Gabriel 'Gonzo' Koleński podsumowuje rok 2013
środa, 08 styczeń 2014 22:42 Dział: Felietony, eseje, referaty,...
1. Votum - "Harvest moon" - jak dla mnie, genialna płyta, ja tu odnajduję wszystko co lubię w muzyce. Jest świetny pomysł (Votum standardowo nagrało concept-album), bardzo dobre, obrazowe teksty, wciągająca fabuła, dobre kompozycje i pomysłowe aranżacje, duża ilość energii i zaangażowania, dobre solówki i świetny wokal (wielka szkoda, że Maciej Kosiński odszedł z zespołu,ciężko będzie go przebić). Dla mnie jest to album kompletny, skończony, poukładany, ale dostarczający wielu emocji. Często towarzyszył mi przez cały rok, o różnych porach dnia i nocy, mocno mnie poruszył, dlatego w moim prywatnym podsumowaniu ląduje na podium.
2. Flower Kings - "Desolation rose" - czy najnowsza płyta Flower Kings mogła nie pojawić się w moim podsumowaniu? Mogła, ale nie gdy zespół jest w takiej formie. "Banks of eden" nagrali po pięcioletniej przerwie, teraz uderzają po roku z małym okładem. Jest bardzo stylowo, klimatycznie, może trochę oszczędniej niż wcześniej, ale za to pojawiła się mała nowość w ich twórczości. Ale nie będę tego zdradzał, napiszę to w recenzji.
3. Riverside - "Shrine of new generation slaves" - albo po prostu "S.O.N.G.S", czyli kolejne dzieło znanego warszawskiego kwartetu progresywnego, heh. Prawda jest taka, że Riverside jest międzynarodową gwiazdą w świecie ambitnego rocka. Niektórzy ich pewnie za to nie lubią, ale uważam, że to nie zespół ma z tym problem. Znam i mam każdą płytę Riverside (z wyjątkiem singli) i moim zdaniem najnowsza w niczym nie ustepuje poprzednim. Śmiem wręcz twierdzić, że za co nie zabierze się ekipa Mariusza Dudy, to zrobi to dobrze. Na "S.O.N.G.S." jest trochę inaczej niż w przeszłości, ale utwory trzymają poziom i wyróżniają się, myślę że najgorsze co mogłoby przydarzyć się Riverside to zjeść własny ogon, na szczęście, nie tym razem.
4. Monster Magnet - "Last patrol" - różne rzeczy o tej płycie czytałem, od euforii po rozczarowanie. Osobiście bardziej opowiadam się za tym pierwszym. Jest zdecydowanie inaczej niż chociażby na poprzedniej płycie (która była dla mnie powrotem MM do wysokiej formy), spokojniej, miał być powrót do psychodelii i klimatów Hawkwind i częściowo rzeczywiście tak jest. Pewnych rzeczy nie da się wskrzesić, ale i tak na najnowszym albumie Amerykanów jest czego słuchać, utwory szybko wchodzą do głowy, mają swoją specyficzną atmosferę i zachowują ducha Monster Magnet.
5. Steven Wilson - "Raven that refused to sing and other stories" - Stefan wyśpiewuje historie o duchach! Niezły numer, co? I to nie jeden. Recenzowałem tą płytę na łamach serwisu, więc nie będę się powtarzał, ale najnowszy krążek Wilsona uważam za bardzo udany, choć niełatwy. Swoją drogą to chyba najbardziej ambitna i złożona muzyka jaką Steven popełnił na swojej solowej drodze.
6. Queens of the stone age - "...like clockwork" - fajnie, że panowie powrócili w takim stylu. Płyta mocno zróżnicowana, zarówno pod względem klimatu, jak i samych kompozycji, mimo to spójna, zespół nie poszedł na łatwiznę, nagrał płytę ambitną, ale nie niestrawną, nie mniej wymagającą pewnej dawki skupienia i cierpliwości. Bardziej przystępnych "hitów" zresztą też nie brakuje.
7. Ayreon - "The theory of everything" - ale ten człowiek ma zdrowie. Wprawdzie odpoczął trochę od swojego głównego projektu, ale nie próżnował (dobry album Guilt Machine, zjawiskowy drugi Star One i płyta solowa). Co można odnaleźć na najnowszej płycie Ayreon? Wszystko to co do tej pory i więcej. Nowe głosy (m.in. Sara Squadrani, JB, Tommy Karevik), nawiązania do muzyki folk i zupełnie nową historię, oderwaną od science-fiction. Powiem szczerze, jeśli ktoś nie trawi stylu Lucassena to najnowsza płyta go do niego nie przekona, reszta może brać w ciemno.
8. Fish - "The feast of consequences" - Fish w świetnej formie, doskonale słucha się jego najnowszych utworów. Zarówno prostych, melodyjnych ("All loved up"), tych bardziej złowieszczych, z powoli budowanym nastrojem ("Perfume river"), jak i potężnie rozbudowanych, chwytających za gardło i serce ("Highwood suite"). Nie brakuje emocji i energii, mimo że w aranżacjach użyto dużo brzmień akustycznych.
9. RPWL - "Show beyond man and time" - nie jestem fanem odgrzewanych kotletów, ale gdyby wszystkie były tak smakowite jak ten album to moją dietę stanowiłyby wyłącznie one. Koncertu Niemców nagranego w naszym radosnym kraju, zarówno doskonale się słucha, jak i ogląda. Kilka prostych zabiegów, kilka partii więcej, do tego energia grania na żywo i świetna płyta jest gotowa. Spójny, wciągający występ.
10. UDA - "Łowy kraby" - generalnie nie boję się żadnej muzyki, wszystkiego warto posłuchać (poza wyjątkami, które potwierdzają tą regułę). Nie znam się na jazzie ani na muzyce fusion, do Ud (tudzież twórczości zespołu UDA) podszedłem na spokojnie i jako totalny laik. Nie przeszkodziło mi to w odczuwaniu przyjemności płynącej ze słuchania ich nowej płyty "Łowy kraby". Najcześciej przy konsumpcji ostatniego dzieła ekipy z Krakowa towarzyszyło mi rozbawienie, bowiem poczucie humoru mają UDA przednie, choć dość specyficzne, nie każdemu może przypasować. Jeśli piosenka jest zatytułowana "Rajstopy z dziuramy", "Diamentowy Gruzin" czy "Krakowska szkoła Gangbangu" to wiedz, że coś się dzieje...
11. Clive Nolan - "Alchemy live" - chyba największe przedsięwzięcie Clive'a Nolana ostatnich lat. Zazdroszczę tym, którzy widzieli to na żywo, pozostałym (w tym również mi) nie zostało nic innego jak zobaczyć przedstawienie w wersji DVD. Zresztą "Alchemy" wydano w kilku różnych wersjach, do wyboru, do koloru.
12. Cyril - "Gone through years" - nowy zespół, debiutancka płyta, ale muzycy niezbyt nowi, znani z innych niemieckich formacji takich jak: Seven steps to the green door czy Toxic Smile. Bardzo udana płyta, fajny concept album, historia oparta na "Wehikule czasu" Wellsa. Mocna sekcja rytmiczna, dużo energii, świetne melodie i refreny, bardzo dobry wokalista (chociaż czasem podśmiewuję się z Larrego B. ze względu na dużo podobieństwo jego barwy do Phila Collinsa, przynajmniej w moim mniemaniu). Czasem warto posłuchać czegoś nowego, nieznanego.
