zrecenzować trzy płyty tego jegomościa (dwie nowe i reedycję debiutu - tak gwoli ścisłości), choć nijak nie mogę się nazwać jego fanem. A teraz przyszła kolej na koncertowe DVD. No cóż, wspomniany Bond wszystko co robi - robi dla Anglii. Ja też mogę wsadzić raz na jakiś czas osobiste preferencje do kieszeni i ku chwale naszego serwisu opisać jeszcze jedno wydawnictwo szalonego nowojorczyka.

    Rzecz jest ciekawa z socjologicznego punktu widzenia, bo pokazuje pewien szczególny moment w historii. Jest siedemnasty czerwca 1989 roku, u nas ledwie kilkanaście dni temu pani Szczepkowska ogłosiła, że skończył się komunizm. Mury padają, układ warszawski się rozpada. A Smalkowski i jego kompani akurat wtedy mają tournee po krajach demokracji ludowej. Odwiedzili m.in. Moskwę, Wilno, Sopot (jeśli czyta to jakiś świadek tamtego koncertu - zachęcam do skrobnięcia paru słów!) i Pragę. Copernicus miał okazję zobaczyć prawdziwy przełom. W tym kontekście jego apokaliptyczna muzyka była jak najbardziej na miejscu.

    Uwieczniony na DVD koncert z praskiego Slavia Stadium uzmysławia jak bardzo złakniona była rocka demoludowa publiczność. Bądźmy szczerzy - Copernicus nie jest gwiazdą, to formacja niszowa. A mimo to hala jest nabita publicznością (inna sprawa, że tego dnia produkowały się tam jeszcze dwie kapele czechosłowackie i jedna z Enerdowa). Ale furda niszowość, w końcu do braci Czechów przyjechała, cytuję za konferansjerką, "oryginalni kapela z Niujorku!" To wystarczy, żeby publika było do Smalkowskiego i jego ekipy życzliwie usposobiona. Zanim Amerykanie rozpoczną koncert mamy okazję poobserwować ciżbę tłoczącą się przed wejściem i na parkiecie hali. Na tym tle wielki myśliciel Smalkowski snuje przez moment wspomnienia. Twierdzi, że miał wrażenie jakby władze demoludów parły wtedy do reform. Bez komentarza. Tym dziwniej zresztą wypada anarchistyczne w wymowie Authorities! zagrane na początek setu. Oglądanie występu Copernicus może zresztą przyprawić widza o oczopląs, bo jednocześnie obserwujemy dwie różne rejestracje - jedną uwiecznioną przez czechosłowacką telewizję i drugą, sfilmowaną przez nadwornego operatora kapeli. Uwierzcie mi - siedemdziesiąt minut gapienia się w podzielony na dwie części ekran może doprowadzić do szału. Czy nie lepiej byłoby dać widzowi możliwość wyboru w menu?

    Niepokoiłem się o sceniczną prezentację Copernicus, ale muszę uczciwe przyznać, że zespół dał niezły rockowy show. Tym razem nie ma kilkunastu sidemanów, którzy zwykle towarzyszyli Smalkowskiemu w studiu. Skromnie - dwie gitary (Larry Kirwan obsługuje też keyboard i dośpiewuje to i owo), bas i perkusja plus frontman miotający się po deskach jak wariat, okazjonalnie też udowadniający że nie umie grać na klawiszach. Brzmienie jest, powiedzmy, nowofalowe, wpadające w industrial. Brak dęciaków i instrumentów smyczkowych, których zawsze było sporo na studyjnych płytach Copernicus, jakoś nie przeszkadza w odbiorze. Dzięki mniejszej ilości upiększeń muzyka ma większego kopa. Panowie muszą zresztą nadrabiać charyzmą, bo ich improwizacje w połączeniu ze skowytem Smalkowskiego (słowo melorecytacja nie potrafi przejść mi przez gardło) to w żadnym razie nie jest przebojowy materiał, który trafiłby od razu do przypadkowej publiczności. O dziwo - ta strategia się sprawdza! Copernicus co rusz dostają gromkie brawa, zwłaszcza kilkakrotnie zmieniający stroje wokalista, który okazuje się postacią naprawdę charyzmatyczną. Przybija piątki stojącym w pierwszym rzędzie (koncert bez barierek - gdzie te czasy?), biega, skacze, klęka, czołga się. Pozwala nawet fanowi, który wdarł się na scenę, poskowyczeć razem z sobą do mikrofonu. I ani na moment nie zapomina o tonie kaznodziei wieszczącego koniec świata. Sekunduje mu ubrany w fantazyjnie podarte spodnie Kirwan i drugi gitarzysta, Mike Fazio, który pod koniec występu zrzuca garniturek i koszulę, prezentując nagi tors. Jak rock - to rock! Nawet jeśli w hermetycznym wydaniu Copernicus.

    Repertuar koncertu udowadnia, że w początkach działalności Smalkowski bredził nie tylko o cząstkach elementarnych, ale też o ewolucjonizmie (From Bacteria), napiętych stosunkach Meksykanów i Teksańczyków (That Son Of A Bitch From The North, w którym Copernicus przywdziewa poncho i sombrero) czy idolach masowej wyobraźni (Chichen-Itza Elvis). Oczywiście wciąż było to bredzenie, nie oczekujcie od Copernicusa przepisów na życie czy choćby zgrabnych bon motów. Plusik za wplatanie tu i tam czeskich słówek.

    Doprawdy, nie wiem jak ocenić to wydawnictwo. Widać, że TAMTYM ludziom w TAMTYCH czasach występ nowojorskiego ansamblu naprawdę przypadł do gustu. Ale dziś jest dziś, dwadzieścia lat minęło i Europa Centralna jest w innej sytuacji ekonomicznej, politycznej i kulturalnej (przynajmniej dopóki strefa euro nie zawali się z hukiem). Ciekawy dokument czasu przemian, choć zrealizowany (jak wszystkie zresztą wydawnictwa Smalkowskiego) trochę dziwacznie. Tym razem będzie bez punkcików.

    Paweł Tryba środa, 30, listopad 2011 21:40 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.