Anawa

Oceń ten artykuł
(192 głosów)
(1973, album studyjny)
1. Kto wybiera samotność (1:03)
2. Człowiek miarą wszechrzeczy (2:51)
3. Abyś czuł  (3:31)
4. Widzialność marzeń (5:12)
5. Ta wiara (4:19)
6. Będąc człowiekiem (3:04)
7. Stwardnieje ci ta łza (2:47)
8. Tańcząc w powietrzu (4:01)
9. Uwierz w nieznane (5:46)
10. Kto tobie dał (3:18)
11. Nie przerywajcie zabawy (3:14)

Czas całkowity: 39:06
- Andrzej Zaucha (śpiew, instrumenty perkusyjne)  
- Jan Kanty Pawluśkiewicz (fortepian, aranżacje)    
- Anna Wójtowicz (wiolonczela)   
- Zygmunt Kaczmarski (skrzypce, gitara)   
- Jan Gonciarczyk (kontrabas)    
- Tadeusz Kożuch (altówka, trąbka)   
- Zbigniew Frankowski (gitara, śpiew)    
- Eugeniusz Makówka (perkusja)
oraz sympatyk zespołu:   
- Benedykt Radecki (perkusja)

3 komentarzy

  • Jarosław Sawic

    Zacznę jak Hitchcock - od trzęsienia ziemi - a potem napięcie będzie tylko rosnąć (he,he). Otóż Anawa to najlepsza płyta w historii polskiego rocka progresywnego zostawiająca w pokonanym polu nawet takie monstery jak [b]Enigmatic[/b] Niemena czy [b]Pamięć[/b] SBB. Jak zatem to możliwe, że arcydzieło tej miary pozostaje u nas niemal zupełnie nieznane, podczas gdy laury zbierają popłuczynki po Dream Theater i Porcupine Tree (Riverside) czy popłuczyny po popłuczynach (tak, tyle razy w tej szlachetnej wodzie myto te same naczynia,!) Camel (Quidam)? Nie da się tego zrozumieć, ale da - choćby częściowo - wyjaśnić. Jednym z powodów jest nagminne (i wyjątkowo durnowate) szufladkowanie Anawy w kategorii poezji śpiewanej. Owszem, teksty Anawy - pisane przez Leszka. A. Moczulskiego i Ryszarda Krynickiego (z dwoma wyjątkami - patrz niżej) - są bardzo poetyckie i stanowią integralną część tego niezwykłego albumu, ale czy z samego faktu, że jakaś grupa bierze na warsztat poetyckie teksty wynika, że muzyka zespołu to poezja śpiewana!? Idąc tym tropem można by do poezji śpiewanej zaliczyć muzykę Doorsów (bo Morrison przecież poetą był i za takiego się uważał), albo Renaissance (teksty pisała im zawodowa poetka Betty Thatcher). Wyjaśniam zatem, że muzyka Anawy NIE JEST w żadnym razie poezją śpiewaną (przynajmniej w takim znaczeniu tego terminu, jaki się u nas przyjęło) i że jest to najklasyczniejszy z klasycznych rock progresywny.

    Jest to płyta tak wybitna, bowiem Anawa jako jedna z bardzo nielicznych grup rodzimej sceny progresywnej stworzyła własną, oryginalną odmianę rocka progresywnego, którą w skrócie można by nazwać krakowską. Jest to ten sam styl, który zapoczątkował pianista, lider i kompozytor Anawy - Jan Kanty Pawluśkiewicz na dwóch pierwszych płytach Grechuty (zwłaszcza na Korowodzie). Styl łączący elementy rocka i kameralnej muzyki klasycznej z jazzem i (co najważniejsze) muzyką krakowskiej bohemy spod znaku Piwnicy pod Baranami. Tyle że na płycie Anawy w porównaniu do dwóch pierwszych albumów Grechuty jest zdecydowanie więcej rockowej ekspresji. Ogromna w tym zasługa Andrzeja Zauchy - wokalisty, który niejako zastąpił Grechutę w nowym projekcie Pawluśkiewicza. Powiedzmy to sobie wprost - Zaucha nie był wizjonerem czy osobowością artystyczną na miarę Grechuty, natomiast w aspekcie stricte wokalnym bije Grechutę na głowę i to w każdym elemencie: skali głosu (ogromna), możliwości interpretacyjnych (jazz, blues, soul, rock, nawet quasi-opera), techniki śpiewu. Na Anawie Zaucha śpiewa nieco inaczej niż na nagranym dwa lata wcześniej albumie Dżambli (świetnym!) - mniej soulowo, a bardziej klasycznie, co doskonale pasuje do stylu Anawy.