13. Blindead - "Absense" - czasem trzeba wymyśleć siebie na nowo żeby być naprawdę sobą. Odnoszę wrażenie, że ten zespół przyjął właśnie taką zasadę. Już raz to zrobili, na poprzednim albumie, który mocno wyróżniał się od poprzednich, teraz poszli o krok dalej. Pewnie nie każdy się z tym zgodzi, ale dla mnie to właściwy krok, tu nikt nikogo nie przygniata nadmiarem riffów czy growlu, ale atmosferę można kroić nożem, do tego świetny wokal i teksty.
14. Tenebris - "Alpha orionis" - zdaje się, że ta płyta to czarny koń tegorocznych podsumowań. Kolejny, po Blindead, zespół, który dążąc do ewolucji swojego stylu zaproponował coś zupełnie odmiennego, przynajmniej w stosunku do swoich wczesnych dokonań. Mieszanka metalu, proga, muzyki awangardowej i nie wiadomo czego jeszcze. Bardzo specyficzny, kosmiczny klimat, trudna muzyka, ale dająca satysfakcję.
15. The Ocean - "Pelagial" - Niemcy z The Ocean również się rozwijają, kombinują ale nie tak drastycznie, jak inne zespoły w moim podusmowaniu. The Ocean niejako znaleźli swoją niszę, eksplorują ją dość konsekwentnie. Tym razem wzięli się za nurt marynistyczny i bardzo dobrze im to wyszło. Jest mrocznie, czasem ciężko, czasem delikatnie, czy generalnie The Ocean.
single:
jeśli chodzi o single to starałem się wybrać zespoły, których nie umieściłem w podsumowaniu płytowym:
1. Ananke - "Mirrors" - wyjdzie na to, że jednak jestem wielkim fanem odgrzewanych kotletów, heh. "Mirrors" to "Lustra" z "Shangri-La". Coś jest w tym co kiedyś powiedział sławetny inżynier Mamoń. Adam Łassa śpiewający po angielsku wzbudza kontrowersje, mnie osobiście nie razi, zespół może trochę traci na oryginalności, ale zyskuje wszechstronność.
2. Padre - "Frantic day" - cóż za radosna pieśń. Tym czasem pełna płyta zespołu jakoś mi umknęła. Postaram się nadrobić latem, bo dla mnie to taka wakacyjna muzyka, wyluzowana, kojąca, optymistyczna.
3. Tides from Nebula - "Only With Presence" - zacznę od małego sprostowania, najnowsza płyta TFN nie znalazła się w moim podsumowaniu, bo... jeszcze jej nie słyszałem. Wiem, wstyd, nadrobię jak najszybciej. Ten konkretny kawałek to jak dla mnie eksplozja radości, nadzieji. No i więcej Mogwai niż Pelican.
4. Lebowski feat. Markus Stockhausen - "Goodbye My Joy" - w tym przypadku konsumowanie utworu jest jak najbardziej wskazane w połączeniu z teledyskiem towarzyszącym temu kawałkowi. Bardzo fajna muzyka, udana kooperacja.
5. Question Mark - "Balancing" - niestety nie słyszałem całej płyty, ale "Balancing" jest urzekające i niezwykle emocjonalne. Świetna partia gitary, dobrze budowany nastrój, trzyma w napięciu do końca. W tym przypadku również polecam z teledyskiem.
Gabriel "Gonzo" Koleński
1. Open The Door, See The Ground (10:17)
2. Conversation (8:02)
3. Pop Sick Love Carousel (6:16)
4. Reverie #2 (14:51)
5. Love Letter From Canada (4:26)
6. Dangerous Kitchen (9:04)
7. A Dancing Girl From Planet Marsavishnu Named After The Love (10:48)
Czas całkowity: 63:44
- Reza Ryan (guitar)
- Adi Wijaya (keyboards)
- Enriko Gultom (bass)
- Algiah Akbar (drums)
gościnnie:
- Nicholas Combe (sax)
1. Ruckstürz (24:50)
2. Quitting Time (14:24)
3. La tendresse (12:57)
dodatkowo
4. Dreamdance (11:51)
- Bernd Kistenmacher (all electronics & effects)
Wydawca
Green Tree (Megaphone records)
01. War Pigs
02. Into The Void
03. Loner
04. Snowblind
05. Black Sabbath
06. Behind The Wall Of Sleep
07. N.I.B.
08. Methademic
09. Fairies Wear Boots
10. Symptom Of The Universe
11. Iron Man
12. End Of The Beginning
13. Children Of The Grave
14. God Is Dead?
15. Sabbath Bloody Sabbath (Intro) / Paranoid
- Ozzy Osbourne - wokal
- Tony Iommi - gitara
- Geezer Butler - gitara basowa
oraz:
- Adam Wakeman - instrumenty klawiszowe
- Tommy Clufetos - perkusja
Co mi w duszy gra, czyli o muzycznym podsumowaniu 2013 roku słów kilka.
niedziela, 29 grudzień 2013 19:42 Dział: Felietony, eseje, referaty,...Okres przed nowym rokiem to czas wewnętrznych refleksji, egzystencjalnych rozważań oraz… różnego rodzaju podsumowań. Tym razem jednak, ta coroczna „formalność” okazała się dla mnie niezwykle kłopotliwa, z różnych powodów. Kilkakrotnie podkreślałem w recenzjach, że ten rok był bardzo obfity dla muzyki i prawda jest taka, że nie tylko rock progresywny na tym zyskał, ale też inne, gatunkowe płaszczyzny. W konsekwencji, kilka tegorocznych wydawnictw ma szanse przejść do kanonu, niektóre z nich są klasycznym „wielkim powrotem”, a jeszcze inne podtrzymują formę danych artystów. Jak okiełznać tę muzyczną falę? Gdzie tam falę… Tsunami! W tym roku zrezygnowałem z podziału na kategorie. Stwierdziłem, że nie będzie to miało reprezentatywnego odbicia na całość i choć w dużej mierze przeważają wykonawcy tworzący scenę progresywną (co poradzić, taka praca), to nie zabrakło też specjalistów od nieco innych, muzycznych profesji. Kolejnym kłopotem okazała się długość mojego rankingu. Z okrojonego TOP 10, szybko przeszedłem do 15… Jednak po dokładnym opracowaniu, mój ranking dalej mnie nie satysfakcjonował. Ostatecznie skończyło się na muzycznym TOP 25. Dopiero wtedy byłem pewien, że żaden artysta nie został przeze mnie skrzywdzony, a ja – na własne życzenie – dołożyłem sobie więcej „skrobania” niż zwykle. Cóż, czego się nie robi dla swoich pasji… Ale dosyć tych sentymentów. Zaczynamy od zespołów (oraz wykonawcy), którzy nie załapali się do mojego oficjalnego rankingu. Ci młodzi, ale też nieco starsi – wszyscy sporo warci!
