2. Isadora (4:19)
3. Waterways (7:00)
4. Centaur Woman (7:09)
5. Bathers (4:57)
6. Communion (4:02)
7. Moth (4:03)
8. In The Stable Of The Sphinx (8:20)
Czas całkowity: 44:53
dodatkowo na reedycji Eclectic z 2004 roku:
1. Waterways (Demo) (6:40)
2. In the Stable of the Sphinx (Demo recorded in July 1968)(11:10).
3. Eight Miles High (recorded Tangerine Stusios, London 3rd September 1969)(6:51)
- Ron Caines ( Soprano & Alto saxophones (acoustic & amplified), organ, vocals (4) )
- Dave Dufont ( percussions )
- Geoff Nicholson ( guitars, Vocals )
- Steve York ( bass guitar, Harmonica, Indian thumb piano )
1 komentarz
-
East of Eden z pewnością należy do tych niesłusznie zapomnianych przez dzisiejsze społeczeństwo zespołów, które mimo niesłychanie bogatej i ciekawej twórczości nigdy nie przebiły się do świadomości szerszej publiczności. Odnoszę wrażenie, że pierwsza płyta King Crimson z roku 1969 swoją wielkością przysłania słuchaczom piękno, oryginalność i odkrywczość innych płyt wydanych właśnie w tym roku wymieniając tu dorobek takich twórców jak Frank Zappa, Miles Davis, Colosseum czy Soft Machine. Do tych niesłusznie pomijanych (z tym że w jeszcze większym stopniu od wyżej wymienionych) zalicza się z całą pewnością East of Eden i jego Mercator Projected. Nie istnieje większa radość dla muzycznego poszukiwacza, gdy odnajdzie się właśnie taki zapomniany, zakurzony skarb i odkryje się jego muzyczną wielkość.
Paweł Bogdan czwartek, 30, czerwiec 2011 17:17 Link do komentarza
East of Eden powstał w 1967 w Bristolu (początkowo grupa występowała pod nazwą The Picture of Dorian Gray). Przez zespół przewinęło się naprawdę wielu muzyków, ale w skład który wykrystalizował w roku 1968 ostatecznie weszli Dave Arbus, Ron Caines, Geoff Nicholson, Dave Dufort oraz Steve York. Grupa bardzo często koncertowała i w trakcie jednego z takich koncertów została dostrzeżona przez przedstawiciela wytwórni Decca/Deram, z którą w październiku 1968 zespół podpisał koncert płytowy. Już w grudniu zespół przystąpił do nagrywania swojego debiutanckiego albumu, który ujrzał światło dzienne w roku następnym.
Na samym początku naszego badania tejże płyty warto wspomnieć o ciekawym tytule albumu i jego okładce. Mercator Projected w polskim tłumaczeniu oznacza tzw. rzut Mercatora czyli odwzorowanie walcowe, wiernokątne, stosowane do dziś w kartografii. Tytuł z pewnością intryguje, bo ile procent populacji wie czym takim jest rzut Mercatora? Inna sprawa, że okładka debiutu East of Eden również może intrygować. Przedstawione jest na niej ciało, a mianowicie plecy, nagiej kobiety, na których wymalowana jest mapa świata. Całość ubrana jest w ciemnopomarańczowe barwy emanujące tajemniczością, wzbudzające zainteresowanie i ciekawość. No i rzeczywiście, jest czym się zainteresować bo zawartość krążka z pewnością na to zasługuje.
Mercator Projected to niemal trzy kwadranse muzyki zamknięte w osiem utworów. Tak naprawdę płyta należy do grupy tych krążków, gdzie naprawdę ciężko wyróżnić jakikolwiek utwór nie wyróżniając jednocześnie innych. To co bije od debiutu Brytyjczyków to niesamowita spójność i równość napisanego przez nich materiału. Co do zawartości muzycznej Mercator Projected pragnąłbym w tym miejscu przytoczyć wypowiedź basisty zespołu Steve'a Yorka:
Weź elektryczne skrzypce, kipiące rockiem i barokiem, dodaj wschodni flet, zmiksuj to z sumerjskim saksofonem, basem, perkusją, gitarą i przeźroczystymi obrazami słów, a otrzymasz East of Eden.
