Hołd

Oceń ten artykuł
(9 głosów)
(2014, Album Studyjny)

1. Dorożką na Robofest 05:23
2. Improwizacja w A 05:53
3. Sen wynalazcy 06:56
4. Gdie dievalsja Ty 04:09
5. Okrąg losu 03:05
6. Zachód słońca w Starych Wasiliszkach 04:31
7. Pożegnanie 05:50
8. Hołd dla N. 07:58
9. Wciąż w moich myślach 03:17
10. Still In My Soul 03:09 (bonus)

 

Robert Kanaan: keyboards and synthetizers
Krzysztof Duda: keyboards and synthetizers
Przemysław Rudź: keyboards and synthetizers

Więcej w tej kategorii: « Gaja Continuum »

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Czesław Niemen jest jednym z najbardziej niesprawiedliwie potraktowanych przez historię polskich artystów. Będę tego zdania bronił jak niepodległości. Jak to, zapyta ktoś. Przecież nazwisko Niemena nie cichnie, dekadę po jego śmierci wciąż nie milkną hołdy składane autorowi „Dziwny jest ten świat”! I właśnie tu leży pies pogrzebany. Niemen sprowadzony do tej jednej piosenki czy do płyty pod tym samym tytułem to Niemen tragicznie niepełny, ułamkowy wręcz! To malutka cząstka prawdziwego geniusza, wizjonera i muzycznego kameleona! A tymczasem nasze opiniotwórcze ośrodki z zapałem godnym lepszej sprawy sprowadzają dokonania pana Czesława do autorstwa tylko pierwszych jego krążków. Pierwsze longi, z nazwijmy umownie, soulowego okresu twórczości Niemena da się pokryć ochami i achami – bo piosenkowe. Z „Niemen Enigmatic” już nie tak łatwo, bo zaczynają się eksperymenty – i z fusion, i z muzyką cerkiewną. Ale jest tam przebój „Jednego serca”, więc jeszcze jakoś da się tę płytę wepchnąć do sztucznie okrojonego kanonu. Plus nagrania rozproszone zebrane potem na składance „Sen o Warszawie” Już one świadczą o wielkim „materii pomieszaniu”, jakie było udziałem Niemena od początku jego muzycznej działalności. Bo są tam i nagrania zgoła popowe z orkiestrą Michela Colombiera (tytułowy utwór, kolejny Niemenowski klasyk) i Niemen czysto rock’n rollowy i ten najwcześniejszy – wykonujący… pieśni południowoamerykańskie, w sombrero i z marakasami. Ale OK, to są jeszcze bezpieczne terytoria, układ zwrotka-refren, więc „cierpliwa publika łyka i łyka”. A potem? No potem to też tworzył Niemen, panie, tworzył, jeszcze dużo płyt nagrał i na Zachodzie kilka też, i współpracował z muzykami, co to potem SBB założyli. To takie ambitne było, że ho, ho!

    No właśnie – Niemen zrobił się tak ambitny, że przestał być idolem mas. Podobnie jak jego protegowani, którzy później utworzyli SBB stał się artystą, owszem, renomowanym, ale jednak niszowym. Robił swoje, najczęściej wyprzedzał swoją epokę (przynajmniej na skalę krajową) i dziś jego albumy od „czerwonego” wzwyż mogą liczyć na prezentację co najwyżej w nocnych audycjach radiowych dla maniaków rocka albo w TVP Kultura. Niemen ma za to wyrobioną markę wśród zachodnich koneserów. Pamiętam jak klika lat temu byłem umówiony po koncercie z wokalistą pewnego angielskiego zespołu, wielkim miłośnikiem lat 70tych. Zamiast chlebem i solą powitałem go kilkoma polskimi klasykami, wśród nich „Enigmatic”. Nazwisko Niemena nie było mu obce. Natomiast jego kolega, perkusista, popatrzył mu przez ramię i zawołał: „Enigmatic! Chłopie, dostałeś świetny prezent!”.

