A+ A A-

It'll All Work Out In Boomland

Oceń ten artykuł
(892 głosów)
(1970, album studyjny)
1. In Circles (8:34)
2. J.L.T. (5:44)
3. No More White Horses (8:35)
4. Morning (21:14)
Bonus tracks:
5. Questions And Answers (5:17)
6. CD (7:01)
7. In Circles (9:07)

Czas całkowity: 63:32
- Keith Cross ( guitars, keyboards, harmony vocals )
- Peter Dunton ( drums, lead vocals )
- Bernard Jinks ( bass guitar, harmony vocals )
Więcej w tej kategorii: Waiting For The Band »

1 komentarz

  • Aleksander Król

    Dwa lata temu trafiłem na płytę brytyjskiej formacji T2 pt It'll All Work out In Boomland z 1970 r. Ponieważ mocno siedzę w tzw. starociach, szukałem tej płyty od paru lat. Słyszałem, że świetna, słyszałem, że odkrywcza, że doskonali muzycy... No ale skoro taka świetna i odkrywcza to czemu świat o niej zapomniał? Czemu nawet fachowcy w ogromnej większości nie wiedzą nic na ich temat? Byłem przekonany, że to kolejna legendarna kapela, której legendę tworzy wytwórnia płytowa w celu podniesienia sprzedaży. Tak więc bez większego entuzjazmu wsadziłem dysk w odtwarzacz, przygotowałem schłodzony napój również energetyczny, do którego byłem nastawiony bardziej entuzjastycznie i odpaliłem sprzęt. Już pierwsza minuta wgniotła mnie w fotel - to co słyszałem było wręcz nieprawdopodobne! Z coraz większym zdumieniem sięgnąłem po okładkę - to było trio!!! No dobra, pomyślałem, pierwszy kawałek wam wyszedł, zobaczymy co będzie dalej... Dalej było CORAZ LEPIEJ ! Ilością pomysłów i tematów zawartych na tej płycie inne kapele obdarzyłyby całą dyskografię, jest to ewidentnie jedna z najlepszych płyt w historii muzyki rockowej. Gdybym miał ją do czegoś porównać (czego nie cierpię) to... coś z Deep Purple, odrobina Budgie, lekko okraszone Wishbone Ash, przyprawione Rush z domieszką Bijelo Dugme a wszystko polane pysznym progresywnym sosem, zaprawionym Black Sabbath. W efekcie powstało dzieło genialne (pamiętajmy, że to rok 1970 a płyta była nagrywana w 1969 !!!), z którego czerpało swe natchnienie setki późniejszych zespołów. Przy uważnym słuchaniu odnajduję cytaty z T2 w innych wielkich płytach - również wykonawców których już przytoczyłem. Do dziś nie mogę zrozumieć jak to się stało, że TAKIEJ kapeli nie udało się przebić?!

    T2 to trzech muzyków - Keith Cross (gitara i klawisze), Peter Dunton (perkusja i wokal) oraz Bernard Jinks (bas). Na płycie znajdują się cztery nagrania : In Circles (8:34), J.L.T (5:44), No more white Horses (8:35) oraz Morning (21:14). Fajnie, prawda? Ale kim byli ci ludzie, skąd się wzięli i gdzie się schowali? Z T2 było tak jak z cywilizacją egipską - pojawiła się nagle w pełni ukształtowana, zadziwiła świat i zniknęła... Grzebiąc w starych archiwach, przeglądając setki stron internetowych powoli wyłonił mi się zamglony obraz trójki ludzi, nad którymi chyba ciążyła jakaś klątwa. Żaden z ich wcześniejszych projektów nie zdołał osiągnąć należnej pozycji. Ale dzięki temu dogrzebałem się do kilku następnych płyt, w powstanie których byli zamieszani ci muzycy, a poprzedzających powstanie T2. Zainteresowanym polecam BULLDOG BREED, FLIES i NEON PEARL. Poszukiwania doprowadziły mnie do małej sensacji - otóż w 1998 roku brytyjska wytwórnia Essex odnalazła zagubioną taśmę z nigdy nie wydaną drugą płytą T2 (!!!), nagraną również w 1970 roku!!! Ale o tym może innym razem...

    Cóż można powiedzieć o samej muzyce? Pisanie, że świetna, genialna, że świetnie nagrana, doskonale wyprodukowana jest stereotypem, choć do tej płyty wszystkie te określenia pasują idealnie. Analizując grę poszczególnych muzyków - znów same superlatywy. Zacznijmy od gitary - Keith Cross. Już w pierwszym utworze prezentuje wszystko czego szukamy w hard-progresywno-rockowej muzyce z lat 70. Tyle tylko, że zagrane z nieprawdopodobnym feelingiem, z lekkością która jest dostępna tylko garstce gitarzystów na świecie. Słuchając dalej tej płyty dochodzimy do konkluzji, że historia muzyki rockowej powinna być napisana jeszcze raz, ze szczególnym uwzględnieniem Keitha Crossa, który w tym czasie miał... 17 lat!!! Grał na Gibsonie Les Paulu, czarnym ze złotym osprzętem. W trzecim utworze przesiadł się na chwilę na Fendera i przez moment zagrał bardzo delikatne solo, po czym wrócił do podstawowego instrumentu i przyłoił po swojemu. W ich muzyce cały czas się coś dzieje, częste zmiany tempa i klimatu przyprawiają o zawrót głowy. I o ile tak sprawny gitarzysta sobie z tym poradzi, to jest jeszcze reszta kapeli w tym perkusista, dla którego takie łamańce to zabójstwo. Ale Peter Dunton wszystko to gra jakby był to najprostszy rytm na świecie (czyli słynne 4/4). Karkołomne przejścia i zmiany rytmu umila sobie naprawdę doskonałym wokalem. A basista to idealne uzupełnienie perkusji. Znajomi muzycy, którym puszczałem tę płytę twierdzili, że to muzyka nagrana współcześnie, wysiedziana w studiu i zrobiona na lata 70. Z ogromnym zaskoczeniem i niedowierzaniem oglądali okładkę... Posłuchajcie ostatniego Morning - to 21 minutowa prog-hard-rockowa suita. Jest naprawdę rzeczą wręcz nieprawdopodobną, że została nagrana w 1969 roku przez tak młodych ludzi. Wydaje mi się, że ten materiał gdyby był nagrywany dziś to bębniarzem mógłby być albo Mike Portnoy, albo Terry Bozzio... Myślę również, że żadne słowa i recenzje nie są w stanie opisać akurat tej muzyki, dlatego wszystkich gorąco namawiam do posłuchania tej płyty. A dla wszystkich miłośników starego grania - to po prostu jazda obowiązkowa.

    Aleksander Król poniedziałek, 16, sierpień 2010 11:46 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Art Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.