A+ A A-

Bezsenność Anioła

Oceń ten artykuł
(16 głosów)
(2010, album studyjny)
1. Co powiesz Niebu (7:00)
2. Gdy zawoła głodne serce (7:47)
3. W mieście giną świerszcze (5:40)
4. Dzień, który mnie prowadzi (9:20)
5. Nie zabijaj mnie, Panie mój (7:32)
6. Anioł (3:13)
7. Spadnie śnieg (7:01)
8. Kawa na Księżycu (6:33)
9. Tęczowy motyl (5:19)
10. Stroję się w deszcz (7:53)
11. Noc z Aniołem (3:13)

   Czas całkowity: 70:35
Elżbieta Mierzyńska: vocal
Andrzej Mierzyński: synthetizers

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Andrzej Mierzyński jest trochę jak Julian Assange. Ma w rękawie więcej asów, niż ujawnia. O ile jednak przyczyna niejasnej polityki informacyjnej szefa WikiLeaks pozostaje dla mnie zagadką, o tyle z Andymianem sprawa jest prozaiczna. Materiału ma nagranego na kilka płyt z wyprzedzeniem, a publikuje kiedy może sobie na to pozwolić. Tym razem olsztyński elektronik uraczył nas podwójną porcją swojej twórczości - w jednym (bardzo estetycznym) kartonowym pudełku dostajemy dwie zupełnie różne płyty: instrumentalną Spirit - Escape From Civilization i ozdobioną wokalami małżonki artysty, Elżbiety, Bezsenność Anioła. I co ja mam z tym fantem zrobić? Po namyśle postanowiłem napisać dwie osobne recenzje. Jeśli ktoś zechce, może potem z ich ocen wyciągnąć średnią.

    Zacznę od Bezsenności Anioła, bo była to jedna z bardziej przeze mnie wyczekiwanych płyt w ostatnim czasie. Mój pierwszy kontakt z muzyką Andymiana miał miejsce jakieś półtora roku temu, kiedy na koncercie państwa Mierzyńskich usłyszałem utwory, które składają się właśnie na Bezsenność i połknąłem haczyk. Niezwykła atmosfera i nośność tamtych kompozycji sprawiła, że nie mogłem się doczekać kiedy wreszcie będę je mógł odtwarzać raz za razem na domowym sprzęcie. No i stało się! Lepszego gwiazdkowego prezentu nie mogłem oczekiwać.

    Lubujący się w klawiszach pan i pani mająca tendencję do wokalnej emfazy. Skąd my to znamy? To bardzo popularny w minionym ćwierćwieczu mariaż: Enigma, Sissel, Clannad, Enya, Delerium... Długo można jeszcze wymieniać. Tyle, że państwa Mierzyńskich niekoniecznie można postawić z tymi wykonawcami w jednym rzędzie. Owszem, ich twórczość ma pewne punkty styczne z milutkim New Age, ale nie zatraciła ducha klasycznej el-muzyki. Nie ma tu zmiękczania brzmienia na siłę, wycieczek w ambientalne rejony. Nie ma tu też flirtów z rockiem, na jakie w drugiej połowie lat 70tych pozwalali sobie Tangerine Dream. To taki rozkrok między stylistykami, który ma rację bytu, jeśli w jego ramach uda się stworzyć dobre kompozycje. A udało się. I to jak!

    Bezsenność Anioła to novum na tle dotychczasowej twórczości Andymiana. Dotychczas specjalizował się w instrumentalnych impresjach, co miało tę korzyść, że można było zamaskować kompozytorskie niedociągnięcia brzmieniem, klimatem, itp. Nie, żebym takie zabiegi na wcześniejszych płytach artysty zauważył - po prostu chcę powiedzieć, że jeśli muzyk lubi długie, otwarte formy, nie zawsze musi się sprawdzić jako twórca krótszych, bardziej melodyjnych tematów. Tymczasem Andymian swój egzamin jako autor - nie bójmy się tego słowa - piosenek zdaje z wyróżnieniem. Pełno tu znakomitych (bez najmniejszej przesady!) utworów, które ani myślą wyjść z głowy słuchacza. Dla mnie najbardziej jaskrawym tego przykładem jest Nie zabijaj mnie, Panie mój, które do tej pory słyszałem na żywca dwa razy, a mimo to mam wrażenie, jakbym znał tę piosenkę od zawsze (tym samym w łeb bierze słynna teza inż. Mamonia). Może dlatego, że to po prostu wybitny utwór? Piękne, niespiesznie rozwijające się canto, równie melodyjne interludium, świetnie korespondujący z wokalem elektroniczny aranż i w dodatku mądre, humanistyczne przesłanie. A to bynajmniej nie jedyna taka perełka. Niesamowite wrażenie wywiera melorecytowane, nieco mroczne Spadnie śnieg, w podobnym nastroju utrzymane jest otwierające Co powiesz Niebu, ale mamy też czystą sielankę w postaci W mieście giną świerszcze i Tęczowego motyla. Może nie do końca przekonują mnie fragmenty Stroję się w deszcz, ale generalnie Bezsenność... jest więcej niż udaną muzyczną całością. Żeby było jasne - Elżbieta Mierzyńska wniosła do muzyki męża nową jakość nie tylko dzięki wokalowi, ale też tekstom, które odbieram jako afirmację życia. Zauważam, że z wiekiem mam coraz mniejszą ochotę na dołujący przekaz, pani Elżbieta dobrze trafiła w moje potrzeby. A sam śpiew? Sopran z operowymi ciągotami (co najwyraźniej słychać w wokalizach w Kawie na Księżycu i Tęczowym motylu), ale i aktorskim zacięciem (patrz: Spadnie śnieg). Plus entuzjazm, jaki można mieć wyłącznie przy interpretacji własnych liryków.

    Cechą dobrych płyt jest to, że chce się ich słuchać od deski do deski. Taką właśnie płytą jest Bezsenność Anioła. Jasne, mógłbym szukać dziury w całym i pisać, że wokalom brakuje trochę w miksie przestrzeni, ale czy to zmieni fakt, że chce mi się do Bezsenności wracać, że jej pozytywny, może nawet chwilami naiwny wydźwięk znakomicie koi nerwy? Że słyszałem w tym roku mnóstwo ciekawych utworów, kompozycji etc., ale niewiele równie udanych piosenek? I że słychać w tych dźwiękach kawał serca, jakie twórcy włożyli w płytę? Moja ocena: 4,5/5 A przypominam, że to dopiero połowa całości...

    Paweł Tryba poniedziałek, 27, grudzień 2010 00:49 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.