Alpha Centauri

Oceń ten artykuł
(28 głosów)
(1971, album studyjny)
1. Sunrise In The Third System (4:20)
2. Fly And Collision Of Comas Sola (13:03)
3. Alpha Centauri (22:00)

Czas całkowity: 39:23
- Edgar Froese ( guitar, bass, organ, coffee machine )
- Christoph Franke ( percussion, Lotos flute, piano harp, zither, VCS 3 synth )
- Steve Schroeder ( Hammond and Farfasia organ )
- Udo Dennenbourg ( flute, words )
- Roland Paulick ( VCS 3 synth )

1 komentarz

  • Edwin Sieredziński

    Kolejna pozycja Mandarynkowego Snu. W przeciwieństwie do poprzedniej płyty - ewidentnie space rockowej, przede wszystkim gitarowej, album Alpha Centauri ma bardziej klawiszowy charakter. Zawdzięcza to przede wszystkim wykorzystaniu organów Hammonda i Farfisa oraz syntezatora VCS3. Rozwinięto tutaj przestrzenne brzmienie, jakie pojawiło się już na pierwszej płycie. Tylko zamiast dystorsji i sprzężeń gitary elektrycznej mamy tutaj partie klawiszowe. Widać również zaczątki przyszłego kierunku rozwoju, który zakończył się - jak wiadomo - na typowo syntezatorowym charakterze utworów Edgara Froese i spółki (no, z nielicznymi wstawkami innych instrumentów jak saksofon Lindy Spa, ale to szczegół). Płyta ta również nie jest tak surowa i organiczna jak poprzednia. Utwory raczej trzymają się tradycyjnej tonalności. Jest ich również mniej, bo tylko trzy. Na pierwszym krążku tylko "Journey through a burning brain" i "Cold smoke" miały ponad 10 minut. Tutaj raptem jeden krótki utwór oraz dwa drugie - o futurystycznym brzmieniu przywołującym podróże kosmiczne. Nic dziwnego, że cały ten nurt nazywano Kosmische Musik.

    W pierwszym utworze zwracają na siebie uwagę mroczne i zimne fragmenty organów z czasem pojawiającymi się efektami gitarowymi, nadaje mu to bardzo ambientowy (o ile nie dark ambientowy) charakter. "Fly and Collision of Comas Sola" - nie ukrywam, że mój ulubiony utwór z tego krążka - to z kolei bardziej eksperymentalny space rock. Początek na syntezatorach, później wkracza wręcz sentymentalna partia gitarowa Froesego z tłem zagranym na organach Farfisa oraz flet, na koniec jeszcze kotły. Utwór - jak na "twór ekstremalny" (określenie mojej koleżanki) - może co wrażliwszych chwycić za serce. Po prostu arcydzieło mogące równać się z najlepszymi próbami brytyjskiej sceny rocka progresywnego! Na pewno zapada w pamięć. "Alpha Centauri" tytułowy, no może nieco za długi i rozwleczony, w pewnych momentach zaczyna mierzić. Kończy się odczytywaniem wiersza o przestrzeni kosmicznej - zła wiadomość dla czcicieli angielszczyzny w muzyce rockowej, po niemiecku. W tle natomiast organy Farfisa.

    Album wywarł pewien wpływ na space rock. Przestrzenne brzmienie przywołuje tutaj Pink Floyd z pierwszego okresu działalności, ten jeszcze z okresu Barreta i jego pokłosia, psychodeliczny. Często lubię twierdzić, że przesłuchanie pierwszych czterech albumów Panów Architektów to klucz do zrozumienia i załapania, o co chodzi w szeregu zespołów krautrockowych, w tym tzw. Kosmische Musik. Czyż te syntezatory otwierające "Fly and Collision of Comas Sola" nieco nie przypominają gitarowych sprzężeń z koncertowej wersji "Set the Controls of the Heart of the Sun"? To na przykład. Ten kto słuchał Pink Floyd pierwszego okresu działalności i mu się podobało, powinien być płytą Alpha Centauri zachwycony.

    Powinienem dać płycie piątkę z minusem. Biorąc jednakże sentyment do bardzo przeze mnie cenionych późniejszych prób Tangerine Dream - tych syntezatorowych i sekwencerowych, daję solidne 4,5.

    Edwin Sieredziński środa, 02, kwiecień 2014 01:17 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.