Nic dodać nic ująć. East of Eden jest chyba jednym z jaskrawszych przedstawicieli rocka progresywnego roku 1969. Na płycie oprócz rocka znajdziemy mnóstwo odniesień do bluesa, jazzu, psychodeli, muzyki klasycznej, ale też do muzyki ludowej (w tym orientalnej). Każdy utwór przynosi nam inne muzyczne doznania i eksperymenty zespołu. Northern Hemisphere (rozpoczynający się odgłosami dżungli) to fantastyczna współpraca gitary i skrzypiec spod znaku solidnego hard rocka. Już w tym utworze Brytyjczycy puszczają wodzę fantazji, kiedy to w środkowej części utworu przenosimy się na bliskowschodnie tereny (ale to dopiero początek niespodzianek). Po odgłosie wybuchającej bomby, która kończy pierwszy utwór przechodzimy do Isadora. W tym utworze bryluje wspaniały akompaniament na flecie (solówki w drugiej części utworu nie powstydziłby się nawet Ian Anderson). Zespół do tej pory utrzymywał swą muzykę w bardzo optymistycznych, by nie rzec skocznych rytmach, lecz już w kolejnym Waterways East of Eden postanowiło dać odpocząć słuchaczowi. Jest to dość wyważony, spokojny utwór zmysłowo prowadzony przez skrzypce jednak wkrótce East of Eden robi niespodziewany zwrot w kierunku muzyki jakby z tureckiego wesela! Kolejne Centaur Woman to krok zespołu w kierunku bluesa i jazzu ze szczyptą awangardy gdzie muzycy bardzo odważnie i ciekawie eksperymentują. Bathers i Communion to utwory osadzone bardziej w psychodelicznych (i bardzo skocznych) rejonach. Tutaj na chwilę chciałbym zwrócić uwagę na niezwykle barwne zakończenia utworu Communion. Po zakończeniu części muzycznej kompozycji słyszymy rozmowę. Jak ma się okazać jest to dowcip opowiadany w jakimś obcym języku i na bieżąco tłumaczony na język angielski. Niestety całego dowcipu nie da się zrozumieć, bo zaraz po wypowiedzeniu puenty przez przybysza z zagranicy rozlega się gromki śmiech uniemożliwiający dokończenie tłumaczenia przez translatora. Trzeba przyznać że ta salwa śmiechu naprawdę wprawia w dobry humor. Przechodzimy jednak dalej. Utwór numer 7 czyli Moth mimo tego że jest najkrótszą kompozycją na krążku niesie za sobą chyba największy bagaż emocjonalny ze wszystkich utworów na płycie. Zespół wspaniale buduje napięcie, odpowiednio wyważa muzyczne proporcje, a delikatne muskanie struny przez smyczek w refrenie dodaje utworowi niesamowitego wigoru. Finałowy utwór to instrumentalny In The Stable Of The Sphinx, który jest jakby ponownym zwróceniem się zespołu w kierunku jazzu i eksperymentalizmu.
Co tu dużo mówić, Mercator Projected jest płyta tak różnorodną w użytych środkach muzycznych, tak pełną pomysłów łączących je w spójną całość, że dla mnie osobiście jest wyznacznikiem tego co muzyka progresywna w roku 1969 mogła zaprezentować. Twórczość muzyków w pewnym sensie definiuje nawet interesujący nas gatunek. Muzyka progresywna to łamanie barier, poszukiwanie nowych ścieżek w muzyce rockowej, łączenie czasem przeciwnych sobie gatunków muzycznych w jeden styl. Wszystkie te cechy na krążku East of Eden znajdziemy. Warto przytoczyć tu inny cytat, tym razem grającego w East of Eden na skrzypcach, flecie, trąbce i saksofonie Davida Arbusa:
Zdecydowaliśmy, że będziemy wykorzystywać elementy muzyki Orientu, klasyki, jazzu i wszystkiego co nam do głowy przyjdzie.
Album Brytyjczyków jest z pewnością dziełem wspaniałym, a z perspektywy roku 1969 kiedy to rock progresywny dopiero się kształtował można by nawet rzec, że dziełem wybitnym. Tak naprawdę niewiele znajdziemy zespołów, które tak płynnie, swobodnie i oryginalnie potrafiłyby niczym genialny malarz wymalować wspaniały obraz korzystając z wszystkich dostępnych mu środków i użyć ich w idealnych proporcjach i we właściwym miejscu. Inna sprawa, że tego albumu naprawdę świetnie i bardzo przyjemnie się słucha, a mnogość pomysłów, różnego rodzaju zagrywek i wielu niespodziewanych zwrotów akcji absolutnie nie razi.
