A+ A A-

Please Don't Touch!

Oceń ten artykuł
(65 głosów)
(1978, album studyjny)
1. Narnia (4:06)
2. Carry On Up the Vicarage (3:11)
3. Racing In A (5:07)
4. Kim (2:14)
5. How Can I? (4:40)
6. Hoping Love Will Last (4:09)
7. Land of a Thousand Autumns (1:57)
8. Please Don't Touch (3:39)
9. The Voice of Necam (3:11)
10. Icarus Ascending (6:21)

Czas całkowity: 38:38
- Steve Hackett ( guitars, vocals, keyboards, percussion )

oraz:
- John Hackett ( flutes, piccolos, bass pedals, keyboards )
- Steve Walsh ( vocals )
- Richie Havens ( vocals, percussion )
- Randy Crawford ( vocals )
- Dave LeBolt ( keyboards )
- John Acock ( keyboards )
- Tom Fowler ( bass )
- Chester Thompson ( drums, percussion )
- Phil Ehart ( drums, percussion )
- James Bradley ( percussion )
- Graham Smith ( violin )
- Hugh Malloy ( cello )

1 komentarz

  • Michał Jurek

    'Please Don't Touch!' była pierwszą solową płytą, nagraną przez Steve'a Hacketta po odejściu z Gensesis, a drugą w ogóle. Wyzwolony z ograniczeń, które narzucano mu w macierzystym zespole, pan Hackett złapał przysłowiowy wiatr w żagle. By zrealizować pomysły, których wcześniej nie mógł urzeczywistnić, zaangażował plejadę wyśmienitych muzyków. Byli między nimi Steve Walsh i Phil Ehart, czyli wokalista i perkusista Kansas, folkowy bard Richie Havens, Tom Fowler i Chester Thopmson, czyli sekcja rytmiczna, która pierwsze szlify zdobywała w zespole Franka Zappy, Graham Smith, członek Van der Graff, czy znana jazzowa wokalistka Randy Crafword. Mając taką ekipę, mógł Steve Hackett nagrać, co tylko sobie zamarzył.

    Efektem jest płyta o niezbyt fortunnym tytule. 'Please Don't Touch'? Ale niby dlaczego właściwie, skoro są powody, żeby do płyty wracać? Wiem, wiem, to przez tę okładkę, ale ja mam jakieś dziwne skojarzenia z Motorheadami*. A to zupełnie nie te klimaty.
    Album otwiera świetne nagranie 'Narnia', inspirowane znaną książką C.S. Lewisa. 'Things they taught you at school can sometimes dissappear', śpiewa Steve Walsh, a ja nie wiem, czy to Steve Hackett z gościnnym udziałem pana Walsha, czy Kansas z gościnnym udziałem pana Hacketta. Ale nic to, bo gitara akustyczna brzmi bardzo zacnie, a i skoczna partia instrumentów klawiszowych oraz świetne chórki (ach, ten Walsh...) sprawiają, że o nagraniu nie można szybko zapomnieć. Nie koniec to literackich wycieczek, bo kolejne 'Carry on up the Vicarage' jest swoistym hołdem dla Agathy Christie. Na uwagę zasługują potężnie brzmiące organy i zniekształcone głosy, rzucające frazy niczym z kryminalnych opowiadań: 'In the world of sinners all are condemned, my son this gun is loaded'. Bardzo sympatyczne i zabawne nagranie. 'Racing in A.' to już Steve Hackett podobny do tego, którego poznaliśmy na pierwszym albumie 'Voyage of the Acolyte'. Częste zmiany rytmu i melodii, świetne partie gitarowe, w środku utworu wtrącona jakby od niechcenia solówka na gitarze akustycznej, skomplikowane wywijasy perkusyjne (te talerze!) i znowu Steve Walsh jako wokalista. Ale mi to nie przeszkadza, bo lubię Kansas ;-).

