ProgRock.org.pl

Switch to desktop

Ian Anderson Plays the Orchestral Jethro Tull

Oceń ten artykuł
(28 głosów)
(2005, album koncertowy)
CD 1 (52:55)
1. Eurology (3:30)
2. Calliandra Shade (5:42)
3. Skating Away On The Thin Ice Of The New Day (4:03)
4. Up The Pool (3:22)
5. We Five Kings (3:32)
6. Life Is A Long Song (3:34)
7. In The Grip Of Stronger Stuff (3:02)
8. Wond'ring Aloud (2:11)
9. Griminelli's Lament (3:10)
10. Cheap Day Return (1:27)
11. Mother Goose (5:46)
12. Bouree (5:17)
13. Boris Dancing (3:31)
14. Living In The Past (4:48)

CD 2 (49:37)
15. Pavane (4:37)
16. Aqualung (10:24)
17. God Rest Ye Merry Gentlemen (4:58)
18. My God (8:52)
19. Budapest (14:04)
20. Locomotive Breath (6:42)

Czas całkowity: 102:32
- Ian Anderson ( flute, bamboo flute, acoustic guitar, vocals )
- James Duncan ( drums, percussion )
- David Goodier ( bass, glockenspiel )
- John O'Hara ( keyboards, accordian )
- Florian Opahle ( acoustic and electric guitar )

oraz:
Various Members of the Frankfurt Neue Philharmonic Orchestra

1 komentarz

  • Michał Jurek

    Po kilkakrotnym przesłuchaniu ostatniej płyty Iana Andersona, czyli 'TAAB 2', naszła mnie ochota na przypomnienie sobie także innych solowych płyt tego muzyka. A że wzięła mnie chętka na przegląd evergreenów macierzystej formacji pana Iana, to wybór był prosty: 'Ian Anderson Plays The Orchestral Jethro Tull'.

    Płyta była pokłosiem trasy koncertowej, którą Ian Anderson odbył w latach 2004-2006 z towarzyszeniem filharmoników frankfurckich. W trakcie tej trasy Ian Anderson prezentował swoje solowe nagrania, jak również utwory Jethro Tull. W efekcie powstała bardzo przyjemna, folkowo-symfoniczna płyta, w sam raz na upalne majowe popołudnia, których nie szczędzi nam aura.

    Spieszę od razu wyjaśnić, że mimo iż w nagraniach uczestniczyła orkiestra filharmoniczna, w aranżach utworów nie zmieniło się zbyt wiele. Filharmonicy są raczej bohaterami drugiego planu, a o jakimś gwałtownym zwrocie w stronę rocka symfonicznego nie ma mowy. W zasadzie jedyne momenty, w których orkiestra może nieco poszaleć, to instrumentalny utwór 'In The Grip Of Stronger Stuff', 'Bourée' (z oczywistych względów), 'My God', 'Budapest' i rozbudowana - i chwilami odbiegająca od oryginału - wersja 'Aqualung', bardzo zresztą udana. W pozostałych nagraniach dominują klimaty folkowe, wzbogacone licznymi partiami fletu autorstwa Iana Andersona. A jeśli chodzi o członków zespołu akompaniującego, to cóż... Florian Ophale to nie Martin Barre, niestety, i to słychać. Ale inna rzecz, że akustyczna natura koncertu sprawiła, iż gitarzysta nie miał zbyt wielu okazji by się jakoś szczególnie wykazać, gitara elektryczna odzywa się na dłużej w zasadzie dopiero w drugiej części koncertu.

    Można by też trochę dyskutować nad takim a nie innym doborem utworów. Dużo miejsca w koncertowej setliście poświęcono piosenkom z 'The Rupi's Dance', płyty ładnej, ale nie wybitnej, z o wiele lepszego solowego albumu Iana Andersona 'The Secret Language Of Birds' wybrano tylko jeden utwór ('Boris Dancing'). Z dorobku Jethro Tull zaprezentowano utwory z płyt 'Aqualung', liczną reprezentację ma też 'The Jethro Tull Christmas Album'. Szkoda, że kompletnie pominięto takie płyty jak 'Songs From The Wood' czy 'Heavy Horses'. Nagrania na nich zawarte - jak sądzę - sprawdziłyby się w symfonicznym wydaniu znakomicie. Fajnie natomiast, że znalazło się też miejsce dla 'Bourée', której to piosenki w tym akurat zestawie nie powinno zabraknąć, a także dla 'Budapest'. To ostatnie nagranie wraz ze wspomnianymi już 'Aqualungiem' i 'My God' stanowią chyba najjaśniejsze momenty omawianego koncertu. Choć i krótsze akustyczne, bardzo urokliwe fragmenty, jak np. otwierające album 'Eurology', 'Griminelli's Lament' (w którym pojawiają się chyba dwie partie fletu grane unisono), 'Boris Dancing' czy 'Up The Pool' nie zasługują na to, żeby zbyć je milczeniem.

    Omawiany koncert zagrano na dużym luzie, słychać, że wszyscy nieźle się bawią - i muzycy, i słuchacze. Ian Anderson raczy widownię dowcipną konferansjerką, zapowiadając poszczególne utwory (chociaż - o ile pamiętam - to na 'A Little Light Music' było jeszcze śmieszniej). Miło się tego słucha. W rezultacie powstała nienachalna, pełna ciepła, i troszkę już staroświecka płyta. Miłośnicy takich klimatów (jak ja) będą zachwyceni.

    Michał Jurek poniedziałek, 28, maj 2012 13:50 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version