A+ A A-

People No Names

Oceń ten artykuł
(35 głosów)
(1972, album studyjny )
1. People No Names (8:58)
2. Where I'm From (4:09)
3. Waves (6:06)
4. In The Net (4:45)
5. My Friend (2:48)
6. Lady With The Veil (4:16)
7. Escape From The Storm (5:13)
8. Tamed Indians (1:49)

Czas całkowity: 38:04
- Harri Saksala  ( vocals, mouth organ, accordion )
- Juha Salonen  ( bass )
- Markku Luukkanen ( drums )
- Matti Kurkinen  ( guitar )

Gościnnie:

- Olli Ahvenlahti  ( piano )
- Raimo Wallen  ( flute )
- Ile Kallio (Hurriganes)  ( acoustic guitar )
Więcej w tej kategorii: Boogie Jungle »

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Jako stary wędkarz, często rozsierdzony katastrofalnym stanem polskich rzek i totalnym brakiem ryb, funduję sobie tydzień w Skandynawii żeby odbudować swoje ego i samemu sobie udowodnić, że pieniądze wydane na sprzęt wędkarski nie poszły na marne... Podczas takich wypraw nie zapominam oczywiście o mojej głównej namiętności - MUZYCE. Tej damy zdradzić się nie da i każdy sklepik który oferuje jakiekolwiek dźwięki jest przeze mnie obwąchiwany dość dokładnie. Tak też było 9 lat temu, podczas wyprawy na szczupaki. Rybska brały wyśmienicie, ale o 17 było już ciemno, więc wraz z moim kompanem zajmowaliśmy się wówczas innymi, równie odkrywczymi rzeczami - ja myszkowałem po okolicznych antykwariatach, a właściwie po ich częściach muzycznych, on zaś zacieśniał tradycyjną przyjaźń pomiędzy naszymi narodami, udowadniając osłupiałym Finom, że bimbru rozcieńczać nie należy i jest to z pożytkiem dla bimbru... Wieczorem zaś mocno zmęczeni spotykaliśmy się w naszym domku i zdawaliśmy sobie nawzajem relację z tego jak minął wieczór. Bywały jednak poranki, w których postronny obserwator uznałby, że to ja mam syndrom dnia poprzedniego czyli mocno przekrwione i podkrążone oczy, trzęsące się ręce i inne symptomy potwornego kaca. Prawda jednak była inna - o ile mój towarzysz padał w pościel i natychmiast zasypiał, ja często do rana przesłuchiwałem to, co udało mi się wygrzebać w owych cudownych sklepikach. A że Skandynawia jest potęgą rockową (tyle, że kompletnie nieznaną) przekonałem się już pierwszego dnia, gdy sprzedawca zorientowawszy się czego słucham, przyniósł mi około 50 płyt twierdząc, że to kanon, od którego muszę zacząć, a potem da mi resztę... Z głupią miną przeglądałem to co już leżało na ladzie, a były tam rzeczy nic mi nie mówiące - Charlies, Ferris, Haikara, Kalevala, Oz, Pekka Pohjoja, Wigwam, Tasavalan Presidentti, Jukka Tolonen, i parę innych... Dziś wiem jakie to skarby leżały przede mną, ale wówczas nie miałem o tym zielonego pojęcia. Sympatyczny Fin widząc przed sobą kompletnie nieświadomego zapaleńca zrobił coś, co nie mieściło mi się w głowie i nie mieści do dzisiaj - zgarnął do mojej torby 30 płyt i powiedział: posłuchaj w domu i przyjdź po weekendzie... Nie chciał żadnego zastawu, równowartości czy chociaż paszportu! Zbaraniałem, ale posłusznie popędziłem do domu i czym prędzej 'zapodałem' sobie pierwszą z brzegu płytkę. Trafiła mi się KALEVALA 'People no names'. 1972 rocznik sugerował, że może być nieźle, ale tego co usłyszałem nie spodziewałem się w najśmielszych marzeniach... Od początku ostra jazda - klasyczne hard rockowe zagrywki pomieszane z elementami progresu z najwyższej póki. Świetny gitarzysta (Matti Kurkinen) buduje klimat ciężkimi riffami, gra fenomenalne sola zarówno na gitarze elektrycznej jak i akustycznej, wtórują mu klawisze (na których gościnnie zagrał niebędący w składzie grupy Olli Ahvenlahti) pojawia się flet, a wszystko trzyma w ryzach genialnie zgrana sekcja rytmiczna (czyli Lido Salonnen na basie i Markku Luukkonen na perkusji). No i wokal (Harri Saksala) - pełny, mocny, jakże pasujący do tej muzyki. A sama muzyka? Osiem utworów. Każdy wyraźnie inny a przecież wszystkie w tym samym stylu - porywająca porcja doskonałej muzy, będącej połączeniem hard rocka i rocka progresywnego. Z perspektywy lat i po poznaniu dziesiątek innych skandynawskich płyt mógłbym zaryzykować twierdzenie, że to na pewno pierwsza piątka skandynawskiego rocka, a fińskiego - pierwsza trójka. Grupa nagrała jeszcze jeden album ('Boogie Jungle') w 1975 roku, poprzedzony zmianami personalnymi i nieco lżejszy, ale pamiętajmy, że takie były tendencje ogólnoświatowe. Niestety, krótko po wydaniu drugiego krążka, filar i podpora grupy - genialny gitarzysta Matti Kurkinen - zginął w wypadku samochodowym... Miał zaledwie 24 lata. I tak skończyła się historia KALEVALi. Świat ich zapamiętał dzięki tej pierwszej, absolutnie genialnej płycie, którą gorąco polecam wszystkim miłośnikom starych, zakurzonych ale przez to jakże świeżych dźwięków.

    Aleksander Król piątek, 17, grudzień 2010 10:46 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Art Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.