    Powoli, powoli sytuacja wraca jednak do normy, przywraca się świadomości Polaków całość dorobku Niemena. Wreszcie (!!!) nakładem Polskich Nagrań wychodzą reedycje jego albumów, Natalia Niemen jeździ po kraju z programem „Niemen mniej znany”, w którym skupia się na utworach z ostatnich krążków ojca – „Terra Deflorata”i „Spodchmurykapelusza”. Wreszcie do zasłuchanych we wczesnym, stosunkowo łatwym Niemenie Polaków średniego pokolenia i młodszych zaczyna docierać, że pan Czesław był awangardystą na całego. Tak jak kiedyś może kiedyś dotrze do nich, że ta lekka, łatwa i biesiadna Budka Suflera zaczynała od progresywnych suit (w „Szalonym Koniu” na Moogu grał zresztą gościnnie… Niemen!).

    Ale raptem się okazuje, że pan Czesław nie jest tylko inspiracją. Stał się symbolem. Na tyle ważnym, że artyści, którzy czerpali z jego dorobku nagrywają albumy nie tylko z jego utworami (takich ukazał się już cały stos), ale także o nim! O jego życiu, trudnych początkach, poszukiwaniu drogi twórczej. Taką właśnie płytą jest „Hołd”. Trzej polscy specjaliści od klawiatur postanowili w swoim muzycznym języku opisać losy idola. Wzruszające! A wzrusza tym bardziej, kiedy zwrócimy uwagę na przekrój wiekowy uczestników przedsięwzięcia. Seniorem jest tu Krzysztof Duda, dziś 66-latek. Organista, który sięgnął po instrumenty elektroniczne (podobną drogę twórczą w XXI wieku przebył Maciej Braciszewski, ale to inna historia). Duda zilustrował muzycznie wiele programów TVP jeszcze w latach 80tych. Niedawno jego archiwalia ukazały się na wspominkowym krążku „Altus” (dziękujemy nieocenionemu GAD Records!). Robert Kanaan ma dziś pięćdziesiąt lat. Tworzy muzykę teatralną i autorskie albumy – najczęściej są to cykle utworów tworzące konceptualną całość. Kanaan jest zaprzeczeniem zimnego, „berlińskiego” brzmienia. Tworzy ciepłą, ilustracyjną muzykę w duchu Vangelisa i Kitaro, jego koncepty często wiążą się z wyznawanym przezeń buddyzmem. Przemysław Rudź jeszcze nie przekroczył czterdziestki, a już ma status klasyka rodzimej elektroniki – i za albumy solowe i za te nagrane w kooperacjach z Dudą, Józefem Skrzekiem czy Władysławem Komendarkiem. Międzypokoleniowy dream team. Niszowy, ale jednak! I wszyscy ci panowie przyznają się do fascynacji Niemenem, uznają go za ważny punkt odniesienia.

