Cinemon

Oceń ten artykuł
(55 głosów)
(2009, album studyjny)
1. Don't You Remember (5:33)
2. Little Babe (4:05)
3. Storm (6:20)
4. Barbiturany (2:07)
5. Sześć (6:31)
6. Czarna czerń (3:57)
7. Morderca (6:20)
8. Shall I Comapre Thee (4:53)
9. Nobody Knows (12:09)
10. Świńskie wycie Judasza (11:08)

Czas całkowity: 63:03
- Michał Wójcik (gitara, wokal, klawisze, harmonia)
- Kuba Pałka (perkusja)
- Mariusz Sitko (bass)
oraz:
- Adam Cygan - wokal (2)
- Marta Mołodyńska - solo klawiszy (5)
- Kaja, Kamila, Michał - klaskanie (4)

1 komentarz

  • jacek chudzik

    W latach '60 stosunkowo łatwo było wydać płytę. Szefowie dużych wytwórni - jak wspominał to w jednym z wywiadów Frank Zappa - nie mieli wprawdzie pojęcia o popularnej wówczas muzyce, gotowi jednak byli machnąć na to ręką i zaryzykować - zobaczyć, czy młodzież to kupi. Dzięki temu do szerszego kręgu odbiorców trafiło dużo dobrych płyt, a przełom lat '60 i '70 stanowi prawdziwą kopalnię muzycznych diamentów. Dziś młode kapele mają pod tym względem (jak i pod paroma innymi) troszkę pod górkę: szefowie wytwórni uparcie wierzą, że w swej wszechwiedzy na temat muzycznych gustów i pragnień mas są nieomylni. Diamenty pojawiają się w pomniejszych wytwórniach, o ile ktoś w ogóle zwróci na nie uwagę.

    Cinemon nad swoim debiutanckim krążkiem pracował przez ostatnie dwa lata. To ślimacze tempo związane jest przede wszystkim z tym, że zespół wziął na własne barki trud wydania płyty. Efekt? Ogólnie rzecz ujmując: digipack, 10 utworów, 63 minuty muzyki. Nie można pominąć sposobu wydania albumu. Projekt okładki, zdjęcia, kolorystyka - wszystko składa się na ten mały przedmiot estetyczny. Ponieważ jednak nie samą grafiką żyje człowiek, wypada zapytać: a co tam panie w tej muzyce?

    Zaskakujący jest dla mnie przede wszystkim sposób, w jaki Cinemon wykorzystuje możliwości klasycznego power trio. Można odnieść wrażenie, że osiągnięcie tak niezwykłych rezultatów brzmieniowych przy absolutnym minimum instrumentów jest czymś oczywistym. Nie oszukujmy się jednak - stoi za tym solidny warsztat muzyków oraz niemałe umiejętności kompozytorskie. Otwierający płytę utwór Don't You Remember od razu wprowadza nas w muzyczny świat Cinemonu - pozornie surowe brzmienie i grunge'owy nastrój łączą się w nim z wpadającą w ucho melodyjnością kompozycji oraz porywającą żywiołowością partii solowych. Eksplozją takiej stylistyki będzie Little Babe - rozszalały rocker niesiony basowym riffem.

    Kolejne kompozycje nie zawodzą - choć utrzymane w podobnym klimacie, przyciągają naszą uwagę za każdym razem czymś innym, sprawiając, że błogi stan zadowolenia wywołany muzyką Cinemonu szybko nazwiemy oczarowaniem. Gdzie zatem tkwi haczyk? Zostawiając w spokoju lekkie niedociągnięcia w jakości nagrania, przyznać muszę, że w moim odczuciu trochę blado na tle instrumentalnych popisów zespołu wypada wokal. Najgorzej rzecz ma się w najsłabszym - moim zdaniem - utworze na płycie, jakim jest Morderca. Chociaż może niepotrzebnie używam ostrych słów - niektórzy lubią Myslovitz...

    Szukając innych - bardziej przyjaznych dla ucha - muzycznych krewnych tego, co serwuje nam na swym debiucie Cinemon moglibyśmy zgubić się w gąszczu mniej, lub bardziej przystających do siebie nazw: Led Zeppelin i Pink Floyd, czy Mad Season i Wishbone Ash... Sam zespół określa swoją twórczość 'jazzującym rock'n'rollem progresywnym', ale zarazem twierdzi też, że jego ambicją jest grać 'progresywny punk-jazz'. Podoba mi się ta pierwsza nazwa, jest bardzo adekwatna, a w kontekście zakończenia albumu, wręcz niezastąpiona. Shall I Compare Thee powinno (obok Little Babe) znaleźć się na singlu promującym płytę. Prosta melodia, połączona z szekspirowskim tekstem i liryczną partią gitary, sprawiają, że piosenka ta jest jednym z jaśniejszych momentów na płycie. Floydowki klimat Shall I... przelewa się w następujący po niej - ponad dwunastominutowy - Nobody Knows. I kiedy po tej balladzie - skrojonej według wszelkich prawideł sztuki rocka progresywnego - wydawać nam by się mogło, że Cinemon w pełni już pokazał na co go stać, przychodzi pora na najlepsze... Świńskie wycie Judasza. Tak - jakże banalnie - zatytułowany kawałek okazuje się być monumentalną, dwuczęściową symfonią łączącą to, co jazzujące i progresywne z post rockowymi naleciałościami. Fenomenalne zwieńczenie albumu! Nic lepszego (i bardziej zaskakującego) nie można by sobie wyobrazić.

    Debiutancki krążek Cinemonu, to spora dawka rockowego witalizmu zamkniętego w inteligentnych kompozycjach. Materiał w większości mógłby trafić na listy przebojów. Jest zresztą jedną z większych zalet tej płyty, że obok atrakcyjnego rockowego grania podsuwa słuchaczom odrobinę czegoś ambitniejszego. Końcówka albumu pokazuje, że wyobraźni muzycznej zespołu nie da się łatwo ująć w kategorie i szufladki. Co więcej, stanowi rodzaj obietnicy na przyszłość danej nam przez zespół... Chciałbym bowiem widzieć w układzie płyty przemyślaną konstrukcję - obraz rozwoju, mapę muzycznych poszukiwań Cinemonu. Jeśli zespół jako kierunek obrał 'jazzujący rock'n'roll progresywny', to o jego przyszłość jestem spokojny. A może nawet przystań, do której zmierza, ów 'progresywny punk-jazz', przestanie mi się kojarzyć z muzycznym koszmarkiem. Czas oczyści i oszlifuje ten błyszczący się kamień.

    PS. Cinemon udostępnił w internecie swój debiut (na licencji CC). Jeśli więc chcecie zapoznać się z twórczością zespołu, to pamiętajcie, że ściąganie i udostępnianie tego materiału jest... wysoce zalecane: http://wydawnictwo.firmamuzyczna.pl/cinemon/" target=_blank> płyta

    jacek chudzik wtorek, 10, luty 2009 23:33 Link do komentarza
Zaloguj się, by skomentować

Recenzje Art Rock

Komentarze

© Copyright 2007- 2023 - ProgRock.org.pl
16 lat z fanami rocka progresywnego!
Ważne! Nasza strona internetowa stosuje pliki cookies w celu zapewnienia Ci maksymalnego komfortu podczas przeglądania serwisu i korzystania z usług. Korzystając ze strony wyrażasz zgodę na używanie cookie, zgodnie z aktualnymi ustawieniami przeglądarki. W każdej chwili możesz zmienić ustawienia przeglądarki decydujące o ich użyciu.