E#Mc2

Oceń ten artykuł
(25 głosów)
(1984, album studyjny)

1. Porachunki z bliźniakami (4:53)
2. Sen mistrza Alberta (4:53)
3. Po drugiej stronie Świata (10:08)
4. E#mc2:
Część I   (7.16)
Część II   (6:00)
Część III   (8:00)

Czas całkowity: 41:10


Bonus:
5. Ucieczka z tropiku (3:57)
6. Dom w Dolinie Mgieł (3:42)

Superbonus:
7. Ucieczka z tropiku'93 (3:57)
8. Dom w Dolinie Mgieł'93 (3:42)

Marek Biliński: all instruments

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Nie wiem czy się cieszyć z tego, że mam winyl, czy smucić, bo ominęły mnie dostępne na kompaktowych reedycjach bonusy. Gdybyż były tylko takie problemy... W sumie i tak najważniejszy jest zasadniczy program płyty, więc na nim się skupię. Pierwsze solowe dzieło dawnego klawiszowca Banku, Ogród króla świtu wskazywało , co Biliński chce grać, ale też artysta nie zawsze wiedział jak do zamierzonego celu dojść. Zdarzały się perełki w rodzaju Błękitnych nimf czy Fontanny radości, ale też sporo mielizn. Jak się jednak okazało, Biliński potrafił wyciągać wnioski ze swoich błędów i na drugiej płycie zaserwował już znacznie ciekawszą muzykę. Nieco osłabła skłonność do komponowania naiwnych, bajkowych miniaturek - tym razem melodie są dojrzalsze i nie aż tak wyeksponowane, bo spory nacisk położony został na brzmieniowe detale, smaczki dające szczególny hipnotyczny efekt. Produkcja też wcale nie kulała. Tę płytę bez wstydu można już było postawić obok albumów zachodnich twórców.

    Może to ryzykowne wyskakiwać teraz z recenzją E#MC2? Od kilku lat tytuł otwierających płytę Porachunków z Bliźniakami znów zyskał na aktualności. A zresztą, co mi tam! Wybory, nie wybory - to po prostu świetnie brzmiący dynamiczny kawałek. Kipiący radością, pozytywna energią. Podobnie ma się rzecz z najlepszym moim zdaniem utworem na płycie - Po drugiej stronie świata. Tyle, że to już znacznie dłuższa, dziesięciominutowa kompozycja, która ma czas żeby się pięknie rozwinąć i nas zaczarować. Porcję delikatności zapewnia Sen Mistrza Alberta (tego od słynnego równania, co można wywnioskować z tytułu albumu i ze zdjęć we wkładce). Zaś suita zajmująca całą stronę B czarnego nośnika - jest koronnym dowodem na to, że Biliński sprawdzał się i na najdłuższych dystansach. Zaczyna się dość irytująco - z morza dziwnych odgłosów wyłania się nieznośnie brzęczący klawiszowy motyw, który, lekko modyfikowany, atakuje uszy przez ładnych kilka minut,by następnie złagodnieć po otrzymaniu stosownego rytmicznego kręgosłupa. Potem ów rytm rozbrzmiewa nadal, my zaś na pierwszym planie słyszymy już do końca trwania utworu leniwy, sekwencyjny kawałek. Te 21 minut upływa szybko i nader przyjemnie.

    Naprawdę, nie ma się do czego na tym albumie przyczepić (poza koszmarną okładką). To solidna elektronika, która i dziś może się spodobać. Trochę za mało na pełną czwórkę, ale na 3,5 zdecydowanie za dużo. I bądź tu mądry... Albo zamiast myśleć po próżnicy po prostu odpal E#MC2 i zaznaj zasłużonego relaksu.

    Paweł Tryba piątek, 05, czerwiec 2009 01:31 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.