Vulture Culture

Oceń ten artykuł
(11 głosów)
(1984, album studyjny)
1. Let's Talk About Me (4:22)
2. Separate Lives (4:42)
3. Days Are Numbers (The Traveller) (4:02)
4. Sooner Or Later (4:26)
5. Vulture Culture (5:21)
6. Hawkeye (3:48)
7. Somebody Out There (4:56)
8. The Same Old Sun (5:24)

Czas całkowity: 38:00

dodatkowo na wydaniu z  2007 roku (Arista remastered CD):

9. No Answers Only Questions (Final Version)
10. Separate Lives (Alternate Mix)
11. Hawkeye (Demo)
12. The Naked Vulture
13. No Answers Only Questions (The First Attempt)
- David Paton ( bass )
- Stuart Elliott ( drums & percussion )
- Ian Bairnson ( guitars )
- Eric Woolfson ( pianos )
- Richard "Trix" Cottle ( synths & saxes )
- Alan Parsons ( fairlight prog. )
- Mr. Laser Beam ( oral rendition )
Więcej w tej kategorii: « I Robot Stereotomy »

1 komentarz

  • Michał Jurek

    Po nagraniu całkiem przyzwoitego albumu 'Ammonia Avenue' panów Parsonsa i Woolfsona dopadła twórcza niemoc. Pierwszym jej przejawem był ósmy studyjny album grupy, zatytułowany przewrotnie 'Vulture Culture'.

    Album 'Vulture Culture' powstał głównie dlatego, że wytwórnia nie chciała się zgodzić, by wydać 'Ammonia Avenue' jako album dwupłytowy. Panowie Parsons i Woolfson wzięli więc piosenki, które zostały im z poprzedniej sesji nagraniowej, i zaaranżowali je na nowo. Niestety, jak to często bywa, lepsze okazało się wrogiem dobrego. Miało być nowocześnie i z duchem czasu, a wyszło... Szkoda gadać. Plastikowa perkusja i wszechobecne syntezatory, zastępujące bogate aranżacje i orkiestrowe partie to było ostatnie, czego potrzebowała muzyka The Alan Parsons Project. I nie pomógł zaciąg wokalistów, bardzo dobrych zresztą, którzy bez problemu udźwignęli wokalnie powierzone im utwory.

    Nie można z tego albumu wyróżnić żadnej piosenki. Wszystkie utwory giną w mdłej syntezatorowej zalewie, nie różniąc się specjalnie od dokonań całej rzeszy synthpopowych zespołów i zespolików z pierwszej połowy lat osiemdziesiątych. Trudno się oprzeć wrażeniu, że Alana Parsonsa tym razem zawiódł producencki nos, bo w 1984 roku synthpopowe granie nie było niczym odkrywczym, a 'upopione' syntetyczne brzmienia zaczynały powoli wychodzić z mody. Ponadto grać synthpop to też trzeba umieć. 'Vulture Culture' od najlepszych płyt takich na przykład Ultravox dzielą lata świetlne...

    'Vulture Culture' sprawia wrażenie, jakby panowie Parsons i Woolfson chcieli z jednej strony za wszelką cenę unowocześnić swoją muzykę, a z drugiej - wyprodukować przebój, nagrywając piosenki jeszcze bardziej wygładzone niż ich poprzednie hity (jak 'Eye In The Sky' na przykład). W efekcie powstała płyta skierowana zupełnie do nikogo.

    Przyparty do ściany jako pozytywne punkty płyty wskazałbym wokalistów (śpiewa zaiste silna ekipa: Colin Blunstone, David Patton, Chris Rainbow, Lenny Zakatek i wreszcie sam Eric Woolfson) oraz... okładkę (ten Uroboros ma coś w sobie). Jest też trochę smaczków, np. kompilacja komentarzy wygłaszanych przez Lee Abramsa, ojca formatu AOR, w 'Let's Talk About Me' czy fraza 'only what's on the menu' w środku instrumentalnego 'Hawkeye'. I tyle. Muzycznie - klapa. Pierwsze cztery utwory to miałki pop, który przelatuje przez słuchacza niczym woda przez durszlak. Pewne pojęcie o kierunku, jaki obrali panowie Parsons i Woolfson, daje już koszmarnie skoczny utwór tytułowy. Gdyby nie solówki gitarowe, nie byłoby na czym ucha zawiesić. Ostatnie cztery piosenki to jakieś próby kombinowania, ale niezbyt udolne. Cóż znaczą ładne zagrywki saksofonu w tytułowym utworze, skoro nagranie to jest tak strasznie jednostajne i toporne? Ale prawdziwy koszmar to 'Hawkeye'. Coś takiego mogłyby nagrać drugoligowe synthpopowe zespoły, którym wytwórnia poskąpiła pieniędzy na produkcję. Koszmar. Co więcej, wersja zawarta oryginalnie na płycie niewiele odbiega od dema, którym zespół pochwalił się w bonusach dodanych do remastera albumu.

    Tak z ręką na sercu to poziom słuchalności - moim skromnym zdaniem - trzymają jedynie utwory 'Separate Lives', 'Days Are Numbers (The Traveller)' i 'The Same Old Sun'. Ten pierwszy został na tyle pięknie zaśpiewany przez Erica Woolfsona, wspomaganego w chórkach przez Chrisa Rainbowa, że jednostajna syntezatorowa pulsacja aż tak nie razi. W drugim natomiast wokalnie czaruje już sam Chris Rainbow, choć nie da się ukryć - muzycznie nagranie jest bardzo błahe. Natomiast trzeci wymieniony utwór to bardzo zgrabna, podniosła ballada (śpiewa ponownie Eric Woolfson). Przywołuje ona na myśl parsonowski klasyk 'Old And Wise', choć aż tak wysokiego poziomu nie udało się tu osiągnąć.

    Nie da się ukryć: 'Vulture Culture' to porażka, która poważnie nadszarpnęła wizerunek The Alan Parson Project. Panowie Parsons i Woolfson nie od razu chyba zdali sobie z tego sprawę, bo kolejną ich płytę również trudno zaliczyć do udanych. A gdy już do nich dotarło, że nie jest dobrze, to okazało się, iż mają krańcowo odmienne recepty na przezwyciężenie kryzysu. Dobrej woli starczyło tylko na nagranie jeszcze jednego - tym razem udanego - albumu i zespół przeszedł do historii.

    Michał Jurek poniedziałek, 28, kwiecień 2014 18:54 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Art Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.