    'Kim' to krótka dwuminutowa miniatura, w której pan Hackett niemal rzeźbi dźwiękami gitary akustycznej, a mężnie wspierają go dźwięki fletni. Pobrzmiewają w tym nagraniu dalekie echa Erica Satie. Zupełnie jakby jakiś minstrel grał na średniowiecznym dworze. Nie zostajemy w nim jednak na długo. 'How Can I?' zaczyna się bardzo fajnym akustycznym wstępniakiem, a potem prym wiedzie już Richie Havens i jego zdarty wokal. 'Money won't help you to win a new look at things, loving can bring you down so you fall'. Proste, subtelne nagranie, z niby oczywistymi prawdami, o których jednak często się zapomina. W podobnym klimacie utrzymane jest następne 'Hoping Love Will Last', z przepiękną partią wokalną Randy Crafword. Znowu: oszczędna melodia, prosta partia fortepianu z ozdobnymi zagrywkami Hacketta, ale ile się tu dzieje. Pani Crafword wspaniale wyśpiewuje tę miłosną piosenkę, a w połowie nagrania odlatujemy gdzieś w przestworza niesieni partią smyczków. Brawa dla Steve'a Hacketta za to, że potrafił usunąć się w cień i ustąpić pola innym. Syntezatorowo-akustyczny 'Land of a Thousand Autumns' to w zasadzie preludium do nagrania tytułowego. Tu już Steve Hackett jest na pierwszym planie, a jego partie gitarowe, wsparte dudniącym basem, są najwyższej próby. W pewnym momencie gitara wręcz ożywa. Na oryginalnym winylu oba nagrania płynnie przechodziły jedno w drugie; firmie EMI należą się bęcki za to, że remasterując oryginalne nagrania wstawiła między nagrania znacznik podziału i zniszczyła napięcie, budowane oryginalnie przez 'Land of a Thousand Autumns'.
    Jakim kontrastem z tą mini suitą jest następne na płycie 'The Voice of Necam'! Steve Hackett i spółka bawią się tu syntezatorami i komputerami no i cóż... efekt niewątpliwie obniża dotychczasowy wysoki poziom płyty. Trochę tu fajnych melotronowych chórków (czyżby to stąd Stefan W. z Porcupine Tree czerpał inspiracje?) i akustycznych partii gitary, ale natrętny karuzelowy motyw w otwarciu nagrania bardzo drażni. Płytę w wersji podstawowej zamyka podniosły 'Icarus Ascending'. Bardzo zacnie wypada ten lot Ikara, z dość zadziornym śpiewem pana Havensa, świadcząc o tym, że przeplatanie fragmentów dynamicznych i melancholijnych opanował Steve Hackett do mistrzostwa, jak również mieszanie stylów, bo w połowie dostajemy melodię w stylu jakiegoś reggae... Na szczęście trwa to krótko, bo powraca naczelny motyw progresywny i niesie już słuchaczy do szczęśliwego (?) końca.
    Na remasterze słuchacz znajdzie też garść utworów dodatkowych, m. in. 'Narnię' z Johnem Perrym jako wokalistą (jednak Walsh lepszy), 'Land of a Thousand Autumns' i 'Please Don't Touch' w wersji live (brzmi świetnie, to musiał być wyborny koncert) i jeszcze jedno alternatywne ujęcie 'Narni', tym razem już ze Stevem Walshem, ale bez chórków. Można posłuchać, dobrych rzeczy nigdy za wiele.

    Bardzo to zacna płyta i z dobrego rocznika ;-). W zasadzie jedyny zarzut, jaki można by jej postawić, to spory rozrzut stylistyczny, ale do tego pan Hackett zdążył już fanów przyzwyczaić. I trochę szkoda, że nie ma na płycie killera na miarę 'Shadow of the Hierophant'. No, ale takich nagrań nie komponuje się codziennie. Tak czy inaczej, za 'Please Don't Touch!' należy się bardzo solidne:
    4/5
    *była tak piosenka na płycie 'Ace of Spades'

    Michał Jurek czwartek, 21, październik 2010 20:25 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.