Wyróżnienia:
The Winery Dogs „The Winery Dogs” (Portnoy, Sheeehan I Kotzen w klasycznym, hard rockowym projekcie? To musiało się udać!),
Like Thieves „Wolves At Winter’s Edge” (Mocny debiut w postaci EPki zwiastuje coś bardzo oryginalnego. Porządne, progmetalowe granie - czekamy na więcej),
Rush „Vapor Trails Remixed” (Fakt, nie jest to nowy materiał, ale w wersji zremiksowanej „Vapor Trails” brzmi po prostu rewelacyjnie!),
Paweł Penksa „Pandemonium” (Debiut Pawła pokazał, że nie ma rzeczy niemożliwych. Coś dla fanów klawiszowego grania spod szyldu Jordana Rudessa),
Tenebris „Alpha Orionis” (To właśnie dzięki „Alpha Orionis” zespół zagra na tegorocznej edycji ProgPower Europe. Coś dla fanów agresywnej psychodelii i złożonych kompozycji),
Queensrÿche „Queensrÿche” (Bez Tate’a i bez jego wymuszanych wizji. To świetny, przebojowy album z kapitalnym Toddem La Torre na wokalu. Gdyby płyta była nieco dłuższa znalazłaby się w mojej TOPce),
Sound Of Contact „Dimensionaut” (Syn Phila Collinsa – Simon stworzył projekt, który jest hołdem dla klasycznego brzmienia Genesis),
Deep Purple „Now What?!” (Bez przełomu, ale za to z ogromną klasą! Panowie nie mogli zawieść!),
Osada Vida „Particles” (Bardzo nostalgiczny krążek przywodzący na myśl dokonania Toto oraz Mr.Big. Dla tych co pamiętają stary, dobry hard rock).
Bez zbędnych ceregieli przechodzimy teraz do oficjalnego zestawienia. Zaczynamy dosyć niespodziewanie, bo od…
25. Wardruna „Runaljod – Yggdrasil”
Drugi album Wardruny to nostalgiczna podróż po klasycznych, paganfolkowych brzmieniach. Członkowie blackmetalowego Gorgoroth (Gaahl i Kvitrafn) stworzyli dzieło o bardzo bogatej harmonii, które porywa posępną atmosferą i pięknymi melodiami. „Runaljod – Yggdrasil” to dopracowane wydawnictwo, które jest pozycją obowiązkową dla każdego miłośnika nordyckich klimatów. W ramach ciekawostki warto powiedzieć, że kilka utworów z tej płyty znalazło się w soundtracku do serialu „Vikings”.
24. Exivious „Liminal”
Byli członkowie Cynic – Tymon Kruidenier oraz Robin Zielhorst na swojej drugiej płycie bawią się muzycznymi konwencjami. Agresywne melodie przeplatają się tam z fusionową melancholią, a wszystko łączy się ze złożoną (choć nie nachalną) rytmiką. „Liminal” to album dopracowany, na którym znajdziemy masę odważnych zagrywek (fantastyczny saksofon w „Deeply Woven”), ale nie zabrakło też klasycznych jazzowych wariacji (gitarowe solo w „Entrust”). Bardziej dla fanów fusion, aniżeli death metalu w klimatach Cynic.
23. ReVamp „Wild Card”
Floor Jansen obecnie podbija serca fanów Nightwish, ale nie zapomina przy tym o swoich solowych projektach. W porównaniu do debiutu sprzed trzech lat, „Wild Card” okazuje się być znacznie bardziej agresywny. Wyniosłe melodie (choć i tych nie brakuje) zostały zastąpione rytmiczną dynamiką („The Limbic System”) przez co album skłania się w stronę progmetalowych brzmień. Floor na krążku po raz kolejny pokazuje wokalną różnorodność i podtrzymuje status kobiecej odsłony Russella Allena. „Wild Card” to porządnie nagrany, metalowy album, na którym nie zabrakło muzycznych gości m.in. Marka Jansena (Epica), Devina Townsenda (Strapping Young Lad) oraz Marceli Bovio (Stream Of Passion).
22. Turbo „Piąty Żywioł”/ Exlibris „Humagination”
Miejsce 22. przypadło dwóm kapelom reprezentującym polską scenę heavymetalową. Pierwszy band powinien znać każdy szanujący się fan metalu, natomiast w drugim płynie młoda krew, która wprowadziła sporo świeżości w tym – nieco skostniałym, ale jak najbardziej zasłużonym – gatunku. „Piąty Żywioł” doskonale połączył heavymetalową energię z rdzennym brzmieniem Turbo. W tym miejscu warto jest podkreślić uniwersalność nowego krążka – materiał spodoba się nie tylko starym weteranom, ale też młodym słuchaczom, którzy dopiero zaczynają odkrywać te muzyczne płaszczyzny. Exlibrisowe „Humagination” powala potężną prezencją. Krążek lawiruje między klasycznym power & heavy, ale nie zabrakło też odważniejszych wariacji (symfoniczne tło w „Elemental”, czy ambientowe wstawki w „Left Behind”). Kontrast między obydwoma formacjami jest bardzo widoczny – zarówno w samym brzmieniu, jak i muzycznej wizji… Zatem: czy te zespoły powinny stać na jednym piedestale? Pierwszy z nich długo pracował na swój status, natomiast drugi ma duże szanse, by takowy osiągnąć – i za jednych, i za drugich należy trzymać kciuki.
21. Fleshgod Apocalypse „Labyrinth”
Fleshgod Apocalypse na swoim „Labyrinth” wyznacza nową granicę dla death metalu oraz… muzyki klasycznej. Skupiając się na orkiestracjach oraz symfonicznej otoczce zespół przełamuje muzyczne płaszczyzny, co wpływa na przystępniejszy odbiór ich nowego wydawnictwa. Pomimo wyniosłej prezencji, panowie nie zapominają o tym do kogo – w znacznej mierze – skierowana jest ich muzyka. Nie brakuje szybkich przejść oraz agresywnych riffów, ale tym razem jest to podane w ambitniejszej formie (nawet względem poprzedniego „Agony”). To bardzo dobra, tegoroczna pozycja, nie tylko dla miłośników metalowej agresji.
20. Dream Theater „Dream Theater”/ James LaBrie „Impermanent Resonance”
Opinie na temat nowej płyty Dream Theater bywają bardzo skrajne… W masowych mediach płyta jest chwalona (w końcu „The Enemy Inside” został nominowany do nagrody Grammy), natomiast progrockowe portale zarzucają jej monotematyczność oraz pożeranie własnego ogona. Nie mamy do czynienia z arcydziełem, ale z kolejnym, porządnym wydawnictwem, które – w porównaniu do swoich poprzedników – zaskakuje krótszymi, bardziej melodyjnymi formami (nie licząc finałowego „Illumination Theory”). Ex aequo z nowym krążkiem Teatru Marzeń postanowiłem umieścić solowe dzieło Jamesa LaBriego, które w recenzji określiłem jako „przystawkę przed daniem głównym”. Cóż… Krążek obronił się jako oddzielna potrawa i pod kątem samej realizacji nie odstaje od tego co pokazali nam chłopaki z Dream Theater. „Impermanent Resonance” to zbiór metalowych przebojów, od których nie można się oderwać. Energia, brzmienie i szczera wizja – niczego więcej nie trzeba!