    No i dostajemy to, czego mogliśmy się spodziewać. Orgię syntezatorów, taką, jaką na przełomie lat 70tych i 80tych zapoczątkowali u nas w Polsce Niemen właśnie, Komendarek czy Skrzek. Jest klasycznie, tradycyjnie, co nie oznacza, że biednie. Zaczyna tandem Rudź/ Duda – ich „Dorożką na Robofest” to wariacja a temat Niemenowskiego „Dorożką na Księżyc” z longplaya Katharsis, gdzie artysta pierwszy raz tak zdecydowanie odleciał w solowo tworzoną elektronikę. To współczesne odczytanie i rozwinięcie żyje, pulsuje, nie jest tylko odkopywaniem archiwaliów. „Improwizacja w A” to trochę inna szkoła – słychać te relaksujące pogłosy, Kanaanowską szkołę easy listening. A potem znów Kanaan, przerabiający sam siebie. Aby wydobyć atmosferę grodzieńszczyzny, gdzie urodził się bohater krążka, wykorzystuje swój dawny flirt z muzyką pi razy drzwi z tamtych rejonów- „Gdie dievalsja ty” pojawiło się już na jego albumie „Białe gołębie”, gdzie dodał elektroniczne podkłady do śpiewu żeńskiego chóru staroobrzędowców z Podlasia – tu mamy samo gołe tło, bez zawodzeń starszych pań. Trochę szkoda… Spokojnie, lirycznie prezentuje się Duda w „Okręgu losu” – kawałek trochę przypomina atmosferą słynny „Crockett’s Theme” Jana Hammera. Fajnie wypada dość żwawa kooperacja Hammonda (obstawiam Dudę) z syntezatorami (pewnikiem Rudź) w „Zachodzie słońca w Starych Wasiliszkach” – czyli w miejscu urodzenia Niemena. „Pożegnanie” to taki lekki new age pod lata 80te jak to bywa u Kanaana, podczas gdy „Hołd”, solowa propozycja Dudy, przywodzi na myśl pierwsze elektroniczne próbki Józefa Skrzeka z longplaya „Pamiętnik Karoliny”. Utwór jest melodyjny, dostojny, ale ciut zbyt płasko brzmi. Nie mogę postawić tego zarzutu kolejnemu solowemu utworowi Dudy, „Wciąż w moich myślach”. Jego popisy na „Hammondziaku” ani chybi są nawiązaniem do gry samego Niemena, który bardzo cenił ten instrument. A dlaczego ostatnie w stawce „Always in my soul” Dudy opisano jako bonus? Nie mam pojęcia. Tytuł w sumie też można byłoby odnieść do osoby utraconego mentora. A i te organy zacne, pulsujące jak u Jona Lorda parę dekad temu.

    „Hołd”, jeśli dobrze wczytać się w historię muzyki popularnej, jest albumem wyjątkowym. Alegorie losu rockowego idola owszem, zdarzały się („Ściana” Floydów, „Too Old To Rock’n Roll, Too Young To Die” Jethro Tull), ale to byli idole wyimaginowani, symboliczni – takie wielokropki, w które mogło się wpisać dowolnie wybrane nazwisko. Tu mamy konkretnego, realnie żyjącego bohatera. Był kiedyś, proszę dzieciarni, pan Czesław Niemen, co niczym Kopernik wstrzymał w Polsce bigbit i ruszył awangardę. To była wielka postać. Tak wielka, że jego wcześni i późni wnukowie oddają mu dziś hołd. Skądinąd – świetny muzycznie! A przecież zawsze tylko o to w tej zabawie chodzi. Że to muzyka dla ograniczonego kręgu odbiorców? Ano, fakt… Ale z drugiej trony – jeśli już koniecznie chcecie znaleźć do swojej kolekcji płyt jeden, jedyny krążek ze współczesną polską elektroniką – to spokojnie może to być ta płyta. Świetny poziom, ciekawy koncept i uchwycona specyficzna sztafeta pokoleń. Niemen podchodził do przeróbek własnych utworów dość nieufnie. Kto wie, może ten „Hołd” byłby bliższy jego sercu?

    Punkcikami rzecz ujmując: 4,5/5

    P.S. Wciąż czekamy na całościowy obraz Niemena. Przez ostatnie dwie dekady życia wydał raptem dwa autorskie krążki, a większość stworzonych wtedy utworów trafiła do szuflady. Od jego śmierci dostaliśmy dwie ciekawe koncertówki, z jazz rockowego okresu twórczości, plus szybciutko wycofany ze sprzedaży w związku z prawnymi perturbacjami oficjalny bootleg „Terra Deflorata - koncert” z czasów ściśle już elektronicznych. Dwadzieścia lat działalności naszego dobra narodowego nadal czeka na ujawnienie. Może by tak serię wznowień uzupełnić premierami? Rozmarzyłem się…

    Paweł Tryba środa, 20, sierpień 2014 21:29 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.