A+ A A-

Rogalów - piosenki ku pokrzepieniu serc

Oceń ten artykuł
(21 głosów)
(2008, album studyjny)
1. Koło źródła (4:19)
2. Raz kozie śmierć (2:03)
3. Wodołaz z Gilgotem (3:20)
4. Pokój (4:30)
5. Smok (3:41)
6. Adam i jego koledzy (5:25)
7. Anioł (6:58)
8. W Rogalowie (2:41)
9. Niech to licho! (4:19)
10. Ta historia, na którą czekałem (3:30)
                                        
                          Czas całkowity: 40:57
Wojcek Czern: vocal, bass, mini Moog, guitars, philcordia, zither, pipe, bell, electronic effects, fisharmonia, Hammond organ, vibraphone, synthetizers, drum, rattle
Remigiusz Hanaj: hurdy gurdy
Maciej Rodakowski: saxophone
Jacek Wąsowski: guitars, mandolin, bell
Ryszard Latecki: trumpet
Andrzej załęski: drums
Jakub Suchar: drums
Pacyfik: spring sounds recording, backing vocal
Więcej w tej kategorii: Muzyka jakiej świat nie widzi »

1 komentarz

  • Paweł Tryba

    Oto płyta, której sukces komercyjny stoi pod znakiem zapytania. Sprzeda się, nie sprzeda - nie wiem, bo nie jestem prorokiem (wiem natomiast, że na pewno nie trafi do wielkich rozgłośni radiowych, czyli na szerszą promocję nie ma co liczyć). Osobiście szczerze temu albumowi kibicuję. Może nawet bardziej, niż legionowi polskich artrockowców. Oni bowiem kopiują dawno już istniejące wzorce, podczas gdy Za Siódmą Górą nie ma swojego odpowiednika. To unikat jak Voo Voo, Raz Dwa Trzy czy Kabaret Starszych Panów. Polski przyczynek do kultury.

    Na wydanym w 1996 roku debiucie formacji jej absolutny lider, Wojcek Czern, jawił się jako polski Tony Wakeford, piewca industrialu i darkfolku. Duża rzecz! Minęło, bagatela, dwanaście lat, w międzyczasie ostatecznie szczezł grunge, urósł w siłę a potem stracił na znaczeniu numetal, pojawiło się indie - krótko mówiąc przewaliło się parę muzycznych epok. Czern przez ten czas bynajmniej nie próżnował. W swoim studio w Rogalowie produkował znakomitości (Armia, Lao Che, Karpaty Magiczne), wydawał niebanalnych wykonawców w swojej firmie Obuh - obcował z wieloma tradycjami. Uczył się. Dziś powraca pod starym szyldem, ale całkowicie odmieniony. Wojcek gra po prostu swoje. To artysta osobny.

    Zaznaczmy od razu, że Czern nie odżegnał się ani od elektroniki ani tym bardziej od folku. Splótł z nich misterne podkłady - często oniryczne, niemal ambientowe, ale nie mówimy tu o ambiencie, którego jedynym zastosowaniem jest wybrzmiewać sobie cicho z boku. Na materię muzyczną Rogalowa... składa się cała masa rozmaitych dźwięków, z których każdy ma znaczenie. Pojedyncze odgłosy Mooga i starych syntezatorów sąsiadują z trąbką, saksofonem, akordeonem, lirą korbową, rytmicznym pohukiwaniem Czerna (słowiański beat box?) i Bóg jeden wie czym jeszcze. Czasem w ramach dodania tej sielance pazura pojawia się lekko bluesowa gitara. Linie wokalne jakby dla kontrastu są uproszczone do granic możliwości - czasem wręcz naiwne, jak w otwierającym płytę Koło źródła czy w Wodołazie z Gilgotem. Bywa, że przetworzony, zwielokrotniony wokal przebija się zza niepokojących dźwięków na pierwszym planie ( patrz: Pokój). Tu i tam trafiają się bardziej chwytliwe tematy, jak  W Rogalowie albo Niech To Licho. Efektem jest pomieszanie kunsztu z prostotą, z premedytacją stosowanym prymitywizmem. W tym szaleństwie jest jednak metoda - Piosenki ku pokrzepieniu serc należy rozpatrywać jako wspaniałą symbiozę muzyki i tekstów.

    Ostatnio jeśli ktoś chce być bliżej natury, to gra folk metal i opatruje go tekstami o mitycznych stworach. Taki trend. Chwała Czernowi, że polskiego ducha przywraca zupełnie innymi metodami.Owszem, pojawiają się u niego jakoweś zmory (Wodołaz z Gilgotem, Niech to licho), ale też rozumie on kontakt z przyrodą znacznie szerzej od wyznawców Światowida czy innego Peruna. To także mieszkanie na wsi, bliskość zwierząt - dzikich i gospodarskich, przebywanie z bliskimi. Wojcek odmalowuje sielankowy, bo nieskomplikowany obraz życia na prowincji i używa do tego najprostszych komunikatów - te zaś podaje w formie nieobrobionej, raczej jako dziecinne przyśpiewki niż pełne piosenki. Tyle, że tym akurat mruczankom towarzyszy muzyka będąca świadectwem pomysłowości i erudycji.

    Ten album został pomyślany jako całość - pasują do siebie poszczególne utwory, teksty świetnie zazębiają się z muzyką. Pozwala to słuchaczowi traktować Rogalów... i jako muzykę, przy której można odpocząć i jako intelektualne wyzwanie - zależnie od nastroju.
    Uwierzcie, że aż mi głupio operować w tej recenzji jakimiś uczonymi zwrotami. Ale muszę tę płytę opisać, a akurat takim analitycznym językiem pisze się recenzje, prawda? Jakoś się to jednak kłóci z pochwałą prostoty, jaka z Piosenek ku pokrzepieniu serc bije. Posłuchajcie sami, wyciągnijcie własne wnioski, przeżyjcie własne emocje. Ja zaś, zainspirowany, wyrwę się na parę godzin ze swojego blokowiska na drugi koniec Olsztyna, pojadę do cioci i wydębię od niej flaszkę nalewki na pigwie, którą robi jak nikt inny. A potem odwiedzę kolegę, osuszymy wzmiankowaną butelkę i pójdziemy nad jezioro podrywać rusałki. Choć w sumie jest początek marca, mogą nie wypłynąć na ten ziąb...

    5/5 - za oryginalność i przypomnienie, że nie zawsze warto się spieszyć.

    Paweł Tryba piątek, 06, marzec 2009 00:56 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Folk Progresywny

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.