Present

Oceń ten artykuł
(27 głosów)
(2005, album studyjny)
CD 1: SONGS  (37:29)
1. Every Bloody Emperor (7:03)
2. Boleas Panic (6:50)
3. Nutter Alert (6:11)
4. Abandon Ship! (5:07)
5. In Babelsberg (5:30)
6. On the Beach (6:48)

CD 2: IMPROVISATIONS  (65:21)
1. Vulcan Meld (7:19)
2. Double Bass (6:34)
3. Slo Moves (6:24)
4. Architectural Hair (8:55)
5. Spanner (5:03)
6. Crux (5:50)
7. Manuelle (7:51)
8. 'Eavy Mate (3:51)
9. Homage to Teo (4:45)
10. The Price of Admission (8:49)

Czas całkowity: 102:50
- Peter Hammill ( lead vocal, guitars, piano )
- Guy Evans ( drums, percussion )
- Hugh Banton ( organs, piano, Mellotron, bass pedal/guitar, synthesizer )
- David Jackson ( saxophone )
Więcej w tej kategorii: « Godbluff Still Life »

2 komentarzy

  • Bartek Kieszek

    Gdy przed kilku laty dowiedziałem się iż legendarna grupa Van der Graaf Generator zamierza się reaktywować z początku byłem bardzo sceptyczny...Wszyscy przecież pamiętamy niezapomniane arcydzieła zespołu z lat siedemdziesiątych takie jak chociażby Pawn hearts albo Godbluff. Tamte płyty elektryzowały nas swoją magią przenosząc słuchaczy w świat mroku i rozpaczy- ważną rolę odgrywały tu teksty autorstwa Hammilla- nikt tak jak on nie potrafił w tak przejmujący sposób opowiadać o utraconej miłości czy też apokaliptycznej wizji świata.
    Teraz muzycy mieli powrócić po ponad 30 latach i to oryginalnym składzie- zaraz wiec powstało pytanie czy nowe dokonanie grupy będzie można postawić na równi z dziełami z przeszłości. Wątpliwości nie miałem tylko co do jednej kwestii: to z pewnością nie był skok na kasę w wykonaniu panów Hammilla, Bentona, Jaxona i Evansa...no bo przecież pieniędzy ze swojej twórczości nigdy za dużo nie zarobili, wiec w grę mogło wchodzić jedynie czyste pragnienie sztuki i chęć wspólnych występów po latach.
    W 2005 roku podwójna płyta zatytułowana znacząco Present wreszcie się ukazała. Nigdy nie zapomnę tego dreszczu emocji jaki towarzyszył mi wkładaniu albumu do odtwarzacza. No bo przecież z dawna zapomniana legenda powracała a dla kogoś kto wychował się na takich rzeczach jak Pawn hearts czy still life nie było to bez znaczenia.
    Pierwsza blaszka ze słowem Songs w podtytule zaczyna się od delikatnych dźwięków Hammonda i pobrzdękiwań perkusji. Zaraz jednak wchodzi głos Hammilla i już wiemy iż nie tracimy czasu słuchając tego albumu. Every Bloody Emperor bo tak nazywa się ta kompozycja to wspaniała majestatyczna ballada w bardzo Hammillowskim stylu. Szczególnie warto wyróżnić cześć środkową będącą pełną klawiszowych uniesień improwizacją.
    Słuchając drugiego kawałka czyli Boleas Panic wprost nie mogłem uwierzyć bo to jedna z niewielu kompozycji nie napisanych przez Petera Hammilla a nagranych pod szyldem VDGG- autorem tego fragmentu jest bowiem David Jaxon i naprawdę to słychać: główną rolę pełnią tu dźwięki jego saksofonów a całość posiada senny nieco oniryczny klimat. Lecz to tylko cisza przed burzą bo za chwilę zaczyna się Nutter Alert- mój osobisty faworyt. Tutaj znowu pierwsze skrzypce odgrywa Jaxon a do tego dochodzi jeszcze neurotyczny glos Hammilla i niepokojące klawisze.
    Druga połowa pierwszego dysku zdominowana jest przez piosenki dynamiczne: najpierw ostre dźwięki gitary oznajmiają początek mrocznego Abandon ship! a juz za chwilę mamy do czynienia z kakofonicznym i brutalnym In Babelsberg przypominającym czasy solowej płyty Hammilla Nadirs Big chance. Całość kończy przepiękna ballada On the beach i tylko szum odległych fal zdaje się wyrywać nas z tych 38 minut.
    Płyta druga zatytułowana Impros przynosi nam zgodnie z nazwą ponad godzinę niezwykłych improwizacji w których każdy z muzyków ma okazję zaprezentować swoje umiejętności. Jak można łatwo wywnioskować nie jest to muzyka łatwa ale czyż Van der graaf Generator nie przyzwyczaił nas do takich dźwięków?. Mamy do czynienia z nastrojowymi fragmentami rodzaju Sky movs czy tez z przedziwnymi konstrukcjami jak chociażby Architectural Hair. Duzo w tym albumie jazzowego feelingu ale to chyba nie powinno fanom VDGG przeszkadzać.
    Podsumowując Present to bardzo udane wydawnictwo choć po pierwszym przesłuchaniu może nieco odstawać od arcydzieł sprzed 30 lat. Jednak nie zapominajmy iż tamte czasy juz bezpowrotnie minęły a my dostaliśmy wspaniały album doskonale rozumiejących się muzyków. Czegoż chcieć jeszcze?
    4.5 gwiazdki

    Bartek Kieszek poniedziałek, 14, marzec 2011 17:00 Link do komentarza
  • Michał Seemann

    Rok 2005 zaskoczył mnie płytą 'Present'. Zaskoczenie było tym większe, że zespół Van Der Graaf Generator formalnie nie istniał od 27 lat. Były co prawda po drodze wspólne koncerty muzyków zespołu w różnych kombinacjach osobowych, ale w oryginalnym składzie VDGG publicznie wystąpił bodajże tylko raz - w listopadzie 1996 roku podczas koncertu Union Chappel. Wydano również płytę z tego koncertu sygnowaną nazwiskami Guya Evansa i Petera Hammilla z tego występu. Na albumie jest utwór 'Lemmings' wykonany przez oryginalny skład VDGG. I tyle.

