ProgRock.org.pl

Switch to desktop

The Art of Mind

Oceń ten artykuł
(3 głosów)
(2015, album studyjny)

1. The Art of Mind (19:54)
a) Psychocosmic Order
b) Across the Border
c) The Dividing Point
d) The Ultimate Perception
e) Footprints
2. Inside the Wheel (8:56)
3. The Games you Play (9:31)
4. The Price to Pay (8:06)
5. Sea of Dreams (9:05)

55:32

- Arne Schäfer / vocals, guitars, bass, keyboards
- Eberhard Graef / drums, percussion

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Jak to czasem można się zabawnie pomylić. Dostaję do recenzji płytę zespołu, który jest mi kompletnie nieznany. Otwieram, oglądam, czytam sobie, wreszcie zaczynam słuchać. Podoba mi się lub nie, słucham dalej, wyrabiam sobie jakąś opinię. W końcu dochodzę do jakże szlachetnego wniosku, że po tych kilku tygodniach lub czasem nawet miesiącach (wiem, wstydzę się) warto byłoby coś o tej płycie naskrobać. Przed napisaniem recenzji zawsze staram się trochę więcej dowiedzieć o danym zespole, żeby jakiejś gafy nie popełnić, żeby wiedzieć z jakiej perspektywy na to spojrzeć. I tu zwykle zaczynają się najlepsze numery. Może opowiem na przykładzie.
    Apogee i jego (tak, tak, ale o tym za chwilę) najnowszy album „The art of mind”. Progressive Promotions Records. Czyli już wszystko wiem o tym zespole. Raczej młody i niedoświadczony, trochę niedojrzały albo nieco starsi panowie, którzy postanowili sobie przypomnieć jak to się drzewiej fajnie grało (dwie najliczniejsze grupy w katalogu tej, co by nie mówić, zacnej wytwórni). Na 90% będzie melodyjny, nowoczesny progrock z obowiązkowymi elementami funku i saksofonem. No i guzik prawda! Nic się nie sprawdziło.
    Apogee to projekt Arne Sächfera, który tworzy pod tym szyldem od 20 lat i wydaje kolejne płyty (poza grą na perkusji robi zasadniczo wszystko, choć nie wiem czy lepi garnki). Nie słyszeliście? Spokojnie, myślę, że mało kto słyszał. Owszem, jego twórczość jest melodyjna, ale wcale nowoczesna. To muzyka zatopiona w klasycznych brzmieniach lat 70-tych i 80-tych (osobiście najczęściej słyszałem wpływy Pink Floyd, Pendragon i Marilion). Nie można tu jednak mówić o żadnej kopii, raczej o wielkim szacunku i głębokim ukłonie w ich stronę, w czym nie ma oczywiście niczego złego. Przede wszystkim, nie ma saksofonu! Nie ma ani krzty funku! Jak to tak, w dzisiejszych czasach, w niemieckim progu? Ano można i bardzo dobrze. Arne stawia przede wszystkim na długie, rozbudowane, wielowątkowe utwory z licznymi przejściami i pasażami. Jeden kawałek przechodzi w drugi i wszystkie razem stanowią bardzo ładną całość (o utworach instrumentalnych chyba nie muszę wspominać). Jest tu również obowiązkowa suita (otwierający ten album, prawie dwudziestominutowy utwór tytułowy), którą widzę jako najjaśniejszy punkt „The art of mind”, ponieważ zawarte są tu chyba wszystkie składowe stylu Apogee, a „piosenka” ta, mimo potężnego czasu trwania, nie nudzi. Tak naprawdę można by z niej zrobić ze 3 krótsze utwory, tylko po co jeśli ktoś potrafi je zgrabnie połączyć. Wyróżniłbym jeszcze „The games you play” za dynamikę, która trochę rozbudza i pięknie, rytmicznie buja. Moją uwagę zwróciły jeszcze szczególnie dwie rzeczy. Po pierwsze, bardzo dobre solówki gitarowe i klawiszowe, co obecnie nie zawsze jest oczywiste w muzyce progresywnej, a szkoda, bo warto pamiętać jak łatwo jest w ten sposób wzbogacić utwór. Druga rzecz to bardzo dobre i inteligentne teksty napisane po angielsku, dotyczące w bardzo dużym skrócie siły umysłu i szkodliwych czynników zewnętrznych, które mogą tym umysłem zawładnąć.
    Żeby nie było samego miodu, bo to nie zdrowo tyle cukru spożywać, dorzucę jeszcze łyżkę dziegciu. To co mnie za bardzo nie przekonuje to trochę wycofany i zbyt delikatny wokal. Wprawdzie Arne śpiewa bardzo emocjonalnie, ale trochę brakuje mi w tym śpiewaniu mocy.
    Na zakończenie powiem szczerze. Nie jest to muzyka szalenie odkrywcza, nie przełamuje żadnych barier. Nikt przy tych dźwiękach nie pojedna się ze swoim odwiecznym wrogiem, prawdopodobnie nikt przy tym również nie odkryje Boga na nowo, ale takie płyty są potrzebne. Solidne, przemyślane, dojrzałe. Może bez zaskoczeń, ale też bez powodów do wstydu. Nie mniej, polecam głównie zagorzałym fanom gatunku.
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński wtorek, 10, maj 2016 21:53 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.

Top Desktop version