To kolejny wybitny album w historii 'Mandarynkowego snu'. Nie, nie boję się nazwać go wybitnym, bowiem w 1980 roku, kiedy to został nagrany, takich dźwięków świat jeszcze nie znał. To pierwszy longplay nagrany w nowym wówczas składzie Froese, Franke i Schmoelling, ( który zastąpił Klausa Kriegera i Steve'a Jollife'a, grających wcześniej na albumie 'Cyclone', nagranym niecały rok wcześniej ). Ten właśnie skład osobowy dokonał absolutnego przewrotu w całej historii zespołu, a nowy, ( bardzo muzycznie przygotowany i wykształcony ), muzyk pomógł w dwóch kompozycjach, noszących taki sam tytuł jak cały album, stworzyć świeży, autentyczny i wielobarwny obraz grupy. Rozbudowane, ponad 20'to minutowe kompozycje zabierają nas do dzisiaj w inny, horyzontalny wręcz wymiar, nie kojarzący się podówczas z niczym innym.
Polecam wszystkim, którzy chcieliby sięgnąć do wczesnej twórczości zespołu, bowiem właśnie od tego albumu zaczynała tworzyć się, moim zdaniem, najciekawsza karta w historii muzyki elektronicznej.
Ps : Album wziął swój tytuł od wieloskładnikowej układanki logicznej, pochodzącej prawdopodobnie z Chin lub Azji mniejszej.