Błąd
  • JUser::_load: Nie można załadować danych użytkownika o ID: 72
A+ A A-

W ostatnim czasie nie mogę się uwolnić od imiennego debiutu krakowskiej Frittaty. Żywa, melodyjna mieszanka jazzu, folku różnych krain i  ciekawych rytmicznych eksperymentów po prostu nie może się nie podobać. Zupełnie szczerze – nie jestem w stanie podać logicznego powodu, dla którego album Frittaty nie jest dziś, pół roku po premierze, płytą platynową. To oznacza, że albo nielogiczny jestem ja, albo reszta świata. Na koncert Frittaty jeszcze nie dane mi było trafić, ale skoro już jej perkusista, Grzegorz Bauer, zawitał do mojego miasta z innym zespołem, w którym się udziela – Depresjonistami – nie mogłem nie odciągnąć go na stronę i zadać kilku pytań.

Każdy kilometr przejechany pociągiem przybliżał mnie do Wrocławia i dawno wyczekiwanego koncertu szwedzkiej grupy Karmakanic. Znając dyskografię Szwedów na wyrywki byłem świetnie przygotowany na koncert, nie wiedziałem jednak czego się spodziewać, ponieważ był to pierwszy ich występ w Polsce. Jak wypadli? O tym zaraz.
Stacja Wrocław Główny – tramwaj nr. 15 – godzina 17.30, pozostało półtorej godziny do koncertu, postanowiłem więc pozwiedzać okolicę. Przechadzając się po wrocławskim rynku mijałem uśmiechniętych ludzi w koszulkach Flower Kings, co poprawiło mój przed koncertowy nastrój. Świadomość, że już za pół godziny zacznie się długo oczekiwany przeze mnie koncert przyśpieszyła mój krok w stronę klubu Eter. Po dotarciu na miejsce, jedna rzecz poraziła mój wzrok – niska frekwencja!!! Muzyka progresywna nie cieszy się obecnie wielką popularnością. Kto zaś wstąpił w te PROGi miał gwarantowane niezapomniane przeżycia.
Parę miesięcy minęło już od wydania pierwszej płyty NAO. Z perspektywy tego czasu widzę coraz wyraźniej, że warszawiacy zrobili na Deprywacji sensorycznej kawał dobrej roboty, a w post rockowej kategorii spokojnie mogą się równać nie tylko z lokalnymi tuzami typu Tides From Nebula, ale i z markami światowymi jak Mono czy God Is An Astronaut. O trudnej drodze do debiutu, zakręconych wokalach, fascynacjach  literackich i paru innych rzeczach z artystycznego warsztatu NAO opowiedziała mi stojąca za mikrofonem Edyta Glińska.
Kiedy tylko dowiedziałem się, że Depresjoniści grają na moich śmieciach zacząłem nerwowo przeglądać terminarz. OK, wolny wieczór, dobra nasza. Tylko ten klub… Nie jest to największa scena w mieście, ale może rzeczywiście Jacek Bończyk, Zbigniew Krzywański i s-ka mierzyli siły na zamiary i postanowili zagrać w mniejszej sali, którą łatwo będzie wypełnić. Tym łatwiej, że Grawitacja to klub studencki, dookoła niej stoją dziesięciopiętrowe akademiki, czyli frekwencja nie powinna stanowić problemu. Martwiłem się tylko, że znów widoczność będzie utrudniał dobrze mi znany z poprzednich wizyt w Grawitacji słup, jak na złość ulokowany dokładnie pośrodku sali, cztery metry przed sceną. Słup nie okazał się problemem, ale jakoś nie czuję z tego powodu satysfakcji. Cała zgromadzona publika spokojnie zmieściłaby się przed nim. W porywach dochodziła do dwudziestu osób. Niniejszym stwierdzam, że kultura w moim mieście jest na dnie, kultura studencka zaś puka w owo dno od spodu. Nikt mnie nie przekona, że zawinił początek długiego weekendu. Piwiarnia w sąsiednim Domu Studenta tętniła życiem. Tym bardziej należy pochwalić artystów. Furda frekwencja, zagrali dla garstki przybyłych z pełnym zaangażowaniem.

Dobry przyjaciel – fotograf, w dodatku specjalizujący się w zdjęciach koncertowych to wielki skarb. Nasz serwis ma takiego Przyjaciela, Michała „Goldmoona” Kwaśniewskiego, który tym razem szalał z obiektywem pod sceną klubu Eskulap w Poznaniu 22 kwietnia 2012 r. A na scenie pozowali  :) Michałowi podczas koncertu muzycy zespołów Amplifier oraz Anathema. Przypominamy, że wszystkie koncertowe galerie Goldmoona znajdziecie na jego stronie internetowej http://goldmoon.pl/. A poniżej znajdziecie zdjęcia, którymi Michał się z nami podzielił. Zapraszamy do galerii!

27-go kwietnia w Miejskim Domu Kultury, w Aleksandrowie Łódzkim miał miejsce debiut nowej imprezy, która może na stałe wpisać się w ofertę kulturalną tego miasta. Koncert pod egidą „Live Stage” wypełniły występy dwóch zespołów: Black Sun oraz Believe. Na uwagę zasługuje bardzo dobra organizacja imprezy oraz całkiem niezła frekwencja (około 100 osób) co jak na debiut imprezy jest naszym zdaniem bardzo dobrym wynikiem.