19. TesseracT „Altered State”
Nigdy nie byłem fanem djentu, ale panowie z TesseracT stworzyli dzieło przełomowe dla tego gatunku. Choć instrumentalnych popisów na „Altered State” nie brakuje, to zabawa samą przestrzenią robi piorunujące wrażenie. Polirytmiczne ewolucje kapitalnie komponują się ze spokojnym wokalem Ashe’a O'Hary, a wszystko dopina bogate melodycznie tło. Ich muzyka nie męczy, ale wymaga odpowiedniego skupienia… To absolutny wzór dla gatunku.
18. Artillery „Legions”
W tym roku Duńczycy wytoczyli naprawdę ciężką artylerię. „Legions” to najbardziej przebojowy krążek w ich karierze! Każdy utwór na płycie to wulkan niepohamowanej, niszczycielskiej energii – riffy przygniatają swoim ciężarem, kartofle niszczą bębenki, a refreny wwiercają się w głowę. Czuć w tym materiale ducha Anthrax, a jest to spora zasługa nowego wokalisty – Michaela Bastholma Dahla, który chwilami brzmi jak młody Joey Belladonna. „Legions” to pozycja obowiązkowa dla każdego, szanującego się thrashera.
17. Riverside „Shrine Of New Generation Slaves”
Kiedy wszyscy zachwycali się nowym krążkiem Riverside, ja starałem się odnaleźć jego fenomen… Zajęło mi to kilka, dobrych tygodni, ale w końcu się przekonałem. To naprawdę świetny krążek – bardzo nastrojowy, pięknie skomponowany, utrzymany w klasycznym, rockowym duchu. Na „SONGS” mało jest progresu w czystej postaci, niewiele tu rozbudowanych form… Siłą tego wydawnictwa jest zabawa melodiami, które pomimo rozmaitych wizji, tworzą harmonicznie spójną całość. To muzyka dla cierpliwych słuchaczy, którzy lubią delektować się każdym… dźwiękiem.
16. Joe Satriani „Unstoppable Momentum”
Wystarczyło nieco odświeżyć skład, by wrócić do fantastycznej formy. Prócz gitarowych ewolucji Satrianiego, na płycie usłyszymy także: Vinniego Colaiutę (perkusja), Mike’a Keneally’ego (klawisze) oraz Chrisa Chaneya (bas). To zdecydowanie najlepszy krążek od czasów „Strange Beautiful Music”, który na każdym kroku stara się nas czymś zaskoczyć. Na płycie nie brakuje świetnych melodii („Can’t Go Back”), bluesowych wariacji („Three Sheets To The Wind”), a także fusionowej psychodelii („Jumpin' Out”). Joe swojego stylu nie jest w stanie odświeżyć, ale muzyka zawarta na „Unstoppable Momentum” znowu zaczęła tętnić życiem – nie za przyczyną zwykłego kaprysu, tylko z konieczności.
15. Blindead „Absence”
Nowy album odsłania nieco inny charakter Blindead – mroczny i jednocześnie niezwykle… nostalgiczny. Obecnie bliżej im do Katatonii, niż do agresywnych, postmetalowych brzmień, co okazało się – w ich przypadku – bardzo dobrym posunięciem. Na „Absence” można odczuć zew tęsknoty, ducha sentymentalizmu, a także wewnętrzne szaleństwo… Szczególnie podkreślane na płaszczyźnie instrumentalnej. Dużo tu artrockowych melodii, psychodelii (kapitalne skrzypce w „s1”), ambientu („n4”), ale też typowo metalowych wariacji. To bardzo wymagające wydawnictwo, a przy tym niezwykle angażujące – zmysłowo i emocjonalnie.
14. The Moor „Year Of The Hunger”
Bardzo długo zastanawiałem się nad tym, czy umieścić „Year Of The Hunger” w moim rankingu. Płyta oficjalnie weszła do sprzedaży pod koniec listopada zeszłego roku, ale sam otrzymałem ją zaledwie kilka miesięcy temu za pośrednictwem magazynu Heavy Metal Pages (tam też można przeczytać moją recenzję). Czym zatem jest debiut The Moor? W ich muzyce zdecydowanie góruje prog metal oraz grunge (!), ale gdzieniegdzie ktoś zawarczy („The Others”), coś psychodelicznie zabrzęczy („Year Of The Hunger”), tudzież melodyjnie uwzniośli (piękny „Venice”). To jeden z tych krążków, w którym każdy dźwięk ma swoje miejsce, a każdy pomysł zostaje odpowiednio wykorzystany przez muzyków. Efekt końcowy jest powalający! Kto jeszcze nie słuchał, niech to jak najszybciej nadrobi… Najlepiej w tym roku.
13. Traumhaus „Das Geheimnis”
Płytę jakiś czas temu polecił mi Alan Szczepaniak i po jej przesłuchaniu zaniemówiłem… O ile sama muzyka krąży wokół klasycznego rocka neoprogresywnego, to wokalista – Alexander Weyland jest niemiecką wersją Petera Gabriela. Gość brzmi po prostu fantastycznie! „Das Geheimnis” to bardzo osobliwy krążek, na którym przeważają rozbudowane, progresywne formy (rewelacyjny „Das Vermächtnis”), ale – od czasu do czasu – panowie lubią pokazać pazur (progmetalowy „Frei”). Trzeci album Traumhaus to świetny dowód na to, że język niemiecki nie musi brzmieć jak rozkaz do rozstrzelania, wręcz przeciwnie! W towarzystwie takiej muzyki brzmi całkiem… poetycko.
12. Touchstone „Oceans Of Time”
Niezwykłe w muzyce Touchstone jet to, że z każdą, kolejną płytą dalej starają się poszerzać swoje horyzonty. Nigdy nie stoją w miejscu i coraz częściej sięgają po odważniejsze inspiracje. „Oceans Of Time” jest znacznie bardziej metalowy względem „The City Sleeps”, ale – mimo wszystko – nadal zachowuje swoją progrockową tożsamość. Zarówno pod kątem muzyki, jak i treści jest to bardzo szczery krążek – sporo tam melodii oraz świetnej rytmiki („Tabula Rasa”). Bardzo często słucham tej płyty… Ich autentyczność pozytywnie mnie nastraja.
11. Oliva „Raise The Curtain”
Przez pewien czas „Raise The Curtain” był moim tegorocznym numerem jeden. Jednak szybko został zdjęty z pozycji lidera przez innych wykonawców, do których niebawem dojdziemy. Nowy krążek Jona Olivy uplasował się na godnym miejscu 11. i nie ma się czego wstydzić! Siłą wydawnictwa jest jego różnorodność, która jest pewnego rodzaju hołdem dla inspiracji artysty. Jon z ogromną gracją porusza się po rozmaitych, muzycznych płaszczyznach. „Father Time” brzmi jak Deep Purple, „Soldier” przypomina osiągnięcia Jethro Tull, a tytułowy „Raise The Curtain” to ukłon w stronę Yes – takich smaczków jest na płycie bardzo dużo. „Raise The Curtain” to fantastyczna podróż po progrockowych ścieżkach, ale momentami skłaniająca się (jak to bywa u Jona) w stronę heavymetalowych brzmień. Gorąco polecam!