    Co do samej muzy - na płycie znajduje się 11 utworów - jak na progowe standardy dość krótkich, bo średnio 4-5 minutowych. We wszystkich (niemal) mamy do czynienia z niezwykłą fuzją elementów prog-rocka, któremu najbliżej do estetyki King Crimson z debiutu, z jedynymi w swoim rodzaju, krakowskimi, piwnicznymi klimatami. Z tym że w niektórych numerach na pierwszy plan wysuwają się zdecydowanie elementy progowe, a w innych chowają się one nieco w tle, ustępując miejsca Piwnicy. Do pierwszej kategorii należy bezwzględnie zaliczyć kompozycje takie jak: [b]Człowiek miarą wszechrzeczy[/b] - zapierającą dech w piersiach, ogromnie podniosłą pieśń (do tekstu, który stanowi fragment z sumeryjskiego eposu o Gilgameszu) spowinowaconą z utworem tytułowym z [b]In The Court Of The Crimson King[/b] (zwłaszcza w partiach chóralnych). Anawa nie byłaby jednak sobą, gdyby nie wzbogaciła karmazynowego odcienia innym kolorem. Otóż w utworze tym występuje jeden bardzo charakterystyczny interwał (bodaj kwarty), który nadaje jej klimat podobny do pieśni śpiewanej w filmie Faraon ( O ty który& itd..). Widać z braku przekazów o muzyce sumeryjskiej Pawluśkiewicz postanowił się posłużyć muzyką egipską, aby oddać klimat odległej starożytności. I udało mu się to doskonale. W tej samej progowej kategorii mieszczą się też: [b]Abyś czuł[/b] - jazz-rockowa piosenka z kapitalnymi improwizowanym partiami smyków i cudownymi, quasi-orientalnymi, żeńskimi wokalizami w wykonaniu wiolonczelistki grupy - Anny Wojtowicz; Uwierz w nieznane, w której po stricte klasycznym wstępie smyczków niczym z kwartetów smyczkowych Dworzaka, następuje pyschodelia pełną mordką (odjechane partie skrzypiec i gitary, etniczne bębny, naturalistyczno-surrealistyczne odgłosy jak z Floydów z Barretem); oraz [b]Ta Wiara[/b] dynamiczna, chybka jazda na łeb na szyję w 8/8- z bardzo ekspresyjnym śpiewem Zauchy na początku (tutaj najbardziej zbliża się do soulu), ostrymi (niemal hard-rockowymi!) solami elektrycznej altówki i elek skrzypiec w środku, oraz awangardowym, preparowanym fortepianem w finale.

    Natomiast utwory, w których królują elementy krakowskie to: [b]Stwardnieje ci łza[/b] - typowo kabaretowy numer w nieco jarmarcznym, skocznym metrum- 2/4, z niemal cyrkową instrumentalną kodą (powtarzany do znudzenia motyw trąby); [b]Kto wybiera samotność[/b] - otwierająca album miniatura zaśpiewana a capella do opartego na kunsztownych anaforach tekstu Ryszarda Krynickiego; [b]Widzialność marzeń[/b] - łagodna, relaksująca piosenka, którą wyjątkowo zaśpiewał Pawluśkiewicz, a nie Zaucha; oraz, last but not least, [b]Będąc człowiekiem[/b] - urzekająca baśniową, oniryczną nastrojowością ballada (cóż za melodia!) z hejnałowym, wawelskim solem trąbki w środku

    Są też dwie kompozycje, które lokują się jakby pośrodku obydwu kategorii - dwie podniosłe pieśni cudownej urody - w zasadzie progowe, ale pozbawione partii instrumentalnych, przez co nie można ich zaliczyć w pełni do pierwszej grupy. To spopularyzowana przez Grzegorza Turnaua [b]Tańcząc w powietrzu[/b] (wielu zapewne zna ten utwór, ale niewielu wie, że to właśnie numer Anawy nie Turnaua !) oraz [b]Kto tobie dał[/b] - kolejny quasi-crimsonowski song a'la tytułowy numer z Posejdona - z fenomenalnym śpiewem Zauchy (aksamitny głos jakiego nie powstydziłby się Greg Lake) i smyczkami imitującymi melotron (niesamowite odwrócenie ról!)

