A Scarcity of Miracles to z pewnością jedna z najbardziej wyczekiwanych płyt w roku bieżącym. Nawiązujący do King Crimson zarówno składem, jak i podtytułem - A King Crimson ProjeKct album wzbudza wśród fanów Roberta Frippa ogromne zainteresowanie i chyba nie mniejsze nadzieje. Do premiery zostało trochę ponad dwa tygodnie i pewien jestem, że każdy, komu bliski jest progres po to wydawnictwo sięgnie, chciałbym jednak nieco was na spotkanie z tym Niby-Królem przygotować.
Po pierwsze - to nie jest płyta Crimson. Robert Fripp twierdzi, że w całej swej niekarmazynowości album ten posiada jakiś pierwiastek King Crimson i trudno, żeby było inaczej, skoro grają tu Fripp, Mel Collins, Tony Levin i Gavin Harrison, a i Jakko Jakszyk, chociaż członkiem Crimson nigdy nie był od lat ma z tym zespołem pewne związki. Jednakże Scarcity of Miracles jako całość bardzo daleko odchodzi od filozofii grania, na której przez lata opierały się kolejne wcielenia King Crimson.
Tym, co zasadniczo różni omawiany album od In the Court of the Crimson King, Larks' Tongues in Aspic, Discipline, The Power to Believe, czy jakiejkolwiek innej płyty Crimson jest brak eksperymentu. Na A Scarcity of Miracles próżno szukać tej wstrząsającej ekspresji, która od zawsze towarzyszyła King Crimson. Muzycy stawiają tu na ładny, wieczorny nastrój, znany choćby z albumów Davida Sylviana, lub Brendana Perry. Mamy więc muzykę urokliwą, nieco anemiczną, niezmąconą niemal żadnym drażniącym dźwiękiem, który mógłby wybić nas z refleksji. Mamy przyjemne, dobre piosenki, zaaranżowane subtelnie i ze smakiem, których nieco pościelowa stylistyka raczej nie powinna nikogo zrażać, ale również niewielu słuchaczy powali na kolana...
No i właśnie! Jakość tego wydawnictwa została wspaniale opisana przez jego tytuł : A Scarcity of Miracles - Niedostatek Cudów. Jeśli ktoś po Jakszyku, Frippie, Collinsie i spółce spodziewał się cudów, arcydzieła, które zostawi inne w tyle, ten może poczuć się nieco zawiedziony. Stworzonego przez nich albumu słucha się dobrze, nie nudzi się zbyt szybko, właściwie można spędzić cały dzień przy tej muzyce, ale męczenia jej na słuchawkach i w wielkim skupieniu raczej nikomu nie polecam. Oczywiście można i warto wsłuchać się w jak zwykle porywającą grę Frippa, w doskonałe pasaże saksofonowe Mela Collinsa (nota bene chyba najodważniejsze, najbardziej nieokiełznane partie instrumentalne z A Scarcity of Miracles należą właśnie do niego), ale patrząc całościowo ujrzymy po prostu dość dobre (ale bynajmniej nie wybitne), przyjemnie zaaranżowane piosenki. I chyba nic ponadto.
Oczywiście, jestem przekonany, że płyta znajdzie rzesze zwolenników, zresztą sam do jej przeciwników absolutnie się nie zaliczam, tylko, że, nie będę ukrywał, po albumie z King Crimson w podtytule, nawet z dopiskiem ProjeKct spodziewałem się czegoś więcej. Cieszę się, że Fripp cały czas poszukuje, podoba mi się to, że nigdy człowiek nie wie, co na jego nowej płycie się znajdzie, jednak zawsze oczekuje się od niego choćby namiastki olśnienia. Tutaj kompletnie jej nie znalazłem. Dostałem do ręki po prostu dobry album, jeden z wielu dobrych, o którym jak mniemam za kilka lat mało kto będzie jeszcze pamiętał. Zaiste, Scarcity of Miracles jest udanym projektem pobocznym muzyków wielkiej kapeli. I zupełnie niczym więcej.
Ciężko mi ująć ocenę tego wydawnictwa w liczbę. Z jednej strony słucham tego z przyjemnością i na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę, lecz ze strony drugiej A Scarcity of Miracles - A King Crimson ProjeKct bardzo daleko do wielkości.
Ocena: minus dobry.