Still Life

Oceń ten artykuł
(271 głosów)
(1975, album studyjny)

1. Pilgrims (7:07)
2. Still Life (7:20)
3. La Rossa (9:47)
4. My Room (Waiting for Wonderland) (8:09)
5. Childlike Faith in Childhood's End (12:20)

Czas całkowity:  44:45

- Peter Hammill ( lead vocals, guitars, pianos )
- Hugh Banton ( organs, piano, mellotron, bass pedals, bass guitar, synthesiser, vocals )
- Guy Evans ( drums and percussion )
- David Jackson ( saxes, flute, vocals )

Więcej w tej kategorii: « Godbluff World Record »

2 komentarzy

  • Michał Seemann

    Zachwyca i zaciekawia już tytuł i okładka. 'Still Life' to określenie wieloznaczne - może być 'wciąż żywy', 'jeszcze żywy'; natomiast w malarstwie oznacza po prostu martwą naturę.
    Na okładce wydaje się być jakieś drzewo, ale po dokładniejszym przyjrzeniu się okazuje się, że to zwoje kory mózgowej. Interesujące i niesamowite.
    A teraz pieśni. Właśnie właśnie - pieśni, nie piosenki, ale pieśni. Piosenki to zbyt trywialne słowo na określenie utworów z tej płyty. Pieśni i już.
    Zacznę nietypowo: 'La Rossa' - prawie 10 minut, prawie że hałaśliwego jazz rocka, zgrzytliwego, chropawego; no i ten tekst o związku kobiety i mężczyzny.
    Pozostałe pieśni to już raczej ukojenie i spokój; i słowa głównie dotyczące sensu istnienia, problemów jakie napotykamy 'trwając' w tym naszym marnym życiu.
    'Pielgrzymi' - to my, wędrujący przez życie, sami, grupami; próbujemy osiągnąć jakiś cel; czasami się nam udaje, a czasami ponosimy porażkę. I delikatna pieśń; spokojna, płynąca, z organami i saksofonem. Piękna.
    'Still Life' - pieśń o sensie życia. Początek to tylko głos PH i organy, a po 'defekacji' wchodzi cały zespół, robi się ostrzej, gwałtowniej; końcówka to znów spokojniej - głos PH i fortepian; i te słowa na koniec - 'jestem jej [żony] w martwej naturze'. Ciarki. Pamiętam występ PH z grudnia 1999 w Krakowie i to wykonanie na bis. Powalające.
    'My Room (Waiting For Wonderland)'. Najbardziej melodyjny utwór VDGG. Szkoda, że nie wydany na singlu - może stałby się przebojem? Piękna, ale naznaczona smutkiem, ballada o samotności. Słuchając jej mam zawsze przed oczami solowy koncert Hammilla 'Live In The Passionkirche' z Berlina (może ktoś to wyda na DVD?) - łkającym, cierpiącym i drżącym głosem Hammill wyrzuca z siebie ostatnie słowa - 'czekając na nich, by mnie zniszczyli'...Ciarki...
    'Childlike Faith in Childhood's End' - przyznam się, że nie mogłem się oswoić z tym utworem; wydawał mi się zawsze za długi (ponad 12 minut), ale gdy usłyszałem go na koncercie VDGG w Krakowie zmieniłem zdanie; długa i rozbudowana opowieść o złudzeniach dzieciństwa, o dorastaniu, o przekonaniu się czym jest wejście w dorosłość. (Kłania się Marillion - ich płyta 'Misplaced Childhood' niewątpliwie była inspirowana tą pieśnią).
    'Still Life' to z pewnością jedna z najlepszych płyt VDGG i rocka lat 70-tych. Doskonała. 5/5

    Michał Seemann wtorek, 04, wrzesień 2007 01:40 Link do komentarza
  • Bartek Kieszek

    Still life to druga po Godbluff plyta reaktywowanego w 1975 roku Van der graaf generator. I znowu panowie uraczyli nas albumem genialnym, pełnym patosu, bolu i cierpienia....albumem który w niesamowity sposób opisuje bezsens codziennej egzystencji ukazując człowieka całkowicie zagubionego w otchlani życia. Właściwie każda nuta tego wydawnictwa sprawia wrażenie iż była nagrana z czystej potrzeby serca...tutaj nie ma miejsca na zimną kalkulację....
    Nad calą tworczością VDGG unosił cie zawsze mrok spowijający ludzkie dusze- w przypadku tej plyty jest go znacznie więcej.
    Co słychać już na samym początku gdy rozpoczyna się podniosła kompozycja Refugees. Warto tu zwrócić uwagę na znakomitą partię saksofonu Jacsona...I jeszcze ten tekst Hammilla-' I rise from lifelong sleep'...
    Dalej mamy najlepszą według mnie pieśń na tym albumie czyli fragment tytułowy. Jest tutaj wszystko za co zawsze ceniłem muzyków Van der Graafa czyli monumentalny organowy klimat i wszechogarniający nastrój mroku. Pamiętam gdy na koncercie w Bydgoszczy Hammill śpiewal ostatnie wersy tego arcydzieła...' Hers forever, hers forever hers forever in still life' to z pewnoscią była jedna z najpiękniejszych chwil mojego życia.
    Pod numerem trzecim kryje się znakomita La Rossa będąca najbardziej dynamiczną kompozycją na tej płycie pełna rockowego zgiełku i imrowizowanych partii sekcji rytmicznej.
    Druga strona tego albumu zaczyna się od przejmującego My Room (Waiting for Wonderland)ktory opowiada o życiu pełnym samotności i strachu przed tym co może się wydarzyć. Calość okraszona jest delikatnymi dzwiękami Hammonda wspomaganego przez saksofon.
    Na sam koniec panowie zostawili nam kolejne arcydzieło czyli Childlike Faith in Childhood's End...rozwinietą kompozycję w której aż roi się od szybkich zmian tempa i szaleńczych popisów Jaksona. Swojego czasu był to mój ulubiony fragment Still Life.
    Reasumując kolejna wielka plyta VDGG.
    Znowu 5 gwiazdek

    Bartek Kieszek wtorek, 04, wrzesień 2007 01:40 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować
© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.