10. Ayreon „The Theory Of Everything”
Zbliżamy się do finałowej dziesiątki, a rozpoczyna ją najnowsze dzieło Arjena Lucassena. Skąd ten gość czerpie tyle pomysłów?! „The Theory Of Everything” to nie tylko wspaniała muzyka, ale też wielowątkowa historia, pełna niespodziewanych zwrotów akcji. Fabuła wciąga jak dobra książka, a bogata warstwa muzyczna tylko pogłębia nasze doznania. Czym jednak byłby Ayreon bez odpowiedniego składu? Tommy Karevik, Steve Hackett, Jordan Rudess, Marco Hietala, John Wetton, Rick Wakeman – jeszcze wam mało? Trzeba przyznać, że„Teoria Wszystkiego” to pod kątem treści najbardziej dojrzałe dzieło Lucassena. Tak się robi prawdziwą rock operę!
09. Amorphis „Circle”
Amorphis od czasu wydania „Skyforger” pędzi cały czas do przodu i regularnie wydaje rewelacyjne krążki. Jednak na „Circle” panowie powracają do swoich korzeni – tych bardziej doomowych. Na płycie nadal usłyszymy sporo melodii oraz folkowych odniesień, ale materiał wydaje się być nieco bardziej przygnębiający i duszny – zarówno pod kątem warstwy lirycznej, jak i samej muzyki. Grupa odnalazła złoty środek, szczególnie dla tych co ciągle powtarzają, że Amorphis skończył się na „Elegy”. Osobiście lubię każdą odsłonę grupy, jednak to właśnie „Circle” wydał mi się ich najdojrzalszym dziełem – pięknym, bardzo nostalgicznym i – do bólu – szczerym.
08. Steven Wilson „The Raven That Refuse To Sing (And Other Stories)”
Po raz kolejny Steven dał upust swojej wyobraźni. Opowieści o zjawach rodem z rasowych horrorów zostały uraczone muzyką w klimatach prog rocka z lat 70tych – pomysł godny mistrza. Dużo tu zabawy rytmiką, ale też bardzo rozbudowanych melodii uzupełnionych enigmatycznym tłem. „The Raven That Refuse To Sing” przytłacza atmosferą – mroczną, ale bardzo swobodną w odbiorze. To pięknie nagrany krążek, który na żywo nabiera zupełnie nowych kształtów. Komu nie udało się dotrzeć na tegoroczne występy Stevena Wilsona, niech żałuje.
07. Carcass „Surgical Steel”
Jeden z najbardziej wpływowych zespołów dla death metalu powrócił z długo wyczekiwanym longplayem. Jeff Walker uderza w policzek całą tegoroczną konkurencję i pokazuje jak powinno się to robić w dzisiejszych czasach. Wszechobecna agresja, masa technicznego przepychu i rock n’rollowego szaleństwa (kapitalne solo w „Cadaver Pouch Conveyor System”) – to wszystko jest podwaliną nowego albumu Carcass. „Surgical Steel” to nie tylko jeden z najlepszych tworów w ich dyskografii, ale też jeden z najlepszych albumów deathmetalowych ostatnich lat. Można ciąć na okrągło!
06. Votum „Harvest Moon”
„Harvest Moon” to jedno z najważniejszych dzieł w polskim prog metalu. Niesamowita harmonia, autonomiczna prezencja i świetna historia to największe plusy tego wydawnictwa. To, co go wyróżnia spośród innych, polskich albumów to dbałość o każdy szczegół na płaszczyźnie muzycznej i lirycznej. Słychać, że panowie pragnęli – w sposób bardzo dosadny – wznieść swoją wizję na emocjonalne pułapy. Warto też podkreślić uniwersalność samego krążka, który pomimo tego, że jest albumem koncepcyjnym zmusza nas do osobistych refleksji. Dla mnie bardzo ważnym utworem okazał się „New Made Man”, który niejednokrotnie budził we mnie wewnętrzną siłę.
05. Lalu „Atomic Ark”
Vivien Lalu zebrał niezwykle zgraną grupę na swoim drugim krążku. Z różnych, progmetalowych kręgów na „atomową arkę” przybyli: Martin LeMar (Mekong Delta), Mike LePond (Symphony X), Simone Mularoni (DGM) oraz Virgil Donati (Planet X). Najnowsze wydawnictwo Viviena pomimo przeważających, krótszych form zaskakuje instrumentalnym przepychem oraz harmonicznymi zagrywkami. „Follow The Line” powala pozytywnymi melodiami, „Slaughtered” (z gościnnym udziałem Jordana Rudessa i Marca Sfogliego) przytłacza awangardowym klimatem, a kończący „Revelations” to jeden z najlepszych epic songów w historii metalu progresywnego. Czas zapakować swoje „manatki” i udać się na muzyczną arkę Viviena Lalu – niezapomniane przeżycia gwarantowane.
04. Subsignal „Paraiso”
Żyjąc przez kilka lat w cieniu Sieges Even, panowie z Subsignal sięgnęli po nowe pomysły. Na „Paraiso” znacznie mniej jest progmetalowych form, a więcej przemyślanych melodii, przywodzących na myśl neoprogresywnych klasyków. Muzyka tętni życiem, a refreny nie pozwalają o sobie zapomnieć – to jeden z najbardziej zaskakujących krążków tego roku. Taki chociażby „A New Reliance” łączy w sobie klimaty reggae, samby oraz soft rocka (!), a takich kombinacji znajdziemy na płycie znacznie więcej! Subsignal, umiejętnie bawiąc się melodiami, stara się dotrzeć do szerszego grona słuchaczy, ale nie zapomina przy tym o swoim dziedzictwie. Ich „Paraiso” ma szansę przejść do kanonu muzyki progresywnej.
03. Virgil Donati „In This Life”
Fusion to gatunek, który nie ma utartych, artystycznych granic. Virgil Donati postanowił zademonstrować swoje umiejętności na solowym projekcie, w którym – na każdym kroku – stara się nam pokazać własną wizję muzycznego rozmachu. „In This Life” to spełnione marzenie perkusyjnego geniusza ubrane w rozbudowane, instrumentalne szaty. Virgil nie zabiera przestrzeni swoim muzykom i pozwala im swobodnie poruszać się po jego sferach, dzięki czemu mamy do czynienia z albumem spójnym i niezwykle różnorodnym. To bezapelacyjnie jeden z najlepszych, instrumentalnych krążków ostatnich lat.
02. Haken „The Mountain”
Nie ma rzeczy niemożliwych dla chłopaków z Haken. Kilka miesięcy temu – tak po prostu – wyznaczyli nowe trendy we współczesnej muzyce progresywnej. Wszystko stało się za pośrednictwem albumu „The Mountain”, który już świeżo po premierze wpisał się w rockowe kanony. Panowie czerpią garściami z klasycznych, progresywnych źródeł, ale nie zapominają przy tym o własnej tożsamości. Dlatego też melodyczne wstawki, przywodzące na myśl Gentle Giant, Yes, czy Dream Theater nie są zwykłymi inspiracjami, tylko odbiciem ich muzycznej wizji. Haken tłumaczy muzykę na swój język i w tym momencie zamyka pewien rozdział w gatunku. Teraz przyszłość leży w ich rękach – niech godnie ją reprezentują.