14 kwietnia to dzień szczególny. W 1912 roku, tegoż dnia zatonął Titanic,  w 1939 roku ukazały się „Grona Gniewu”,  a w 1948 amerykanie przeprowadzili pierwszy wybuch jądrowy, czym wprawili w osłupienie przyjaciół Moskali. W roku 1935 urodził się Erich Von Daniken, dziesięć lat pózniej - Richie Blackmore. W Bangladesz’u  spadł największy w historii grad gdzie kulki lodu ważyły ponad kilogram i zabiły 90 osób, a w Anglii ukazał się debiutancki krążek, bliżej nikomu nie znanej grupy Iron Maiden.  14 kwietnia to również dzień szczególny w historii naszego kraju – urodziła się Pola Raksa, czyli piękna Marusia z Czterech Pancernych,  założono klub piłkarski Hetman Zamość,  odbyła się premiera filmu Dziewczęta z Nowolipek a w Krakowie zagrał Twelve Moons.  Prawie punktualnie, bez suportów, bez zbędnego zamieszania…  Poszedłem na ten koncert, bo po pierwsze wiem co grają i jak grają, po drugie , w składzie jest krakowska „sekcja marzeń” czyli  basista Krzysztof Wyrwa i bębniarz  Grzegorz Bauer, a gitary obsługują dwaj „wielcy” krakowskiej sceny muzycznej z którymi miałem kiedyś przyjemność grać, czyli Michał Matragon Worgacz i  Filip Wyrwa. Żeby raz na zawsze zakończyć pytania i spekulacje  – Krzysztof i Filip to nie rodzeństwo, choć grać potrafią jakby razem ćwiczyli od dziecka… 

Zarathustra - Live in Studio

niedziela, 29 kwiecień 2012 10:25 Dział: Museo Rosenbach

1. Intro + Dell'eterno ritorno
2. Degli uomini
3. Della natura
4. Zarathustra:
a. L'ultimo uomo
b. Il re di ieri
c. Al di la del bene e del male
d. Superuomo
e. Il tempio delle clessidre


 

Lupo Galifi / vocals
- Giancarlo Golzi / drums
- Alberto Moreno / piano
- Fabio Meggetto / keyboards
- Sandro Libra / guitars
- Max Borelli / guitars
- Andy Senis / bass




 

Anathema w Krakowie

wtorek, 24 kwiecień 2012 15:29 Dział: Relacje z koncertów
Z każdym kolejnym koncertem coraz trudniej wykrzesać w sobie emocjonalne zaangażowanie w takie muzyczne wydarzenie. Ostatnio coraz rzadziej przed występem danego artysty odczuwam tę nutkę podniecenia czy szczyptę niepewności, która stanowiła dla mnie nierozłączny element, podczas moich pierwszych przygód z występami live. Te koncerty, które potrafią mnie wybić z równowagi, wzruszyć, omamić zdarzają się coraz rzadziej, a jeśli już się taki trafi, to chowam go głęboko w sercu i pamięci. Ten do takich należał. Ciurkiem płynęły mi z łzy z oczu podczas koncertu są na to najlepszym dowodem.

Niemało wyrzeczeń kosztowało mnie dotarcie do Krakowa, ale postawiłem sobie za punkt honoru aby Anathemę w końcu zobaczyć. Zresztą ostatnie albumu Brytyjczyków okazały się tak dobre, że można było spodziewać się świetnego występu, na który zresztą liczyłem. W zatłoczonym tego dnia klubie Studio (który bądź co bądź zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie) zająłem sobie wygodne miejsce przy stanowisku dźwiękowców, żeby wszystko było idealnie słychać i czekałem na rozwój wypadków.

O tym że Russian Circles gra 10 kwietnia w warszawskiej Hydrozagadce dowiedziałem się właściwie przez przypadek dopiero w dniu koncertu - ich występ nie był szczególnie, żeby nie powiedzieć że w ogóle, anonsowany. Może to świadczyć o niedużej popularności zespołu w naszym kraju. Taka muzyka generalnie jest niszowa i pozostaje jedynie do tego przywyknąć. Mało jest zespołów post rockowych, które przebiły się do świadomości szerszej publiczności, większość pozostaje w opozycji do współczesnych trendów, dlatego też z premedytacją pozostają na muzycznym marginesie. Może właśnie dzięki temu są wyjątkowe i niezależne. Wyjątkowe było również miejsce, w którym koncert się odbył. Hydrozagadka nie jest dużym klubem, ale za to posiada ciekawy wystrój. Mimo iż usytuowana jest na parterze, przypomina piwnicę ze ścianami z gołych cegieł i również nieotynkowanym sufitem odsłaniającym instalacje. Trzeba przyznać że mają elegancki bar, ale meble utrzymane są w stylu wygrzebaliśmy to na strychach, śmietnikach, względnie na pchlim targu. Może się to podobać lub nie, ale tworzy klimat. Myślę ze ten ostatni był jak najbardziej odpowiedni. Niszowa muzyka w modnie niemodnym klubie.

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.