    No i na koniec zostawiłem jedyny utwór, który jest, nie bójmy się tego powiedzieć, popowy. To kończący album:[b]Nie przerywajcie zabawy[/b] pomyślany pewnie jako relaksująca, wesoła koda po kilkudziesięciu minutach patosu, liryzmu i poezji. Pomysł niby fajny, wykonanie w sumie też, ale... Oparty na latynoskich rytmach przebojowy utwór sam w sobie nie jest zły, ale w kontekście tego albumu, brzmi jednak za bardzo festynowo i przyziemnie. Jest to bezwzględnie najsłabsza kompozycja na płycie i dobrze, że jest ostatnia, bo nie ma musu jej słuchać.

    Typowego zakończenia nie będzie, bo i tak recenzja wyszła mi dłuższa niż planowałem. Będą za to dwie wiadomości- jedna dobra i druga zła. Zacznę od dobrej - to arcydzieło doczekało się kompaktowej reedycji. Natomiast zła jest taka, iż jedyna reedycja CD Digitonu z 93 roku jest od wielu la niedostępna i nieprawdopodobnie ciężko ją dostać, a jeśli już to za ogromne pieniądze (sam zapłaciłem półtora roku temu 200 zł!). Ale jest na to rada - sprzedać wszystkie płyty Quidam, Collage i Riverside, które się posiada, a za uzyskane pieniądze kupić właśnie Anawę...

    Jarosław Sawic piątek, 02, wrzesień 2011 12:21 Link do komentarza
  • Jarosław Sawic

    Jeden z fragmetów recenzji wypadł tak dwuznacznie, że muszę go doprecyzować, Oczywiście w żadnym razie nie uważam WIELKIEJ muzyki Camel za popłuczyny- uwaga odnosi się do neoprogreywnych grup, które kopiują styl grup kopiujących już wcześniej Wiebłąda (i to uważam za popłuczyny po popłuczynach)

    Jarosław Sawic piątek, 02, wrzesień 2011 12:21 Link do komentarza
  • Aleksander Król

    To chyba najbardziej niedoceniana polska płyta progresywna. I kryminalnie mało znana. Piękna, ponadczasowa, ocierająca się o wielki progres i niezrozumiana do dziś... Dlaczego? Bo wszyscy uznali że skoro to Jan Kanty Pawluśkiewicz , to musi to być POEZJA. I do tego jeszcze śpiewana.... Aby tego uniknąć pan Jan zmienił wokalistę, co już było sensacją bo usunięcie z grupy samego Grechuty było krokiem niemal samobójczym. Jednak pomysł na nową muzykę, wymagał radykalnych posunięć. Nowym wokalem, a więc i twarzą grupy został nie byle kto tylko Andrzej Zaucha - kolejny niedoceniany gość, który dopiero co nagrał doskonałą płytę z krakowskimi Dżamblami i już był 'bezrobotny', bo grupa przestała istnieć . Andrzej był przeciwieństwem Marka.( I obaj już odeszli...) Żywiołowy , przebojowy, a przede wszystkim ROCKOWY wokalista miał stać się wizerunkiem zmian programowych w grupie. Tego gestu ludzkość nie zrozumiała... Podobnie jak wielu rzeczy na tej genialnej płycie. Ktoś kiedyś określił ten krążek płytą paradoksów - to nie poezja śpiewana, ale świetne teksty i awangarda, ale bez gwałtu na uszach.
    'Kto wybiera samotność, nigdy nie będzie sam,
    Kto wybiera bezdomność, będzie miał dach nad głową
    Kto wybiera śmierć, nie przestanie żyć'....
     Genialne teksty, fantastyczni muzycy - posłuchajcie perkusji, skrzypiec, trąbki, basu - to światowa elita. Absolutnie genialne kompozycje i niemal perfekcyjne wykonanie. I cisza...Piękna, zapomniana muzyka. Co prawda po 22 latach, w 1995 roku na płycie Grzegorza Turnała pojawił się 'Linoskoczek', a refren zaśpiewał sam Jan Kanty Pawluśkiewicz, ale kto o tym wie....? Ta płyta nadal czeka na odkrycie... Jest potwornie trudna do zdobycia, ale warto poświęcić czas i pieniądze bo kto raz jej posłucha... 'Nie bój się lęku przed nieznanym, nie bój się nie bój siebie samego'.... Kwintesencja piękna. Polecam absolutnie wszystkim...

    Aleksander Król piątek, 02, wrzesień 2011 12:21 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Art Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.