01. Fates Warning „Darkness In A Different Light”
„Dobrze Cię znowu widzieć, przyjacielu” – takie słowa wydusiłem po przesłuchaniu najnowszego albumu Fates Warning. To niesamowite jak człowiek przywiązuje się do muzyki danego wykonawcy, ale w tym miejscu pragnę zostawić wszelkie moje personalne odczucia związane z „Darkness In A Different Light” dla siebie… To po prostu doskonały album, pod każdym względem. Panowie udowodnili, że nie trzeba zmieniać gatunku, by stworzyć coś niezwykle wartościowego dla słuchacza. Nieco tu powagi „Perfect Symmetry”, ale też przebojowości „Parallels” – muzycy świetnie lawirują między różnymi nastrojami, co podkreślają za pomocą rozbudowanego instrumentarium oraz dosadnej warstwy lirycznej. Krążą wokół naszych wewnętrznych problemów i ukazują je w zupełnie innym świetle… Nie czekają na naszą zgodę, odsłaniają wszystko co nas trapi, a my w tym czasie staramy się wszystko uporządkować. To właśnie ta emocjonalna szczerość jest największą siłą tego wydawnictwa. Powinniście ją poczuć na własnej skórze.
Cóż… Czas zatem zakończyć moje tegoroczne podsumowanie. Gratuluję wszystkim, którzy dobrnęli do końca, trochę się tego nazbierało. Niektórzy z was mogą się zapytać: dlaczego zrezygnowałem z tegorocznych rozczarowań? Doszedłem do wniosku, że muzyka (jak większość dobrodziejstw kultury masowej) powinna przede wszystkim sprawiać nam radość, więc po co wytykać błędy, o których i tak nikt nie będzie pamiętał za kilka miesięcy. Cieszmy się zatem z naszych ulubionych albumów, wracajmy do nich jak najczęściej i cierpliwie czekajmy na to, co przyniesie nam rok 2014. Szczęśliwego Nowego Ro(c)ku, muzykomaniacy!
Łukasz 'Geralt' Jakubiak
Nieoczywisty Top 10 Krzysztofa Pabisa
sobota, 28 grudzień 2013 10:27 Dział: Felietony, eseje, referaty,...
Typując płyty do plebiscytu 2013 skłaniamy się głównie w kierunku bardziej oczywistych propozycji, które ukazały się w minionym roku. Takich, które z łatwością można wpasować w definicję rocka progresywnego. Chciałbym namówić wszystkich do bliższego spojrzenia na wydawnictwa, które stoją trochę na uboczu progrockowego mainstreamu. Warto podkreślić, że są wśród nich także płyty polskich zespołów co pokazuje jak różnorodna i bogata jest krajowa scena muzyczna.
1. Setna (Guerison)
Jeśli ktoś myśli, że współczesne płyty zaliczane do zeuhl to jedynie proste kopie stylu Magmy to bardzo się myli. Drugi album zespołu Setna to doskonała muzyka dla miłośników tego stylu, a także szeroko rozumianego fusion. Świetna propozycja z katalogu Soleil Zeuhl.
2. Accomplice Affair (The Zone Of Silence)
Mrok i doskonała zdolność operowania ciszą. Tajemnicze dźwięki, muzyczne pejzaże. Wszystko to składa się na jedną z najciekawszych płyt roku 2013. Wydany przez wytwórnię Zoharum projekt polskiego gitarzysty Przemysława Rychlika to jednak coś dla miłośników ciemnej strony mocy.
3. Light Coorporation (About)
Trzecia płyta polskiego zespołu wydawanego przez słynną wytwórnię ReR Megacorp przynosi potężne gitarowe riffy. Dynamiczna muzyka, w której stylistyka Sceny Canterbury zostaje odkryta na nowo i zaprezentowana w świeży i wciągający sposób.
4. Tatvamasi (Parts Of Entirety)
Wprost ze stajni amerykańskiej Cuneiform Records kolejny bardzo dobry zespół z naszego kraju. Tatvamasi zaskakuje nas dojrzałym albumem. Atmosfera nagrań na żywo ale w studio udziela się słuchaczowi. Kawał dobrej muzyki. Jazz rock, psychodelia i ciekawe zmiany nastrojów.
5. Soft Machine Legacy (Burden Of Proof)
Choć najnowszy album Soft Machine Legacy nie ma w sobie siły klasycznych nagrań Maszyny to jednak dla miłośników europejskiego jazz rocka, a zwłaszcza Sceny Canterbury jest to pozycja obowiązkowa. Jest to również chyba najbardziej kanterberyjski album Soft Machine Legacy.
6. Archestra (Arche)
Archestra to propozycja dla miłośników współczesnego RIO. Rosyjski zespół z charyzmatyczną wokalistką. Ponadto skrzypce, wiolonczela, fagot, gitara i wiele innych instrumentów. Masteringiem zajął się Udi Koomran.
7. Pitz (Tranqilizer)
Rzeszowska scena alternatywna przynosi nam doskonałą propozycję. Na płycie Tranqilizer jazz miesza sie z post rockiem i ambientem. Świetna sekcja rytmiczna dopełnia całości. Ten niebanalny album z pewnością zainteresuje niejednego słuchacza dobrej muzyki.
8. Nullstellensatz (Nullstellensatz)
Francuska Musea jest znana z wielu ciekawych i niestandardowych wydawnictw. Tym razem proponuje coś dla miłośników mocnych wrażeń. Nullstellensatz to free jazz, mocna rockowa gitara i elektronika w jednym. Tylko trójka muzyków, ale niezwykły projekt, choć tylko dla najodważniejszych słuchaczy
9. Caillou (Caillou)
Francuski zespół Caillou to dynamiczne, ogniste fusion, dyskretnie naznaczone pierwiastkiem zeuhlowym. Kolejna świetna formacja, która ukazuje się pod szyldem Soleil Mutant. Coś dla wielbicieli muzyki instrumentalnej.
10. Trupa Trupa (++)
Druga płyta gdańskiego zespołu przynosi muzykę niełatwą do zaklasyfikowania ale jednocześnie pełną ciekawych pomysłów. Nastrojowe wokale i urokliwe melodie, a z drugiej strony bardziej drapieżne riffy. Warto przypomnieć, że grupa ta występowała na tegorocznym Off Festivalu.
Gdyby dla kogoś dziesiątka nietypowych płyt w roku okazała się zbyt skromnym zestawem proponuję zerknąć jeszcze na takie tytuły jak: zeuhlowa ciekawostka z wytwórni Altrock (Rhun Fanfare Du Chaos - Ih), polska grupa czerpiąca inspiracje z klasycznego krautrocka (Stara Rzeka - Cień chmury na ukrytym polem), znakomity jazz rock z MoonJune Records (The Wrong Object - After The Exhibition) i naprawdę progresywny metal (Kayo Dot - Hubardo). Życzę miłego słuchania.
Krzysztof Pabis
Magdalenn przedstawia swój Top 15
czwartek, 26 grudzień 2013 22:05 Dział: Felietony, eseje, referaty,...
