Zenith Acoustic

Oceń ten artykuł
(4 głosów)
(2022, album studyjny)

01. Aside (acoustic version) - 8:24
02. Frozen (acoustic version) - 5:22
03. Halfway (acoustic version) - 7:08
04. Fox (acoustic version)- 6:24
05. Knife (acoustic version) - 4:07
06. Trip (acoustic version)- 10:56

Czas całkowity - 42:21

- Krzysztof Borek – wokal
- Maciej Meller – gitara
- Zbigniew Florek – instrumenty klawiszowe
- Jacek Mazurkiewicz – kontrabas
- Łukasz Oliwkowski – perkusja
- Piotr Rogóż – saksofon (1,2,5)
- Paweł Hulisz – trąbka, flugelhorn (3,5)
- Jacek Zasada – flet (2,4)
- Kamil Szewczyk – obój (1)

 

Media

Więcej w tej kategorii: « Zenith Live After Zenith »

1 komentarz

  • Dariusz Maciuga

    Przyznam, że z dość dużą rezerwą podchodzę do takich wydawnictw, niezależnie od tego, czyjego autorstwa są. Słuchanie znanych mi utworów w innych aranżacjach i w innej szacie brzmieniowej zazwyczaj przychodzi mi z trudem. Potrzebuję nie lada wysiłku, żeby odciąć się mentalnie od znanych mi często prawie na pamięć kompozycji i zagłębić się w ich nową jakość. Abstrahując od tego, jaka owa jakość jest, zazwyczaj takie płyty kończą (z nielicznymi wyjątkami) jako jedynie ciekawostki w dyskografiach. Dodam, że według mnie raz nagrany album wyczerpuje w pełni to, co dany artysta miał do przekazania. W przypadku „Zenith Acoustic” jest inaczej, bo nie jest to zbiór utworów z różnych albumów. Wszystkie pochodzą z jednego. Mało tego, one pochodzą z jedynego do tej pory solowego albumu Macieja Mellera. Tworzy to pewien teoretyczny problem, bo można by spodziewać się albumu będącego dosłownie inną wersją poprzedniego. Tak jednak nie jest i trzeba uczciwie przyznać, że muzyka na niej jest naprawdę wyjątkowa. Nie mogę powiedzieć inaczej niż to, że te wersje całkowicie mnie przekonują. Powołam się tu na rozmowę, jaką z Maciejem przeprowadził (na kanale YT Mellera) Mariusz Duda przy okazji wydania płyty „Zenith”. Określił on tę płytę jako zwykłą, niemającą na celu przeprowadzać żadnej rewolucji w muzyce, ale starającą się ukazać w pewien sposób samego jej autora z jego przemyśleniami na temat przemijającego życia i jego przyszłości. Pozwolę sobie odnieść słowa Dudy do recenzowanego albumu. Bo mimo że są to inne wersje utworów z tamtej płyty, to jednak rdzeń pozostał, więc nie ma tu żadnego patosu, skomplikowanych zagrywek i połamanych rytmów. Ponadto, co istotne - zmiana aranżacji i instrumentów nie jest aż tak radykalna, żeby wprowadzić słuchacza w konsternację. Zdecydowanie najistotniejsze jest to, że poza standardowym instrumentarium Meller wprowadził kontrabas, saksofon, trąbkę, flet i obój. I właśnie to ma decydujące znaczenie dla klimatu muzyki. Jakkolwiek dziwnie to zabrzmi, to muzyka momentami dość mocno przywodzi na myśl smooth jazz. Nie w kwestii melodii lub brzmienia instrumentów ale spokojnego i w pewnym sensie lekkiego klimatu wykreowanego przez wspomniane instrumenty. Jednak nie można powiedzieć, że jest to muzyka z rodzaju lekkiej, przyjemnej i – tym bardziej - łatwej. Jak już kiedyś zaznaczyłem, muzyka to tylko po części dźwięki i słowa. Poza tym są jeszcze emocje i odczucia, jakie wywołuje u słuchacza. A te nie należą tu do wesołych i lekkich. Są refleksyjne, ale trzeba wyraźnie zaznaczyć, że w żadnym wypadku dołujące. Zresztą ogólna treść tekstów dotyczy niepewnej przyszłości, przeznaczenia, lęku i tego pokroju spraw, więc siłą rzeczy nie może być wesołkowato. Wracając do muzyki - nie jest tak, że słychać tylko jazzowe wpływy. To tylko jedna, choć w istocie wyróżniająca się strona medalu. Druga to ta, która ukazuje głębokie dźwięki kontrabasu, ocierające się o ambient tła i nieco niepokojących klawiszowych dźwięków. I dopiero obie strony, razem wzięte składają się na dojrzałą i bardzo wysublimowaną całość. Powiem wprost: trzeba posiadać specyficzny rodzaj wrażliwości, żeby tę muzykę w pełni zrozumieć i odkryć jej wartość, bo choć wszyscy mogą jej słuchać, to nie do każdego trafi.

    Nie byłbym sobą, gdybym nie napisał choć paru słów o okładce. Wiem, że dla wielu jest to sprawa drugorzędna, ale ja przywiązuję do niej dużą wagę. Uważam, że oprawa graficzna powinna uzupełniać warstwę muzyczną lub przenikać się z nią. W „Zenith Acoustic” korelacja muzyki i grafiki jest idealna a ilustracje, mimo że bardzo skromne, są wręcz modelowe. Samotny wędrowiec w środku zimowego, górskiego lasu na froncie okładki. W środku - zdjęcia pokrytego śniegiem pustkowia z pojedynczymi drzewami. Tył to znów górski ośnieżony las. Wszystko w stonowanej, melancholijnej, niebiesko – różowej kolorystyce. Taki typ zdjęć lubię najbardziej, choć najważniejsze jest oczywiście to, że razem z muzyką tworzą perfekcyjną jedność.

    Na koniec bardzo luźne spostrzeżenie. O ile muzyka zespołów takich jak Motorhead, czy AC/DC dobrze sprawdza się na podkładzie z piwa lub whisky, to muzyka Macieja Mellera współgra idealnie z filiżanką dobrej kawy i zimowym krajobrazem za oknem. Wtedy każda z tych trzech rzeczy zaczyna smakować jeszcze lepiej.

    P.S. Jest w tej muzyce jakiś magnetyzm, który... nie pozwala na wyciągnięcie płyty z odtwarzacza...

    Dariusz Maciuga wtorek, 22, luty 2022 11:43 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.