Ja sam osobiście nazywam debiut East of Eden małym King Crimson, bo tak naprawdę twórcom Mercator Projected do poziomu prezentowanego przez Karmazynowego Króla nie zabrakło zbyt wiele. Może bardziej wyrafinowanych kompozycji, może więcej muzycznego oddechu i patosu? Na pewno szkoda, że teraz o tym zespole i o tej płycie naprawdę niewielu pamięta, a w roku 1969 praktycznie nie miała sobie równych. W każdym razie dla słuchaczy zainteresowanych korzeniami rocka progresywnego jest to pozycja obowiązkowa!
Albumy wg lat
Recenzje Art Rock
- Gdy uświadomimy sobie, że Wojtek Ciuraj (niedawno) skończył 30 lat… Skomentowane przez Gabriel Koleński Iluzja dnia (Ciuraj, Wojciech)
- Andareda, zespół z dużym doświadczeniem, powraca po dłuższej przerwie z… Skomentowane przez Gabriel Koleński Eksperyment człowiek (Andareda)
- Finlandia znana jest z niezwykle utalentowanych skoczków narciarskich, pisarki Tove… Skomentowane przez Marcin Humbla Telepathic Minds (Overhead)
- Zacznę od podsumowania: Rewelacyjne wydawnictwo i podróż do przeszłości. Płyta… Skomentowane przez Jacek Łapaj Chaos & Colour (Uriah Heep)
- Wojtek Ciuraj podjął się bardzo ambitnego zadania. Trzy lata, trzy… Skomentowane przez Gabriel Koleński Kwiaty na hałdzie (Ciuraj, Wojciech)
- Mars Project to dobrze znany w kręgach sympatyków Lynx Music… Skomentowane przez Gabriel Koleński Last Passenger (Mars Project)
- Lynx Music ponownie w natarciu, z jednym ze swoich zdecydowanie… Skomentowane przez Gabriel Koleński Album Pieśni (Lepiarczyk, Krzysztof)
- „Dwa Żywioły” to druga część tak zwanego tryptyku śląskiego Wojciecha… Skomentowane przez Gabriel Koleński Dwa żywioły (Ciuraj, Wojciech)
- Karierę Wave śledzę już od pewnego czasu. Miałem przyjemność recenzować… Skomentowane przez Gabriel Koleński Dream (Wave)
- To, że Wojtek Ciuraj jest artystą ambitnym i odważnym, udowodnił… Skomentowane przez Gabriel Koleński Iskry w popiele (Ciuraj, Wojciech)
- Lebowski to przedziwny zespół, jeśli chodzi o cykl wydawniczy ich… Skomentowane przez Gabriel Koleński Galactica (Lebowski)
- W młodości siła. Nie mam pojęcia ile lat mają muzycy… Skomentowane przez Gabriel Koleński Die Without Living (Fizbers)
- Nie wiadomo kiedy minęły dwa lata od ukazania się „Momentum”,… Skomentowane przez Gabriel Koleński Colloids (Walfad)
- Marek Sikora powraca ze swoim projektem Mars Project. W zeszłym… Skomentowane przez Gabriel Koleński House of the Restless (Mars Project)
- Ponownie na naszym łamach gości zespół Wave, tym razem ze… Skomentowane przez Gabriel Koleński Between (Wave)
- Na kolejną muzyczną podróż po naszym pięknym kraju tym razem… Skomentowane przez Gabriel Koleński Me And Reality (Wave)
- W ramach odkopywania zaginionych skarbów z poprzedniego roku, tym razem… Skomentowane przez Gabriel Koleński Insomnia (Mars Project)
- Pod koniec zeszłego roku ukazał się wyjątkowy album. Druga solowa… Skomentowane przez Gabriel Koleński Jakżeż ja się uspokoję. W hołdzie Stanisławowi Wyspiańskiemu (Lepiarczyk, Krzysztof)
- Gdy na łamach naszego serwisu pojawia się recenzja płyty jakiegoś… Skomentowane przez Gabriel Koleński Letters To Maro (Frequency Drift)
- Coś się kończy, coś zaczyna. Wokalistka Katarzyna Sobkowicz-Malec, gitarzysta Leszek… Skomentowane przez Gabriel Koleński Hesitation (Noibla)