Kolejna osoba która zdecydowała się opisać swoje typy w naszym Plebiscycie. Tym razem progowa fascynatka Magdalenn Bu. Jak na mieszkankę gór przystało Magda wybrała na sam szczyt płytę z... górą. Górale już tak mają, że najlepiej czują się w górach :D Oto pełna lista Magdy:
ALBUM RO©KU 2013
15. AYREON – The Theory of Everything – po prostu lubię i szanuję, za całokształt, za wizję, rozmach, za umiejętność łączenia wielu części składowych w jedną całość. (1 pkt)
14. FISH – A feast of consequences - Fish jest jak wino. Jest coś intrygującego w artystach, którzy po tylu latach na scenie mają w sobie jeszcze chęć i pasję do tworzenia i szukają nowych inspiracji. A bogaci w doświadczenie życiowe i sceniczne wydają piękny, dojrzały album udowadniając, że mają jeszcze wiele do powiedzenia światu, jeśli ten tylko zechce ich posłuchać, a nawet gdyby nie chciał… :) (2 pkt)
13. NOSOUND – Afterthoughts – Wiecie co, w tej płycie można się zgubić. Daleko mi w życiu do melancholii, ale w tym co proponuje nam Nosound przez pewną powtarzalność, czasem transowość i lekko balansujący wokal można utonąć w morzu melancholii. Ja przy niej po prostu odpoczywam. (3pkt )
12. KATATONIA – Dethroned and Uncrowned – czyli sztuka odgrzania kotleta, żeby się okazał de Volay’em. Nowe aranżacje utworów z Dead end Kings wyszły temu albumowi na dobre, a nawet na lepsze! Podlane sosem akustyki smakują wybornie. Czasem coś trzeba oczyścić, żeby zobaczyć jakie jest na prawdę i jaką wartość może prezentować bez koloryzowania, udziwniania i przerysowywania. Wziąć na warsztat swój własny wydany już materiał i zrobić go na nowo, to wyzwanie, któremu Katatonia podołała. Efekty, wyśmienity. (4 pkt)
11. RPWL – A show beyond man and time – fenomenalny koncept! I jednego czego żałuję, to tego że nie dane mi było zobaczyć RPWL na deskach Teatru Śląskiego na żywo. Pozostało mi dvd, które prezentuje się wyśmienicie. Ilustracje każdego z utworów zawarte w kreacjach Yogi’ego nadają tym kompozycjom niesamowitego wyrazu. Lubię, gdy wszystko układa się w całość i ma swoje przeznaczenie. (5 pkt)
10. PADRE – From Faraway Islands - płyta, która mi wywróciła do góry nogami koniec zeszłego roku. Świeża, lekka, przyjemna, delikatna. Piękne melodie okraszone ciekawym wokalem, czegóż chcieć więcej, jak wszystko do siebie pasuje i gra gitara. (6 pkt)
9. LIZARD – Master & M – za polski język! Za emocje, które on wyraża! I te solówki! I niech mi ktoś powie, dlaczego tak szybko ta płyta się kończy? (7 pkt)
8. STEVEN WILSON – The Raven that Refused To Sing – nie słabnie mój zachwyt nad wydawnictwami realizowanymi przez Pana o nazwisku Wilson. Niesamowita muzyczna wrażliwość, przestrzeń dźwięku i wirtuozerska wyobraźnia jakby prowadziły od utworu do utworu i chce się jeszcze i więcej i dalej … Człowiek z niesamowitą wizją i umiejętnością przemienienia jej w nutowy zapis, a przy tym potrafi utrzymać uwagę słuchacza od początku do końca, co w obecnym czasie udaje się nielicznym. Czasem wręcz chciałoby się wejść do głowy S. Wilsona i dowiedzieć się skąd on bierze te wszystkie inspiracje, jak one się mu w głowie układają, że czegokolwiek się nie dotknie, w jakikolwiek projekt się nie zaangażuje, to mu wychodzi dzieło sztuki! Stawia sobie S.Wilson pomnik trwalszy niż ze spiżu … (8 pkt)
7. DREAM THEATER – Dream Theater – znów będę nieobiektywna ;) Wiele już o tej płycie powiedziano, że DT zjada własny ogon, że już nic nowego itd. Jak by tak podejść do tematu, to po co w ogóle muzycy zabieraliby się do tworzenia skoro wszystko już zagrano? Czasem mam wrażenie, że kapele, które są już na światowym poziomie, aby nie zadowalać swoich coraz bardziej wymagających fanów powinni tak na przekór nagrać płytę w zupełnie innym klimacie… tak dla oczyszczenia atmosfery ;) A Panowie na pohybel malkontentom robią swoje… i wydają krążek, którego pierwszy odsłuch nie specjalnie zwrócił moją uwagę, ale drugi i kolejny …miałam wrażenie jakbym spędzała czas ze starym przyjacielem. Poznaliśmy się lata temu, znamy się jak łyse konie, wiemy czego możemy się po sobie spodziewać, znamy swoje słabe i mocne strony, a nadal lubimy spędzać ze sobą czas, wybaczamy słabości i inspirujemy do działania. I taki jest dla mnie ten album. Jest jak spotkanie z kimś kogo dobrze znam i nawet przewiduję w jakim kierunku może potoczyć się nasza rozmowa, ale jest mi z nim dobrze, bezpiecznie. Nie musimy na nowo się oswajać, po prostu żyję w Teatrze… (9 pkt)
6. BLINDEAD – Abscence – właśnie w odsłuchu. Dobre, mocne polskie granie. Niby ciężko ale wszystko wyważone w i odpowiednich proporcjach. (10 pkt)
5. TENEBRIS – Alpha Orionis – kolejna polska Perełka 2013r. Album jak najbardziej dla smakoszy. A ja mam do nich wielki sentyment, jeszcze za czasów Melting. I lubię ich za tą głębię i to, że nie są dla każdego. Nawet nie wiem czy dla mnie są. .. (11 pkt)
4. RIVERSIDE – Shrine of New Generation Slaves – są trzy kapele, do których twórczości podchodzę zdecydowanie nieobiektywnie i jedną z nich na pewno jest warszawski Riverside. A co ma w sobie takiego SONGS? To solidny album, dobrze spełniający się zarówno w domowym zaciszu, w odtwarzaczu w drodze do pracy jak i w formie koncertowej. 10 zgrabnych utworów od potężnego Escalator Shrine po wisienkę na torcie w postaci Coda. Album do słuchania i słuchania i słuchania. Można na okrągło, wiem z doświadczenia ;) (12 pkt)
3. OSADA VIDA – Particles - Polacy nie gęsi, dobrze rocka grają! Krążek złożony, różnorodny. Co tu dużo mówić: Panowie, kapitalna robota! Powodzenia! A cover MoP – szacun! (13 pkt)
2. TIDES FROM NEBULA – Eternal Movement – Masterpiece! Kawałek nieba na ziemi! Siła jest w dźwięku! Siła jest dźwiękiem! (18 pkt)
1. HAKEN – The Mountain – Na pierwszy ogień wydawnictwo sprzed 4 miesięcy. Raz na jakiś czas robię “czystkę” w swoim odtwarzaczu i wyrzucam foldery z niesłuchaną już aktualnie muzyką, żeby je uzupełnić jakąś „nowością”, ale tej płyty nie mam sumienia „wyrzucać”. Po prostu wrosła w mój odtwarzacz totalnie. Zachwyciła od samego początku zdumiewającą lekkością dźwięków, porywającą dynamicznością i fenomenalnymi wokalizami. Moja tegoroczna PERŁA! I tak, jestem wzrokowcem, bo moją uwagę na tą płytę na wystawie w Koninie zwróciła jej okładka. Mnie, jako pasjonatce gór tyle wystarczyło, żeby skończyć jak przysłowiowa śliwka. Fascynacja rodzi się z zaciekawienia… mnie Panowie z Haken zaciekawili ponownie i niech tak zostanie. (20 pkt)
POLSKI SINGIEL RO©KU
- LEBOWSKI – Goodbye my joy (10 pkt)
- OSADA VIDA – Those days (7 pkt)
- RIVERSIDE – The depth of self-delusion (5 pkt)
- TIDES FROM NEBULA – Only with presence (3 pkt)
- RETROSPECTIVE – Ocean of a little thoughts (1 pkt)
Alan Szczepaniak przedstawia Top15 AD 2013
środa, 25 grudzień 2013 19:54 Dział: Felietony, eseje, referaty,...