    Aż tu nagle pojawia się 'Present'. Zdziwienie jest tym większe, gdyż Hammill w jednym z wywiadów mówił, że nie będzie reaktywacji zespołu, bo to byłby cynizm. Ale jego późniejsze wyjaśnienia dlaczego powrócili mówią wiele - ponieważ członkowie byłego zespołu spotykali się wyłącznie na pogrzebach znajomych postanowili się zebrać razem i nagrać coś jeszcze dopóki żyją.

    Jednym z preludiów do reaktywacji był koncert Petera Hammilla i Stuarta Gordona w Queen Elisabeth Hall 20 lutego 2003 roku w Londynie. Na bis - 'Still Life' (co za symboliczny tytuł) - Hammill zaprasza 'młodego, zdolnego' muzyka, którym okazuje się być Hugh Banton. Siada do fortepianu i zaczyna grać... Później zza kurtyny wyłania się David Jackson grając solo na saksofonie... I wreszcie musiał się pojawić Guy Evans - co prawda gra tylko na tamburynie, ale fakt faktem - VDGG powrócił. Ale do nagrań doszło dopiero po roku, w lutym 2004, ponieważ po drodze Hammill miał jeszcze atak serca.

    Płyta nosi wieloznaczny tytuł. Można się nią cieszyć jako swoistym 'prezentem' od zespołu, no i przedstawia ona 'obecne' oblicze zespołu. Prezent tym bardziej wspaniały, bo mamy do czynienia z wydawnictwem dwupłytowym. Podział jest wyraźny (choć jak się okaże nie do końca odpowiadający prawdzie): dysk pierwszy zatytułowany jest 'Songs', a dysk drugi 'Improvisations'.

    'Songs' rozpoczyna się spokojną kompozycją 'Every Bloody Emperor', z bardzo dobrymi partiami solowymi Jaxona (flet, klarnet), z świetną solówką Bantona na hammondzie, z tekstem krytykującym współczesnych przywódców za prowadzenie wojen. I nic poza tym - ładna pieśń jakich w przeszłości zespół nagrał wiele.
    Instrumentalny 'Boleas Panic' też się wydaje spokojny, z licznymi motywami granymi na saksofonie, klarnecie; instrumentom tym jednak stara się 'przeszkadzać' dość zgrzytliwa gitara, która nadaje całości nieco chaosu. Dopiero pod koniec wszystko się uspokaja i mamy kojące solo organowe.
    W 'Nutter Alert' mamy wyłącznie chałaśliwy chaos. Klarnet/saksofon i dzikie klawisze starają się współpracować z wokalem, ale wydaje się to wszystko w ogóle do siebie nie pasować. Ciekawostką jest fakt, że ten utwór wraz z 'Every Bloody Emperor' zostaje w programie koncertowym grającego obecnie jako trio (bez Jacksona) zespołu do dnia dzisiejszego.
    'Abandon Ship!' rozpoczyna się punkową (jakby niestrojoną gitarą), dochodzą klawisze, saksofon i znowu mamy chałaśliwą jazdę bez trzymanki. Mimo zgrzytliwości (i znowu jakby zamierzonego chaosu) kompozycja prezentuje się lepiej od pozostałych, tym bardziej, że Hammill urozmaica swój wokal różnymi rodzajami śpiewu.
    W 'In Babelsberg' znowu atakuje nas ten gitarowo-saksofonowy duet, genialnie współgrając unisono z basem (ech to jego dudnienie).
    'On the Beach' to w moim mniemaniu żart. Jakoś nie mogę sobie wyobrazić panów z VDGG surfujących na fali... A taki jest ten utwór - słyszymy morskie fale; zespół delikatnie nam gra 'piękną' balladę... Dla mnie to jeden z najgorszych piosenek VDGG. Chociaż bardzo lubię morze i fale nie mogę przełknąć 'On the Beach'. Cóż bywa i tak.
    'Songs' kończą szumiące fale...

    ...'Improvisations' rozpoczyna się również szumem fal, ale potem - zgodnie z tytułem - mamy 10 improwizacji. Są to kompozycje o wielu obliczach - mamy i spokojniejsze, wręcz lekkie utwory (jak na VDGG oczywiście, bo daleko tu do muzyki pop), mamy i wściekłe awangardow0-jazzowe szaleństwa. Płyta jest dość ciężka w słuchaniu, trzeba ją smakować powoli, po kilka utworów naraz.

    Podsumowując muszę powiedzieć, że 'Present' to nierówna płyta. Cieszy fakt, że w ogóle wyszła, że zespół wkrótce wyruszył na trasę koncertową, że odrodził się na nowo. Jednak dla samej płyty 'Present' byłoby lepiej, gdyby z dysku drugiego 'wyjąć' ze 3-4 kompozycje, dopisać do nich teksty - mielibyśmy album kompletny. A tak mamy niestety niedosyt. Nie wiem, może Hammill nie zdążył dopisać tekstów, bo czas wydania albumu gonił. Może był jakiś inny powód. Jednak trochę szkoda tej zmarnowanej szansy na album wybitny.

    Moja ocena - dysk 1 - 3, dysk 2 - 5.

    Michał Seemann poniedziałek, 14, marzec 2011 17:00 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.