A+ A A-

Ballady bez romansów

Oceń ten artykuł
(12 głosów)
(2017, album studyjny)

01. Uważaj na nogi - 4:27
02. Pleśń - 3:12
03. Ballady bez romansów - 4:48
04. Cuda niewidy - 2:35
05. Okrąglik - 10:08
06. Ścięci - 4:13
07. Złość - 4:54
08. Lepsze kolory - 7:00

 Czas całkowity - 41:17

- Wojciech Ciuraj – wokal, gitara, mandolina
- Paweł Kukla – instrumenty klawiszowe
- Piotr Rachwał – skrzypce
- Zofia Neugebauer - flet
- Klaudia Wachtarczyk – gitara basowa
- Dawid Klimuszko - perkusja

 

Media

Więcej w tej kategorii: Iskry w popiele »

1 komentarz

  • Gabriel Koleński

    Gdy młody człowiek oznajmia, że nagrał album inspirowany twórczością Adama Mickiewicza, to istnieje pewna obawa, że może dojść do tragicznej katastrofy. Jednak jeśli za wykonanie zadania bierze się odpowiednia ekipa inteligentnych i przede wszystkim piekielnie utalentowanych ludzi, jest nadzieja w narodzie. Wojciech Ciuraj sroce spod ogona bynajmniej nie wypadł. Ze swoim macierzystym zespołem Walfad (nigdy nie przestanie mnie bawić, że to skrót od We Are Looking For A Drummer) Wojtek zdążył nagrać debiutancką epkę oraz 3 albumy studyjne. Nadszedł czas na solowy debiut „Ballady bez romansów”. Siadamy wygodnie, włączamy sprzęt, kilka chusteczek może się przydać po drodze i jedziemy. Właściwie idziemy. Na wycieczkę. Do lasu. I nie tylko.
    Muzycy witają się z nami w klimacie lekkiej, gitarowej alternatywy na początku „Uważaj na nogi”. Zdecydowany rytm wybijany przez perkusistę Dawida Klimuszko uzupełniają zwiewne partie gitary. Później następuje zmiana nastroju, wchodzi wokal, pojawia się pierwsze świadome nawiązanie do epoki romantyzmu („tam gdzie wzrok nie sięga”). Pod koniec zostajemy z kolei uraczeni piękną solówką gitarową rozmytą w pogłosach i efektach. Znakomite, ciepłe brzmienie to zasługa producenta Daniela Arendarskiego, z którym Wojtek współpracował już wcześniej z Walfad. Choć produkcja może się wydawać nowoczesna, ta muzyka jest tak naprawdę głęboko osadzona w klasyce rocka progresywnego oraz kojarzy się z zespołami, które się tą klasyką jawnie inspirują. Słychać na „Balladach…” tyle samo Pink Floyd, Genesis i Jethro Tull, co Airbag czy solowych dokonań Stevena Wilsona. „Pleśń” to względnie prosta, liryczna ballada, prowadzona melodią pianina, ze wzruszającym tekstem i nośną partią wokalną. Bardziej refleksyjnie robi się w tytułowych „Balladach bez romansów”, gdzie sporo do powiedzenia ma flecistka Zofia Neugebauer, a klimat wylewa się z głośników. Będąca ozdobą utworu solówka gitarowa Daniela Arendarskiego ma w sobie sporo ze stylu Davida Gilmoura, ewentualnie Bjørna Riisa. Minimalnym wytchnieniem są nieco folkowo brzmiące, głównie ze względu na partie gitary akustycznej, „Cuda niewidy”. O ile taka niepokojąca, tajemnicza atmosfera może dać jakiekolwiek wytchnienie. Następna pozycja to jak dla mnie opus magnum albumu, długa, wielowątkowa suita „Okrąglik”. Już w samym mocnym, transowym wstępie można wyróżnić dwie części. Pierwszą szybką, nerwową i drugą wolniejszą, bardziej dobitną. Takie granie kojarzy mi się ze Swans, może trochę Dead Can Dance, czy lżejszym obliczem Neurosis. Tyle że te zespoły nie wykorzystywały świdrującego, wdzierającego się do uszu fletu, który powoduje, że myśli od razu wędrują do tego, co Theo Travis wyprawiał na „Grace for drowning”. Najdłuższy na płycie utwór okraszony został intrygującym tekstem, który wcale nie musi dotyczyć wyłącznie tytułowego lasu. Pod koniec pojawia się kolejna floydowo – airbagowa solówka Arendarskiego. Ta podoba mi się dużo bardziej, ze względu na kipiące od emocji fragmenty w stylu Gary’ego Moore’a, mistrzowsko budowane napięcie oraz eksplozję w przyspieszeniu. Bardzo emocjonalnie zaśpiewani „Ścięci” wydają się być komentarzem do ostatnio modnego i raczej niezbyt legalnego wycinania stuletnich dębów. „Złość” została wybrana na singiel chyba przewrotnie, bo to trudny, kilkuczęściowy utwór z licznymi przejściami. Hard rockowy riff wzmocniony organami wprowadza główny motyw podbity mocnym wejściem perkusji. Jednak przede wszystkim ten kawałek zawiera moją absolutnie ukochaną partię solową skrzypiec, która brzmi jak solówka gitarowa zagrana na… skrzypcach. Swoją drogą byłem zaskoczony, że na tym instrumencie gra mężczyzna, Piotr Rachwał. Wieńczące album „Lepsze kolory” dają prawdziwe wytchnienie, spokój, wnoszą zdecydowanie więcej światła do tego przejmującego grania, że już nie wspomnę o pięknej partii skrzypiec prawie na zakończenie.
    Album jest krótki, trwa niewiele ponad 40 minut, ale w dzisiejszych czasach, gdy większość ludzi przewija utwory lub słucha tylko tych ulubionych, warto stworzyć płytę, której łatwo będzie posłuchać od początku do końca. Tym bardziej, że „Ballady bez romansów” nie są przerostem formy nad treścią. Aranżacje są owszem bogate, ale nie przeładowane, poszczególne kompozycje zostały przygotowane z dużym wyczuciem i rozsądkiem, o które nie posądzałbym tak młodych ludzi. Tym większe należy im się uznanie. Nie należy się również obawiać tych nawiązań do Mickiewicza, ponieważ nie są nachalne, a przede wszystkim są pozbawione pretensjonalności. Uszy nie czerwienią się ze wstydu słuchając tekstów Wojtka Ciuraja, który stale rozwija się jako tekściarz. Generalnie, profesjonalizm, dojrzałość i talent tych młodych artystów są porażające. Odnoszę wrażenie, że wielu dużo starszych muzyków mogłoby się od nich sporo nauczyć.
    Mam tylko nadzieję, że będę miał kiedyś okazję, żeby usłyszeć ten materiał na żywo. Zdecydowanie polecam!
    Gabriel „Gonzo” Koleński

    Gabriel Koleński poniedziałek, 11, grudzień 2017 20:58 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Art Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.