Rok 2013 to straszny rok dla ludzi, którzy chcą wytypować listę najlepszych albumów. Na mojej liście może zabraknąć wielu znakomitych płyt, ale spowodowane jest to tym, że nie ze wszystkimi albumami miałem styczność. W moim podsumowaniu wziąłem pod uwagę nie tylko to jak płyta brzmi, co na niej się znajduje, ale również moje osobiste odczucia, wspomnienia, sytuacje jakie miały miejsce.
1. Traumhaus - Das Geheimnis
Po raz pierwszy o tym zespole dowiedziałem się poznając lineup Progressive Promotion Festival. Rozpoczynali oni ten festiwal. Kiedy usłyszałem pierwsze dźwięki dobiegające z sali wiedziałem, że nie mogę odpuścić ich występu. Urzekł mnie przede wszystkim głos wokalisty Alexandra. Po ich występie byłem uświadomiony dlaczego nazywany jest on niemieckim Peterem Gabrielem. Na koncercie Traumhaus wypadł fantastycznie, a jak z płytą? Jeszcze lepiej! ponad 27 minutowy utwór Das Vermächtnis oraz utwór Frei sprawiły, że płyta ta jest moim numerem 1 w tym roku.
2. Leprous - Coal
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem tytułowy utwór stwierdziłem: "Alternative 4 Anathemy połączone z nowymi dokonaniami A-Ha?". Już wtedy stwierdziłem, że płyta może być naprawdę dobra. Po przesłuchaniu całości materiału, który znalazł się na albumie stwierdziłem, że dawno tak dobrej płyty nie słyszałem. Dlatego stawiam ją na miejscu numer 2.
3. Jolly - The Audio Guide to Happiness p. II
Druga część, a zarazem kontynuacja przewodnika jest równie dobra co część pierwsza. Doskonałe kompozycje, wspaniałe brzmienie, zróżnicowanie materiału. Od dłuższego czasu nie mogę się od niej oderwać.
4. Haken - The Mountain
Dla wielu album ten jest faworytem, u mnie na miejscu 4, choć można śmiało powiedzieć, że miejsca od 2 do 4 mają dla mnie taką samą wartość. Haken tym albumem pokazał jak powinny wyglądać w dzisiejszych czasach utwory progresywne. Doskonałe umiejętności muzyków sprawiły, że płyta ta jest równie dobra dla ludzi uwielbiających "wariacje instrumentalne" jak i dla tych, którzy poszukują utworów by "muzycznie odpocząć"
5. Steven Wilson - The Raven That Refused To Sing (And Other Stories)
Krótko i na temat. Steven Wilson to Steven Wilson. Słabej rzeczy nie stworzy.
6. Lizard - Master & M
Wyczekiwałem tej płyty, jak za młodu pierwszej gwiazdki na niebie w wigilię. Damian Bydliński zadbał o to by płyta była równie dobra jak jej poprzedniczki, do których bardzo często powracam. Jak to w przypadku Damiana jest - zadbał o wspaniałe teksty oraz o to, by na płycie nie znalazły się żadne zbędne dźwięki. Polska płyta roku!!!
7. Nine Inch Nails - Hesitation Marks
Zespołu Nine Inch Nails słuchałem jeszcze przed tym jak na dobre zagościły w moim domu brzmienia progresywne. Trent jest jednym z moich ulubionych producentów muzycznych. Na Hesistation Marks udowodnił, że mimo upływających lat, wciąż potrafi łączyć ciężkie gitarowe brzmienia z dużą dawką elektroniki. Obawiałem się, że płyta ta będzie "spokojniejsza" (patrząc na to co tworzy w projekcie ze swoją żoną), ale na całe szczęście jest "pazur" i jest mrocznie - tak jak Nine Inch Nails powinno grać.
8. Monkey3 - The 5th Sun
Poprzedni album Monkey3 jest jednym z najczęściej słuchanych przeze mnie albumów. Przyznam się, że zupełnie przez przypadek dowiedziałem się o nowej płycie, i całe szczęście, że się dowiedziałem. Panowie potwierdzają, że potrafią tworzyć muzykę około post-rockową w sposób inny niż nas do tego przyzwyczajają inne zespoły tworzące w tym gatunku. Mrocznie, prosto, elektronicznie, z przestrzenią, wspaniale!
9. Sound Of Contact - Dimensionaut
Pamiętając singiel radiowy Simona Collinsa obawiałem się tego, co można będzie usłyszeć na płycie zespołu Sound Of Contact. Jednak solowe dokonania Simona nie mają nic wspólnego z Sound Of Contact. Piękne, przestrzenne granie. Momentami zastanawiałem się czy zamiast niego nie śpiewa jego ojciec. Maniera oraz głos w niektórych momentach łudząco podobny.
10. Stereophonics - Graffity On The Train
Najbardziej "radiowa" płyta z tej listy, która nie jest kotletem odgrzewanym. Z wielką przyjemnością słuchało się utworów z tej płyty jadąc autem czy też grając je w radiu. Jest ona również idealna by odpocząć w domu przy delikatnych dźwiękach.
11. Argos - Cruel Symmetry
12. Big Big Train - English Electric (part two)
13. Long Distance Calling - The Flood Inside
14. Deafening Opera – Blueprint
15. Caspian - Hymn For The Greatest Generation
Na mojej liście znajduje się tylko i wyłącznie 1 polski album. To dla tego, że Lizard zawsze był i będzie dla mnie ważny. W tym roku pojawiło się sporo bardzo dobrych płyt nagranych przez polskie zespoły. Celowo nie umieściłem ich na mojej liście. Nie lubię pozycjonować znajomych oraz "znajomych z branży". Dla mnie wszystkie albumy, które powstały w Polsce są numerem 1. Ze względu na pasję oraz to co powstaje w naszym kraju każdy polski album powinien dostać ode mnie maksymalną ilość punktów w tym podsumowaniu. Ale żeby nie było. Oddam głos na jeden singiel z tego względu, że album ten znalazł się na 6 miejscu w moim podsumowaniu.
Lizard - Strange Time - Chapter I
Alan Szczepaniak
1. Shringara
2. Waiting For The Flood
3. Don´t Belong
4. Brahmin´s Lament
Christian Peters - wokal, gitara, syntezatory, organy, sitar
Hans Eiselt - gitara
Richard Behrens - bas
Thomas Vedder - perkusja, bębny
1. Flipside Apocalypse
2. Hangin´ on the Wire
3. Into the Black
4. Thirsty Moon
5. Outside Insight Blues
6. Zwei Schatten im Schatten
7. Revelation & Mystery
Christian Peters - wokal, gitara, syntezatory, organy, sitar
Hans Eiselt - gitara
Richard Behrens - bas
Thomas Vedder - perkusja, bębny